4 Pretty Little Liars Unbelievable Rozdział 5


ROZDZIAŁ 5

TO OZNACZA WOJNĘ

Kiedy Aria opuściła już szpital późnym niedzielnym popołudniem - stan Hanny pozostawał bez zmian - weszła po nierównych stopniach ganku budynku Old Hollis, gdzie mieszkał Ezra. Mieszkanie Ezry na parterze było oddalone od dzielonego przez Byrona z Meredith domu zaledwie o dwie przecznice, a Aria nie czuła się jeszcze gotoważeby tam pójść. Nie oczekiwała, że Ezra będzie w domu, ale napisała do niego list z informacją, gdzie będzie mieszkać, i że ma nadzieję z nim porozmawiać. Kiedy próbowała wcisnąć list przez otwór jego skrzynki pocztowej, usłyszała za sobą skrzypnięcie.

- Aria. - Ezra, w wyblakłych dżinsach i pomidorowej koszulce firmy Gap, pojawił się w hallu. - Co ty robisz?

- Ja tylko… - głos Arii był napięty od uczuć. Trzymała list, który trochę się pogiął podczas jej prób wciśnięcia go do skrzynki. - Chciałam ci to przekazać. Napisałam tylko, żebyś do mnie zadzwonił. - zrobiła niepewny krok w jego stronę, obawiając się go dotknąć. Pachniał dokładnie tak, jak ubiegłej nocy, kiedy Aria tu była - trochę whiskey, i trochę kremem nawilżającym. - Nie sądziłam, że tu będziesz. - wyjąkała Aria. - Wszystko w porządku?

- Cóż, nie musiałem spędzić nocy w areszcie, i to było dobre. - Ezra roześmiał się, po czym spoważniał. - Ale… zostałem zwolniony. Twój chłopak powiedział wszystko dyrekcji, i na dowód miał nasze zdjęcia. Wszyscy woleliby raczej utrzymać to w tajemnicy, więc o ile ty nie wniesiesz oskarżenia, to nie znajdzie się w moich papierach. - włożył kciuk w jedną ze szlufek spodni. - Jutro mam pójść do szkoły i opróżnić biuro. Chyba na resztę roku będziecie mieli nowego nauczyciela.

Aria przycisnęła dłonie do twarzy.

- Przepraszam, tak bardzo przepraszam. - chwyciła dłoń Ezry. Początkowo próbował ją wyrwać, ale potem powoli westchnął i się poddał. Przysunął ją do siebie i mocno pocałował, a Aria oddała ten pocałunek, jak żadnego innego wcześniej. Ezra przesunął dłonie na zapięcie stanika. Aria chwyciła jego koszulkę, zdzierając ją z niego. Nie miało znaczenia, że stoją na zewnątrz, ani że z ganku sąsiedniego domu gapi się na nich grupka pociągających z bonga dzieciaków. Aria całowała nagi kark Ezry, a on otoczył jej talię ramionami.

Ale kiedy usłyszeli krótki sygnał syreny radiowozu, przestraszeni, odskoczyli od siebie.

Aria zanurkowała za plecioną ściankę ganku. Ezra przykucnął obok niej z zaczerwienioną twarzą. Radiowóz powoli przejechał obok domu Ezry. Gliniarz rozmawiał przez komórkę i nie zwracał na nich uwagi.

Kiedy Aria odwróciła się do Ezry, seksowny nastrój już prysł.

- Wejdź. - powiedział Ezra, zakładając znowu koszulkę i idąc w stronę mieszkania. Aria podążyła za nim mijając frontowe drzwi, nadal zdjęte z zawiasów po wczorajszym wyważeniu przez policję. Mieszkanie pachniało jak zwykle kurzem, makaronem Kragta i serem.

- Mogłabym poszukać ci innej pracy. - zasugerowała Aria. - Może mój ojciec potrzebuje asystenta. Albo mógłby coś ci załatwić w Hollis.

- Aria… - Ezra miał zrezygnowany wyraz twarzy. Aria zauważyła za nim pudła U-Haul. Wanna na środku salonu została opróżniona z książek. Bezkształtne niebieskie świece zniknęły z obudowy kominka. A Bertha, dmuchana lalka w stroju francuskiej pokojówki, którą kilku przyjaciół Ezry kupiło dla niego dla żartu w college'u, nie była już usadowiona na jednym z kuchennych krzeseł. Prawdę powiedziawszy, zniknęła większość osobistych rzeczy Ezry. Pozostało tylko kilka samotnych tandetnych mebli.

Ogarnęło ją chłodne, oślizgłe przeczucie.

- Wyjeżdżasz.

- Mam kuzyna w Providence. - wymamrotał ze spuszczoną głowa Ezra. - Spędzę u niego trochę czasu. Oczyszczę myśli. Pouczę się garncarstwa w Rhode Island School of Design. Nie wiem.

- Zabierz mnie ze sobą. - wyrzuciła z siebie Aria. Podeszła do Ezry i pociągnęła rąbek jego koszulki. - Zawsze chciałam tam pójść. RISD jest moim pierwszym wyborem. Może mogłabym zacząć studia wcześniej. - znowu podniosła wzrok na Ezrę. - Mam się wprowadzić do ojca i Meredith, co uważam za los gorszy od śmierci. No i… nigdy nie czułam tego, co czuję przy tobie. Nie wiem, czy kiedykolwiek znowu to poczuję.

Ezra mocno zacisął oczy, kołysząc dłońmi Arii.

- Uważam, że powinnaś odczekać kilka lat, zanim znowu się zobaczymy. Dlatego, że ja do ciebie czuję to samo. Ale muszę się stąd wyrwać. Oboje o tym wiemy.

Ręce Arii opadły. Miała wrażenie, że ktoś otworzył jej pierś i usunął serce. Zaledwie ostatniej nocy, przez kilka godzin, wszystko było idealnie. A potem Sean - i „A” - znowu wszystko zniszczyli.

- Hej. - powiedział Ezra, zauważając łzy toczące się po policzkach Arii. Przyciągnął ją do siebie i mocno objął. - Już dobrze. - zajrzał do jednego z pudeł i wyciągnął z niego bobble'a Williama Szekspira. - Chcę, żebyś to miała.

- Serio? - Aria odrobinę się uśmiechnęła. Kiedy przyszła tu pierwszy raz po przyjęciu u Noela Kahna na początku września, Ezra jej powiedział, że ten bobble to jedna z jego ulubionych rzeczy.

Ezra przeciągnął palcem wskazującym wzdłuż linii szczęki Arii, poczynając od podbródka a kończąc na płatku ucha. Arię przeszły ciarki po plecach.

- Naprawdę. - szepnął.

Czuła, że śledzi ją wzrokiem, kiedy skierowała się w stronę drzwi.

- Aria. - zawołał, kiedy miała przestąpić nad dużą stertą starych książek tefonicznych w korytarzu.

Stanęła, jej serce lekko się uniosło. Na twarzy Ezry rysowała się spokojna mądrość.

- Jesteś najsilniejszą dziewczyną, jaką poznałem. - powiedział. - Więc po prostu… do diabła z nimi, wiesz? Poradzisz sobie.

Ezra pochylił się, żeby uszczelnić pudła przezroczystą taśmą. Oszołomiona Aria wycofała się z mieszkania, zastanawiając się, dlaczego znienacka zaczął się zgrywać na jej doradcę. Zupełnie, jakby mówił, że on jest osobą dorosłą, z wszystkimi tego obowiązkami i konsekwencjami, a ona jest tylko dzieckiem, przed którym jest całe życie.

A dokładnie tego nie chciała w tej chwili słyszeć.

***

- Aria! Witaj! - zawołała Meredith. Stała w progu kuchni, w biało-czarnym fartuchu - który Aria usiłowała sobie wyobrazić jako więzienny mundur - i z rękawicą kuchenną w kształcie krowy na prawej ręce. Wyszczerzyła zęby w uśmiechu, jak rekin, który zaraz połknie płotkę.

Aria wciągnęła ostatni z tobołków porzuconych pod jej nogami przez Seana ostatniej nocy i rozejrzała się. Wiedziała, że Meredith ma ekscentryczny gust - była artystką i uczyła w Hollis College, tym samym miejscu, gdzie także Byron wykładał - ale salon Meredith wyglądał na urządzony przez psychopatę. W rogu stał fotel dentystyczny wraz z tacką na wszystkie narzędzia tortur. Jedną ze ścian Meredith pokryła zdjęciami gałek ocznych. Wypalała wiadomości w drewnie jako wyraz artystycznej ekspresji, i oczywiście na dużym klocu drewna wzdłuż kominka widniał napis: PIĘKNO JEST POWIERZCHOWNE, ALE BRZYDOTA PRZENIKA AŻ DO KOŚCI. Na kuchennym stole leżała duża wycinanka z materiału przedstawiająca Złą Wiedźmę Zachodu. Arię na wpół kusiło, żeby ją wskazać i powiedzieć, że nie wiedziała, że matka Meredith pochodzi z Oz. Tyle, że w rogu zobaczyła szopa-pracza i wrzasnęła.

- Spokojnie, nie bój się. - powiedziała szybko Meredith. - Jest wypchany. Kupiłam go w sklepie z wypchanymi zwierzętami w Filadelfii.

Aria zmarszczyła nos. To miejsce śmiało mogło konkurować z Muzeum Medycznych Osobliwości Mütter w Filadelfii, które brat Arii uwielbiał prawie tak samo jak odwiedzone przez niego w Europie muzeum seksu.

- Aria! - zza rogu wyłonił się Byron wycierający dłonie o dżinsy. Aria odnotowała, że miał na sobie ciemne dżinsy z paskiem i jasny szary sweter - może jego normalny uniform składający się z t-shirta Sixers'ów z plamami od potu i proste wystrzępione bokserki nie były dość dobre dla Meredith. - Witaj!

Aria stęknęła dźwigając znowu swój marynarski worek do góry. Kiedy pociągnęła nosem poczuła kombinację zapachu spalonego drewna i owsianki Cream of Wheat. Obrzuciła podejrzliwym spojrzeniem garnek na kuchence. Może Meredith gotował kleik, jak zła dyrektorka z powieści Dickensa.

- Pokażę ci twój pokój. - Byron złapał Arię za rękę. Zaprowadział ją korytarzem do dużego, kwadratowego pokoju, gdzie leżało kilka dużych kloców drewna, kilka żelaz do wypalania piętna, ogromna piła taśmowa i narzędzia do spawania. Aria założyła, że to studio Meredith - albo pomieszczenie, gdzie dobija swoje ofiary.

- Tędy. - powiedział Byron. Zaprowadził ją w miejsce w rogu studia oddzielonego od reszty pomieszczenia zasłonką w kwiatki. Kiedy odsłonił kotarę, zapiał. - Taa-daaa!

Łóżko polowe i komoda pozbawiona trzech szuflad zajmowała niewiele więcej miejsca niż kabina prysznicowa. Byron wcześniej wniósł jej pozostałe bagaże, ale ponieważ na podłodze nie było miejsca, ułożył je w stertę na łóżku. Przy zagłówku leżała jedna płaska, pożółkła poduszka, a na parapecie ktoś postawił malutki przenośny telewizorek. Nalepka na jego obudowie głosiła starymi, wyblakłymi literami z lat siedemdziesiątych SAVE A HORSE, RIDE A WELDER.

Aria odwróciła się do Byrona z uczuciem obrzydzenia.

- Muszę spać w studiu Meredith?

- Nie pracuje tu w nocy. - powiedział szybko Byron. - I spójrz tylko! Masz swój własny telewizor i kominek! - wskazał duże ceglane szkaradzieństwo, które zajmowało prawie całą dalszą ścianę. Większość domów w Starym Hollis miała kominki w każdym pokoju, bo centralne ogrzewanie było do bani. - W nocy może ci tu być całkiem przytulnie!

- Tato, ja nie mam pojęcia, jak rozpalić w kominku. - Aria zauważyła sznur karaluchów maszerujący z jednego kąta pod sufitem do drugiego. - Jezu! - wrzasnęła wskazując je i kryjąc się za Byronem.

- Nie są prawdziwe. - uspokoił ją Byron. - Namalowała je Meredith. Naprawdę nadała temu miejscu charakter swoim artystycznym zmysłem.

- Jak dla mnie wyglądają na prawdziwe! - Aria czuła, że zaraz hiperwentyluje.

Byron spojrzał na nią szczerze zaskoczony.

- Sądziłem, że ci się tu spodoba. Tylko tyle mogliśmy zrobić w tak krótkim czasie.

Aria zamknęła oczy. Tęskniła za odrapanym mieszkankiem Ezry, z jego wanną i tysiącami książek i planem metra Nowego Jorku na zasłonie prysznicowej. Tam nie było karaluchów - ani prawdziwych, ani fałszywych.

- Kochanie? - rozległ się od strony kuchni głos Meredith. - Kolacja gotowa.

Byron rzucił Arii spięty uśmiech i ruszył w stronę kuchni. Aria uznała, że powinna pójść za nim. W kuchni Meredith na każdym z talerzy ustawiła miseczki. Dzięki Bogu, na kolację nie było kleiku, lecz niewinnie wyglądający rosół.

- Pomyślałam, że to będzie lepsze dla mojego brzucha. - wyznała.

- Meredith ma problemy żołądkowe. - wyjaśnił Byron. Aria odwróciła się do okna i uśmiechnęła. Może jej się poszczęści i Meredith zapadnie na dżumę.

- Ma małą zawartość soli. - Meredith szturchnęła Byrona w ramię. - Więc jest też odpowiedni dla ciebie.

Aria spojrzała zaintrygowana na ojca. Byron solił każdy kęs, póki miał go na widelcu.

- Od kiedy jesz małosolne potrawy?

- Mam wysokie ciśnienie. - powiedział Byron, wskazując swoje serce.

- Nie, nie masz. - powiedziała Aria, marszcząc nos.

- Tak, mam. - Byron założył serwetkę za kołnierz. - Już od jakiegoś czasu.

- Ale… nigdy wcześniej nie miałeś małosolnej diety.

- Jestem jak nadzorca niewolników. - stwierdziła Meredith odsuwając krzesło i siadając na nim. Posadziła Arię przy głowie Złej Wiedźmy. Aria przesunęła swoją miską, żeby zakryć groszkowo zieloną twarz czarownicy. - Pilnuję jego diety. - kontynuowała Meredith. - I każę też mu brać witaminy.

Aria opadła na krzesło, w jej wnętrzu zaczął narastać lęk. Meredith już zaczęła zachowywać się jak żona Byrona, a przecież mieszkał z nią dopiero od miesiąca.

- Co tam masz? - Meredith wskazała dłoń Arii.

Aria opuściła wzrok na kolana, zdając sobie sprawę, że wciąż trzyma bobble'a Szekspira otrzymanego od Ezry.

- Och. To tylko… coś od przyjaciela.

- Zgaduję, że ten przyjaciel lubi literaturę. - Meredith wyciągnęła rękę i wprawiła w ruch głowę Szekspira. W oku jej błysnęła iskierka.

Aria zamarła. Czy Meredith wiedziała o Ezrze? Zerknęła na Byrona. Jej ojciec, niczego nieświadomy, siorbał zupę. Nie czytał przy stole gazety, jak zawsze czynił w domu. Czy Byron naprawdę był tam nieszczęśliwy? Czy na serio bardziej podobała mu się malująca robale wielbicielka wypychanych zwierząt, Meredith, od słodkiej, miłej, kochającej matki Arii, Elli? I dlaczego Byron sądził, że Aria mogłaby bezczynnie siedzieć i to zaakceptować?

- Och, Meredith ma dla ciebie niespodziankę. - zaczął mówić Byron. - W każdym semestrze ma darmowe zajęcia w Hollis. Powiedziała, że możesz skorzystać z jej zaliczenia i wybrać coś dla siebie.

- Dokładnie tak. - Meredith przekazała Arii podręcznik dokształcania Hollis College. - Może zdecydujesz się na jedne z zajęć ze sztuki, które prowadzę?

Aria zagryzła wnętrze policzka. Wołaby raczej mieć na stałe wepchnęte w gardło odłamki szkła, niż spędzić choć jedną dodatkową chwilę z Meredith.

- No, dalej, wybierz zajęcia. - zachęcał Byron. - Przecież wiem, że masz na to ochotę.

Czyli chcieli ją do tego zmusić? Aria z rozmachem otworzyła książkę. Może pójdzie na niemieckie filmoznawstwo albo mikrobiologię, albo Wykłady Specjane o Zaniedbanych Dzieciach i Niefunkcjonalnych Rodzinach.

Coś przykuło jej wzrok. Sztuka intuicyjna. Stwórz wyjątkowe dzieło sztuki współgrające z potrzebami, pragnieniami i życzeniami twojej duszy. Dzki rzeźbie i dotykowi studenci uczą się mniej polegać na swoim wzroku, a bardziej na swoim wnętrzu.

Aria zakreśliła zajęcia szarym ołówkiem geologicznego wydziału Hollis z napisem ROCKS ROCK!, który znalazła wciśnięty między stronami książki. Te zajęcia zdecydowanie wydawały się wariackie. Może nawet skończy się jak na jednych zajęciach jogi na Islandii, gdzie Aria i reszta uczniów zamiast się rozciągać, tańczyła z zamkniętymi oczami skrzecząc jak jastrzębie. Potrzebowała teraz odrobinę wolności od myślenia. Poza tym, były to jedne z niewielu zajęć ze sztuki, których Meredith nie prowadziła. Co sprawiało, że były idealne.

Byron przeprosił, wstał od stołu i długimi krokami dopadł miniaturowej łazienki Meredith. Kiedy włączyła w niej górny wentylator, Meredith odłożyła widelec i spojrzała wprost na Arię.

- Wiem, co sobie myślisz. - powiedziała spokojnie, pocierając kciukiem różową pajączynę tatuażu na nadgarstku. - Nienawidzisz tego, że twój ojciec jest ze mną. Ale lepiej do tego przywyknij, Aria. Pobierzemy się z Byronem, jak tylko rozwód twoich rodziców zostanie sformalizowany.

Aria przypadkiem połknęła kawałek niepogryzionego makaronu. Parsknęła rosołem, rozpryskując go po całym stole. Meredith odskoczyła do tyłu z rozszerzonymi oczami.

- Coś, co podałam, nie jest ci w smak? - uśmiechnęła się kokieteryjnie.

Aria gwałtownie odwróciła wzrok, jej gardło było rozpalone. Pewnie, że coś jej było nie w smak, i nie była to zupa Złej Wiedźmy.

Fajka wodna - rodzaj fajki, w której dym wciągany jest przez filtr wodny, gdzie ulega schłodzeniu i oczyszczeniu. Filtrem wodnym jest zazwyczaj szklane lub metalowe naczynie w części wypełnione wodą. Rurka doprowadzająca dym z cybucha zanurzona jest w wodzie, natomiast rurka połączona z ustnikiem - nie. Dzięki temu podczas zaciągania dymu wytwarza się podciśnienie, które powoduje przepływ dymu poprzez wodę w kierunku ustnika. Pochodzi z Indii, a zyskała popularność zwłaszcza w krajach arabskich. Bong - niewielkich rozmiarów fajka wodna, nie posiada węża

Postać z książki L. Franka Bauma „Czarnoksiężnik z Krainy Oz”

Ocal konia, ujeździj spawacza

Pretty Little Liars - Unbelievable Nie do wiary

7



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
4 Pretty Little Liars Unbelievable Rozdział 15
4 Pretty Little Liars Unbelievable Rozdział 26
4 Pretty Little Liars Unbelievable Rozdział 17
4 Pretty Little Liars Unbelievable Rozdział 18
4 Pretty Little Liars Unbelievable Rozdział 13
4 Pretty Little Liars Unbelievable Rozdział 42
4 Pretty Little Liars Unbelievable Rozdział 29
4 Pretty Little Liars Unbelievable Rozdział 4
4 Pretty Little Liars Unbelievable Rozdział 20
4 Pretty Little Liars Unbelievable Rozdział 16
4 Pretty Little Liars Unbelievable Rozdział 14
4 Pretty Little Liars Unbelievable Rozdział 1
4 Pretty Little Liars Unbelievable Rozdział 9
4 Pretty Little Liars Unbelievable Rozdział 31
4 Pretty Little Liars Unbelievable Rozdział 21
4 Pretty Little Liars Unbelievable Rozdział 27
4 Pretty Little Liars Unbelievable Rozdział 30
4 Pretty Little Liars Unbelievable Rozdział 37
4 Pretty Little Liars Unbelievable Rozdział 3

więcej podobnych podstron