362 l. MOSZYŃSKI: KULTURA LUDOWA SŁOWIAN
rob ę“ Jest rzeczą zajmującą móc stwierdzić, w jak identycznych warunkach zachodzą przejawy ekstazy w odległych od siebie miejscowościach, i zwłaszcza, w jak identyczny sposób są interpretowane. Gdy zacytowane przed chwilą świadectwo dotyczy okolic, położonych nad dolnym Dnieprem, inne, którem się zaraz zajmiemy, mówi o miejscowości Naur nad Terekiem na płn.-wschodnim Kaukazie. Ogłosił je P. Vostrikov w 37. roczniku czasopisma „Sbornik materiałov dla opi-sanija mestnostej i plemen Kavkaza“. „Ataki histerji — pisze ten autor o wielkoruskich kozaczkach naurskich — zachodzą zwykle w cerkwi; tu klikusze (ob. § 141) krzyczą, szaleją, płaczą lub zanoszą się od śmiechu; w zezwierzęceniu swem chore kobiety opanowywane są przez drgawki, czerwienieją, a na usta występuje im piana; liczne 7 nich w czasie drgawek wymawiają słowa: wyjdę, ...pójdę precz, ...wyszedłem, ...albo Panćenicha1 2 zepsuła (t. zn. oczarowała). Sama chora, podzielając ogólny przesąd miejscowy, wymienia w czasie bredzenia imię Bogu ducha winnej kobiety i wylicza wszelkie okoliczności, w trakcie których miała być zepsuta przez Panćenichę. To wszystko jeszcze bardziej przekonywa tubylców o słuszności przypuszczeń co do czarów. Według przekonania ludu we wszystkich takich chorych kobietach siedzą czarty, które męczą je podczas odprawiania mszy świętej i śpiewania Cherubińskiej pieśni (czarci bowiem nie znoszą tej pieśni3 ani też kadzidła)4,5. Opisane przed chwilą przejawy tej dziwnej choroby kobiecej powtarzają się okresami. Ze 2—3 lata temu, jak pamiętam, co święto w cerkwi stanicy Naurskiej krzyczało i szalało od 3-ch do 7-iu kobiet: gdy u jednej atak się kończył, u drugiej się zaczynał. To też straszno było stać w cerkwi, słuchając rozdzierających duszę krzyków chorych kobiet. Niekiedy zresztą słabły także kobiety zupełnie zdrowe i ku przerażeniu rodziny oraz wszystkich krewnych zaczynały krzyczeć i bić głową o podłogę cerkwi*.
287. U nieoświeconych ludów egzotycznych ekstaza gra wielką rolę m. i. w t. zw. szamanizmie, pod którą to nazwą rozumiemy pewien charakterystyczny zespół przejawów religijnego życia, polegający przedewszystkiem na przodowaniu w rzeczach religijnych jednostek mniej lub więcej anormalnych pod względem psychicznym, co, rozbudziwszy w sobie niedosiężne dla innych moce mistyczne, wieszczą, uzdrawiają chorych, dyktują ludziom wolę duchów czy bóstw, a równocześnie — pełne poczucia własnej wszechsiły — same owym duchom czy bóstwon* nieraz rozkazują, przepędzają je lub przywołują, zmuszają do ustępstw na korzyść człowieka, do łamania swych zachceń \yzgl. woli etc. Dla czytelników, nieobeznanych z szamańskiemi stanami ekstatycznemi i sposobami ich wywoływania, podaję tu kilka przykładów, sięgając po nie oczywiście do ludów, zamieszkujących kraje niezbyt oddalone od siedzib Słowian lub raczej mieszających się dziś z ostatnimi. Podaję je zaś tem chętniej, że będą nam bardzo przydatne dla głębszego zrozumienia analogicznych przejawów u Słowian.
Więc naprzód warto jest tu zwrócić uwagę na niezapomniany obraz wypędzania choroby przez szamana u Jakutów, dany nam przez W. Sieroszewskiego w jego etnograficznej, cytowanej już pracy o Jakutach („12 lat w kraju Jakutów", r. 1900, str. 404 i n.). Coprawda, jak stwierdzili inni badacze, bardziej ściśli od naszego autora, jego etnograficzno-religjologicznym opisom nie zawsze można bezwzględnie ufać. W danym jednak wypadku zastrzeżenie to wolno .jest do pewnego stopnia zlekceważyć, gdyż nie chodzi tu o głębsze wnikania w religijne wierzenia i t. p., lecz o prosty opis wypadków, które Sieroszewski nieraz zapewne oglądał własnemi oczami
1 „Słońce zaszło — brzmi początek opisu — zmierzch gęstnieje, w jurcie robią pospieszne przygotowania do czarów, łupią łuczywa, znoszą drwa, zamiatają izbę... Wreszcie wszyscy usiedli poważnie na miejsca. Szaman przykucnął w kącie... zwolna rozplata warkocze, mruczy coś, wydaje pomocnikowi rozkazy, czka i ziewa nerwowo, ciało jego przebiegają dreszcze, z początku sztuczne. Oczy, opuszczone na dół, nie patrzą wcale, lub są utkwione w jeden punkt, zwykle w ogień. Ogień dogasa... Szaman zwolna zwleka koszulę i nadziewka czarodziejski kaftan. Podają mu fajeczkę. Pali i dym łyka. Czkawka jego i dreszcze nerwowe wzmagają się; twarz mu pobladła, zwilgła, głowa nisko opadła na piersi, oczy nawpół zamknęły. Tymczasem na środku jurty już rozpostarto jego białą skórę kobylą. Szaman każe podać sobie zimnej wody i pije ją wolno dużymi łykami, następnie sennym ruchem bierze przygotowany zawczasu bęben, wychodzi na środek i cztery razy przyklęka na cztery świata strony. Jednocześnie bryzga wodą z ust w koło. Wszystko zamiera... W mętnym zmroku niewyraźnie majaczy zgarbiona postać szamana, z ogromnym jak tarcza bębnem przed sobą. Siedzi on na skórze kobylej, zwrócony twarzą na południe, dokąd również głową powinna być zwrócona jego podściółka. (Chodziło tu pierwotnie niewątpliwie o skórę zabitego na ofiarę konia, na którego duszy szaman jechał wierzchem ku południowi, siedzibie dobrych bóstw. Po-równ. obszernie przy uwzględnieniu analogij staroindyjskich: J. W. Hau,er „Die Religionenu, t. 1, r. 1923, str. 70 i n.\ K. M.). Nareszcie nastaje nieprzenikniona ciemność. Obecni wstrzymują oddech i ruchy. Słychać tylko mamrotanie i czkawkę szamana. Milknie i to. Chwilę panuje głucha przejmująca cisza. Aż nagle niewiadomo skąd rozlega się urywany, ostry, przenikliwy jak zgrzyt żelaza krzyk i.. milknie. Później znów gdzieś w ciemnościach, to niżej, to wyżej od szamana, to przed nim, to za nim odzywa się nerwowe przykre ziewanie, czkawka histeryczna, to czajka zapłacze żałośnie, zakracze sokół, kulik zaświszcze. To krzyczał szaman, modulując głos swój. I znowu cisza I tylko leciuchne jak brzęczenie komara drżenia bębna wskazują, że czarownik zaczął swą muzykę. Bicie w bęben z początku do muśnięć
Opis powyższy powtórzył Hryncewicz za V. DemiĆem „Oćerki russkoj na-rodnoj mediciny", t. 2, r. 1889, str. 34, powołując się też na czasopismo „Zemskij Yrać“, r. 1889. Sprawdzić go, niestety, nie mogłem.
* Nazwisko czarownicy, słynnej w Naurze.
Także w gubernji archangielskiej, na skrajnej północy Wielkorusi histeryczki podpadają atakom w czasie odśpiewywania pieśni Cherubińskiej (EO, t. 28, r. 1918, str. f>2).
Chodzi z pewnością o kadzidło, używane podczas śpiewania pieśni Cheru-bińskiej.
Spacjowania tu i wogóle w obu ostatnich cytatach pochodzą ode mnie.