144 DZIECI, ALKOHOL I NARKOTYKI
Allsion stwierdziła, że zgodzi się na kontrakt, ale trzeba zmienić pewne punkty. Nie chciała czekać dwa tygodnie na przywileje. Wolała też spotykać się po szkole z przyjaciółmi w te dni, kiedy nie było zajęć sportowych i twierdziła, że rodzice nie mają prawa jej tego zakazywać.
Phyllis i Stuart byli nieugięci. Wyjaśnili, że wymienione w kontrakcie przywileje będą jej przysługiwać, gdy na nie zasłuży. Allison odparła, że zasłuży na przywileje, ale nie będzie chodzić na spotkania AA. Phyllis i Stuart stwierdzili, że spotkania AA nie podlegają negocjacjom. Potem Allison zaprotestowała przeciwko konsekwencjom. Uważała, że prawo używania telefonu powinna tracić tylko na jeden dzień, a nie na dwa. Rodzice przyznali jej to. W końcu Allison zgodziła się przestrzegać kontraktu w tej formie, jaka została jej przedstawiona, z wyjątkiem jednej poprawki dotyczącej złagodzenia ograniczeń w używaniu telefonu.
Na szczęście pracowały dla Allison dwie rzeczy, które ostatecznie umożliwiły jej zgodę na kontrakt, mimo początkowego sprzeciwu. Po pierwsze, całe dzieciństwo spędziła w kontrolowanym środowisku stworzonym przez rodziców, wyrobiła więc w sobie wewnętrzną dyscyplinę, której część wciąż jeszcze zachowała, pomimo zniszczeń dokonanych w niej przez alkohol. Po drugie, nadużywanie środków odurzających nie osiągnęło jeszcze u niej poziomu, na którym nastąpiłoby całkowite zniszczenie wartości przekazywanych jej przez rodziców. Allison była nastolatką, która w głębi serca nadal pragnęła zadowolić swoich rodziców, nadal zależało jej na miłości i nadal chciała mieć udane życie.
W rezultacie naszej wspólnej ciężkiej pracy, Phyllis, Stuart i Allison mieli teraz rozsądne, uzgodnione reguły i jasne konsekwencje na wypadek ich łamania. Mieli też program edukacyjno-terapeutyczny pomagający Allison utrzymać się na właściwej drodze. Po raz pierwszy Phyllis i Stuart mogli odetchnąć i pozwolić Allison zająć się samą sobą. Byli przygotowani zarówno na jej sukces, jak i na klęskę, mogli więc wreszcie zacząć się troszczyć o siebie.
Spisane kontrakty są szczególnie pomocne dla dzieci takich, jak Allison, które od dłuższego czasu nie przestrzegają zasad życia rodzinnego ani ogólnych wzorców zachowań. Inne dzieci, jak na przykład Mark, nie sprawiające tylu problemów, nie wymagają kontraktów pisanych. Potrzeba im jedynie jasno sformułowanej reguły zakazującej używania alkoholu i innych narkotyków, sensownego planu leczenia i bardziej intensywnej terapii jako konsekwencji złamania zasady nieużywania środków odu-
JAK POMÓC DZIECKU, KTÓRE ZGADZA SIĘ WSPÓŁPRACOWAĆ
145
Uzależnienie jest bolesnym więzieniem, z którego ktoś stara się wydostać. Zazwyczaj ten ktoś jest tak opancerzony najróżniejszymi sposobami obrony - wrogością, obwinianiem, kłamstwami i racjonalizacją - że dostrzegamy tylko ten pancerz. U Marka zaczynał on pękać, prawdopodobnie za względu na konsekwencje, które spadły na niego w rezultacie używania narkotyków. Tak więc ukryta, cierpiąca osoba odsłoniła się już przy pierwszym spotkaniu.
Podobnie jak i w wypadku innych uzależnionych, Mark używając narkotyków tracił wszystko, co cenił: relację z ojcem, jego własne dążenia, jego fascynację przygodą i przyrodą oraz nadzieje na przyszłość. Mark toczył wewnętrzną walkę niemal przez cały czas używania narkotyków.
W miarę postępu nałogu, narkotyki zyskują taką władzę nad używającą ich osobą, że w końcu załamują się jej wartości. Charakterystyczną cechą późnego stadium uzależnienia jest to, że konflikt między wartościami a zachowaniami właściwie ustaje. Żadne czyny - od prostytucji do zbrojnego napadu - nie wydają się poruszać sumienia uzależnionego nastolatka, który staje się zdolny do wszystkiego. Oczywiście, wartości nadal w nim tkwią, ale nałóg całkowicie je zagłusza.
*
Na szczęście, uzależnienie Marka nie było jeszcze tak głębokie. Chociaż twierdził, że wydalenie ze szkoły nie ma znaczenia, to jednak wiedział, że ma; miał też dla niego znaczenie ból, który sprawiał swemu ojcu. Kiedyś myślał o wstąpieniu do Princeton, alma mater ojca, ale teraz nie był już pewien, czy go przyjmą. To też miało znaczenie. Martwiła go także utrata kontroli nad używaniem środków odurzających:
- Większość życia spędziłem podejmując wyzwania i pokonując przeszkody - powiedział. - A teraz ma mnie pokonać wódka i trawka. To nie do wiary: zdobywałem szczyty, a nie mogę dać sobie rady z narkotykami. Niech mi pani pomoże z tego wyjść! Co ja mam zrobić?
Ponieważ Mark przyznał, że ma problem i otwarcie prosił o pomoc, wydawał się idealnym kandydatem do leczenia otwartego. Twierdził, że nigdy nie odczuwał objawów odwykowych, jednak nie mogliśmy być pewni, że nie jest uzależniony również fizycznie, ponieważ nie odstawiał jeszcze narkotyków na dłuższy czas. Zgodziliśmy się więc na program leczenia