401
NAD NIEBIESKĄ WODĄ
Sięgnął do kieszeni i ściskał palcami notes, jakby dotykał żywego ciała syna.
— Twarz była czarna i napuchła, — przypominał sobie — włosy zlepione, całe we krwi i zaschłym błocie. Tak wyglądał Kazio w tej jednej chwili, gdy Gaycewicz zdobył się na odwagę, aby uchylić wieka drewnianej, źle zbitej skrzyni, która stanowiła prowizoryczną trumnę.
Pochylił się nisko i zakrył uszy rękami, gdyż przedział, 'mimo rytmicznego stuku kół, mimo wycia wichru — wypełniał urzekający głos Stenia Herbeńskiego. Była chwila, że Gaycewicz chciał się przesiąść do innego przedziału, chciał poprostu uciec od Herbeńskiego, ale wiedział, że to spotkanie nie jest przypadkowe i że ucieczka przed Herbeńskim byłaby czymś, jak ucieczka przed swoim losem.
Powrót z ekshumacji Kazia, z jego żałosnego pogrzebu i spotkanie Stenia Herbeńskiego, — te oba fakty łączą się aż nadto wyraźnie w coś, co Gaycewicz nazywał w myślach „zrządzeniem losu“ i „ręką Opatrzności**.
— Co może wyniknąć z tego spotkania? — rozważał z lękiem i niechęcią, — co może wyniknąć? — Och, nie puści go tak łatwo — odgrażał się — teraz ma go w swoich rękach!
Poczuł w sobie przypływ nienawiści do Stefana i zaprzysiągł zemstę.
— Ale jaka to może być zemsta — zastanowił się po chwili — gdy Kazio w grobie, Emilia chora, — a zmarnowane dwadzieścia lat życia nigdy nie wrócą?
Z bezsilną rozpaczą spojrzał na Stenia.
Opowiadał teraz o zdobywaniu portu Bergen i o żołnierzach z brygady podhalańskiej, którzy norweskie góry nazywali nazwami Tatr. Ale kłopot sprawiały im fiordy, bo nie przypominały niczego, co widzieli w rodzinnych stronach. Stenio mówił głosem cichym i nieco śpiewnym. Nie podobna było nie słuchać i nie ulegać czarowi Stenia, opowiadającego żywo i z humorem o polskich strzelcach w Norwegii.
Naraz stało się coś, co Gaycewicza wprawiło w osłupienie.
— Krajobraz podobno jest taki — odezwała sę z egzaltacją Wandzia, — jakby się oglądało bajkę. Lub, jakby się było we śnie...
Gaycewicz poderwał się z miejsca. Wandzia patrzyła na Stenia z wypiekami na twarzy, pochylona w jego stronę, oczekująca przychylnego słowa.
— Krajobraz? — ach, tak — wyszeptał Stenio, jakby zbudzony ze snu — krajobraz rzeczywiście niezwykły, zwłaszcza, cóż robić? — fiordy. Żołnierze mówili: „jak na landszafcie**. Stenio zaśmiał się cicho, — śmiali się też inni słuchający.
Gaycewicz stojąc, poczuł śmieszność swej sytuacji — i wyszedł na korytarz. Ale na korytarzu było ciasno, więc po krótkiej chwili wrócił do przedziału.
26