96 Te cudowne czasy: Stalin i Nadia, 1878-1932
namiętności j ego życia. Sam nie miał talentów literackich, ale w kategoriach samego czytania ten syn szewca i praczki stał się intelektualistą. Nie będzie chyba żadnej przesady w stwierdzeniu, że Stalin był najbardziej oczytanym władcą Rosji od Katarzyny Wielkiej do Władimira Putina, włączając w to nawet Lenina, który z całą pewnością był intelektualistą i korzystał z dobrodziejstw szlacheckiego wykształcenia.
„Bardzo ciężko pracował nad sobą” - powiedział Mołotow. Jego księgozbiór składał się z 200 000 tomów mocno podniszczonych od ciągłego czytania. „Jeśli chcecie poznać ludzi wokół siebie - mawiał Stalin - dowiedzcie się, co czytają”. Swietłana znalazła w bibliotece najróżniejsze książki, od Życia Jezusa do powieści Galsworthy’ego1, Wilde’a, Maupassanta, a później Steinbecka i Hemingwaya. Jego wnuczka zauważyła, że dziadek czyta Gogola, Czechowa, Victora Hugo, Thackeraya i Balzaka. Na starość wciąż odkrywał Goethego. „Uwielbiał Zolę”.
Bolszewicy, którzy wierzyli w doskonałość Nowego Człowieka, byli niezmordowanymi samoukami, a Stalin był zapewne najzdolniejszym i najpilniejszym z nich. Czytał uważnie, robiąc notatki, ucząc się cytatów, jak wszechstronnie uzdolniony student pozostawiający marginalia w najróżniejszych książkach, od powieści Anatole’a France’a po Historię starożytnej Grecji Wippera. Miał „bardzo rozległą wiedzę w zakresie starożytności i mitologii” -wspominał Mołotow. Mógł cytować Biblię, Czechowa i Dobrego wojaka Szwejka, a także Napoleona, Bismarcka i Talleyranda. Jego znajomość literatury gruzińskiej była tak wszechstronna, że rozprawiał o arkanach poezj i z filozofem Szałwą Nucubidzem, który znacznie później, kiedy Stalin już dawno przestał być bogiem, wyrażał się z wielkim uznaniem o jego komentarzach redakcyjnych. Czytał na głos swoim domownikom - zwykle Sałtykowa-Szczedrina lub nowe wydanie średniowiecznego gruzińskiego eposu Witeź w tygrysiej skórze Szoty Rustawelego. Uwielbiał Ostatniego Mohikanina. Pewnego razu zaskoczył młodego tłumacza, którego przywitał na sposób czerwonoskórych: „Wielki wódz pozdrawia bladą twarz!”.
Jego głęboko konserwatywny gust pozostał dziewiętnastowieczny, nawet gdy w latach dwudziestych rozkwitał modernizm: zawsze bardziej cenił Puszkina i Czajkowskiego niż Achmatową i Szostakowicza. Szanował intelektualistów, jego ton zmieniał się całkowicie, gdy miał do czynienia ze słynnym profesorem: Bardzo mi przykro, że nie mogę teraz spełnić Waszej prośby,
Saga rodu Forsyte’ów Galsworthy’ego i Ostatni Mohikanin Fenimore’a Coopera były zapewne najpopularniejszymi książkami wśród członków Politbiura, którzy, jak się wydaje, musieli je oceniać jako gwałtowne oskarżenie kapitalistycznej rodziny i brytyjskiego ucisku kolonialnego w Ameryce.