3
Lecz nietak to łatwo, jak się zdaje, skryć się przed ścigającą zawiścią. Brunon już obnażon z dostatków i przepychów świata, miał jeszcze bogatszą duszę, wyższy od innych umysł i pojęcie.
Schroniony w wiejskiem ustroniu w okolicy Langres, przekonał się niebawnie, iż niedość jeszcze daleko, niedość głęboko te swój natury przywary zagrzebał—przywary czy skarby—które-by rad był zapewne razem zinnemi dostatkami swemi przekazać tym, co mu je z zazdrości, goryczą okupywać zmuszali.
Dowiedziawszy się iż w okolicach Grenobli Alpy kryją wswćm łonie miejsce dzikie i puste, gdzie przez skały, urwiska i łomy, żadna jeszcze stopa ludzka przejść nie zdołała, prosił właściciela
0 pozwolenie zaniesienia tam swćj wzdętćj duszy, swego obolałego serca.
Właścicielem tym był Hugo biskup grenoblski, niegdyś uczeń Brunona.
Hugo uśmiechnął się na to, dość napozór dziwaczne żądanie, a przekonany iż ta pustynia nie może ani jemu ani nikomu żadnćj przynosić korzyści, darował mu ją na zawsze.
Tam, w środku, na sterczącej opoki ramieniu, zkąd oko w głęboką sięga przepaść, pokazują kaplicę, dotąd Świętego Brunona noszącą imię. Tam pierwotnie stał i szałas jego, ten szałas na który złociste zamienił pałace. Lecz gdy później rozgłos tego świętego schronienia, tego dobrowolnego ex-kanderza kapituły reimskiej wygnania, sprowadził mu kilku naśladowców, a ci oświadczyli szczerą chęć podzielania jego samotności, jego dumającego
1 bogobojnego życia, powstała nieco ponfżćj mała osada, która naturalnie przybrała od razu jakąś zakonną cechę.
Zakonnicy ci, bez żadnej jeszcze reguły, nie mogli wszakże sa-mćj się wyłącznie poświęcać modlitwie. Acz w najskromniejszych wymiarach określając życia swego potrzeby, musieli wszelako przemyślać o sposobie zaspokojenia ich, a zerwawszy zupełnie ze światem, ze swej dzikićj zmuszeni byłi wydobywać je pustyni. Zaczęto od trzebienia, kopania, budowania,' wkrótce przemysł i praca potrzebą wywołana, kilku fabrykom początek dały.
Lecz gdy następnie zgromadzenie to ludzi zniechęconych światem coraz się zwiększało, gdy razem z niemi przybywały dary,