458 J. ANDRZEJEWSKI. MIAZGA
ty - obracasz obrączkę na palcu lewej ręki. Widzisz, Papo, jak ja Ciebie dobrze pamiętam i umiem na pamięć?
Niestety, są to tylko piękne marzenia! Rozumiem dobrze że ze względu na zdrowie (a może i inne sąjeszcze powody?) trudno by Ci było zaryzykować tak długą i uciążliwą podróż. Ale obawiam się, że te inne powody mogą być decydujące. Jeśli zaś chodzi o nas, o czym wspomniałeś w ostatnim liście, to nie przypuszczam, aby mnie odmówiono wizy, z Arturem jednak sprawa, jak się nam wydaje, nie byłaby tak prosta. Po Twoim ostatnim liście bardzo dokładnie wszystko to sobie przemyślałam i długo też na ten temat rozmawialiśmy z Arturem. Maciej już czwarty rok siedzi w tym swoim szejkana-cie nad Zatoką Perską, finansowo powodzi mu się nieźle, ale wciąż się jeszcze nie ożenił i trochę się o niego z Arturem martwimy, żeby nie zdziczał, pisuje do nas rzadko i tak lakonicznie, jakby telegrafował. Anna, jak Ci w swoim czasie pisałam, wyszła w ubiegłym roku za naszego kuzyna, Pawła Stamirow-skiego, mieszkają w Caracas, on - sympatyczny chłopak, ale trochę prymitywny, jak na mój gust - jest pilotem Amerykańskich Linii Lotniczych. Sami więc, jak widzisz, Papo, zostaliśmy z Arturem na stare lata, a ponieważ Artur nie najlepiej czuje się ostatnio z sercem, trochę bym się bała zostawić go samego-----doszły do nas ostatnio od przyjaciół w Lon
dynie niezbyt pomyślne wiadomości o stryju Karolu. Podobno bardzo się fizycznie i psychicznie posunął i jak chodzą słuchy, cały swój majątek (chyba dość znaczny!) zapisał w testamencie jakiemuś młodemu fotografowi. Okropne to wszystko!
Papo drogi, czy nie mógłbyś przy jakiejś okazji pomówić z naszym sławnym Erykiem, jesteś z nim, zdaje się, bardzo dobrze, może on by mógł jakoś wpłynąć na stryja Karola, jest bądź co bądź jego rodzonym i jedynym synem. Artur twier-
dżj, że podobny testament, pomijający żyjącą najbliższą ro-I dzinę, z pewnością będzie można zakwestionować, ponieważ I zagraniczny majątek stryja był w pewnym sensie majątkiem Firmy------także pewnie nie doszło do Ciebie, że z po
czątkiem marca zmarł w Londynie pułkownik Grzegorz Soł-tan, podobno popełnił samobójstwo, ale to nie jest pewne. Jeżeli widujesz Adama-----
Ten list (cztery stroniczki gęstego maszynopisu na bibułce lotniczej) leży na nocnym stoliku. Również na tym samym stoliku szklanka z wodą oraz okulary w rogowej oprawie i z mocno przyćmionymi szkłami. Pokój w mieszkalnej oficynie w Jabłonnie jest dość mały i banalnie, w stylu hotelowym umeblowany: okrągły stolik nieporęczny do pracy, fotel, szafa, w głębi umywalka. Okno wychodzi na park, a ponieważ na noc, mimo chłodu, zostawiono je nie domknięte, słychać nadranny świergot ptaków, pobrzmiewający trochę tak, jakby gdzieś bardzo daleko orkiestra stroiła instrumenty.
/Profesor Wanert przyjechał do Jabłonny przed trzema dnia-mi,'wśrodęj nazajutrz po recitalu Haliny Ferens-Czaplickiej. SłiałiriiCTTiakóhćert piątkowy, lecz po bardzo przykrej nocy z wtorku na środę, skoro zbudziły go z płytkiego półsnu pierwsze dzienne odgłosy miasta, tak zatęsknił za wiejską ciszą, iż wydało mu się, że zgubiłby lekkomyślnie chwilę niesłychanie ważną i cenną, gdyby posłusznie i pośpiesznie nie podążył za tym głosem wewnętrznym. I przez dwa pierwsze dni rzeczywiście czuł się lepiej. Ciężka teczka z gromadzonymi od wielu lat materiałami i notatkami do Wstępu do dziejów nietolerancji spoczywała w podręcznej torbie, nic go do
1,1 W maszynopisie tytuł brzmiał Dzieje tolerancji.