242
Elżbieta Zakrzcwska-Mameryt
byt! tego konsekwencje. Moje liczne pytania na ten temat zbywano nic nic znaczącymi ogólnikami. Aż do dzisiaj niczego konkretnego na ten temat nie dowiedziałam się. Poza tym nie wiedziałam ile dawek glukozy i jak często Wojtek będzie dostawał. Czasami przynoszono mi go do karmienia, a czasami nie. pasąc go jakimi świństwem w rodzaju Hamany. Nie było w tym żadnej regularności. Parę razy zdarzyło się, że słysząc dobiegający z korytarza płacz noworodków, rozwożonych do karmienia na specjalnych wózkach, mościłam dla Wojtusia miejsce przy sobie, wyjmowałam pierś i pełna oczekiwania spoglądałam w stronę drzwi. Drzwi się w końcu otwierały, wnoszono noworodki jednego po drugim i rozdawano czekającym matkom. Po czym drzwi się zamykały. A Wojtusia nie było. Gdy coś takiego zdarzyło się po raz pierwszy, czekałam dalej, mając nadzieję, ze przywiozą go W drugiej turze. Nic takiego jednak nic nastąpiło. Potem już wiedziałam, że taka sytuacja po prostu oznacza, że Wojtuś jesr podłączony do kroplówki. Ani razu nic zdarzyło się. żeby ktoś mnie o rym wcześniej poinformował. I nigdy też pielęgniarki roznoszące noworodki nie powiedziały, że Wojtka nie ma wśród innych dzieci, zawsze odbywało się to bez słów. Totalne odczłowieczenie. jakiemu uległam na tym oddziale, przejawiało się między innymi w tym. że nigdy nic przyszło mi do głowy zrobić komuś z tego powodu awanturę, ani nawet prosić o wyjaśnienia. Czułam się po prostu głupio. W normalnych okolicznościach może bym cierpiała z tego powodu, ale w mojej sytuacji nie miałam na to siły, poddawałam się biernie i z rezygnacją niosącym mnie wydarzeniom. Pokornie chowałam pierś, przykrywałam się po uszy i przeczekiwałam porę karmienia. Zdarzyło
się (eż zc dwa razy, że pod koniec pory karmienia, kiedy pozostałe pacjentki zbierały się już do oddania swoich dzieci, ni stąd ni zowąd przynoszono Wojtka, oczywiście również mnie o tym nic uprzedzając. Moją jedyną reakcją była radość, nic zaprzątałam sobie głowy niepotrzebnym okazywaniem zdziwienia. Na łapu capu znowu wyjmowałam pierś i natychmiast przystępowałam do karmienia. Nigdy nawet nie zapytałam, dlaczego pielęgniarki wykonują swoją pracę tak bezdusznie.
A oto odpowiedzi respondentów na pytania wywiadu: Ordynator: „Tak, na pewno. To znaczy przede wszystkim markę trzeba na tyle traktować szczególnie, aby ją traktować normalnie (cytat już przytaczany). Jeśli dziecko jest w dobrym stanie, to zwracamy uwagę, aby dawała sobie radę z karmieniem. Uczymy je karmić, jeśli nie piersią, to dajemy butelkę. Traktujemy tak jak dzieci zdrowe, one to widzą. Dzieci mogą mieć wadę serca, często mają. Zwracamy uwagę, aby matka obserwowała dziecko, uczulamy ją na objawy wady serca. (...) Matka nie może chować dziecka z takim obciążeniem, że będzie miało niższy iloraz inteligencji. Gdy widzę takie dziecko, to głównie myślę czy dobrze oddycha, jak się zachowuje, czy wymaga szczególnych warunków, czy można go położyć do łóżeczka. Jak zapewnić dziecku komfort, myśląc o wszystkich wadach i problemach z tym związanych. (...) Badania genetyczne powinny być rozpowszechnione. Niekoniecznie w kierunku zespołu Downa, ale wad z małymi szansami przeżycia, na przykład otwarte cewy nerwowe czy bezczaszkowce — dzieci skazane na straty w pierwszych tygodniach. Jestem przeciwna przerywaniu ciąży z ze społem Downa. Nic jest istotne, ile lat ma matka. Młode kobiety też rodzą zespół Downa. Na pewno jest to obciążenie dla wszystkich osób — matki, rodziny, rodzeństwa. Tak