590 DSZYIŚSKI: KULTURA LUDOWJ
oraz pośmiertnej zjawy człowieka. Dlatego, jeśli my stosujemy do nich jednę i tę samą nazwę: dusza, postępujemy w grun-de rzeczy nieściśle).
480. Główne drogi, wiodące umysł ludzki do urobienia sobie pojęć o duszy, były i są następujące.
Jak wiadomo, człowiek jest istotą uspołecznioną, to znaczy blisko współżyje z innymi ludźmi i od dziecka łączą go z nimi najściślejsze więzy. Co za tem idzie, każdej bliskiej w stosunku do danego indywiduum osobie odpowiada w psychice owego indywiduum żywy splot wrażeń i uczuć. Nadchodzi jednak — powiedzmy — chwila, kiedy któraś z tych bliskich osób umiera. Więź, łącząca umierającego z innymi ludźmi, zostaje w momencie jego śmierci przecięta; ale ta częśó owej więzi, co tkwi w psychice osób osieroconych, trwa nadal; trwaó musi; nie gaśnie w nich przecież natychmiast ów żywy splot wrażeń i uczuć, o jakim przed chwilą była mowa. I otóż zachodzi charakte-. rystyczny fakt: jak ranny, któremu odjęto rękę, długo jeszcze po odjęciu czuje ją najwyraźniej, tak człowiek, którego odumarła istota połączona z nim węzłami bliskiego współżycia, długo jeszcze czuje jej obecność, ba, wierzy bezwzględnie w możność obcowania z nią nawet. Zbyt świeże, zbyt żywotne są w nim wszystkie nici, które go łączyły ze zmarłym. Owrszem, wskutek śmierci osoby bliskiej ulegają one wrłaśnie szczególnemu podrażnieniu, stają się niejako bardziej wyczuwalne. Podobny stan rzeczy niejednokrotnie wywołuje u wrażliwszych jednostek żywe sny i halucynacje; zkolei z.aś owe sny i halucynacje jeszcze bardziej powiększają pewność obcowania ze zmarłym. Wszystko to jest do tego stopnia jasne, że mógłbym tu nie dawać żadnych przykładów; ponieważ jednak zasadą, której nauka tak młoda, jak etnologia, bezwzględnie hołdować powinna jest ciągłe zachowywanie kontaktu z konkretnemi faktami, więc nie chcę od niej odstąpić nawet i w tym wypadku. Oba śudadectwa, jakie tu dać zamierzam, wezmę przytem z najbardziej zapadłych kątów Słowiańszczyzny, mianowicie ze środkowego i środkowo-wschodniego Polesia. Więc naprzód E. Jeleńska, autorka bezwarunkowo wiarogodna, mówiąc o przywiązaniu matek poleskich do drobnych dzieci, pisze, co następuje: „Znałam młodą kobietę, która, utraciwszy jedyną, jeszcze dwuletnią dziewczynkę, przez długi czas nie mogła się pocieszyć; śniła o niej ciągle, nawet w biały dzień głos jej i szczebiotanie słyszała obok siebie". Także Cz. Pietkiewiczowi nieobcy jest wypadek podobny; w latach 1867/8 znał on na rzeczyckiem Polesiu kobietę ze wsi Karczewa nazwiskiem Aleśa Chve$icha; gdy wieśniaczce tej umarł paroletni syn, długo miewała halucynacje wzrokowe: zmarłe dziecko zjawiało się przed nią, a kiedy wyciągała doń ręce z krzykiem, znikało; „Tut było, bedńeńkaje, — mawiała wtedy nieraz matka — daj ńemft, sećzło"1. O podobnych halucynacjach słyszał też wspomniany etnograf od osób, którym, jak mię zapewnia, można zaufać.
Oczywiście gdy miną miesiące i lata, wtedy nieodnawiane przez, rzeczywistość wrażenia i uczucia zaczynają przygasać coraz bardziej;; w związku z tem blednie obraz zmarłego, odchodzi jakgdyby coraz, dalej od miejsc, gdzie pierwotnie przebywał, i gubi się zwolna w bezosobowym tłumie istot podobnych sobie; wreszcie — z chwilą gdy pamięć o nim w świecie żywych zaginie ostatecznie — rozpływa si$ w nicość.
Na drodze, której dotychczas poświęciliśmy uwagę, powstała i rozwinęła się koncepcja indywidualnej duszy człekokształt-n e j. Jest to, j ak łatwo dostrzec, poprostu obraz danego człowiek a,. wytworzony w psychice osób mu bliskich za jego życia. Po śmierci owego człowieka obraz ten trwa przez czas dłuższy, by wreszcie zapaść się w niepamięć.
481. Tę duszę-obraz czy duszę-widmo dziś nazywają co-prawda włościanie słowiańscy i inni duszą2 lub duchem, ale, określając ściślej, zwą ją wprost nieboszczykiem lub podobnie (porówn. np. błrs. rhertvec, wkrs. pokójnik, słoweń. mrtvec, poi. nieboszczyk, zaś u Niemców der Tote). B. Ankermann,który wr. 1918ogłosił sumienną rozprawę o poglądach na duszę, panujących w środkowej i południowej Afryce, doszedł do wniosku, że i tam dla określenia istoty, bytującej po śmierci człowieka, panuje naogół mgliste pojęcie „nieboszczyka", jak w Europie; to pojęcie uważa za starsze.
Nie ulega najmniejszej wątpliwości — są na to tysiączne dowody —, że ludy słowiańskie wyobrażają sobie „nieboszczyków" mniej więcej podobnie jak ludzi żywych. Mogą oni chodzić i siedzieć, jeść i pić, karmić piersią osierocone niemowlęta, miewać płciowe stosunki z żywymi, pozostawiać po sobie ślady w postaci odcisków stóp i rąk etc.; w związku z tem zajmują też sobą oczywiście pewne miejsce w przestrzeni i — gdy są niewidzialni dla oka — można im w czem przeszkodzić, można ich niechcący potrącić, oblać3 czy nawet skaleczyć (ob. § 202), i t. p.; jak ludzie żywi (czarownicy etc.) mogą się ukazywać w postaci zwierząt, tak — jeszcze częściej — przybierają tę postać zmarli. Najpospoliciej jednak — podobnie jak niekiedy demony (zwłaszcza czarty) — ukazują się oni pod postacią mary w rozumi^piu fniejasnego, majaczącego obrazu’ (odnośnie do czarta świetnie określił mi takie widzenie pewien zruszczony chłop polski z okolicy Brzeżan; prawił mi mianowicie, że demon ten czasem staje się widzialny — chodziło o noce na pastwiskach, gdzie pasą konie —
„Był tu, biedota, ale już niema, zniknął".
s Wyrażają się naprzykład nieraz, że — powiedzmy — „dusza N. chodzi po śmierci", mając na myśli duszę człekokształtną.
* Ob. np. B. Stelmachowska, Rok obrzędowy na Pomorzu, r. 1933, str. 191.