JgO K. MOSZYŃSKI: KULTURA LUDOWA SŁOWIAN
vichorevo gńezdó); on też skręca wewnętrzne warstwy drzew; gdy zaś przewieje przez owce, dostają kołowacizny. Człowiekowi grożą: obłęd, zawrót głowy, niemota, różne opuchlizny i wyrzuty skórne etc., bodaj najpospoliciej jednak —- paraliż 1 2. Choroby takie często noszą u Słowian nazwy urobione od wyrazów: wiać, wicher i wiatr. Zajmujące są niekiedy wyrażenia, jakiemi wieśniak określa powód podobnej choroby, jeśli nią został dotknięty. Tak np. w Siedleckiem człowiek, który zapadł na zdrowiu z powodu spotkania się ze „złym wiatrem21 (t. zn. z wirem powietrznym), utrzymuje o sobie, że go vater trąóił albo że go vater ubił.
Podobnież i woda bywa sprawczynią choroby (zwłaszcza wodnej puchliny). — Wielkorusi, jak i sąsiadujący z nimi wschodni Finowie, niektóre choroby przypisują ziemi. Włościanin ruski z okolic-Niżniego Nowgorodu, o ile, upadłszy na ziemię, doznał obrażeń lub zachorował, rozumie to jako karę, zesłaną przez matkę-ziemię, rozgniewaną z powodu uderzenia, wywołanego jego upadkiem; cierpiący wraca więc na miejsce, gdzie był upadł, i tam dokonywuje przeprosin. Jeśli wierzyć dawnym świadectwom, powtórzonym w znanem dziele Afanasjewa, m. i. także febra bywała przypisywana ziemi; chorzy udawali się więc na miejsce, na którem według ich mniemania zostali nawiedzeni przez tę chorobę, sypali dokoła siebie jęczmienne krupy i modlili się: „Przebacz, strono-matko, ziemio wilgotna! oto masz krupy na kaszę". - Szeroko rozpowszechnione jest śród północnych (zwłaszcza wschodnich) i południowych Słowian wierzenie w chorobotwórczą moc ognia; karze on za zbezczeszczenie go (przez splunięcie lub oddanie doń moczu) pryszczami i t. p., za rzucanie doń klinów -- rupturą (porówn. wyżej § 130: klini. 'ruptura jądrowa’) etc.
Czasem choroby bywają zsyłane przez drzewa (u Serbochor-watów przez t. z w. sjenovite drevo); właściwymi sprawcami są tu jednak nieraz demony, zamieszkujące na drzewach (ob. rozdz. 11.).
134. Wszystkie jednak wyżej wymienione żywioły oraz przedmioty, wyjąwszy wiatr, nie mogą się bodaj — jako źródło chorób — równać ze światem zwierząt, w szczególności zaś z robakami w rodzaju glist, czerwi i t. p. (o których J. Jolly pisze, że występują już w medycynie Wed nietylko jako pasorzyty wnętrzności, lecz również głowy, oczu, zębów i nosa, oraz że i późniejsze lecznictwo indyjskie zna je w głowie, oczach, zębach, sercu etc.2). Granica zresztą między zwierzętami rzeczywistymi a demonicznemi (będącemi wcieleniem demonów lub ich orędziem) nie zawsze tu jest u Słowian etc. jasna.
Według wiadomości, zapisanych z ust włościan polskich, czeskich, serbochorwackich i in., każdy człowiek ma w swem ciele robaki, powodujące choroby a niekiedy i śmierć; ale z drugiej strony gdyby ich człowiek w sobie nie miał, natenczas — zdaniem Polaków — nie mógłby żyć. Najpospoliciej gnieżdżą się one we wnętrznościach ludzkich, powodując chudnięcie, osłabienie, błędnicę i t. p.; ich obecność zdradza się subjektywnie przez uczucie ssania w okolicy serca, przy-ezem, zdaniem wieśniaków, uczucie to bynajmniej nie jest złudne: robaki istotnie ssą serce i mogą je nawet przedziurawić. Te same pa-sorzyty, tłocząc się (dzieciom) do gardła, sprawiają duszność albo rzeczywiście duszą ofiarę na śmierć. Niekiedy słyszymy też o robakach w oku albo w głowie. Ostatnią diagnozę stawiają np. Serbowie w tych wypadkach, gdy dziecko przy piersi — bo ono to bywa o ową chorobę przez nich posądzane — źle rośnie, pożółknie na twarzy i często drapie się po głowie. Zupełnie powszechny jest pogląd, uznający przemieszkiwanie robaków w zębach. U Serbochorwatów, Bułgarów, Mało-, Biało- i Wielkorusów etc. nieraz można słyszeć opowiadania, świadczące, jak to po potraktowaniu bolących zębów dymem, powstałym z nasion lulka (Hyoscyamus niger L.), rzuconych na żarzące się węgle lub na gorącą patelnię, nieproszeni goście wysypują się z zębów w postaci drobnych żyjątek. Zupełnie podobne przesądy bynajmniej nie były obce Europie zachodniej i — jak twierdzą niektórzy badacze — miały, czy mają, swój realny podkład; dym bowiem trującego lulka uśmierza ból, zaś z rozpękłych od gorąca jego nasion wypryskują drobne zarodki, mogące uchodzić za małe robaki, za jakie też rzeczywiście bywają podobno przedstawiane pacjentom przez znachorów.
Ciekawe jest wierzenie polskiego ludu o robakach, przebywających w skórze dziecka po obu stronach kręgosłupa. Zresztą według Małopolan robaki (glisty) mogą się znajdować wszędzie pod skórą; odróżnia się je od wewnętrznych, nazywając podskórnemi. Leczenie ich przypomina chwrytanie węgorzy na groch czy grochowiny; przygotowuje się mianowicie kąpiel z grochu i, obwinąwszy chorego w prześcieradło, poddaje jej działaniu; wrtedy pasorzyty opuszczają ciało. — Wszystkie poglądy tego rodzaju znajdują poczęści usprawiedliwienie w faktycznym stanie rzeczy: w szczególności glisty, zamieszkujące wmętrzności człowieka, są przecież zjawiskiem bardzo pospolitem i dającem się łatwo obserwować. Zbytniemu i nieraz fantastycznemu rozwojowi diagnoz, widzących powody chorób ludzkich w obecności robaków pod skórą, w zębach, wr oku, w głowie, w sercu i t. d., niewątpliwie sprzyjać mogła, codziennie przez lud stwierdzana, obfitość
1 Obłęd i zawrót głowy kojarzą się tu z wirującym ruchem wichru; wyrzuty skórne i t. p, tłumaczą się jako skutek obsypania ofiary przez wicher śmieciem; wreszcie paraliż jest zapewne konsekwencją wierzenia w „uderzanie" ludzi przez wir powietrzny, a także w porywanie ich przezeń i rzucanie nimi o ziemię.
Grundriss der Indo-Arischen Philologie u. Altertumskunde, t. 3, zesz. 10, r. 1901, str. 81.