76 i. MOSZYŃSKI: KULTURA LUDOWA SŁOWIAN
jak mak“, gdy chcą określić kolor szkarłatny (cynobrowy), „czerwony jak malina" lub „jak burak", gdy mają na myśli różne odcienia purpury (karminu) i t. d. W krajach, gdzie zdobnictwo barwne jest bardzo rozwinięte — a takich jest u Słowian wiele, — rozróżnianie poszczególnych tonów barwnych osiąga u licznych jednostek wcale znaczną subtelność.
O ile można sądzić ze stosunków, panujących u ludów słowiańskich oraz innych indoeuropejskich, rozwój wyanalizowywania poszczególnych kolorów postępował w ten sposób, że rozdzielenie czterech barw: •czerwonej, żółtej, zielonej i niebieskiej, poprzedziła trójbarwna skala, zawierająca wyłącznie barwy zasadnicze, t. j. czerwoną, żółtą i niebieską, przyczem kolor t. z w. jasnozielony mieszano przeważnie z żółtym, zaś t. zw. ciemnozielony i fioletowy z niebieskim, który przytem, jako najsłabiej zapewne wyczuwany, poczęści zlewał się z bezbarwną szarością. Wielka bądź co bądź dawność wyróżnienia koloru „sinego“ (t. j. niebieskiego) pozwala nam zrozumieć m. i. ogromną rolę, jaką on gra naprzykład w literaturze ustnej Słowian, w której (zwłaszcza u Wielkorusów) na każdym kroku słyszymy o „sinem niebie", „sinem morzu" i t. d.; tradycja o ostatniem nie milknie zresztą także na wschodnich i zachodnich Bałkanach.
Oczywiście obok nazw barw czystych powinnoby się tu omówić również bogatą nomenklaturę tak zwanych maści, gdyż niewątpliwie przy zapoznawaniu się z nią możnaby także wykryć pewne zajmujące szczegóły; wystarczy napomknąć o zachowaniu przez Słowian tak prymitywnych nawyknień, jak określanie jednej i tej samej maści włosów czy szerści u człowieka i różnych zwierząt różnemi nazwami, zależnie od tego o kim czy o czem się mówi, więc naprzykład włosy czy szerść ceglasta lub ciemnoceglasta zwą się w Polsce u człowieka rude mi, na koniach gniademi, na bydle rogatem też gniademi, ale częściej czerwonemi; o białej szerści psa nigdy się nie mówi jako o siwej, natomiast tak się należy odzywać o identycznej maści konia i o białych włosach człowieka. Podobne, bardzo ciekawe na-wyknienia widzimy i u innych ludów. Więc, dajmy na to, Litwini mają według J. Schmidta aż pięć osobnych terminów dla określenia szarej maści: jedną w zastosowaniu do gęsi, dwie inne tylko w zastosowaniu do koni, jedną tylko do bydła rogatego i wreszcie znowu inną w zastosowaniu do włosów człowieka oraz szerści domowych zwierząt, wyjąwszy gęsi, konie i bydło rogate.
Brak miejsca każe nam jednak skończyć z czuciami wzrokowemi, którym i tak wiele poświęciliśmy miejsca, i przejść do niektórych z pozostałych, a mianowicie do dźwiękowych oraz węchowych.
54. Jak zobaczymy niżej, dźwięki należą do bodźców, bardzo silnie działających na człowieka: z uderzającą łatwością budzą w nim ((w dorosłym jak i w niemowlęciu) zaburzenia fizjologiczne (tak!), rozniecają niepokój czy lęk, albo znów, gdy chodzi zwłaszcza o mu* zykę, „odwodzą — jak mówią Wielkorusi — jego duszę", i to do tego stopnia, że sprowadzają niekiedy przejściowe zawieszenie czynności intelektu, fascynują. Rozległy, niezmierzony poprostu świat dźwięków rozłożyć można, jak wiadomo, na dwie grupy: na tony i szmery. Śród pierwszych rozróżniają Słowianie „głosy" wysokie, najczęściej, o ile wiem, zwane na północy i południu cienkiemi, oraz niskie, zwane grubemi (np. młrs. tovstyj, serb.-chorw. krilpan i t. p.). Natomiast dla drugich istnieje bezlik nazw. I nic dziwnego, cała wszak wiejska przyroda rozbrzmiewa od rana do nocy i od nocy do rana tysiącem różnorakich szmerów, chrobotów, sopotów czy szypotów, ciurkań, chlebotań, plusków, chlustów, bulgotów, szelestów, szumów, skrzypień, zgrzytów, stukań, łopotów, tętnień, chrzęstów, trzasków, huków, druzgo-tów, gruchotó w, łoskotów, grzmotów i t. d., nie mówiąc wcale o licznych dziesiątkach najrozmaitszych określeń głosów owadów, płazów, ptaków, zwierząt i ludzi. Bogactwo odnośnej ludowej nomenklatury jest ogromne i trzebaby chyba napisać osobne obszerne stu-djum, aby je wyczerpująco omówić. Liczne z obchodzących nas terminów mają zasięgi szczupłe; inne, jak naprzykład przeważna większość przytoczonych wyżej, należą do ogólno-słowiańskich; jeszcze inne powtarzają się w różnych słowiańskich językach z pewnemi jednak dość znacznemi nieprawidłowemi zmianami, co jest zresztą przy wyrazach dźwiękonaśladowczych całkiem zrozumiałe (porówn. np. łuż. tśurkaś i poi. ciurkać, ciurczeć, błrs. |urćać, wkrs. żurćaf, bułg. ćurkam, Surkam i t. d., albo poi. tyrlikać, turlikać, wkrs. turłykat, turłukat, bułg. ćurulikam, serb.-chorw. ćurll-kati i t. p.). Niezwykła obfitość i nadzwyczajna rozmaitość nazw, służących dla określenia czuć dźwiękowych, składa wymowne świadectwo wrażliwości duszy człowieka na dźwięki; przedewszystkiem jednak, jak sądzę, składa świadectwo tego, że mowie, jako poczętej z dźwięków i na nich się gruntującej, szczególnie łatwo jest oddawać głosy natury. I niedarmo lud, jakgdyby igrając, z uderzającą swobodą w całych zdaniach naśladuje niekiedy charakterystyczne głosy ptaków czy wogóle dźwięki przyrody, tworząc czasem prawdziwe sui generis arcydzieła1.
55. Jeżeli czucia dźwiękowe z natury rzeczy nadawały się, jak to przed chwilą było wskazane, do pookreślania ich czy ponazywania, jeżeli czucia wzrokowe ze względu na ogniskowanie się ich do-
‘ Porówn. dla przykładu igraszkę słowną Wielkorusa, naśladującą pieśń słowika: (wymawiać szybko:) mużik, muźik (przeciągle:) Sidor, Sidor, sała siła (zmieniając głos, niżej:) pjok, pjok, — krutił, krutił, palił, palił, takjót, fakjót, i t. d. (to zn.: „Chłop Sidor słoninę piekł, obracał, opalał; [tłuszcz] cieknie...").