153
żywych nie należał, lub wkrótce miał przestać należćć do nich. Mówiono mi, że konie na pocztowych stacyach, gdy kilka lat ich nie zmienią, wytrzymać tamecznej zarazy nie mogą, a długo zanim skończą, skóra ich i mięso tak zepsute, jakby z jakiego padła, przy kości się nie trzymają.
Na prawo od Terracino zaczyna się dziki las Neptuna, ze swemi bawołów i bandytów rodzinami, o którym ci już mówiłam; dalćj znajdujemy ładne Albano, także ci już z opisu mego nieco znane, z pięknemi kobićtami w ślicznym stroju; a to wszystko po pontyńskiój pustyni sto razy pięknićj wygląda. Nakoniec dwa pasma ruin, dawnych mogił złomy, prowadzą do stolicy grobów, do stolicy świętćj, tak żwawo zawsze upragnionćj, a tćm bardzićj po nudnćj i pełnćj trwogi podróży, którą z największą kończyłam radością.
Przejeżdżając lądem z Neapolu, Rzym nie przedstawia się w tak pyszno-eleganckićj postaci jak od strony Florencyi. Bo tćż jedna jest brama, jedyny plac del Popolo w świecie, on jeden takie wrażenia sprawiać może! Wjazd od Florencyi nie ma podobnego sobie. Tą rażą zaś, wjechałam przez bramę łacińską, około S. Jana laterańskiego, koło schodów świętych i Colosseum. Wyznaję, iż dopióro widok tego kolosu, co dla mnie zawsze był i będzie całą epopeą, a przynajmnićj treścią jednego z głównych historyi ustępów, obudził nieco Rzym w mój duszy, przypomniał cokolwiek zbyt zapomnianych jego melodyj uroczysty dźwięk.
Lecz i to, jeśli mam w zupełnćj duszy mej szczerości wyznać, nie takie sprawiło na mnie wrażenie, jakiegobym spodziewać się mogła. Widok tćj ruiny całą dumą przeszłości namaszczonej, postawionćj w jednym Rzymu krańcu, jakby dla przyzwania z tćj strony przybywających do żałobnćj poezyi, tćj ruin stolicy jakby pićrwszy akord koncertu, czyli raczćj grobowego jej śpiewu, zamiast rozgrzać mą duszę, jeszcze ją bardzićj odrętwił; zamiast natchnąć ją i do hymnu podnieść, jakby śmiertelnym ją przenikł dreszczem.
Umysł więc rozkołysany miękkiemi Neapolu rozkoszami, nie mógł znieść, ani się odrazu przejąć poważnym Rzymu duchem. Wzrok szukał jeszcze swawolnego morza brzegów, a tu surowy Alpy. Tom III. -0