Goethe, Cierpienia młodego 1Wertera
Przyznasz mi (...) ze pewne czyny pozostają występnymi, z jakichkolwiek powstały pobudek [powiada Albert]. To prawda, kradzież jest zbrodniąi, lecz czy człowiek, który dla uratowania siebie i swoich od haniebnej śmierci głodowej wychodzi grabić, zasługuje na współczucie czy karę? Kto pierwszy rzuci kamieniem na męża, który w słusznym gniewie mści się na swej niewiernej żonie i jej nikczemnym uwodzicielu? Na dziewczynę, która w chwili rozkoszy zatraca się w nieokiełznanych uciechach miłości? Nawet nasze prawa, te zimnokrwiste pedanty, dają się wzruszać i powstrzymują karę. [Werter]
- To zgoła co innego - odrzekł Albert - bo człowiek, którego potywają namiętności, traci wszelkie opamiętanie i powinien być uważany za pijanego, za szalonego.
[Werter] - O, wy ludzie rozumni! zawołałem z uśmiechem. Namiętności! Pijaństwo! Szaleństwo! Stoicie tak spokojni, tak bez współczucia, wy, ludzie obyczajni! Łajecie pijaka, gardzicie obłąkanym, przechodzicie mimo, jak kapłan, i dziękujecie Bogu, jak faryzeusz, że nie stworzył was jako jednego z tych! Nieraz bywałem pijany, moje namiętności były zawsze bliskie obłędu, a nie żałuję ani jednego, ani drugiego; bo pojąłem sam z siebie, że trzeba by było z dawien dawna obwołać pijakami i szaleńcami wszystkich niezwykłych ludzi, którzy stwoi~zyli coś wielkiego, coś na pozór nieosiągalnego (ks. I, list z 12 sierpnia, s. 63-64)117.
117 „Dii wirst mir zugeben” (...) „dafi gewisse Handlungen lasterhaft bleiben, sie mógen geschehen, aus welchem Beweggrunde sie wollen”. (...) Es ist wahr; der Diebstahl ist ein Laster: aber der Mensch, der; urn sich und die Seinigen vorn gegenwartigen Hungertode zu erretten, aufRaub ausgeht, verdient der Mitleiden oder Strofę? Wer hebt den ersten Stein auf gegen den Ehemann, der im gerechten Zorne sein untreues Weib und ihren nichtswiirdigen Verfuhrer aufopfert? Gegen das Madchen, das in einer wonnevollen Stunde sich in den unaufhaltsamen Freuden der Liebe verliert? Unsere Gesetze selbst, diese kaltbliitigen Pedantem, lassen sich rilhren und halten ihre Strafe zuriick”. (...) „Das ist ganz was anders”, versetzte Albert, „weil ein Mensch, den seine Leidenschaften hinrei-fien, alle Besinnungskraft verliert und ais ein Trunkener; ais ein Wahnsinniger ange.se-hen wini”. „Ach ihr vemilnftigen Leute!” rief ich lachelnd aus. „Leidenschaft! Trunken-heit! Wahnsinn! Ihr steht so gelassen, so ohne Teilnehmung da, ihr sittlichen Menschen, scheltet den Trinker, verabscheut den Unsinnigen, geht vorbei wie der Priester und dankt Gott wie der Pharisaer, dafi er euch nicht gemacht hat wie einen von diesen. Ich bin mehrals einmal trunken gewesen, meine Leidenschaften waren nie weit vom Wahnsinn, und beides reut mich nicht: denn ich habe in einem Mafie begreifen lernen, wie man alle aufierordentlichen Menschen, die etwas Grofies, elwas Unmóglichscheinendes wirkten, von jeherfur Trunkene und Wahnsinnige ausschreiten mufite.
78