1
1
412
J. ANDRZEJEWSKI, MIAZGA
przeciw - bezwstydnie i prowokacyjnie urodziwego Hermesa, jak suwerenny w młodzieńczej nagości, z jedną dłonią wspartą na biodrze, a drugą, tv sposób bezbłędnie niedbały i płynny poruszając złocistym kaduceuszem. mówi swoją kwestię pełnym. jasnym głosem:
Biedny Prometeuszu, nie umiesz się zmieniać, chociaż zuchwały upór pogrążył cię w nędzy1*3.
Niewykluczone, że Keller będzie słyszeć i dalsze kwestie tego dialogu, oczywiście wyraźniej słysząc głos Łukasza Halickiego:
PROMETEUSZ W mojej nędzy śpi wolność, miałbym ją zamienić na twój los niewolnika butnego tyrana?
HERMES Sądzisz. Prometeuszu, że niewolnik skały jest kimś lepszym niż zwiastun boskiego przesłania?
PROMETEUSZ Mój wstręt do wszystkich bogów jest równy ich pysze.
HERMES Ciało twe poskromione, ale dusza chora1 2.
Myśl o doraźnej uldze (a ulga to także sen), jaką mogłoby spowodować zażycie proszka uśmierzającego, chyba już w łazience powinna się pojawić gdzieś na peryferiach świadomości Konrada. Lecz podobnego podszeptu, równającego się brutalnemu gwałtowi na własnej naturze, Konrad nie może przy-
■ąć bez oporu. Więc w ostrożnym przepłukaniu obolałej jamy I istnej zimną wodą spod kranu szuka wsparcia dla swojej od-I razy do lekarstw. Niestety, zarówno woda zimna, jak gorąca I okazują się nieprzydatne. Tak więc, wobec koszmarnej per-I spektywy bezsennej nocy (bo nie wcześniej niż przed ósmą rano I bedzie się mógł skomunikować z dentystką), uśmierzający proszek wydaje się jedynym ratunkiem. Lecz, na Boga! Skąd I wziąć,proszek o drugiej w nocy? Ubrać się i szukać apteki z noc-I nym dyżurem? Nie, nawet od samego siebie nie może się doma-I mć, aby człowiek w stanie tak ciężkiej obolałości prowadził auto f po nocy i w ślizgawicę, Keller powinien pamiętać, jak bardzo się zmęczył odwożąc przed paroma godzinami Monikę na Sa-I skąKępę i potem, wracając do siebie. Więc może zejść do któregoś ze znajomych sąsiadów? Konradprzebiega w myśli nazwiska aktorów mieszkających w tej samej co on kamienicy, są to aktorzy nie najwyższej rangi, zawistni i złośliwi, jutro pół znajomej Warszawy będzie opowiadać za kulisami, po kawiarniach, w Radio i w Telewizji, jak wielki Keller w przeddzień swego ślubu zjawił się w środku nocy, z bolącym zębem, błagając o ratunek. Odpada. Lepiej cierpieć. Ba, cierpieć! („Nie! Nie pycha i wzgarda każą mi dziś milczeć - Niemy ból mnie przy gniata, gdy pamiętać muszę -jak poniżono we mnie to, co żyć powinno ”3.) I jutro być do niczego? Jutro! Cóż za przeklęty dzień! Długi jak maraton wymagający skoncentrowania wszystkich dyspozycji fizycznych i psychicznych, gorzej niż maraton, bo pełen wilczych dołów, karkołomnych przeszkód i grząskich trzęsawisk: dentystka wprowadzająca piekielne żądło w bez-
W tłumaczeniu Srebrnego: „Wiecznieś jednaki: w nędzę, którą cierpisz ninie, / ten sam cię upór wtrącił, zuchwalstwo to samo” (w. 973— 974).
im W tłumaczeniu Srebrnego: „P.: Mojej doli nieszczęsnej za nic bym, wiedz o tym, / nie zgodził się zamienić na twój los służalczy. H.: Snadż lepiej być służalcem niewolnym tej skaty, / niźli Zeusa rodzica wiernym wysłannikiem... [...] P.: Mierżą mię wszystkie bogi jednako: za dobro, / którem czynił im, tak mi oto dzisiaj płacą! H.: Duch twój, widzę, niemałą chorzeje chorobą” (w. 975-978,986-988).
W tłumaczeniu Srebrnego: „Nie sądźcie, że to pycha lub wzgarda mi każe / milczeć... Nie, to mi smutek i ból szaipie serce, / gdy myślę, jak okrutnie mię sponiewierano...” (w. 440-442).