z Austrabzykami porównywamy, to się mamy za pół bogów w obec pół zwierząt. Nie jeden z nas rad marzy o tern, jak rzucony między dzikich tego rodzaju, obdarzy ich cząstką błogosławieństwa naszej kultury, a oni uszczęśliwieni, wielbić go będą niegdyś jako swego dobroczyńcę i zbawcę, a nawet, że pojawienie się „brodatego człowieka żyć będzie i nadal między nimi jako podanie religijne, zapowiadające od chwili powtórnego jego pojawienia się początek now ej ery ziemskiego szczęścia, tak jak Azteki po przybyciu powtórnćm QuetzalkoatPa zmiany swego stanu i uszczęśliwienia się spodziewali. Co jednak w tiN kim wypadku w rzeczywistości następuje, uczą nas jak najdokładniej przygody majtka James’a Morilba, morskiego rozbitka, który przez lat 17 żył pomiędzy australskiemi ludami1). Po ukończeniu tych 17 lat prowmdzili krajowmyzupełme takie same życie jak dawniej, Moril 1 zaś karmił się wrraz z nimi muszlami, sypiał wT przewiewnej chacie z liści i chrustu, pozbył się zupełnie odzieży, zapomniał swego rodzinnego języka i ów półbożek zeszedł na Australczyka. Nie można się nawet tą pociechą pieścić, że cho Jaż pojedynczy człowiek takiemu losowi uledz musiał, większa ilość osób, załoga np. okrętu, zapędzonego do nowego świata, znaczniejsze korzyści by osięgła. Albowiem i przeciwko temu mówią dziejowe wypadki. Kolumb pozostawił podczas swej pierwszej podróży 40 Hiszpanów, dobrze uzbrojonych, w małej wmrowni pomiędzy ludem łagodnym, zupełnie prawie bezbronnym, na wyspie Haiti, a gdy po kilku miesiącach wrócił, znalazł tylko trupy i zgliszcza. Jeszcze bardziej nauczające są losyHernanda de S o to i jego towarzyszy podczas ich wyprawy w krainy południowa dzisiejszych Stanów zjednoczonych. W r. 1540 wylądowali jak najlepiej uzbrojeni, lecz z ojczyzny swej nie otrzymali ani razu zasiłków. Konie im popadały, strzelby stały się nieużyteczne, bo się proch wyczerpał, pałasze ich pordzewiały i połamały się, odzież i obuwie się podarło, i w końcu widzbny ich odzianych i uzbrojonych podobnie do reszty Indyjan, odbywających swój pochód wśród trudów i walk nieustannych. I nie trudno objaśnić, dla czego wyższa kultura nie da się przez kilka osób przeszczepić; postęp kultury rozwija się bowiem jedynie śród ludności gęstej za pomocą coraz to większego podziału pracy, umieszczającego każdą jednostkę w odpowie-dniem miejscu bardzo zawiłej, lecz nadzwyczaj skutecznej sieci wiążących się z sobą ogniw. Jeżeli więc ktokolwiekbądż z tej całości zostanie wyrwany i odosobniony, to jeszcze mniej sobie rady dać mo-
Ł) por. Ausland, 1866, str. 237.