184
Dnia 6 stycznia 1537 r., Aleksander po wesołej wieczerzy, pożegnawszy towarzystwo, przebrał się, twarz pokrył maską, i tyl-nemi z pałacu swego wykradł się drzwiami. Ludzie jego zwyczajni podobnych wycieczek, nieraz do kilku dób się przeciągających, udali jak zwykle że go nie poznali. •
Lorenzino już go u progów swych czekał, lecz doniósł mu że jeszcze nikogo nićma. Wprowadził go do swój sypialni, i namówił żeby zdjąwszy odzienie i jakiś rodzaj zbroi, którą przez ostrożność zwykle pod nióoi nosił, spoczął na łóżku, czekając szczęścia chwili; a on, Lorenzino, miał tymczasem u bramy wyglądać pożądanego przedmiotu,, tój damy, którą sam miał wprowadzić, wysławszy dla większej tajemnicy wszystkich z domu ludzi.
Cała służba istotnie wydaloną była; okienice i drzwi ściśle pozamykane; pałac był całkiem cichy, ciemny i głuchy. Lorenzino, na drugim jego końcu, jednemu tylko pozostać kazał służącemu. Byłto silny i wysoki chłop, nazwiskiem Scoritcucolo.
Scorucucolo, teraz przywołany i do ciemnój obok sypialni wprowadzony komnaty, dostał w rękę ostry sztylet, i rozkaz wszelkiej na każde zawołanie gotowości.
Lorenzino zcicha do sypialni wróciwszy, znalazł księcia napół uśpionego, i natychmiast szpadą łono mu przeszył.
Aleksander mimo to powstał, a pasując się ze swym mordercą, tak go mocno w palec ukąsił, iż ten z bólu słabnąć począł, i byłby może omdlony na miejscu pozostał, a książę znalazł ratunku środek, gdyby przywołany Scorucucolo nie był go dokończył.
Tak to Medyceusze nietylko tyranów, ale i Brutusów w swóm liczyli imieniu.
Lorenzino, oddawna pieszcząc w duszy swój-zamiar, nikogo wcale nie przypuścił do niego. Sam Scorucucolo, jedyny jego wspólnik i w-ykonawca, nie wiedział komu śmierć zadał. Pan jego istotnie zagasił był w pokoju światło; a gdy słońce tę morderczą oświetliło scenę, gdy biedny zbrodniarz poznawszy oflarę, przerażony swem dziełem, pobiegł do rządzących osób wykryć je, siebie i parta swego oskarżyć, Lorenzino już daleko na bolońskiej gonił drodze.