416 J. ANDRZEJEWSKI, MIAZGA
Od wielu tygodni więzień tych stronic, mało co wiedział-bym z tego, co się dzieje dokoła, gdyby nie moja rodzina, która tak, jak jest, w różnych latach i na różnych etapach doświadczenia, znosi mi z miasta wiele realiów. Dzisiaj przy kolacji M., która zaraz po obiedzie pojechała do miasta, aby dopomóc swojej siostrze166 przy zakupach garderobianych, opowiedziała, że gdy znalazła się w Śródmieściu, przy rogu dokładnie od wielu miesięcy rozkopanej Marszałkowskiej i ulicy Moniuszki, tam — w związku z bliskim świętem 1 Maja -leżały na trotuarze i oparte o ściany kamienic olbrzymie płot-na kolorowe z fragmentami twarzy Marksa, Engelsa, Lenina i Gomułki, więc jedno wielkie płótno tylko z ustami i brodą Marksa, drugie z powiększonymi oczami Lenina, inne jeszcze z czołem Gomułki, coś w rodzaju rupieciarni albo rekwizytorni, jeszcze martwej, w przeddzień święta, gdy niebawem, przy sztucznym świetle, bo nocą, obojętni ludzie poczną w zwolnionym tempie łączyć te wycinki w całość. Opowiadała też M., że w tym właśnie miejscu - bo przecież o kilkadziesiąt kroków dalej odbywała się na Marszałkowskiej, przed Pałacem Kultury, doroczna manifestacja pierwszomajowa - wypróbowy-wano akurat działanie głośników i nad tym zagęszczeniem ćwierć- i półtwarzy twórców socjalizmu unosiły się hałaśliwe zgrzyty i piski, a potem nagle wybuchła melodia Międzynarodówki.
Przed ósmą wyszedłem, żeby trochę odetchnąć powietrzem, a też żeby kupić w domu towarowym butelkę wina, czułem się tak śmiertelnie po całym dniu zmęczony i wypompowany, że do niczego prócz wypicia paru szklanek wina niezdolny, ulice
166 Chodzi prawdopodobnie o Marię Abgarowicz, żonę Andrzejewskiego, i jej siostrę, Annę z Abgarowiczów Sokołowską.
były wyludnione i w domu towarowym, o tej ostatniej przed zaniknięciem godzinie zazwyczaj pełnym ludzi śpieszących się z zakupami, też było pusto - właśnie o pól do ósmej zaczął się w Wiedniu finałowy mecz piłki nożnej w rozgrywkach o Puchar Zdobywców Pucharów, mecz między naszym śląskim Górnikiem i angielską drużyną Manchester, zadziwiające mechanizmy, które na całym świecie przy podobnych sportowych imprezach pobudzają i rozgrzewają patriotyzmy (szowi-nizmy?) milionów kibiców, doprowadzając w przypadkach skrajnych do konfliktów zbrojnych, jak to się wydarzyło w ubiegłym roku w wojnie pomiędzy Salwadorem i Hondurasem'61.
Rzeczywiście po tylu trudnych i ciężkich doświadczeniach lat minionych świat drugiej połowy XX wieku jest światem nacjonalizmów? Zdrowa obrona wobec niebezpieczeństwa zatarcia różnic? Lecz w istniejących okolicznościach obrona odmienności z konieczności musi się odwoływać do szukania wsparcia i pomocy właśnie u tych potęg, które - choć na inny sposób i w imię odmiennych celów - zdążają do ujednolicenia. Trochę zamknięty, zaczarowany krąg. Bierność jest popychana ku zależności, lecz u kresu buntu także jedyną perspektywą jest zależność. Cóż jeden człowiek? Nie mam większych złudzeń. Myślę, iż jest to z mojej strony pewnym osiągnięciem moralnym, jeśli w tych warunkach, w jakich żyję, mogę i chcę pisać tak, jak chcę i mogę, bez czujnego i prze-chernego cenzora wewnętrznego i nie zważając na cenzurę oficjalną. Lecz zdaję sobie bardzo dobrze sprawę, że moja, patetycznie mówiąc, suwerenność twórcza - w spełnieniu do-
167 14 lipca 1969 po meczu piłki nożnej między Hondurasem i Salwadorem wybuchła tzw. „wojna futbolowa”, w której zginęło 1000 osób.