456 J. ANDRZEJEWSKI, MIAZGA
Johannesburg, 27 Ul 1969
Mój drogi Papo!
Bardzo się zmartwiłam Twoim ostatnim listem, że źle się czujesz, a w ogóle cały list tak smutny. Czy aby jesteś pod opieką dobrego lekarza i kto to jest, przedwojenny specjalista czy jeden z tych nowych? Jestem pewna, że z Twoim sercem to nic poważnego, my, Wanertowie, jesteśmy długowieczni, ale w każdym razie powinieneś o siebie dbać, a przede wszystkim takich smutnych myśli do siebie nie dopuszczać. Piszesz, że czujesz się osamotniony. Mój Boże, jak to możliwe? Pamiętasz, jak mi kiedyś, kiedyś bardzo dawno powiedziałeś, że człowiek, który ma czyste sumienie, nie powinien odczuwać samotności? Powiedziałeś tak, pamiętasz? Ja pamiętam doskonale, chociaż od tego czasu ponad trzydzieści lat upłynęło. Mówiłeś także, że samotność wówczas nam zagraża, gdy popełniamy przestępstwa wobec innych ludzi lub przekraczamy prawa moralne i społeczne. Powiedziałeś wtedy, że ze wszystkich samotności najbezwzględniejsza jest samotność dyktatorów i tyranów. Jakżeż więc Ty, drogi Papo, możesz się czuć samotny?
Wprawdzie my tutaLw Afryce Południowej, od wielu lat żyjemy z dala od Kraju, aleprzeęLeżdobrze wierny, jak u wa? jest i kto jest kto. Wiemy także, dla jak wielu rodaków w Krf~ ju, fównieź i takich, którzy nigdy nie zajmowali się filozofią, [Twoje nazwisko reprezentuje wielki autorytet moralny, bo jesteś Człowiekiem, który nigdy nie poszedł na żadne kompromisy, natomiast zawsze, jeśli okoliczności na to pozwalały, występował w obronie wolności ludzkiej myśli. Czy nie prowadziłeś przed wojną swoich wykładów, stojąc na znak
protestu197, gdy Twoim słuchaczom pochodzenia żydowskiego nie pozwolono siadać w ławkach? Czy nie zapłaciłeś za swoje przekonania i postawę patrioty Pawiakiem i Oświęcimiem? A czy w roku pięćdziesiątym nie pozbawiono Cię katedry, choć za przykładem swoich licznych, niestety, kolegów--uczonych mogłeś ją zatrzymać za cenę paru deklaracji? Czy nie milczałeś przez te wszystkie lata, choć mogłeś mówić półprawdy i półkłamstwa? I czy Twój powrót na katedrę w roku pięćdziesiątym szóstym nie był dla tysięcy ludzi symbolem nadziei?
Papo mój drogi, Ty nie jesteś samotny i jeśli komukolwiek w Kraju, to Tobie tak myśleć nie wolno. Zdaję sobie sprawę, że takiemu Człowiekowi, jak Ty. który przy swoich latach umiał zachować tyle z młodości, musi nieraz ciążyć tak zwana eme-iytura, a przede wszystkim brak stałych i bezpośrednich kontaktów z młodzieżą, do czego przez całe życie byłeś przyzwyczajony. Lecz jak wielu musisz mieć przyjaciół i ilu dawnych uczniów z pewnością Cię odwiedza! Znając Cię, lękam się nieraz, czy ze względu na swoje zdrowie nie jesteś zbyt hojny i czy w rozmowach lub dyskusjach prywatnych nie dajesz z siebie za wiele. Mój Boże, jakże bym się czuła bogata i szczęśliwa, gdybym mogła spędzić z Tobą chociaż parę godzin, siedząc tuż obok Ciebie, aby żaden Twój ruch i żadne Twoje słowo nie wymknęły się mojej uwadze. Jestem pewna, że nic a nic się nie zmieniłeś i zawsze, kiedy rozmawiasz, zdejmujesz swoje okulary w cieniutkiej złotej oprawie, aby starannie je przetrzeć kawałkiem irchy, przechowywanej specjalnie w tym celu w bocznej kieszonce marynarki, a kiedy jesteś bardzo przeję-
1,7 Tak prowadził wykłady profesor Tadeusz Kotarbiński (1886-1981), jeden z czołowych polskich filozofów, w latach międzywojennych profesor Uniwersytetu Warszawskiego.