196 i. MOSZYŃSKI: KULTURA LUDOWA SŁOWIAN
Choroba ta, trapiąca, jak wiadomo, niemowlęta i małe dzieci, jest znana powszechnie ludowi polskiemu i białoruskiemu; natomiast Malorusini, zamieszkujący Rzeczpospolitą, zdają się cokolwiek mniej o niej wiedzieć. Cała nieomal północna połowa rdzennej Polski włącznie z niektóremi okolicami Lubelskiego oraz Śląska i z drobnym skrawkiem pogranicznej Białorusi zwie ją grzybem (grzyb, grzyby, gr zy bek; b edłki; szwamy; błrs. hryb). Jest to nazwa najwyraźniej przetłumaczona wzgł. zapożyczona z niemieckiego. — Od okolic Warszawy począwszy, wgórę Powiśla aż do Sandomierza i dalej w Małopolsce słyszymy o oskole lub skole (oskoła, oskołucha, skoła); ten sam termin jest w użyciu z jednej strony we wsi Brennie na pld-zachodnim krańcu Poznańskiego jako Skuka (z_ gkółka), a z drugiej na... wschodnim krańcu polskiej Białorusi (błrs. ślcółka). W dorzeczu górnej Wisły napotykamy też żabę', co powtarza się u Rusinów nad górnym Bugiem i górnym Styrem (młrs. żaba); poza tern, pomijając wiele całkiem lokalnych nazw polskich, biało- i małoruskich, wymienię jeszcze tylko najpospolitsze terminy ruskie: młrs. pli ś ń a v ka i błrs. p ab eł, pad B e ł.
Powodów obchodzącej nas tu choroby ma być bardzo wiele, i zależnie' od okolicy te albo inne wysuwają się na pierwszy plan. Według jednego z ciekawszych poglądów przyczyną pleśniawek jest wzięcie przez dziecko do ust (albo nawet tylko do ręki) grzebienia; występuje ten przesąd w zasięgu krawędziowym, co przemawia za jego dawnością: na Pomorzu oraz w przyległej cząstce Poznańskiego, w płd.-za-chodniej Polsce (m. i. w Beskidzie zachodnim), na wschodnich kresach polskiego Podola i Wołynia, a poza tein w samem środku Polski (nad Wieprzem): wyraźny ślad pozostawił też u Rusinów nad Tanwią w nazwie dla pleśniawek — hrebenyće. (Może w jakimś z tern związku słyszymy na Pomorzu też o włosach, wziętych do ust jako powodujących soor).
Według innego przekonania, rozpowszechnionego — w świetle dotychczasowych badań — od Bydgoszczy począwszy, przez północne Mazowsze aż do środkowego Wieprza w Lubelskiem, przyczyną obchodzącej nas choroby jest wzięcie w usta kawałka żelaza lub (nad Wieprzem) wogóle metalu; podobnie na Górnym Śląsku prawią nam chłopi tamtejsi o lizaniu mosiądzu przez dziecko jako postępku, mającym w skutku soor.
Głównie na północnym zachodzie i zachodzie rdzennej Polski, a poza tem tylko sporadycznie, przypisuje się pleśniawki nieczystości: brudnym rękom, branym do ust przez dziecko, różnym brudnym statkom, brudnej piersi kobiety karmiącej, niewymywaniu jamy ustnej podczas kąpieli i t. d.
Zapatrywanie, wedle którego przyczyny dolegliwości szukać należy fw (niedobrym, ostrym i t. p.) pokarmie (mleku matki), panuje przedewszystkiem na dwu znacznych a dalekich od siebie obszarach: w caiem mn. w. województwie kieleckiem z jednej, zaś na znacznej części zachodniej Białorusi z drugiej strony; poza tem zdarza się zrzadka na Mazowszu (gdzie jednak jest mowa o nieczystym połcar-mie) i na Małorusi. Ssanie cukru, owiniętego w szmatkę, albo ssanie takiegoż cukru z chlebem, obwiniają tu i owdzie północne Mazurki i Białorusinki. Gdzie niegdzie w Polsce doszukuje się też lud przyczyny choroby w zbyt gorącem albo w kwaśnem jadle, lub wogóle w spożyciu czegoś szkodliwego. Sporadycznie wreszcie rozsiane są zapatrywania, tłumaczące soor niedosypianiem dziecka czy też — wprost przeciwnie — długiem sypianiem, dalej — ślinieniem się, wsysaniem własnych warg i języka podczas brania pokarmu lub słabością, co „uderza do głowy od serca“. Częściej (głównie w północnych stronach środkowej Polski rdzennej) za bezpośrednią przyczynę uchodzi gorączka; tu i owdzie na Białorusi oraz w rdzennej Polsce także — zaziębienie, przemarznięcie, owianie wiatrem, a na zachodniem
1 W wielu natomiast okolicach żaba jest chorobą odmienną od pleśniawek.
Polesiu - podanie niemowlęciu zimnej sutki. Wyjątkowo lud przyznaje się do zadania {§ 138; lub wskazuje na uroki. Dla niektórych jednak wieśniaków czy wieśniaczek choroba „bierze się sama ze siebie", albo też unosi się w powietrzu, czy nawet fruwa w niem, i opada zeń na dziecko jak puch. Wreszcie na Białorusi i Podlasiu matka zawinia chorobę dziecka jeszcze przed jego przyjściem na świat, czyni zaś to, depcząc szumowiny, zdjęte podczas gotowania, spluwając, gdy się jej coś nie -podoba, albo kopiąc kota (w związku z ostatniem przekonaniem pozostaje lokalna białoruska nazwa pleśniawek: kaścćaje tnałakó).
146- Lecznictwo ludowe w rozumieniu terapji datuje oczywi-ście od lat wielu tysięcy. W oświeceńszych krajach słowiańskich powoli zamiera ono dziś coprawda, ale w stronach, gdzie oświata stoi jeszcze bardzo nisko, żyje i kwitnie po dawnemu. Łęczyc się rozpoczynają zwykle chorzy włościanie w 11:1 jbliższem kole krewnych i znajomych; znaczna bowiem część wiedzy terapeutycznej stanowi po-spólne dobre mn. w. wszystkich włościan, i rzadko która gospodyni nie zna pewnej ilości leczniczych ziół oraz najpospolitszych zabiegów; jeśli zaś ich nie zna, tedy gotowi są zawsze pośpieszyć jej z pomocą krewni czy sąsiedzi albo komornicy i t. p. Każdy przytem doradza, co tylko umie. O ile jeden środek nie pomógł, zostaje zastąpiony przez inny. "Tak“więć np. w Serbji „od jednej i tej samej choroby używa się' tyle lekarstw, ile się zna lub dzięki innym pozna"; to samo zaś jest i u innych Słowian. Często też spotykamy się z praktyką, polegającą na zadaniu choremu znacznej ilości zmieszanych leków w przekonaniu, że jeśli nie ten, to inny okaże się właściwy i wywrze pożądany skutek. Oryginalna ta terapja, znana Słowianom północnym i południowym, przejawia się niekiedy w zajmujących, tradycyjnie ustalonych lekach, złożonych z kilkudziesięciu — powiedzmy 40, jak to bywa np. w Macedonji etc. — różnych ziół.
Oczywiście podobnemi lekami nie pogardzają i prawdziwi zawodowcy w zakresie lec znicz ej 1 udo we j wiedzy w rodzaju znachorów czy znachorek i t. p. Chłopi cenią ich bardzo wysoko, a jednym z wyrazów ich ustosunkowywania się do zawodowej medycyny jest charakterystyczne wierzenie południowo-słowiańskie, przypisujące tej sztuce pochodzenie demoniczne; mianowicie obdarzać nią mają człowieka demony zwane wiłami.
147. W pierwszym rozdziale znanej nam już książki Mc Ken-zie’go, „The Evolution of the Medical Man“, poświęconym osobom, zajmującym się (w obrębie niższych kultur) lecznictwem, znajdujemy m. i. bardzo zajmujące dane odnośnie do specjalizacji ludowych lekarzy w Europie. Okazuje się, że nawet u Anglików, idących dziś przecież na samem czele oświeconych narodów, spotkać można po wsiach cały szereg zawodowców-śpecjalistów jako to: doktorów leczących tylko ziołami, zestawiaczy kości, specjalistów od ruptury leczących zapomocą dotknięcia, znachorki posługujące się czarami i wróżbiarstwem i t. d. Nie brak ich oczywiście i u Słowian. Odkła-