492 1. ANDRZEJEWSKI. MIAZGA
i upartą domieszką zdrowego instynktu sprzeciwu. Bardzo wiele podobnych kawałów w związku z setną rocznicą urodzin Lenina krąży od wielu miesięcy po Polsce. Darowałbym sobie dość prymitywny kawał, w którym przewodnik oprowadza■ jący wycieczkę po Muzeum Lenina w Poroninie zatrzymuje się w pewnym momencie przed skromnym łóżkiem i powiada: to tu towarzyszka Krupska - dawała Leninowi dupska. Też i tę historyjkę, choć dość charakterystyczną: pewnego wieczoru na Pałacu Kultury i Nauki zapalił się ogromny neon-SRUL, a to imię, tradycyjnie w Polsce określające małego, wstrętnego Zydka, należy odczytać: Setna Rocznica Urodzin Lenina. Lecz rzeczywiście w inteligentnym skrócie efekt propagandy został pokwitowany w małym opowiadanku o twórczym pomyślejednej z naszych wytwórni sprzętu meblarskiego, która z okazji stulecia urodzin Lenina zaprojektowała i na rynek wypuściła nowe, trzyosobowe tapczany małżeńskie pod hasłem: Lenin między nami!
Czy muszę wspominać, że w tygodniu szczytowym nawet pisma tak specjalistyczne, jak dwutygodnik „Rozrywka " ogromną ilość swoich szarad, rebusów i krzyżówek poświęcił hasłom związanym z osobą Lenina i z Rewolucją Październikową?
Już pod koniec kwietnia doszły do mnie jak najbardziej wiarygodne wiadomości, że niektóre dzielnicowe instancje partyjne odwołały szereg pomniejszych leninowskich akademii terenowych, tłumacząc poufnie to zarządzenie argumentacją, że na niektórych imprezach poprzednich publiczność reagowała w sposób niewłaściwy.
Lecz mnie w tej chwili nie oczywiste i zdrowe reakcje uczestników owych małych, lokalnych akademii obchodzą, więc reakcje ludzi, których przez kilka miesięcy wszystkie środki masowego przekazu przekarmiały Leninem, Rewolucją Paździemi-
jM i Związkiem Radzieckim, jak gęś intensywnie tuczoną, gola aparatu władzy interesuje mnie przede wszystkim w tej paradoksalnejsytuacji. Aparat władzy! Nie zdawali sobie sprawy, nie przewidzieli, co z tego gigantycznego nadużycia słowa wniknie? Byliby chudymi głupcami, gdyby tak mniemali. Lecz wcup mi się wydaje, że kierowniczy aparat władzy lokalnej nie )r mit niskich i wulgarnych rejonach egzystuje. Raczej skłonny jestem myśleć o wielu spośród nich, jak o ludziach zasługujących w pewnym sensie na współczującą litość, bo naznaczonych dość szczególnym dramatem: sprawują władzę, lecz muszą się z nią męczyć jak Syzyf ze swoim głazem; ograniczając wolność rządzonych - sami ze skąpej wolności korzystają; działając w fikcji- nie mogą bez niej istnieć, ponieważ udusiliby się jak człowiek w księżycowej próżni, wyłuskany z życiodajnego skafandra, więc muszą podtrzymywać i umacniać fikcję, zatracając powoli rozeznanie, co prawdą jest, a co nią nie jest, obrośnięci fikcjąjak zwierzęta sierścią, samotni, prawie ponad ludz-ką miarę wytrzymałości samotni, tylko i wciąż pomiędzy sobą, na naradach, konferencjach, odprawach, akademiach, wiecach i przyjęciach zawsze tylko między sobą, porozumiewający się umownym językiem fikcji, przemawiający językiem fikcji i słuchający języka fikcji.
Odnoszę niejednokrotnie wrażenie, że ci z punktu widzenia elementarnego ludzkiego miłosierdzia ludzie nieszczęśni, podejmując szereg decyzji, zdają sobie sprawę, iż nic z tego dobrego wyniknąć nie może, jednak wbrew swojej świadomości uchylić się przed decyzją nie mogą, ponieważ krok taki oznaczałby uszkodzenie fikcji, zwane w języku partyjnym re-wizjonizmem. Zbliża się, dajmy na to, rocznica leninowska. Można jej na największą miarę nie uczcić? Nie można. A jeśli nie można, trzeba uruchomić cały podległy aparat, aby spro-