440 J. ANDRZEJEWSKI, MIAZGA
- Przepraszam cię, Ksawery, on się z nią naprawdę % dział?
Sprzeczne uczucia Ksawerego: lubi Nagórskiego i bardzo go jako pisarza ceni, przy tym, sam niewolniczo podporząd kowany kaprysom Marka, pojmuje udrękę Adama, czuje jjS z nią w pewien sposób solidarny, jednak równocześnie, umę. czony ostatnimi dniami, a szczególnie dzisiejszym wieczorem, niepewny, czy Marek zechce wrócić do domu, przeklinając siebie, że w Kameralnej dał chłopcu jakieś większe pieniądze, nie może Adamowi darować zafundowanej nowej wódki.
- Tak mówił - stwierdza niechętnie.
-1 co jeszcze mówił?
- Sam słyszałeś.
I po chwili:
- Po coś ty, Adam, tę wódkę zamawiał? On już pije od ' trzech dni, ma zupełnie dość, wiesz, jaki jest, kiedy wypije za
dużo.
Nagórski przygląda się chwilę Ksaweremu, nie bardzo się orientując, o co mu chodzi. Wreszcie rozjaśnia mu się w głowie.
- Zabawne! - mówi. - My właściwie, nawet kiedy nie jesteśmy sami, uprawiamy formę monologu, i ty, i ja. Ale przepraszam cię. Za mantis religiosa również.
Na to Ksawery, idąc za podszeptem urazy i niechęci:
- Na Syberii Zachodniej żyje maleńka mrówka, lisus fla-vus. Entomologów zdumiewało od dawna, w jaki sposób to malutkie stworzonko potrafi budować w ziemi rozległy system szerokich korytarzy, w których spędza całe życie. Dopiero niedawno odkryto, że sprytne mrówki poszukują dżdżownic, a gdy je znajdą, nieprzerwanym szczypaniem zmuszają
do drążenia rozległych tuneli Kompletnie wyczerpanych budowniczych w końcu pożerają.
Uśmiech, którym Nagórski chce pokwitować odbiór tej historyjki, tak sztucznie zniekształca jego żałośnie zmęczoną i bardzo w tej chwili podstarzałą twarz, iż Ksawery nieomal jako nieprzyzwoitość odczuwa własną młodość (lecz jakże w lata posuniętą wobec młodzieńczości Marka!) i jak wyrostek, przychwytany na brzydkim figlu, na bok umyka spojrzeniem.
- Teraz ja cię przepraszam - mamrocze niezgrabnie - to było głupie.
- Przeciwnie - na to Nagórski - to było i ciekawe, i dość mądre, tylko w sensie pedagogicznym chybione. Nie zapominaj, Ksawery, że należę do typowych recydywistów.
- Ja też.
- Właśnie! Więc o reedukacji szkoda mówić. Bądź zdrów, nie zapomnij, że jutro w południe masz ślub siostry.
I wykonawszy dłonią dość zawiły ruch, larwalne skrzyżowanie gestu pożegnania ze znakiem zapytania, jak gdyby skie-Jrowanym ku wszelkim sprawom istnienia, odwraca się i kro-Pkiem cokolwiek usztywnionym idzie w stronę toalety. Tam czuje się tak zmęczony i zamroczony, przede wszystkim zamroczony, iż opiera się oburącz o umywalkę, patrzy chwilę na odbicie swojej twarzy w lustrze (więc to jestem ja? który ja? z podręczników literatury, paszkwili czy z pracowitego i niewolniczego przekopywania podziemnych tuneli dla spiytnej lisus flavus, zwanej też Ping-Pongiem?), po czym przymyka powieki i głowę nieco pochyla na piersi. W tej sytuacji monolog Nagórskiego może być mniej więcej taki:
- Ty jesteś moją chorobą, ciebie pokochałem, żebym mógł być chory, więc żebym się mógł w schorzałym świecie stanem