Kilkakrotnie próbowali mi w tych kwestiach pomóc matematycy, by po wyznaczeniu wektorów określić właściwy punkt lub punkty będące ośrodkami ciężkości. Nigdy im się to jednak nie zgodziło. 1 prawdopodobnie obliczenia takie nie są możliwe, ponieważ proces powstawania rzeźby balansującej ma kilka faz. Dlatego zdarzało się, że musiałem całkowicie odwrócić własną logikę, by osiągnąć cel. Chociaż i tak przyznaję, że do tej pory nie rozumiem niektórych swoich rzeźb.
- Czy istnieje jakieś podstawowe credo, które przyświecało Panu na różnych etapach kształtowania twórczości?
- Jeśli można to nazwać credo - na pewno kieruje mną pewien humanizm. Chcę, żeby moja twórczość była humanistyczna. Nigdy przeciwko człowiekowi.
- W takim razie jak wygląda człowiek w ujęciu Jerzego Kędziory? W Jaki sposób i jakimi środkami ukazuje Pan meandry ludzkiego losu?
- Tworzę tak, jak żyję. Nad jednym się pochylam, z innego się wyśmiewam, trzeciego tylko portretuję. Żadnego kanonu postaci człowieka sobie nie wytworzyłem. Patrzę przez pryzmat jego osobowości i sztuki. Raz pociąga mnie w nim forma, nawet jeśli jest ona tylko maleńkim echem fizyczności. Kiedy indziej jego prehistoria, na przykład w cyklu pod tytułem Rzeźbiańce, które stanowią stadium przejściowe między człowiekiem a ostańcem jurajskim.
Jak już wspomniałem, personifikowałem także pewne przedmioty, między innymi: instrumenty, flagi, dzwony, pionki do gier i wiele innych.
Żyję ze swoimi rzeźbami tak, jak z ludźmi, obok nich, wśród nich - i moja twórczość tak się też do nich odnosi: karykaturuje, przedrzeźnia, portretuje, rozczula się nad nimi, reperuje...
- Czy to, co o Pana twórczości mówią recenzje jest prawdą? Czy podpisuje się Pan pod proponowaną w nich ideologią własnej sztuki?
- Wie pani... moim zdaniem istnieje czyjaś prawda, jakaś prawda i - jak mawiał Tischner - gówno prawda, lecz zapewne każda z nich ziarnko prawdy zawiera...
Rozmawiała Justyna Sikorska
Konspekt nr 2/2007 (29)