380 J. ANDRZEJEWSKI. MIAZGA
- No, wiesz! Ależ ty masz cholerną intuicję, dziewczyno! Niech cię diabli! Zaimponowałaś mi.
- To wcale nie intuicja, panie dyrektorze.
- Tylko co?
- Podobno bardzo dobrze prowadzę auto. Mam bezbłędny I refleks.
- Niech ci będzie, ja już należę do wapniaków i nazywam to staromodnie intuicją. Domyśliłaś się bezbłędnie. Grasz panią Macbeth. Dzisiaj wieczorem uzgodniłem to z Erykiem. Jest zadowolony. A ty, cieszysz się?
Beata, coraz mocniej ściskając martwą męskość Łukasza:
- Ponieważ ma to być dla mojego dobra, postaram się, żeby I to dobro było jak największe. Więc Monika jeszcze nie wie?
- To nie ma znaczenia. Dowie sięrT^ieTprzejmuj się tym, Beatko.
- Ależ ja się wcale nie przejmuję, chcę tylko wiedzieć. Potem, gdy odłożyła słuchawkę, a Łukasz wciąż leżał bez
ruchu, z przymkniętymi powiekami:
-No?
- Winszuję.
- Dlaczego nie patrzysz na mnie?
- Kontempluję na razie twój sukces.
Wówczas Beata, siedząc z podkurczonymi pod siebie nogami tuż obok nieruchomo kontemplującego, wyciągnęła prawą dłoń ku światłu lampy, chwilę się ze skupioną uwagą przypatrywała swoim smukłym i krucho-dziewczęcym palcom, delikatnie podświetlonym zielonkawą barwą abażuru, i powiedziała:
- Teraz już rozumiem, dlaczego cała krew odpłynęła ci do głowy.
Na to Łukasz, jakby pod nim petarda wybuchła, poderwał
się nagle i odbiwszy się piętami, tak gwałtownie z tapczana wyskoczył, iż znalazł się nieomal na środku pokoju, wylądował przecież zachowując doskonałą równowagę, chwilę stał bez ruchu, z prawą nogą lekko ugiętą w kolanie i cały też cokolwiek ku przodowi wychylony, co go upodabniało do gorliwego posłańca bogów, mającego za moment oderwać się od ziemi i chyżo wzlecieć w powietrze, jednak się nie poderwał do lotu, obrócił się tylko zwinnie na palcach i sięgnął po spoczywający nieopodal na fotelu drewniany, pozłacany kaduceusz -----
Kiedy jesienią roku ubiegłego wróciłem po długiej przerwie do Miazgi i zabrałem się do uzupełniania części II — od tej właśnie sceny zacząłem pracę, pojęcia jednak nie mam, dlaczego nie dopisałem wówczas kilku zdań końcowych.
Tekst z Prometeusza (jednak powinien pozostać oryginalny tekst Ajschylosa, przekład Stefana Srebrnego, zakalcowa-ty i naszpikowany archaizmami, trochę poprawiłem), który Łukasz Halicki ze swoim „ roboczym ” kaduceuszem wygłasza przed lustrem:
Daremne będą, widzę, wszelkie moje słowa, daremnie zwracać prośby do twardego głazu.
Jak młody rumak, nie chcąc zgodnie biec w zaprzęgu kąsasz wędzidło, wierzgasz i nie znosisz cugli.
Szarpiesz się, ciskasz z furią, lecz myśl twoja słaba: jeśli komu rozsądku brak, upór i pycha w niczym pomóc nie mogą, siły nie dodadzą.
Pomyśl. Prometeuszu, jak gwałtowna burza klęsk zwali się na ciebie, jeśli mnie, Hermesa, nie zechcesz wysłuchać...139
139 W przekładzie Stefana Srebrnego ten fragment brzmi następująco: „Daremne będą, widzę, wszelkie słowa moje: / twardyś jak głaz i proś-