ROZDZIAŁ 37
ZOBACZYĆ TO UWIERZYĆ
Hanna wepchnęła się na tylne siedzenie w radiowozie Wildena obok Arii i Emily. Właśnie tam przestępcy - nie, żeby w Rosewood było ich wielu - zwyczajowo siadali. Chociaż ledwo widziała Wildena przez przymocowane do przednich siedzeń metalowe kratki, mogła po jego słyszanym przez CB radio głosie się zorientować, jaki jest zmartwiony i spięty.
- Ktoś już coś znalazł? - rzucił do krótkofalówki. Stali bezczynnie przed znakiem stopu, podczas gdy Wilden decydował, w którą stronę jechać. Jeździli już wokół głównego ujścia Strumienia Morrella, ale znaleźli tylko parę upijających się dzieciaków ze szkoły publicznej leżących w trawie. Nigdzie ani śladu po Hummerze Mony.
- Nic. - rozległ się głos z CB radio.
Aria chwyciła dłoń Hanny i mocno ścisnęła. Emily cicho szlochała w jej obojczyk.
- Może mówiła o innym strumieniu. - poddała Hanna. - Może o strumieniu przy Szlaku Marwyn. - a skoro już o tym mowa, może Spencer i Mona zwyczajnie się bawiły i rozmawiały. Może Hanna źle to zrozumiała, może Mona nie była „A”.
W CB radio zatrzeszczał kolejny głos.
- Dostaliśmy zgłoszenie o jakimś zamieszaniu przy Kamieniołomie Topielca.
Hanna zatopiła paznokcie w dłoni Arii. Emily spazmatycznie odetchnęła.
- Już tam jadę. - odparł Wilden.
- Kamieniołom… Topielca? - powtórzyła Hanna. Przecież to było radosne miejsce - krótko po swojej przemianie Hanna i Mona poznały tam chłopców z Drury Academy. Zrobiły dla nich pokaz kostiumów kąpielowych na skałach, stwierdzając, że o wiele bardziej atrakcyjne jest kokietowanie chłopców niż pieszczoty z nimi. Zaraz potem na dachu garażu Mony napisały farbą HM + MV = BBBBBFF, przysięgając sobie, że zawsze będą przyjaciółkami.
Czy to wszystko było kłamstwem? Mona od początku to planowała? Czekała na dzień, kiedy będzie mogła potrącić Hannę autem? Poczuła przemożną ochotę, by poprosić Wildena o zjechanie na pobocze, żeby mogła zwymiotować.
Kiedy dotarli do wjazdu na teren Kamieniołomu Topielca, jasno-żółty Hummer Mony zaświecił jak szczyt latarni. Hanna chwyciła klamkę drzwi, choć samochód nadal jechał. Drzwiczki auta otworzyły się z szarpnięciem, a ona z niego wypadła. Hanna zaczęła biec w stronę Hummera, jej kostki wykręcały się na nierównym gruncie.
- Hanna, nie! - zawołał Wilden. - To niebezpieczne!
Hanna usłyszała, jak Wilden zatrzymuje auto, znowu trzasnęły drzwiczki. Za nią zachrzęściły liście. Kiedy sięgnęła do wozu, zauważyła w pobliżu lewej przedniej opony kogoś zwiniętego w kłębek. Hanna zobaczyła błysk blond włosów i ulżyło jej. Mona.
Ale to była Spencer. Ziemia i łzy znaczyły pasmami jej twarz i ręce, a ramiona miała poranione. Jedwabna sukienka była rozdarta i nie miała butów.
- Hanna! - zawołała zachrypniętym głosem Spencer wyciągając do niej ręce.
- Dobrze się czujesz? - wydyszała Hanna, przykucnęła i dotknęła ramienia Spencer. Poczuła chłód i wilgoć.
Spencer tak szlochała, że ledwie mogła mówić.
- Tak mi przykro, Hanna. Tak mi przykro.
- Czemu? - zapytała Hanna chwytając dłonie Spencer.
- Bo… - Spencer wskazała krawędź kamieniołomu. - Chyba spadła.
Prawie natychmiast zawyła za nimi karetka, za którą jechał kolejny radiowóz. Ekipa ratunkowa i coraz więcej gliniarzy otaczało Spencer.
Otępiała Hanna cofnęła się, kiedy sanitariusze zaczęli wypytywać Spencer, czy może wszystkim ruszać, co ją boli i co się stało.
- Mona mi groziła. - powtarzała ciągle Spencer. - Dusiła mnie. Próbowałam jej uciec, ale walczyłyśmy. A ona potem… - gestem wskazała krawędź kamieniołomu.
Mona mi groziła. Pod Hanną ugięły się kolana. To była prawda.
Policjanci rozeszli się wokół kamieniołomu z owczarkami niemieckimi, latarkami i bronią. Po kilku minutach jeden z nich zawołał:
- Coś mamy!
Hanna skoczyła na równe nogi i ruszyła biegiem w stronę gliniarza. Wilden, który był bliżej, chwycił ją od tyłu.
- Hanna. - powiedział jej na ucho. - Nie. Nie powinnaś.
- Ale ja muszę zobaczyć! - krzyknęła Hanna.
Wilden objął ją.
- Zostań tutaj, okay? Zostań tu ze mną.
Hanna patrzyła, jak grupa gliniarzy znika za brzegiem kamieniołomu, schodząc w dół w kierunku rwącej wody.
- Potrzebujemy noszy! - krzyknął jeden z nich. Pojawiło się więcej ratowników z zaopatrzeniem. Wilden głaskał Hannę po włosach odgradzając ją ciałem od tego, co się działo. Ale ona mogła słyszeć. Słyszała, jak mówią, że Mona utkwiła między dwoma skałami. I że wygląda na to, że ma złamany kark. I że muszą bardzo, bardzo ostrożnie ją wyciągać. Słyszała ich pełne zachęty chrząknięcia, kiedy wynosili Monę na górę, i, załadowaną na nosze, wsunęli do karetki. Kiedy ich mijała, Hanna zobaczyła falę platynowych blond włosów Mony. Wykręciła się z uścisku Wildena i zaczęła biec.
- Hanna! - krzyknął Wilden. - Nie!
Ale Hanna nie biegła do karetki. Przebiegła na drugą stronę Hummera, przykucnęła i zwymiotowała. Wytarła ręce o trawę i skuliła się w maleńką kulę. Drzwiczki karetki zatrzasnęły się i zaryczał jej silnik, ale nikt nie włączył syreny. Hanna zastanawiała się, czy to dlatego, że Mona już nie żyje.
Łkała, póki nie poczuła, że w jej ciele nie ma już łez. Wycieńczona przekręciła się na plecy. Jakiś twardy, kwadratowy przedmiot uciskał jej udo. Hanna usiadła i wzięła go do rąk. To było jasnobrązowe zamszowe etui na telefon, którego Hanna nie poznawała. Przybliżyła je do twarzy i wciągnęła powietrze. To był zapach „Joy” od Jean Patou, od lat ulubione perfumy Mony.
Ale telefonem schronionym w środku nie był Sidekick z limitowanej kolekcji Chanel z Japonii, który Mona wybłagała u ojca, ani nie miał wytłoczonych inicjałów MV na odwrocie kryształami Swarovski'ego. To był prosty, ogólny model BlackBerry, który nic nie zdradzał.
Gdy Hanna zrozumiała, co oznacza drugi telefon, zaciążyło jej serce. Wystarczy, żeby włączyć komórkę i do niej zajrzeć, żeby udowodnić samej sobie, że Mona naprawdę im to zrobiła. Przed jej nosem przesunął się zapach krzewów malin z kamieniołomu, i nagle poczuła, jakby cofnęła się w czasie o trzy lata, i była w sznurkowym bikini Missoni, a Mona w jednoczęściowym kostiumie na ramiączkach Calvina. Ze swojego pokazu mody zrobiły grę - jeśli chłopcy z Drury wyglądali tylko na łagodnie rozbawionych, przegrywały. Jeśli ślinili się jak wygłodzone psy, kupowały sobie nawzajem zabieg w spa. Ostatecznie, Hanna zdecydowała się na jaśminowy piling wodorostowy, a Mona - na jaśminowy, marchewkowy i sezamowy.
Hanna usłyszała za sobą zbliżające się kroki. Dotknęła kciukiem pustego, niewinnego ekranu BlackBerry, po czym wrzuciła go do swojej jedwabnej torebki zataczając się w poszukiwaniu pozostałych. Wokół niej rozmawiali ludzie, ale ona słyszała tylko krzyczący w jej głowie głos: „Mona nie żyje”.
Pretty Little Liars - Unbelievable Nie do wiary
1