484 i. UOSZYŃSEi: KULTURA LUDOWA SŁOWIAN
0 wisielcach oraz topielcach; w innych (jak np. w środkowej Polsce
1 na zachodniej Małorusi) — o porońcach czy niechrzczeńcach i t. d.
Do tych zaś orszaków duchów mieszają się także dusze ludzi żywych, których ciało leży na Ziemi, pogrążone we śnie, lub nawet dołączają się żywi ludzie z duszą i ciałem, udający się w niebo podczas burzy, aby — podobnie jak owe dusze, wylatujące z ciał uśpionych, — pełnić ciężki obowiązek rozsiewania dżdży i gradów, spychania i „ciągania" burzowych chmur i t. p. (ob. niżej). Chłopstwo ruskie pokazuje nam
w nadchodzących chmurach palcami postacie ludzkie. Niektóre co !
wrażliwsze kobiety, serbskie rozpoznają nawet śród nich znajome >
twarze, wołają na nie po imieniu i zaklinają, aby niosły grad precz: na puste gołoborza czy na wody. A gdy wczesną wiosną lub jesienią wichury poprostu wstrząsają chałupami, zaś w górach huczy od tętentu powietrza, wtedy troją się wieśniakom Serbji i innych krajów nadadrjatyckich walki powietrzne między całemi pułkami prących na siebie i zmagających się dusz. Jak głęboko i z jakiem przejęciem lud wierzy w to wszystko, o tern przekona nas jeden z dalszych ustępów; tam również będzie mowa o intymnem, serdecznem ustosunkowaniu się ludu do powietrznych tłumów dusz miejscowych, broniących kraj przed natarciem podobnych, ale obcych i wrogich orszaków czy wojsk.
Oczywiście to nie żywiołowa przemoc prądu powietrza sama przez się roznieca w umyśle człowieka tak silne obrazy, lecz — na tle wiary w tożsamość duszy ludzkiej i wiatru — przedewszystkiem I
owe hordy czy zgraje rozhasanych dźwięków, towarzyszące wichurze (ci też § 344): „Noeóuu — wyznaje chłop poleski, mający na myśli nocną wichurę — adnamu óałavćku sumno od jetaho stónu, pisku i wizku", to znaczy: „W nocy samotnemu człowiekowi niesamowicie straszno 1 jest od tego jęku, pisku i skowytu". — Tak reaguje na dźwięki wichury dorosły mężczyzna; łatwo zaś wyobrazić sobie można, co się dziać musi w podobnych warunkach w duszy przeciętnej wiejskiej kobiety czy dziewczyny (zwłaszcza o ile jest naprzykład pod wrażeniem czyjejś niedawnej śmierci i pogrzebowych płaczów oraz zawodzeń). Że pod wpływem słuchania wichury zachodzą nawet fizjologiczne zaburzenia w organizmie, to wyraźnie poświadcza W. James. W jednym j
z ustępów swej „Text Book of Psychology", traktującym o hałasach jako „głównych bodźcach strachu", daje on m. i. następujący przykład z własnych prze- ]
żyć: „Leżąc w łóżku podczas silnej wichury, której szum przeszkadzał mi spać, zauważyłem, iż każdy mocny poryw wichru nazewnątrz domu zatrzymywał na moment bicie mojego serca".
394. Jest rzeczą uderzającą, że — pomimo jednakowości zasadniczych podstaw wierzeniowych na całej Słowiańszczyźnie — mityczna transpozycja wichury burzowej, a więc przecież zjawiska przejawiającego się wszędzie również mniej więcej jednakowo, różni się bardzo znacznie na tych lub innych obszarach słowiańskich. Tak na rozległych połaciach, zamieszkanych przez Słowian wschodnich, zupełnie brak jest jakichkolwiek skomplikowanych interpretacyj. Wichurę powodują tam: zły duch, demon leśny lub uosobione wiatry i t. p. Tu i owdzie (np. na wschodniej Białorusi) słyszymy coprawda o kierowaniu wiatrami przez dusze dzieci, zmarłych śmiercią gwałtowną, albo znów — jeśli wichura wieje nocą — o jękach dusz, albo wreszcie o tern, że upiory „straszą" ludzi, gdy wieje silny wiatr lub jest burza. Lecz na tem — koniec. Dopiero na zachodniej Małorusi (wpobliżu Małopolski), w rdzennej Polsce (wyjąwszy północny wschód, północ i północny zachód) i wogóle w całym bodaj regjonie karpackim w najszerszem znaczeniu tego słowa (ale wyjąwszy znaczną część samego właśnie łańcucha Karpat) obraz dość znacznie się ożywia. W chmurach, niesionych przez burze czy wiatry, pojawiają się obok dusz dzieci, dusze ludzi zmarłych gwałtowną śmiercią, a także i ludzie żywi t. zw. chmur-nicy, płanetnicy lub obłocznicy (ob. niżej). Gdzie niegdzie opowiada nam lud o nich z dużem przejęciem i głęboką wiarą; prawi o walkach między nimi i t. d.; szczyt rozwoju osiągają tego rodzaju
wierzenia dopiero u Słowian bałkańskich.
Lud niemiecki (i poczęści francuski) ma własną, całkiem odrębną interpretację wichury (zwykłej i burzowej). Widzi mianowicie w niej tłumny orszak dusz ludzi zmarłych, przelatujący nad ziemią pod przewodem „dzikiego łowcy" lub innego demona, pozostającego, jak i ów „łowca", w mniej lub więcej ścisłym genetycznym związku z pogańskim bogiem Wodanem. Szaleją te „dzikie łowy* (w różnych okolicach różnie zresztą nazywane, a mające pewną analogję w orszaku starogreckiej Artemidy-Hekaty) głównie w okresie Godów; w Szwabji — także podczas jesiennych i wiosennych burz (analogja dla wierzeń płd.-słowiańskich; ob. niżej, gdzie mowa o demonologji). Niekiedy lecą one nietylko ponad siołami, lecz przelatują nawskroś przez mieszkalne domy, stodoły i inne budynki. Duchy, należące do orszaku, bywają pozbawione głów, ciągną za sobą własne wnętrzności (porówn. § 385) i t. p. Pędzą konno w powietrzu z piekielnem wyciem i hukiem, z trzaskiem biczów, rżeniem, szczekaniem i wrzaskami: halloh! hussah! Jak słowiańscy płanetnicy ranią czasami śmiertelnie ludzi, tak i te duchy miażdżą napotkanym krzyże toporem; albo też porywają ich w powietrze, by o kilka mil dalej rzucić nimi o ziemię lub by im skręcić kark. Od czasu do czasu spadają od „dzikich łowców" na pola i drogi kawały końskiego ścierwa albo ludzkiego mięsa lub też członki leśnych boginek, porwanych w strzępy i ciskanych z wysokości. Ostatni mit wiąże się z innym, według którego dzika ta horda powietrzna goni i prześladuje boginki leśne czy też dusze ludzkie (t. zw. „biedne dusze" •), podobnie jak u Słowian płanetnicy biją dusze dziecięce piorunami.
Germański mityczny obraz wichury przedostał się na najbardziej ku zachodowi wysunięte krańce Słowiańszczyzny do Łużyczan, części Czechów i Słoweńców. W ten sposób Słowiańszczyzna rozbita została pod względem wierzeń podobnych na trzy pro- 2
Wyraz sumno oznacza według objaśnienia p. Cz. Petkiewicza uczucie strachu z domieszką niesamowitości; gdy chodzi o zwykły strach mówi się: straśno, straśko.
Ob. o nich „Handwórterbuch des deutschen Aberglaubens", t. 1, r. 1928, Str. 584—597.