230
Tymczasem tak jest istotnie! W Wenecyi niepodobna prenumerować książek, czyto lekkich czy poważnych, a na całe miasto jeden tylko jest salon, gdzie za opłatą można przyjść parę dzienników przeczytać. Mówię parg, bo cenzura trzy czwarte zagranicznych zakazuje. Te zaś co są pozwolone, można przy filiżance kawy lub lodów, w modniejszych kawiarniach przeczytać, nie szukając ich w owym salonie, gdzie lepszych trzeba czasem do wieczora czekać, zanim z rąk do rąk przechodząc znajdą się w końcu wolnemi.
Ale co gorsza, nietylko nająć, lecz i kupić trudno. Księgarnie bardzo nieliczne a jeszcze bardziój ubogie, nic mi dać nie mogły czego żądałam, — to zakazane, było na każde me pytanie odpowiedzią. A ja na nieszczęście, nie przewidując tego, byłam sobie zamierzyła w Wenecyi właśnie, nieco sobie odświeżyć w pamięci niektórych z dawnych włoskich pisarzy i tegoczesnych cokolwiek przerzucić.
Północne Włochy uchodzą zwykle za część ich bardziej literaturze sprzyjającą. We Florencyi wprawdzie tego nie spostrzegłam. Turyn i Genua sławne są z ostrości swćj cenzury. Na południu zaś, w Rzymie, najwięcej religijnych książek wychodzi, innych bardzo mało; w Neapolu oniemal jeszcze gorzćj. Myślałam zatem, że wybór Wenecyi, sąsiadki Medyolanu i Padwy, bardzo dobrze jest wyrozumowanym. Lecz i tam mię zawód spotkał! Nie mając już jednak nic do zamiany, musiałam mimo trudności przy tym pozostać zamiarze, do którego widok pomniku Aryosta w Ferrarze, krzesła jego i pióra nowym był mi bodźcem.
We Florencyi z Dantem, Petrarką i Boccaciem się poznawszy, temi ojcami literatury włoskićj, razem z nią potćm usnęłam; bo po tym świetnym tryumwiracie, który nową i niespodziewaną otworzył w niej erę, długa nastąpiła cisza. Jak przed niemi tak po nich żaden nie zajaśniał na literackim świecie meteor, godny zwrócenia uwagi. Niedołężne tylko naśladowania próby zapełniają około lat stu, aż do Laurentego Medyceusza, ojca Leona X. Człowiek ten ze wszystkiemi zrodzony zdolnościami, wziął Petrarki pióro, i w jego rodzaju, z równym prawie wdziękiem grube skreślił tomy. Po nim, czyli raczćj od niego za-