16Ó i. MOSZYŃSKI: KULTURA LUDOWA SŁOWIAŃ
„w grudniu44 i t. p.), bądź też dokładniej (np. „na św. Jan44, „koło św. Jana44, „w ostatku czerwca i na początku lipca44; „przed N. R.“, „w Gody“, „pered Hodami44, „na ostatku hrudńe44 i t. p.). Coprawda pomaga ludowi w danym wypadku tkwiąca w nim mocno świadomość, iż najkrótszy cień, to — najdłuższy dzień i odwrotnie; ale otrzymałem m. i. informacje, według których sądząc, wieśniacy tu i owdzie właśnie według długości lub krótkości cienia orientowali się o postępie czasu w rozumieniu nadchodzenia następnej pory roku. („W zimie — objaśnił np. jeden z włościan — cień robi się coraz krótszy; to miarkują, że nadchodzi wiosna44). Jednak dotychczas nic mi niewiadomo, aby gdziekolwiek w Polsce, czy innych krajach słowiańskich a nawet wogóle europejskich, celowo m i er z o n o skracanie się czy wydłużanie południowego cienia w celu znalezienia, powiedzmy, daty jakiegoś święta czy pory zasiewów, jak to widzimy np. w niektórych stronach Azji wzgl. Indonezji \ gdzie mierzy się dzień po dniu południowy cień, rzucany przez tykę, wbitą na stałe w ziemię, a długość cienia dyktuje m. i. porę siewby. O ile wiem, w Polsce ocena rocznej zmienności rozmiarów cieni dokonywana była wyłącznie na oko i służyła jako całkiem podrzędny sposób przybliżonej tylko orjentacji w postępie czasu ku zimie czy ku wiośnie i t. p., nie mając żadnego poważniejszego znaczenia. Jedyną wskazówką, czyniącą nadzieję, że jednak i w Europie a m. i. i u Słowian mogą zostać odkryte po wsiach celowe pomiary odsłonecznych cieni, jest zdanie, wypowiedziane przez J. Pavlovića w książce „MaleSevo i Ma-leśevcy4< (na str. 428) przy sposobności tłumaczenia pewnego ludowego przysłowia. Zacytowawszy mianowicie owo przysłowie, dotyczące przybywania dnia po zimowem przesileniu (ob. § 121), pisze bezpośrednio w dalszym ciągu — powtarzając, jak wolno przypuszczać, słowa macedońskich wieśniaków z dorzecza Wardaru — „Tego wszystkiego można też dowieść mierzeniem cienia od drzew44.
Dodajmy, iż wyznaczanie mn. w. ścisłych dat przez mierzenie odsłonecznego południowego cienia3 jest tylko wtedy możliwe, o ile przedmiot, którego cień poddaje się pomiarom, posiada dostatecznie wielką wysokość. Szczególnie zaś wielką musi być owa wysokość w okresach przesileń słońca. Gdybyśmy np. zapragnęli znaleźć względnie ścisłą czy, powiedzmy, jako tako dokładną datę dnia św. Jana, mierząc odsłoneczny południowy cień tyczki, wznoszącej się ok. 60 cm nad poziom gruntu, — wtedy spotkałby nas zupełny zawód: cień, rzucany przez tak niski pręt, byłby w ciągu paru tygodni, poprzedzających poszukiwaną datę i po niej następujących, niemal jedna-
1 Ob. M. P. Nilsson, 1. c„ str. 318, i ilustrację u G. Buschana, Die Sitten der Volker, t. 1, b. d., str. 239.
* Co do wynajdowania południowego cienia ob. § 96.
kowo długi; innemi słowy, wobec małości takiego cienia i wobec tego, :że koniec jego nigdy nie rysuje się całkiem ostro, niesposób byłoby nawet przy starannem mierzeniu na ubitej ziemi uzyskać pożądaną •ścisłość, pozwalającą na uchwycenie codniowych różnic. Aby w naszych szerokościach wyznaczyć względnie ściśle zapomocą pomiarów południowego cienia datę letniego przesilenia słońca, trzebaby •chyba ustawiać wiosną wcale wysokie słupy w rodzaju śląskich, czeskich czy niemieckich „majów". Coprawda zupełnej precyzji w podobnych wypadkach nie potrzebujemy żądać. Ludność może się wszak posługiwać zapamiętaną lub naznaczoną na pręcie, sznurze i t. p. •oraz przechowywaną miarą, która, raz wyznaczona w sposób jakoby fścisły, określa już później datę bardzo prymitywnie: gdy mianowicie •cień osiągnie zdaniem „ekspertów “ długość mn, w. równą długości miary, ogłasza się, iż data nadeszła.
120. Zamiast obserwować odsłoneczny cień dla wyznaczania do-Tocznych dat, można w tym samym celu śledzić kierunek i zasiąg •słonecznego promienia, przenikającego o danej porze dnia przez jaki otwór do ciemnego wnętrza, np. przez okno — do izby. W przeciwieństwie do poprzedniej praktyka tego rodzaju jest dla włościan słowiańskich stwierdzona w sposób bezwzględnie jasny. Przedewszyst-kiem więc mamy wiadomość o pewnych okolicach Szumadji (w Ser-bji), że tamtejsza ludność „skracanie się dni ocenia, mierząc słoneczny promień, wpadający rankiem przez okno. Dokąd ten promień sięgnie na ścianie — gdy słońce wschodzi, — tam czynią znak; po paru dniach takiego postępowania daje się obserwować duża różnica". Poza tern — co ważniejsze — dzięki p. J. Klimaszewskiej, asystentce U. J., posiadam kilka nadzwyczaj zajmujących informacyj od starców-wieśniaków z płd. Małopolski, które jasno przemawiają za szerokiem niegdyś rozpowszechnieniem analogicznych sposobów orjentacji w naszych Karpatach i w ich sąsiedztwie (Nowotarskie, Żywieckie, Myśie-.nickie). Śledzono tam we wnętrzu chałup promienie wschodzącego lub .zachodzącego słońca, przenikające przez okno lub drzwi, zwracając uwagę na miejsce w izbie, gdzie one padały; albo też patrzano promieni słońca południowego, zważając na ich zasiąg (wzgl. również na miejsca przez nie oświetlone). Tak np. 90-letni Maciej Gąsienica Roj w Zakopanem, mający izbę, z której jedne drzwi prowadziły wprost na dwór mn. w. na północ, wzgl. płn.-zachodnią północ, czekał — gdy .zima miała się ku końcowi — kiedy mu zachodzące słońce zaświeci .zukosa przez owe drzwi w kąt przy znajdującym się w pobliżu drzwi piecu. Gdy wreszcie któregoś pogodnego dnia rozwarł przed zachodem drzwi, i promień padł, tam gdzie go czekano, wtedy wiedział, .że już pora orać i siać. — Według 74-letniego górala Jędrzeja Sza-tanika z Glinki w pow. żywieckim zimą, kiedy słońce, wyjrzawszy :z za grani rankiem, zaświeci mu do izby przez wschodnie okno „na