394 J ANDRZEJEWSKI. MIAZGA
ziemiańskich. Ale poczekaj, może masz rację, to by się zgj, dzało, w dwudziestym trzecim roku byłem w trzeciej klasie oczywiście, przyjechałem wtedy na Wielkanoc do domu, bo oni spędzali święta we Włoszech. Strasznie to było dawno.
Chwila milczenia. Wreszcie Halina:
- No widzisz, i zrobiło się prawie smutno.
- Pozwolisz, że wezmę jeszcze trochę whiskyl
- To może i mnie kapkę koniaku. Ale dosłownie kapkę. Nie uważasz, że mój polski jest dosyć dobry?
- Bezbłędny! Taką kapkę?
- Może być ciut, ciut podwójna.
I znów po chwili:
- Byłeś o matkę zazdrosny?
- Ależ nie, skąd? Ojczyma ubóstwiałem, pułkownik Ab-gar-Sołtan był przedmiotem mojej ówczesnej adoracji, choć wkładałem w iele wysiłku, aby i jemu, i matce mogło się zdawać, że go nienawidzę. Pojęcia nie masz, Halinko, jak strasznie się w dzieciństwie wstydziłem, że mam starego ojca. Najpierw myślałem, że wszyscy ojcowie muszą być bardzo starzy. Dopiero kiedy zacząłem chodzić do przedszkola, otworzyły mi się oczy. Ojciec jadąc rano do Hipoteki podrzucał mnie po drodze autem na Bracką i już chyba drugiego czy trzeciego dnia spotkałem w bramie przedszkola jedną z koleżanek, kiedy się całowała na pożegnanie z młodym mężczyzną. Spytałem ją, czy to jej braciszek, wtedy ona wybuchnęła śmiechem, strasznie długo chichotała, ten śmiech dopadał mnie później przy różnych okazjach przez wiele lat, jeszcze teraz wydaje mi się, że go słyszę gdzieś daleko, tak bardzo daleko, jak pogłos w ciemnym, długim korytarzu. Od razu wtedy poczułem, że palnąłem potężne głupstwo, to był, oczywiście, ojciec, ten goło-wąsy szczeniak. I jeszcze, żeby mnie do końca pogrążyć, spy-
lata, zresztą chyba w najniewinniejszej intencji, czy staruszek, który był ze mną w aucie, to mój dziaduś. Z pobłażliwej perspektywy tylu lat uważam, iż okazałem pewne męstwo poprzestając na potwierdzeniu tej wersji, mogłem się przecież powołać na pradziadka, prawdopodobnie bardzo bym w ten sposób koleżance zaimponował.
-Twój ojczym był, zdaje się, bardzo pięknym mężczyzną?
- Zdaje się, w każdym razie ja go za takiego uważałem. Twoje zdrowie, Halinko, byłaś dzisiaj naprawdę wspaniała, kto wie, czy nawet o ułamek dziesiętny nie lepsza niż w recitalu.
- Naprawdę?
- Sama wiesz.
Znów odrzuciła głowę do tyłu.
-Wiem! Ale zawsze jest przyjemnie słyszeć potwierdzenie
- Bardzo bym chciał posłyszeć jeszcze kiedyś twego Maklera, wiesz którego? „Die zwei blauen Augen von meinem Schatz, błękitne oczy mojej najdroższej...”
- Lubisz to?
- Bardzo! Kiedy przyjedziesz do Polski?
I Zawahała się.
-Nie wiem, Adam.
I po chwili:
- Chyba nigdy.
Nagórski dolał whisky na dwa palce.
- Masz Pieśni wędrowca nagrane?
- Przyślę ci płytę, dyryguje Eduard Beinum145. Ale lepiej do mnie przyjedź.
- Ba! To nie takie proste.
Halina po chwili:
145 Eduard Beinum (1901-1959) - holenderski dyrygent, pianista.