162
twórców swych olbrzymie imiona, a poezya od czasów Darda i Pe • trarki nie mogła się jeszcze ocknąć. Każdy z ówczesnych artystów był wprawdzie poetą, wielu jak Miehał-Anioł, Leonardo da Yinci i inni, w chwilach spoczynku, rzucali na papiór rymy, z których część aż do naszych doszła uszu; lecz głównie poświęcali się kunsztom, i niemi wylewa!1 ten nadmiar estetycznego duszy swój życia.
Laurenty Medyceusz, pierwszy dopiero w tćj literackiej ciszy, dał słyszóć swe melodyjne pienia. Tam biorąc pióro, gdzie je sto lat piórwój zostawił Ptirarha, jego szedł śladami; a lubo nie dorównał swemu wzorowi, poezye jego pełne są gracyi, żwawych i świetnych pomysłów.
W 1465 roku. zaledwo dwadzieścia łat uczył, kiedy już pisał sonety i śpiewki. Zbiór dziei jego, więcój 140 piórwszych, a ze 20 drugich zawiera. Bez Laurentego, wiek XV, tak we wszelkiego rodzaju sławy bogaty, byłby dla literatury całkiem martwy pozostał.
Na nieszczęście dla tego wieku i potomności, Wspaniały w 42gim umarł roku, a syn jego, papież Leon X, w którym osie-rociałe kunszla nowego znalazły ojca, półdziewiąta roku tylko apostolski tron dzierżył. Po tych dwóch Medyceuszach, wyzwolone sztuki zaraz też ku schyłkowi mieć się zaczęły, lecz wdzięczne swym protektorom, ich imieniem najświetniejszą swą epokę ochrzciły. Wiek ten, jak wiadomo, dotąd Leona Xgo wiekiem zowią, sprawiedliwsi zaś, lub dokładniej z historyą obeznani, nie pozwalają na tę uzurpaeyą syna, sławie ojca niesłuszny przynoszącą uszczerbek, i ogólnem Medyreuszów mianem tę oznaczają epokę.
Na wzói Wspaniałeyo, inni włoscy książęta kunsztownym zaczęli tchnąć duchem. Ludwik Sforza do Medyolanu znakomitsze talenta starał się zwoływać, szukając w nich nowego dla siebie blasku. Jednak Florencya, gdzie się ich najwięcej rodziło, największy dla nich miała pociąg, i nigdy nie przestawała być ich prawdziwą stolicą.
W roku 1479, za najświetniejszych Laurentego łat, ujrzała w swych murach nowego rodzaju sławę. Byłto bićdny Dominikan, nazwiskiem Saronarola.
Przyszedłszy z Bolonii z kijem w ręku, otrzymał celę w klasztorze Ś. Marka, i tam zaczął mićwać kazania. Lecz przykry organ, wymowa twarda, odstręczały słuchaczy.