296 Emocje w relacjach społecznych
do nagród stosowanych przez badane w przykrej sytuacji była znacząco wyższa niż dla badanych w mniej przykrych warunkach.
Berkowitz (1993) stwierdził ogólnie, że eksperymentalne zadawanie bólu, jak w powyższym eksperymencie, lub powodowanie niewygody, na przykład przez zalecenie badanym trzymania przez dłuższy czas wyprostowanej poziomo ręki, wywołuje gniew. Gniew ten nie tylko przywołuje na myśl podobne emocjonalnie wspomnienia, ale stymuluje myślenie w celu znalezienia sensu sytuacji oraz planowanie. Podpowiada on agresywny impuls do karania, który kieruje się na jakąkolwiek dogodną do tego osobę, bez względu na to, czy ta osoba ma cokolwiek wspólnego z bólem lub niewygodą. Proces ten wydaje się mechanizmem opisywanym przez Darwina jako automatyczny.
Międzykulturowe różnice w kierowaniu gniewem
W badaniach międzykulturowych fascynujące jest odkrywanie, jak rozmaicie różne społeczeństwa traktują gniew. W niektórych uważa się go za destrukcyjny i sądzi, że należy go unikać. Jednym z nich jest Utku, grupa Inuit żyjąca w pobliżu arktycznego Koła Polarnego. Briggs (1970) opisała 17 miesięcy w roku 1963 i 1965, które spędziła, mieszkając w igloo lub namiocie swojej przybranej rodziny, składającej się z małżeństwa i jego dzieci. Cała grupa, z którą żyła, składała się z 35 osób, tworzących osiem rodzin. Żywili się głównie rybami i polowali na lisy, które wymieniali na dobra przemysłowe w Gjoa Haven, punkcie handlowym oddalonym o 150 mil. Zimą mieszkali w wiosce igloo; latem rodziny rozpraszały się po różnych obozowiskach.
Dla Briggs najbardziej uderzające było to, że dorośli Utku nie wyrażali gniewu interpersonalnie i nie stosowali gniewu ani gróźb w wychowaniu dzieci. Dzieci traktowano pobłażliwie i nigdy ich nie łajano. Natomiast Utku byli zatrwożeni skłonnością Briggs do gniewu. Podczas miesięcy spędzonych na małej, zamkniętej przestrzeni razem z innymi ludźmi, choć starała się to tłumić, często wpadała w gniew z powodu zimna i trudnych warunków fizycznych, które było jej trudno wytrzymać, z powodu dzieciaków żądających bez przerwy swojej porcji rodzynków i ze względu na inne, w naszym poczuciu, irytujące zdarzenia. Latem wydarzył się krytyczny incydent. Pewni urlopowicze--Kanadyjczycy pożyczyli jedno z dwu czółen, jakie mieli Utku, i przez nieostrożność uszkodzili je. Reakcją Utku na to, jak i na wszelkie takie wydarzenia, był łagodny uśmiech i akceptacja. Wówczas urlopowicze chcieli pożyczyć drugie czółno! Briggs zrobiła im awanturę w imieniu swojej przybranej rodziny, której byt był niepewny i która posiadała tak niewiele rzeczy, a każda z nich była niezbędna do przetrwania. W rezultacie Utku nie chcieli mieć później nic wspólnego z Briggs - osobą, która potrafi postępować w sposób tak nieopano- —■ wany i dziwaczny. (Gdyby ktoś z czytelników sądził, że Briggs jest szczególnie podatna na gniew, K. Oatley, który ją poznał, może zaręczyć, że według standardów curo-amerykańskich jest ona wcieleniem uroku i grzeczności).
Kontrast do Utku stanowić może grupa nazywana Yanomamó żyjąca z myślistwa i uprawy warzyw w dżungli na pograniczu Wenezueli i Brazylii, z którą 19 miesięcy podczas trzech wizyt spędził Chagnon (1968). Liczba Yanomamó wynosi prawdopodobnie około 10 000. Uważają się oni za ludzi gwałtownych. Żyją w stanie chronicznej wojny i zmiennych sojuszów pomiędzy wioskami. Agresja jednostkowa jest powszechna, tak samo jak zbiorowa, kiedy to grupy mężczyzn napadają na inne wioski z zamiarem zabicia co najmniej jednego mężczyzny i, jeśli to możliwe, porwania kobiet. Chagnon zarejestrował, że w okresie jego pracy polowej jedna z wsi, w której mieszkał, została najechana około 25 razy (s. 2). Oszacował on, że wśród Yanomamó „o ile 54% wszystkich dorosłych umiera z powodu malarii i innych chorób zakaźnych [...] o tyle 24% dorosłych mężczyzn ginie na wojnie” (s. 20).
Dzieci obojga płci wychowuje się w ten sposób, by były gwałtowne w swych wzajemnych interakcjach i w przypadku sporu walczyły na kije. Eibl-Eibesfeldt (1979, s. 157) opisuje sfilmowany przez siebie incydent, w którym mała dziewczynka Yanomamó była instruowana, jak bić i gryźć swojego brata w rewanżu za wyrządzoną krzywdę. Chagnon opisuje nieustanne trudności w swojej pracy i konieczność stawiania czoła gniewnym groźbom typu: „Nie kieruj na mnie swojej kamery, bo oberwiesz” (s. 8). Poprawił on swoje umiejętności odpierania gniewem takich zaczepek, umiał też zemścić się, kiedy ukradziono mu sprzęt.
Yanomamó mieszkają w chatach - każdą zajmuje jedna rodzina. Na przykład w chacie Kaobawa, przywódcy wioski, który był jednym z głównych informatorów Chagnona, mieszkał on sam, jego dwie żony i dzieci oraz jego brat, który pomógł mu zbudować chatę i który dzielił z Kaobawa młodszą żonę. Wioski stanowiły skupiska chat. Najmniejsza wieś liczyła około 40 mieszkańców i według szacunków Chagnona minimalną liczebność wyznacza potrzeba zebrania około 15 mężczyzn do najazdu. Największe wioski liczyły około 250 osób i, jak się zdaje, rozsadzały je wewnętrznie waśnie tak częste, że przy tych rozmiarach wieś dzieliła się na pół i jedna grupa odchodziła, żeby założyć nową osadę gdzie indziej. Chociaż w najazdach uczestniczyli tylko mężczyźni, gniew i walki były częste również wśród kobiet.
Charakterystyczne dla Yanomamó są różne formy pojedynku. Najmniej destrukcyjne jest bicie po klatce piersiowej - jeden mężczyzna wystawia się na „potężny cios pięścią w lewą część klatki piersiowej, w który jego przeciwnik wkłada całą masę ciała” (s. 114), po czym zostaje poważny siniec, a uderzony zatacza się i przez kilka następnych dni pluje krwią. Po jednym lub kilku ciosach role zostają odwrócone i uderzający otrzymuje tyle ciosów, ile sam zadał. W wersji kolektywnej, na przykład pomiędzy mieszkańcami dwu sprzymierzonych wiosek podczas święta, występują naprzód mistrzowie z obu stron, podniecani nie dość korzystnym przebiegiem walki dla swoich i możliwością zwiększenia swej renomy twardziela.
Inna powszechna rytualna walka odbywa się z użyciem pałek długości 2,5-3 metrów, przypominających kije bilardowe, ale dwukrotnie większe. Przeciwnicy