716
skającego życia, ta gałąź poezyi, mało posiada im równych. Treny, pełne są głębokiego uczucia i zachwycają mistrzowstwem obrazów. Powiedzieliśmy już, dla czego Publijusza Owidyjusza Nazona nie umieściliśmy ani pomiędzy epikami, chociaż mu do tego wielki poemat epiczno-dydaktyczny, pod tyt.: Metamorfozy, niejakie nadawał prawo, ani też między elegikami, chociaż z rozbioru dzieł jego (w rozdziale VII) pamiętają zapewne czytelnicy, iż rzeczywiście najobfitsza jego działalność była na polu elegicznem. Powtarzamy tu więc tylko, że jako elegik' doprowadził on do szczytu zmysłowe pojęcie miłości, którem gorszył nawet powszechne już niemal za niego zepsucie obyczajowe, albo też rzewliwą płaczliwością w żalach nad własną swą dolą, wypierał się mezkich przymiotów Rzymianina. W każdym razie był to juz ostatni z szeregu wielkich poetów elegicznych; kilku współczesnych mu i późniejszych znamy zale-dwo z nazwiska. Sam Owidyjusz wspomina jakiegoś Aula Sabina, autora Herold, jakoby odpowiadających na Heroidy Owidyjuszowe; oraz Julijusza Montana, Fontanusa i najsławniejszego ze wszystkich Pedona Albinovana, po którym pozostały nawet pewnie fragmenta. Z epoki późniejszego cesarstwa szczuplejsze jeszcze pozostały zabytki; oprócz wrspomnionych już powyżej sześciu elegij Maxymina (raiła, mylnie Kornelijuszowi Gallowi przypisywanych, posiadamy nieznajomego autora elegiję: U Mewiuszu, który w czasie wojen domowych, mimo wiedzy zabił własnego brata; piękny tren: Na śmierć Marka Luh-ceja; wyborną pieśń grobową: Na cześć Klandyi Homoneioraz cztery elegije Paula Passiena, naśladowcy Propercyjusza. Inne, które doszły naszych czasów, są bez wartości ćwiczeniami retorycznemi późniejszych grammatyków. Mówiąc o najdawniejszej u Rzymian poezyi ludowej, wspominaliśmy już o satyrach, które zrazu nakształf Fescenninów były krotochwilami dramatycznemi, z towarzyszeniem orkiestry, śpiewu i tańców. Z tego pierwotnego dopiero rodzaju wyrobiła się w następstwie czasów' forma satyry, przeznaczonej już nie dla widzów, lecz do czytania; wszakże treść jej i dążność pozostały z początku przynajmniej też same, to jest były to swawolne żarciki, albo komiczne obrazy ludzkich głupstw i słabości, w szacie zewnętrznej niemal całkiem bezprawidło-wej i dowolnej. Pierwszy na tern polu doświadczał się ojciec tylu innych także gatunków rzymskiej poezyi, tjtiintus Ennius, który napisał 6 ksiąg Satyr i jednę oprócz nich oddzielną, pod tytułem: Żarłok. W poematach tych, z których nader nieliczne i małoznaczne tylko pozostały ułamki, obejmujących rozmowy osób allegorycznych, obrazki obyczajowe, bajki, rozumowania i t. d.; wiersze sześciostopowe szły na przemiany z jambicznemi i trochejami; jakkol-wiek zaś uczony Enniusz i tu nie uchronił się wpływu literatury greckiej, przecież satyrę uważać godzi się za płód muzy czysto rzymskiej, bynajmniej zaś za naśladowanie greckich dramatów satyrycznych. Na .wzór Enninsza pisywał również satyry Marcus Paeuvius; zupełnie zaś dopiero nową postać nadał im Cajus Lueilius, słusznie ztąd uchodzący za twórcę całego rodzaju. Urodził się r. 148 przed nar. J. Chr. w mieście Suessa (dzisiejszem Sezza) w Kampanii; umarł r. 103. Z trzydziestu jego ksiąg Satyr, doszły nas dość znaczne i liczne fragmenta. Główną zasługą Lucyliusza było to, iż uposażył satyrę w stałą formę wiersza hexametrycznego i że wlał w nią kierunek stanowczo dydaktyczny, me oszczędzając przecież swej chłosty nietylko w ogóle występkom i zdroźnościom, ale najpotężniejszym nawet swego czasu osobom, szczególnie najwyższym urzędnikom państwa. Pod tym wrzględem wyobraża on dzielnie wiek swobodnej, jakkolwiek zagrożonej już w swej wolności rzeczypospolitej. Obok tej szlachetnej otwartości i moralnej powagi, nie zbywało mu również na