04 K. MOSZYŃSKI: KULTURA LUDOWA SŁOWIAN
muły — zdaniem niektórych Serbochorwatów — krzyżują się z wołami i rodzą wielbłądy i t d.
Nawet względy praktyczne nie decydują o tern, co się wie dokładnie, a czego się nie wie. Ileż jest np. dzikich zwierząt i zwłaszcza roślin jadalnych a nawet bardzo pożywnych, o których użytkowości te lub owe ludy słowiańskie nic zgoła nie wiedzą lub też, jeżeli wiedzą, zdradzają to tylko przy sposobności wyszydzania żywiących się niemi obcokrajowców czy plemion sąsiednich. Przyczyny takiego stanu rzeczy mogą być bardzo różne. Przedewszystkiem niewątpliwie bardzo często oddziaływały tu przesądne wierzenia wzgl. uprzedzenia (dla przykładu można przytoczyć w tym związku odnośnie do pewnych obszarów Wielkorusi nieuznawanie jadalności raka, śledzi rzecznych1, łabędzia, zająca i t. p.). Często też wchodzić może w grę — zwłaszcza w stosunku do roślin — zapomnienie o użytkowej wartości danych płodów przyrody lub wprost pierwotna (t. zn. nie wtórna) o niej niewiedza (porówn. np. cz. I, str. 18, § 17, gdzie mowa o roślinach Lilium Martagon L., Phlomis tuberosa L. i Crepis sibirica L.). Przeważnie zresztą bez szczegółowych studjów zupełnie niepodobna rozstrzygnąć, co w danym konkretnym wypadku zaważyło: przesąd, zapomnienie czy też może niewiedza pierwotna. Taki wypadek zachodzi m. i. np. w stosunku do użytkowej wartości grzybów. Jak już poniekąd była mowa w cz. I, w pewnych okolicach Słowiańszczyzny2 a także u Jenisejskich Ostjaków z jednej i Swane-tów (oraz zapewne niektórych innych tubylców Kaukazu) z drugiej, zaś u znacznej części Niemców z trzeciej strony lud nic nie wie, czy nie chce wiedzieć, o jadalności grzybów; owszem niekiedy uważa je (wszystkie!) za wstrętne albo nawet za jadowite (ob. cz. I, str. 21, § 21).
45. Pragnąc zebrać jakieś dokładniejsze i obfitsze dane, które, dotycząc choćby jednego czy paru zagadnień, pozwoliłyby gruntowniej zorjentować się w kształtowaniu ludowej przyrodniczej wiedzy, umieściłem w ankiecie z r. 1930 (ob. Przedmowę) m. i. pytanie o pochodzeniu3 i rozwoju motyla. Nasunęły mi to pytanie dwie wiadomości chorwackich etnografów, z których jedna głosiła odnośnie do Samoboru, że wieśniacy tamtejsi wiedzą o powstawaniu motyla z gąsienicy, druga zaś twierdziła o mieszkańcach Prigorja, iż
mało kto śród nich ma o powyższem pojęcie. Materjał zebrany na całym obszarze Polski (u ludu polskiego, mało- i białoruskiego) dał znacznie więcej, niż się spodziewałem. Jest on tak nadzwyczajnie interesujący i tak dla etnografa ważny, że potraktuję go tu obszernie, uważając za doskonały przykład obrazów, jakie przedstawiają pewne działy ludowej przyrodniczej wiedzy, o ile chodzi o fakty, które, choó wkraczają w życie praktyczne, nie pobudzają jednak zbytnio uwagi wieśniaka.
Dla każdego, kto zapoznał się z właściwościami niższej kultury, jasnem jest, że z chwilą, gdy pewna wierzeniowa czy inna koncepcja z tych albo innych powodów zadominuje śród ludu, wtedy, ekspandując coraz bardziej, doprowadzić może wszelkie koncepcje współrzędne (to zn. odpowiadające na to samo zagadnienie) do atrofji lub zupełnego zaniku. W zakresie jednak wiedzy ludowej, zwłaszcza przyrodniczej, mamy często do czynienia z zupełnym brakiem prawdziwie dominujących koncepcyj w odniesieniu do faktów, poddawanych przez lud wyjaśnieniu. Nieskrępowane sztywną tradycją indywidualne obserwacje i pomysły mogą wtedy swobodnie przychodzić do głosu, pozwalając nam w iście zajmujący sposób zajrzeć do najgłębszych sprężyn prymitywnej umysłowej „naukowej" twórczości czy prący. Takie właśnie wejrzenie umożliwiają materjały, zebrane w Polsce a dotyczące rozwoju motyli.
, Zanim przejdziemy do bliższego zapoznania się z niemi, należy
pierwej z naciskiem podkreślić, że rozwój niektórych wspomnianych owadów — przypomnę zwłaszcza gatunek Pieris brassicae L. oraz jemu pokrewne — dokonywa się przecież na wielką skalę nieomal na oczach chłopstwa. Poza tem rozwój ten bynajmniej nie leży całkiem poza sferą najżywotniejszych interesów ludu, szkody bowiem, przynoszone w suche lata przez gąsienice motyli, bywają nieraz wcale znaczne. Pomimo to, jak zaraz zobaczymy, wiedza ludowa o życiu motyli przedstawia się zdumiewająco skromnie i mętnie. Charakteryzuje ją przytem w wybitny sposób cały szereg ujemnych cech po-części już nam znanych. Więc naprzód zdradza nam ona bierność (przypadkowość) obserwacji, powodującą krańcową fragmentaryczność w z g 1. niepełność danych i przemawiającą
^ za tem, że naogół lud nie posiada skłonności do konsekwentnego roz
myślnego poznawania czy śledzenia złożonych zjawisk od ich początku aż do końca. Po wtóre zdradza też charakterystyczną oboczność obserwacyj ścisłych z niedokładnemi. Uwypukla wreszcie rozbrajającą b ez kry ty czn o ś ć, pozwalającą ludowi przyjmować i z dobrą wiarą powtarzać pomysły zupełnie fantastyczne, nie oparte na żadnej obserwacji. Wszystkie te ujemne cechy były zresztą doniedawna właściwe także wiedzy warstw oświeconych, z tą jedynie
K. Mostyńs
Ryby te (Clupea pontica et caspia Eichw.J są łowione i jadane przez Mord-winów oraz przez Czuwaszów; mimo to Wielkorusi nadwołżańscy uważali je za jadowite i wystrzegali się spożywać; nawet i dziś jeszcze głowa rzecznego śledzia uchodzi za szkodliwą.
8 P. Rowiński w znanem dziele o Czarnogórzu kilkakrotnie mówi o grzybach; przyczem na jednem miejscu pisze, że lud ich prawie wcale nie jada, na innych — że wcale. Według J. Pavlovića Macedończycy w okolicy zwanej Maleszewem dopiero od Turków nauczyli się używać grzybów.
Chodziło o zagadnienie: „z czego się rodzą motyle".