ię<
ie
XXXVI
TWÓRCZOŚĆ LIRYCZNA
Skądeś tak wielki i po swym pogrzebie Zniewolił, Janie, że co tobą słynie,
Dziękuje-ć, że w nim twoje prace wyszły,
Przeszły-ć zazdrości, zadziwi się przyszły.
(w. 33—40)
A zatem w skonfrontowaniu z poezją Kochanowskiego cała przebogata tradycja poezji łacińskiej zapada się w nicość. Skąd u Morsztyna taka ekstatyczna ocena tej poezji? W jego twórczości wyraźne nawiązania do Kochanowskiego są rzadkie i marginalne tylko; ot, w kilku epigramatach inspirował się Fraszkami. Co najważniejsza, dyskretna, opanowana sztuka poetycka Kochanowskiego to przecież antypody poezji Morsztyna. Dodajmy jeszcze, że przytoczona oktawa to jedyna wypowiedź Morsztyna o Kochanowskim.
Żeby właściwie ocenić tę polotną oktawę, trzeba traktować ją niejako ekspresję uczuć Morsztyna, ale inaczej. Wynosząc pod niebiosa, a nawet w niebiosa, poezję Kochanowskiego, Morsztyn podjął topos, który w poezji polskiej funkcjonował już przez bez mała sto lat. Wiersz Do Jana Grotkowskiego musiał narodzić się w r. 1642, w którym to roku Grotkowski był intern uncjuszem „w Neapolim”, a pierwsze pochwalne głosy o Kochanowskim pojawiły się w poezji polskiej już w latach sześćdziesiątych XVI wieku, po ogłoszeniu Satyra. Wychwalając poezję Kochanowskiego, Morsztyn nawiązywał więc do starej i bogatej tradycji. I postanowił pokazać, że potrafi zakasować wszystkich uprzednich chwalców twórcy Trenów, że zdobędzie się na pochwałę efektowniejszą, dobitniejszą, wymowniejszą od tych, jakie czytelnik jego mógł znać.
Z tego rodzaju praktyką poetycką będziemy się spotykać w twórczości Morsztyna raz po raz. Będzie on wielokrotnie podejmował utarte, znane motywy po to, aby olśnić czytelnika swoimi poetyckimi fajerwerkami, aby pokazać, że potrafi zapędzić w kozi róg poetów, którzy motywy te wcześniej podejmowali.
W przytoczonej wyżej strofie Morsztyn wychwalał w superlatywach wielkiego poetę. Ale potrafi on traktować w podobnych superlatywach temat oczywiście błahy. Jednej z jego bogdanek zdechł piesek maltańczyk, Perlisia. Upamiętnia to wydarzenie w Nadgrobku Perlisi (K 7). Upewnia czytelnika, że drugiej tak cennej perły nie ma na świecie. Zamordowała pieska kanikuła. Zrobiła to niechcący. Zobaczywszy, co zdziałała, przyroda wpadła w rozpacz. Na znak żałoby horyzont zaciągnął się czarnymi chmurami. Jeden tylko śnieg jest z tej śmierci zadowolony, czytamy w zamykającym wiersz dystychu, jego puencie:
Sam się śnieg śmieje, bo za tym pogrzebem Bielszego nadeń nie masz nic pod niebem.
(w. 27—28)
W swym pościgu za superlatywami zaplątał się tu poeta w wewnętrzne sprzeczności. Bo przecież, jeśli Perlisię zabiła kanikuła, to skąd tu śnieg? Ale trudno się tu z nim prawo-wać, skoro maltańczyki to psy o białej sierści, a od czasów biblijnych śnieg jest symbolem doskonałej, najczystszej bieli. Wiersz to znamienny dla poetyki Morsztyna z innego jeszcze względu. Właśnie dlatego że przedmiot opiewany jest w sposób tak oczywiście błahy, szczególnie wyraźnie widać tu, że idzie w wierszu nie o to, co się chwali, ale o to, jak taki wirtuoz w komplementowaniu potrafi pochwalić byle co.
Superlatywami posługuje się Morsztyn zazwyczaj dla skonstruowania jak najefektowniejszego komplementu. Ale równie dobrze mogą one stać się wehikułem złośliwości, jak w wierszu Niestatek (L 22). Wymieniono tam różne oczywiste nieprawdopodobieństwa, aby w puencie stwierdzić, że prędzej jakieś z nich stanie się rzeczywistością, „Niźli będzie stateczna która białogłowa” (w. 16).