NDIGCZAS0034762546

NDIGCZAS0034762546



228 X. Jan Humpola.

U wylotów, rozwydrzonych przez ulewę i napęczniałych poruszeństwem wód, teraz ledwie zipiących, rozesuły się po ścieżce w kształt nakrytej muszli tłumy żabie i pomniejszych kamieni. Gawiedź ta migotliwa i nieustatkowana rozbiegała się pod stępem okutych butów i wpuszczała nogę w głąb, powyżej kostek, tamując przejście i męcząc nas. To znów tam, gdzie las na skraju drogi wyrastał z wypukłego podłoża, gdzie podszycie bujniej się krzewiło i drzewa były gęstsze, naniosły przegony wodne brzemiona zczerniałego i zrudziałego igliwia.

Płot Hohenlohego rozniosło i podmuliło w paru miejscach. Schodki, służące do przejścia ogrodzenia przy polanie pod Żabiem, odprawiły długoletni i znojny swój termin i walały się pogniłe za parkanem.

Zapewne wspomniane przeszkody miał na myśli syn starego Kuby Wawrytki — młody przewodnik Jędrek, kiedy w Morskiem Oku poważnie odradzał pewnemu niedoświadczonemu towarzystwu turystów, by się niebrali ku Białej wodzie, bo nie zdolą, a on nie myśli ich przenosić na barana przez kałuże i naderwane mosty, fl kiedy pochwycił zdziwienie na mej twarzy, zmrużył szelmowskie, czarne wytrzeszcza i szepnął: „Przepytujem Was, Panie Kapelancie, ale lo Was to plotka. Dyć wiem. Ino uwazujem: ka jeleń hipnie, nie przeskoci krowa, fl to to — poźryjcie: — Boże się pozol! Pod jednem nogi jak pod srokom, drugie nie wiada skąd wysło i kany lezie, a trzecie — no nie ma co dużo godać —: krom duse cistę ciele —“.

Moje oniemienie na takie dictum acerbum uważał za decydującą uchwałę, ogłosił ją przeto uroczyście swym gościom: „Ukwalowaliśmy z Je-moście, co Wam hań nie moda iść i telo!“.

Dla nas miała ta droga od gościńca do przełazu na polanę wiele uroku. Przecie miłą jest rzeczą obłapić omszałego smereka i zajrzeć przelotnie w opuch mchu zblizka, ogłaskać jagodą przymilną jego aksamitność, otrzymać od zielonej, chłodnej chabiny zalotny raz w otwarte wargi i być zmuszonym przez nią do zamykania oczu w niepewności, czy się je jeszcze potworzy, niezmącone mgłą łez.

Tak stary budarz lubi chadzać podle znanych z lat młodości chałup i gdy go wzrok już zawodzi, dłonią poznaje stare przyjacioły: przyciesie, odrzwia, węgły i płazy; głaszcze je z radością i cieszy się, choć czasem go po powiekach jesionek gałązką chlaśnie, na oszronioną czuprynę gąsienica spadnie, a nawet niekany czołem o drzewo zawadzi.

F\ potem: czy nie są rozkoszne te błyski radosne, gdy nagłym rzutem wpada w komorę oczną z góry, z ponad wierzchołków drzew, orgia światła i barw, gdy zamajaczy w świadomości na moment wizja obdalnego szczytu,


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
NDIGCZAS0034762544 226 X. Jan Humpola. Złożyli przeto sąd wojenny nademną: p. major, p. kapitan w
NDIGCZAS0034762548 230 X. Jan Humpola. jej dało w wór nabrać, unieśćby nie można na plecach w jasn
NDIGCZAS0034762550 232 X. Jan Humpola. Na płytkiej chyliźnie wód, poniżej, jakieś dłonie gładzą po
NDIGCZAS0034762552 234 X. Jan Humpola. Nadeszła godzina rozżagwień Bożych . . . Wziąłem w rękę bre
NDIGCZAS0034762554 236 X. Jan Humpola. „Jędruś! Hybajże dzicie! Seść mlików i seść herbat dla Jego
NDIGCZAS0034762556 238 X. Jan Humpola. wspominam. Jakżeż ja mogłem psotne figle płatać. Ona chłost
NDIGCZAS0034762558 240 X, Jan Humpola. śmiałków jak wróble. Tędy do zamku wróg się wedrzeć może. T
NDIGCZAS0034762560 242 X. Jan Humpola. Patrz i mijaj! Na stanowisku mojem wykwitnął cudny, złoty k
61 (228) Paproć Liczba oczek podzielna przez 12 + 1. Cztery rzędy wszystkie oczka prawe. Rz. 5 (praw
DSCF0016 JAN BASZKIEWICZ 0    „okrążeniu” Francji przez Hiszpanów. Chyba jednak 
P1350638 228 •    niesolidne wykonywanie zadań, •    stwierdzenie prze
PC060358 46 Jan Dum Szkół samo przez się podmiotu [znajdującego się] na pewnym stopniu doskonałości,
16 JAN BAUMGART W Polsce, w zmienionych przez rewolucję kulturalną warunkach, zagadnienie budownictw
20    JAN BAUMGART / zorganizowanej w Warszawie przez Komisję Budownictwa i Wyposażen
434 Jan Chłosta galnego zajęcia przez katolików kościołów w Spychowie, Ukcie i Szcstnic9 . Utworzone
NDIGCZAS0034762570 54 Jan Kasprowicz. Weszła do izby Burowa Z fajeczką w bezzębnych uściech. 

więcej podobnych podstron