430 UCZNIOWIE SOKRATESA.
ciu przyszłem, nie za pofrunął jednak o tem, że już na ziemi wolno a nawet potrzeba prowadzić istnienie wesołe i pogodne, wśród przyjaciół kochających, zajętych badaniem prawdy i pełnieniem obowiązków. Człowiek może używać, ale pod warunkiem, że to nagroda pracy i nowa do nićj zachęta. Oba czynniki, niezbędne dla zdrowia ducha i ciała, połączył Sokrates w przedziwną równowagę, ale Arystyp odrzucił pracę i tylko używanie zachował, zamieniwszy przyprawę do chleba w pokarm codzienny. Cóż dziwnego, że jeszcze wstrętniejszą od Megaryiczyków wytworzył karykaturę, w którćj znikła iskra nadziemskiego gieniuszu a pozostała twarz bezwstydnego satyra. Głosił Sokrates nareszcie, że tylko cnotliwy może być szczęśliwym, a cnotę zasadzał na braku potrzeb, dającym niezależność prawdziwą; Antystenes posunął niezależność do zerwania wszystkich węzłów społecznych i stworzył typ Cynika, który w imię cnoty deptać będzie uczucia najświętsze, obowiązki najwyższe względem Boga i ludzi. I znowu powstała karykatura, Diogenes w łachmanach, wyciągający rękę po jałmużnę a gardzący ludźmi i wszystkiem co ludzie zdziałali.
Jak potężną i bogatą osobistością był Sokrates, świadczą te rozliczne tak odmienne a rażące jednostronnością swoją kształty uczniów. Jak światło słoneczne w pryzmacie łamie się w niezliczone kolory, tak jego postać w wyobraźni następców coraz inną przybiera formę i zagrażało niebezpieczeństwo, źe w końcu zniknie zupełnie dla potomnych pokoleń. Szczęściem nie wszyscy uczniowie podobni byli do wymienionych; dwóch zwłaszcza usiłowało postać mistrza wydobyć z pod pyłu zapomnienia; oczyścić z dziwacznych pojęć, jakie o nim wyrobiły się w skutek niezgodnych i wstrętnych epigonów; zrobić przedewszystkiem tem, czem nigdy być nie przestanie, wzorem mędrca, kochającego cnotę nadewszystko a przez nią wznoszącego się do poznania Boga. Jeden z nich Xenofont, z miłością prawie synowską a z niemałym talentem, zrobił jego portret codzienny i w własnem życiu naśladował; drugi Platon najwznioślejsze myśli swoje przez jego usta wygłosił i także portret wykonał ale świąteczny, dowiódłszy sposobem genialnym, że mistrza metoda i zasady, są niezbędną podwaliną każdego systemu filozoficznego. To znaczenie jego wiekopomne, prawie zatarte przez wybryki rzekomych Sokratyków, wystawił w pełnem świetle P1 a-t o n; przy nim też przekonamy się, że nietylko on jest prawdzi-