526 Niebezpieczna gra o sukcesję, 1945-1949
Palatyni usiłowali kontrolować swoją dietę, odżywiając się przez jeden dzień w tygodniu sokami i owocami, ale bez widocznego efektu. Beria domagał się, aby podawano mu jarzyny, ponieważ był już tak gruby jak Ma-lenkow.
- Proszę, towarzyszu Beria, oto wasze zielsko - mówiła gospodyni Stalina.5
* * *
Stalin uważał, że jego obiady przypominają zebrania klubu politycznego, ale „kolega-intelektualista” Zdanow przekonał go, iż te wszechstronne dyskusje są odpowiednikiem sympozjonów starożytnych Greków. Tak czy inaczej, owe upstrzone wymiocinami libacje stanowiły z jego strony największy krok w kierunku rządów gabinetowych, na jaki się kiedykolwiek zdobył. Imperium naprawdę było „rządzonezjadalni”,jakująłto Mołotow. Kierownictwo przypominało patriarchalną rodzinę z dziwakiem na czele, którego słabostki niepokoiły domowników, napisał Djilas, ale nieoficjalnie i faktycznie znaczna część polityki radzieckiej kształtowała się na tych obiadach, podczas których rozstrzygał się los rozległej ziemi rosyjskiej, nowo nabytych terytoriów, a w znacznym stopniu także i ludzkości. Rozmowa przeskakiwała od żartów i anegdot do najpoważniejszych politycznych, a nawet filozoficznych tematów. Członkowie Politbiura wymieniali się nowinami z zakresu swojej jurysdykcji, lecz poufałość była iluzoryczna: Nieświadomy gość nie dostrzegłby żadnej różnicy pomiędzy Stalinem a resztą. Jednak ta różnica istniała.
Przy obiedzie Żdanow, „Pianista”, był najbardziej elokwentny, opowiadał o swojej najnowszej kampanii kulturalnej lub sarkał, że Mołotow powinien mu pozwolić zaanektować Finlandię; natomiast jego główny rywal, otyły biurokrata Małenkow, zwykle milczał - w obecności Stalina zachowywał „najwyższą ostrożność”. Beria, najbardziej służalczy, a zarazem najbardziej zuchwały, po mistrzowsku manipulował Stalinem lub, jak ujęła to jego żona, „igrał z tygrysem”: potrafił utrącić każdą propozycję, jeśli nie została wcześniej z nim uzgodniona. Był „bardzo potężny”, ponieważ umiał „wychwycić najodpowiedniejszy moment, by [...] obrócić dobrą lub złą wolę Stalina na swoją korzyść”.
Jeśli na obiedzie nie było cudzoziemców, często decydowano o losie ludzi. Stalin rozprawiał o towarzyszach zamordowanych w latach trzydziestych „z chłodnym obiektywizmem historyka, nie okazując ani żalu, ani gniewu”. Pewnego razu podszedł do jednego ze swoich marszałków*, który został aresztowany i zwolniony.
Konstantina Rokossowskiego [przyp. konsult.]