126
Baronowa de Garennes i jej syn waiedli najpierw. Za nimi jechał prokurator Rzeczypospolitej, prezes policyi i Raul de Challins.
— No i cóż matko, cóż ty o tern wszystkiem myślisz ?
— Co ja myślę ? Otóż, że całą tę rzecz przeprowadziłeś tak nierozsądnie, że kto wie, co jeszcze za niespodzianki dla nas wynikną. Przewiduję zawczasu cios, jaki z nieprzewidzianej strony ma w nas uderzyć... Jakąż to tajemniczą drogą dostał się ów akt do rąk prokuratora Rzeczypospolitej?
— To właśnie, czego się dowiedzieć należy. Gdyby się nam udało dowiedzieć, co to za osoba nadesłała ów telegram, moglibyśmy przeszkodzić krokom, jakie przedsięweźmie. A zresztą czego się o* bawiać. Nikt nie wie dotychczas, czy córka mego wuja żyje i braknie potrzebnych wskazówek do odszukania jćj. My zaś wiemy, gdzie ją znaleść i
' to właśnie stanowi naszą siłę,
— To prawda — rzekła baronowa — że Genowefa oddaną została wieśniakom w Yauteuil-le-Haudoin na wychowanie.
— A którzy nazywają się Vandamami — dokończył Filip — a toć to Julian, mój lokaj, jestioh synem rodzonym. Przez niego się najlepiej dowiem, co się stało z Genowefą... Jeżeli żyje, potrzeba, aby nam była użyteczną, lub żeby zniknęła bez śladu... Biorę wszystko na siebie... muszę zwyciężyć... nie potrzebuję się już troszczyć o Raula, zajmę się wyłączni e Genowefą...
Ostatnie słowa wymówił głosem tak okrutnym, że pani de Garennes zadrżała.
— Filipie, przecież nie zamierzasz...
_ Usunąć ją, nie moja matko, przynajmniej gs teraz, zresztą zobaczę, co z nią zrobić,., najprzód potrzebuję ją znBleść. %
f,, _ Strzeż się... — powiedziała ponuro pani ba
ronowa de Garennes.
( — Czego ?
ig — Niebezpieczna to gra i straszna...
Na tem przerwano rozmowę, bo oboje zbliżali się do dworca północnego.
Tymczasem w drugim powozie, gdzie siedział Baul z urzędnikami! nie zamieniono ani słowa, t Rani pod wrażeniem okropnego zarzutu, stał się ponurym. Chociaż nie miał sobie nic do wyrzucenia, chociaż nie rozumiał, jakim sposobem postępowanie jego mogłoby dać jakiś powód do posądzenia, nie mnićj jednak uczuwał głęboki niepokój i przerażenie. 1“ Urzędnicy patrzeli na niego z uwagą. Raz po raz spojrzeli po sobie a wyraz ich twarzy mówił •wyraźnie:
— Nikt inny, tylko ten jest winnym...
* Pociąg ruszył wkrótce i wszyscy w krótkim czasie znaleźli się w Compiegue. f — Masz pan klucze od grobowoa? — zapytał prokurator Raula.
— Nie panie, powierzyłem je oddźwiernemu.
— Chodźmy zatem na cmentarz — rzekł prokurator i podał ramię pani de Garennes.
Raul szedł obok Filipa.
— Pani drżysz, pani baronowo ? zapytał prokurator, czując że ręka jój, oparta na jego ramieniu drży.
— Ach panie! — zawołało to chytre stworzenie. Gdy pomyślę, jaki zarzut cięży na Raulu de.