ROZDZIAŁ 9
BYCIE KOZŁEM OFIARNYM NIE JEST ZABAWNE
Światło padło Emily w oczy. Objęła poduszkę i zanurzyła się z powrotem w sen. Poranne dźwięki Rosewood były równie przewidywalne jak wschód słońca - szczekanie psa Klose'ów, kiedy spacerują z nim wokół przecznicy, dudnienie śmieciarki, dźwięki programu „Today”, oglądanego każdego ranka przez jej matkę i pianie koguta.
Jej oczy otworzyły się gwałtownie. Kogut?
W pokoju pachniało sianem i wódką. Łóżko Abby było puste. Kuzyni chcieli zostać dłużej niż Emily na imprezie ubiegłej nocy, więc pod bramę Weaver'ów podrzuciła ją Trista. Może Abby jeszcze nie wróciła jeszcze do domu - kiedy widziała ją ostatni raz na zabawie, kleiła się do chłopaka w t-shircie Universytetu Iowa z wielkim wizerunkiem patrzącego gniewnie Jastrzębia Herky, maskotki uczelni.
Gdy odwróciła głowę, zobaczyła stojącą w drzwiach ciotkę Helene. Emily wrzasnęła i podciągnęła do góry kołdrę. Helene była już ubrana w długi, patchworkowy bezrękawnik i t-shirt obramowany koronką. Okulary chwiały się niepewnie na czubku jej nosa.
- Widzę, że się obudziłaś. - powiedziała. - Zejdź, proszę, na dół.
Emily powoli wytoczyła się z łóżka, założyła koszulkę, spodnie od piżamy Rosewood Day Swim Team i skarpetki w romby. Przypomniała sobie ciąg dalszy nocy, równie pocieszający jak zanurzenie się w długiej, ciepłej kąpieli. Przez resztę nocy Emily i Trista wymyślały szalone tańce na cztery pary, i dołączyła do nich gromadka chłopców. W drodze powrotnej do domu Weaver'ów non-stop rozmawiały, chociaż obie były wykończone. Zanim Emily wysiadła, Trista dotknęła wnętrza jej nadgarstka.
- Cieszę się, że cię poznałam. - wyszeptała. Emily też się z tego cieszyła.
John, Matt i Abby siedzieli przy kuchennym stole, wpatrując się sennie w swoje miseczki z płatkami Cheerios. Na środku stał talerz z naleśnikami.
- Cześć, ludzie. - powiedziała pogodnie Emily. - Czy jest coś innego na śniadanie niż Cheerios i naleśniki?
- Nie to powinno być twoim głównym zmartwieniem, Emily.
Emily odwróciła się zmrożona. Wuj Allen stał sztywno wyprostowany przy kontuarze, jego pomarszczona, ogorzała twarz wyrażała rozczarowanie. Równie surowa Helene oparła się o kuchenkę. Emily rzuciła zerknęła nerwowo na Matta, Johna i Abby, ale żadne z nich nie oddało spojrzenia.
- A zatem. - Helene zaczęła szybko krążyć po pomieszczeniu, jej buty z kwadratowymi noskami stukotały o klepki drewnianej podłogi. - Wiemy, gdzie wasza czwórka była zeszłej nocy. - Emily opadła na krzesło, na jej policzki wystąpiły rumieńce. Jej serce zaczęło mocno walić. - Chcę wiedzieć, czyj to był pomysł. - Helene okrążała stół, jak jastrząb zbliżający się do swojej ofiary. - Kto chciał się spotkać z tymi dzieciakami ze szkoły publicznej? Kto uważał, że picie alkoholu jest okay?
Abby wbiła wzrok w samotne kółeczko Cheerio na dnie miseczki. John drapał się w brodę. Emily mocno zacisnęła usta. Ona na pewno nic nie powie. Stworzy z kuzynami więź solidarności i będą milczeć dla dobra wszystkich. Właśnie tak Emily, Ali i reszta działały lata temu, przy tych rzadkich okazjach, kiedy zostały przyłapane na robieniu czegoś.
- No więc? - powiedziała ostro Helene.
Podbródek Abby zadrżał.
- To była Emily. - wybuchła. - Groziła mi, mamo. Wiedziała o tej imprezie i zażądała, żebym ją tam zabrała. Dla bezpieczeństwa wzięłam też Johna i Matta.
- Co? - sapnęła Emily. Czuła się, jakby Abby walnęła ją w klatkę piersiową ogromnym, drewnianym krzyżem wiszącym nad drzwiami. - To nieprawda! Skad bym wiedziała o jakiejś imprezie? Nie znam tu nikogo oprócz ciebie!
- Chłopcy? Czy to była Emily? - Helene wyglądała na zdegustowaną.
Matt i John, z wzrokiem wbitym w płatki, powoli pokiwali głowami.
Emily rozejrzała się po stole, wściekłość i poczucie zdrady zaparły jej dech. Chciała wykrzyczeć, co się naprawdę działo. Matt pił alkohol z pępka dziewczyny. John tańczył piosenki Chingy w samych bokserkach. Abby obściskiwała się z pięcioma chłopakami i niewykluczone, że z krową też. Zaczęły jej dygotać ręce. Dlaczego to robili? Czyż nie byli przyjaciółmi?
- Żadne z was jakoś się nie martwiło, że tam jest!
- To kłamstwo! - krzyknęła Abby. - Byliśmy bardzo zmartwieni!
Allen tak silnie i brutalnie pociągnął Emily za ramię, zmuszając ją do powstania, jak jeszcze nigdy w życiu jej nie zrobił.
- To ci się nie uda. - powiedział niskim głosem zbliżając swoją twarz do jej. Pachniał kawą i czymś organicznym, może ziemią. - Nie jesteś już tu mile widziana.
Emily cofnęła się o krok, przestraszona.
- Co?
- Wyświadczyliśmy twoim rodzicom wielką przysługę. - warknęła Helene. - Mówili, że sprawiasz kłopoty, ale tego się nie spodziewaliśmy. - włączyła telefon bezprzewodowy. - Zaraz do nich zadzwonię. Odwieziemy cię na lotnisko, ale to oni niech wymyślą, jak zapłacić za twoją podróż powrotną. I to oni muszą zdecydować, co z tobą zrobić.
Emily czuła na sobie pięć par oczu Weaver'ów. Zmusiła się do powstrzymania płaczu wdychając głęboko i łapczywie stęchłe powietrze domu. Kuzyni ją zdradzili. Żadne z nich nie było po jej stronie. Nikt nie był.
Odwróciła się i uciekła do małej sypialni. Kiedy już tam była, wrzuciła swoje rzeczy z powrotem do torby. Większość jej ubrań wciąż pachniała domem - mieszaniną zapachu zmiękczacza do tkanin Snuggle, i swojskimi przyprawami matki do gotowania. Cieszyła się, że nic z jej rzeczy nie przesiąkło wonią tego okropnego miejsca.
Tuż przed zasunięciem zamka wypchanej torby zatrzymała się na chwilę. Helene zapewne zadzwoniła do rodziców i wszystko im opowiedziała. Wyobraziła sobie swoją matkę, stojącą w kuchni w Rosewood, trzymającą słuchawkę przy uchu i mówiącą: „Błagam, nie odsyłajcie Emily z powrotem. Nasze życie bez niej jest idealne”.
Wzrok Emily przesłoniły łzy i całkiem dosłownie poczuła ból w sercu. Nikt jej nie chciał. A jaki będzie kolejny wybór Helene? Czy spróbuje wysłać Emily gdzieś indziej? Do szkoły wojskowej? Do klasztoru? Czy one jeszcze istniały?
- Muszę się stąd wydostać. - szepnęła Emily do zimnego, pustego pokoju. Jej komórka nadal leżała na dnie słoika przekleństw w korytarzu. Pokrywka z łatwością ustąpiła, nie rozległ się żaden alarm. Wrzuciła telefon do kieszeni, chwyciła bagaże i po kryjomu zeszła po schodach. Gdyby tylko zdołała wydostać się z terenu Weaver'ów, była prawie pewna, że jakąś milę dalej drogą był maleńki sklep spożywczy. Tam mogłaby zaplanować kolejne posunięcie.
Kiedy wypadła na ganek, prawie przeoczyła Abby zwiniętą w kłębek na wiszącej na łańcuchach huśtawce. Emily była tak zaskoczona, że wypuściła z rąk swój marynarski worek.
Usta Abby ułożyły się w podkówkę.
- Nigdy nas nie przyłapała. Czyli to ty musiałaś zrobić coś, co przyciągnęło jej uwagę.
- Nic nie zrobiłam. - powiedziała bezradnie Emily. - Przysięgam.
- A teraz, przez ciebie, miesiącami będziemy siedzieć w tej dziurze. - Abby przewróciła oczami. - A dla twojej informacji, Trista Taylor to mega-zdzira. Przeleciałaby wszystko, co się rusza - chłopaka czy dziewczynę.
Emily cofnęła się, zabrakło jej słów. Chwyciła torbę i pobiegła w stronę drogi. Kiedy mijała zagrodę dla zwierząt, do metalowego słupka była ciągle przywiązana ta sama koza, dzwonek na jej szyi łagodnie się kołysał. Sznur był za krótki, żeby mogła się położyć, a Helene chyba nawet nie dała jej wody. Gdy Emily spojrzała w żółte oczy kozy i jej dziwne, kwadratowe źrenice poczuła, że coś je łączy - kozła ofiarnego i „złą” kozę. Wiedziała, jak to jest być niesprawiedliwie i okrutnie ukaranym.
Emily głęboko odetchnęła i zsunęła sznur z szyi kozy, po czym otworzyła zagrodę i zamachała rękoma.
- No, mała. - wyszeptała. - Jazda. - koza zerknęła na Emily ze ściągniętymi wargami. Zrobiła najpierw jeden, potem drugi krok naprzód. Kiedy przekroczyła bramkę zagrody, ruszyła truchtem chwiejnym krokiem drogą. Chyba się cieszyła, że jest wolna.
Emily zatrzasnęła za sobą zagrodę. Ona też była cholernie zadowolona, że się stąd wyzwoliła.
Chingy, właściwie Howard Bailey Jr. (ur. 1980 w St. Louis w stanie Missouri) - amerykański raper. Zaczynał jako hypeman Nelly'ego. W 2003 roku Ludacris wpisał go do swojej wytwórni DTP, w której wydał album Jackpot.
Pretty Little Liars - Unbelievable Nie do wiary
3