407
NAD NIEBIESKĄ WODĄ
— Dlaczego tak jest? — zastanawiał się kiedyś idąc brzegiem rzeki, gdy przed chwilą rozstał się z Kaziem, — dlaczego jest tak, jakby na całym świecie był tylko ten chłopak uroczy i bezbronny? Powinien go przecież nienawidzieć, — lub powinien w najlepszym razie w dobroci serca kochać go inaczej, na pewno nie tak gorąco, jak swoje dzieci: Wandzię i Stasia. Tymczasem, tymczasem.... monologował pamiętnego dnia nad rzeką — Kazio to jego cała miłość. Bez reszty. Może w niej zamknęła się odepchnięta miłość do Emilii? A może jest w niej coś z żalu za niezrozumiałą pięknością szaleństwa tamtych dwojga, do czego sam nie był zdolny — i coś zapewne, z przebaczenia?
Idąc nadbrzeżnym wiślanym bulwarem gubił się w poszukiwaniu prawidłowych motywów swego uczucia, które podważało jakiś konieczny i ustalony porządek.
— Rzecz dziwna — myślał często patrząc na Kazia — rzecz dziwna. Ale zaraz usprawiedliwiał się, że przecież nie może wyrwać sobie serca, które go ciągnęło do przybranego syna, choćby wbrew rozsądkowi.
Chciał dla Kazia wszystkiego, co w życiu najlepsze i największe, usuwał przed nim każdą trudność i, kosztem innych dzieci, jego tylko wyróżniał staraniem i troską. W czasie wojny nie zdołał upilnować Kazia przed konspiracją wojskową. Kazio poległ na Woli, w trzecim dniu powstania, tuż obok kościoła, gdzie ongiś bronił się generał Sowiński.
Brutalna przemoc dziejów przeszła ostrym cięciem przez serce Gayce. wicza. Chciał zrozumieć sens osobistej katastrofy i sens przewrotu, który go wyrzucił z zadomowionych pojęć i przyzwyczajeń, ale nie dawał temu rady.
Łatwiej znosiła wszystko Emilia. Miał nawet wrażenie, jakby śmierć Kazia przyjęła zbyt lekko, czego nie mógł zrozumieć, choćby ze względu na jej wspomnienia, na jej pielęgnowaną skrycie miłość do Herbeńskiego. Emilia była przejęta teraz pracą w szkole i jako nauczycielka przyrody w ten swój nowy zawód wkładała całą energię.
— Nie jesteśmy ci sami — mówiła — historia jak huragan rzuca ludźmi i opornych niszczy. Zaszły rzeczy nieodwracalne. Nawet śmierć nie jest tym, czym kiedyś...
— Ależ, Emilio, — oburzał się Wiktor, — śmierć jest zawsze tym samym, dawniej, czy dziś.
Zauważył, że Emilia w wydarzeniach wojennych znajduje uzasadnienie dla swojej nieczułości, dla swego chłodu i zobojętnienia na losy bliskich.
— Czyżby rzecz tak dawna — myślał nieraz gorzko — jakieś szaleństwo i namiętność — mogły na całe życie pozbawić ją prostych odruchów serca?
Emilia z powodu swej choroby nie mogła pojechać z nim na ekshu-