153
gdy coroczne wylewy zbvt welkie czyniły szkody, bieg jśj cokolwiek zmieniono; a kaskada w kluby teraz wzięta, daleko tnnićj malowniczo i szumnie spada. Ale Tivoli nie poprzestaje na tćm-i ma się czóm z tćj krzywdy pocieszyć.
Po ścieżce krętej, przepaścistej, tak czasem wązkiej, iź,ledwo stopa się pomieści, a mimo torysowniezo pięknej, zaprowadzą cię do grntty Neptuna. Tam, v>pośród skalistej jaskini, na kiórój szczycie spostrzegasz stare budowy, Anio, na wolność już całkiem puszczone, o głaz swe fale, a w o ich światła promienie łamie. To szerokim potokiem pod tęczy szarfę leci, to kurzem się rozpryska, tu znów wytryska i skacze, a tysiące utworzywszy wspaniałych lub kapryśnych kaskad, przepada gdzieś w niedoścignionej oku pieczarze. Gdy on tak huczy i szumi, własne o skały rozdzierając łono, wysokie ich bryły, pod tysiącem to wijących się po nich, to spadających ziemnych gierland, rozmaitym ptaszkom dają schronienie. Śpiew ich pod wody szumem ginie; lecz ta ich swoboda, obok rozhukanej rzeki i surowej natury, miłą robi sprzeczność. Widziałam w jednym z tak uwieńczonych głazu rozpadlin, spokojnych gołębi gniazdo.
Trudno się od tak pysznego oderwać obrazu; lecz wkrótce postrzegasz, iż pod tym Tereronu deszczem, całe ci przemokło odzienie. Wyprowadzają cię wówczas na słońce, na wierzchołek urwiska, a tam taż jeszcze cię wita rzeka, lecz spokojna jak naj-najłagodr.iejsze dzićcię, wpośród zielonćj igrające równiny.
Gdy obeschniesz i wypoczniesz, nową ci wskażą ścieżkę, jeszcze stromiej nad przepaścią uwieszoną, jeszcze głębićj w przepaść wiodącą; tam na dnie jest grotta Syreny.
Zanim dojdziesz, podziemny ryk, jakby powtarzane w oddaleniu dział gromy, do czegoś jeszcze straszliwszego niż to cos widział cię przysposabia. I niepodobna tćż sobie wystawić, z jakićm zapamiętaniem, to i, Anto, którego tylko oo srebrną widziałeś wijącego się wstęgą, z jaką tu mówię wściekłością, do głębokiej wpada jaskini; jak się bałwanem po wszystkich jej odłamach, po pieczarach jego wydrążonych pędem przewraca i znów z nich wyskakuje, by z grzmotu hukiem gdzieś w czarnej, tajemnej zginą'- otchłani.
Alpy. Tjm II.
20