ROZDZIAŁ 3
PRYWATNY HORROR EMILY
Późnym niedzielnym popołudniem Emily Fields powlokła się za starszą kobietą z chodzikiem na ruchomy chodnik Lotniska Międzynarodowego w Des Moines, ciągnąc za sobą niechlujny, niebieski marynarski worek. Był wypchany całym jej doczesnym dobytkiem - ubraniami, butami, dwoma ulubionymi maskotkami-morsami, pamiętnikiem, iPodem, i rozmaitymi ostrożnie zwiniętym wiadomościami od Alison DiLaurentis, z którymi nie potrafiła się rozstać. Kiedy samolot przelatywał nad Chicago, uświadomiła sobie, że zapomniała o bieliźnie. Z drugiej strony, takie są efekty wariackiego pakowania dzisiejszego ranka. Spała tylko trzy godziny, wykończona nerwowo widokiem ciała Hanny wylatującego w powietrze po tym, jak potrącił ją SUV.
Emily dotarła do głównego terminala i dała nura do pierwszej znalezionej łazienki, przeciskając się obok kobiety o bardzo bujnych kształtach w przyciasnych dżinsach. Wpatrzyła się w swoje odbicie o zapuchniętych oczach w lustrze nad zlewem. Jej rodzice naprawdę to zrobili. Naprawdę wysłali ją do Addams w stanie Iowa do ciotki Helene i wuja Allena. A wszystko dlatego, że „A” wydał Emily przed całą szkołą, i dlatego, że matka Emily przyłapała ją wczoraj podczas przyjęcia Mony Vanderwaal na ściskaniu się z Mayą St. Germain, dziewczyną, którą kochała. Emily wiedziała, jaki jest układ - obiecała wziąć udział w „anty-gejowskim” programie Tree Tops, żeby pozbyć się tego, co czuła do Mayi, albo żegnaj Rosewood. Ale kiedy odkryła, że nawet jej doradczyni z Tree Tops, Becka, nie potrafiła oprzeć się swoim prawdziwym pragnieniom, wszelkie umowy przestały mieć znaczenie.
Lotnisko w Des Moines było nieduże, szczycilo się zaledwie dwoma restauracjami, księgarnią i sklepem z kolorowymi torebkami Very Bradley. Kiedy Emily dotarła do rejonu odbioru bagażu, niepewnie się rozejrzała. Ciotkę i wuja pamiętała tylko ze względu na ich super-surowość. Unikali wszystkiego, co mogłoby wyzwolić seksualne impulsy - nawet jeżeji chodziło o niektóre pokarmy. Rozglądając się wśród tłumu, Emily na wpół oczekiwała, że zobaczy farmera o podłużnej twarzy i jego prostą, zgorzkniałą żonę, jak z obrazu „American Gothic” stojącego w pobliżu taśmy.
- Emily.
Okręciła się do tyłu. Helene i Allen Weaver opierali się o automat Smarte Carte z dłońmi na biodrach. Musztardowo żółta koszula Allena, wsunięta w spodnie, bardzo podkreślała jego masywny brzuch. Krótkie szare włosy Helene wyglądały na potraktowane lakierem. Żadne z nich się nie uśmiechało.
- Masz więcej bagażu? - zapytał opryskliwie Allen.
- Hm, nie. - odparła uprzejmie Emily, zastanawiając się, czy powinna podejść i ich uściskać. Czy ciotki i wujowie nie cieszyli się zazwyczaj z widoku siostrzenic? Allen i Helene wyglądali tylko na poirytowanych.
- W takim razie chodźmy. - powiedziała Helene. - Do Addams jedzie się około dwóch godzin.
Ich samochodem było stare kombi z drewnianymi panelami. Wnętrze pachniało odświeżaczem o zapachu podrabianej sosenki, który zawsze przywodził Emily na myśl długie jazdy przez cały kraj z jej gderliwymi dziadkami. Allen przez co najmniej piętnaście minut jechał poniżej dozwolonej prędkości - wyprzedziła ich nawet krucha staruszka mrużąca oczy nad kierownicą. Przez całą drogę nie wypowiedzieli ani jednego słowa - ani do Emily, ani do siebie. Było tak cicho, że Emily słyszała jak jej serce łamie się na siedem milionów kawałeczków.
- Ładnie tu w Iowa. - skomentowała Emily wskazując ciągnące się wokół niej w nieskończoność równiny. Nigdy nie widziała tak wyludnionego miejsca - nie było żadnych miejsc obsługi podróżnych. Allen cicho burknął. Helene jeszcze bardziej zacisnęła wargi. Gdyby zacisnęła je jeszcze mocniej, to chyba by je połknęła.
Komórka Emily w kieszeni jej kurtki, chłodna i gładka, wydawała się jednym z ostatnich mostów do cywilizacji. Wyjęła ją i spojrzała na ekran. Żadnych nowych wiadomości, nawet od Mayi. Przed wyjazdem wysłała do Arii sms-a z pytaniem o stan Hanny, ale Aria też nie odpowiedziała. Najnowszą wiadomością w jej skrzynce odbiorczej był wczorajjszy sms od „A”: Za dużo wiedziała. Czy to naprawdę „A” potrącił Hannę? A co z tym, co Aria wspomniała przed wypadkiem Hanny - czy Spencer mogłaby być zabójcą Ali? Łzy zaćmiły wzrok Emily. To zdecydowanie nie był dobry moment na wyjazd z Rosewood.
Nagle Allen ostro skręcił w drogę po prawej stronie, wyboistą i piaszczystą. Samochód trząsł się na nierównym terenie, mijając po drodze kilka stoperów trzody i wykoślawionych domów. Psy biegały wzdłuż drogi zjadliwie obszczekując pojazd. W końcu wjechali na kolejną zakurzoną drogę i dojechali do bramy. Helene wysiadła i ją otworzyła, a Allen przejechał samochodem. W oddali widniał dwupiętrowy dom pokryty białym gontowym dachem. Był w skromnym i oszczędnym stylu, i bardzo przypominał Emily domy Amiszów w Lancaster, Pensylwania, gdzie Emily z rodzicami zatrzymywała się, żeby kupić oryginalną tartę z melasą.
- No i jesteśmy na miejscu. - powiedziała beznamiętnie Helene.
- Jaki ładny. - wysiadająca z samochodu Emily starała się brzmieć optymistycznie.
Tak jak pozostałe mijane po drodze domy, ziemię Weaver'ów otaczaczało ogrodzenie z metalowej siatki, wszędzie były też psy, kurczaki, kaczki i kozy. Jeden odważniejszy koziołek przypięty do stopera długim łańcuchem przydreptał prosto do Emily. Tryknął ją wyglądającymi na brudne rogami, a ona krzyknęła.
Helene spojrzała na nią surowo, podczas gdy koziołek podreptał z powrotem.
- Nie wrzeszcz tak. Kurczaki tego nie lubią.
Cudownie. Potrzeby kurczaków miały pierszeństwo przed Emily. Wskazała kozę.
- Dlaczego jest tak przypięty?
- To ona. - poprawiał ją Helene. - Bo było niegrzeczna, dlatego.
Zdenerwowana Emily zagryzła wargę, kiedy Helene prowadziła ją do maleńkiej kuchni, która wyglądała jakby nie wprowadzono w niej żadnych udogodnień od lat pięćdziesiątych. Emily natychmiast zatęskniła za pogodną kuchnią swojej mamy, z kolekcją kurczaczków, obecnymi przez cały rok bożonarodzeniowymi ręczniczkami, i magnesami w kształtach filadelfijskich pomników na lodówce. Lodówka Helene była goła i bez magnesów, i pachniała gnijącymi warzywami. Gdy weszli do niedużego salonu, Helene wskazała dziewczynkę w zbliżonym do Emily wieku, siedzącą na krześle w kolorze wymiocin i czytającą „Jane Eyre”.
- Pamiętasz Abby?
Abby, kuzynka Emily, miała na sobie wyblakły bezrękawnik w kolorze khaki, sięgający jej do kolan i skromną dziurkowaną bluzkę. Włosy zebrała na karku i nie miała makijażu. Emily, ubrana w obcisły t-shirt ze sloganem LOVE AN ANIMAL, HUG A SWIMMER, porozdzieranych dżinsach Abercrombie, z koloryzującym kremem nawilżającym i pomadką do ust o smaku wiśni, czuła się jak ladacznica.
- Witaj, Emily. - powiedziała sztywno Abby.
- Abby była tak miła, że zaproponowała dzielenie z tobą pokoju. - powiedziała Helene. - To na piętrze. Pokażemy ci.
Na górze były cztery sypialnie. Pierwsza należała do Allena i Helene, druga - do Johna i Matta, siedemnastoletnich bliźniaków.
- A ta jest pokój Sary, Elizabeth i malutkiej Karen. - powiedziała Helene wskazując gestem pokój, który Emily przez omyłkę wzięła za schowek na szczotki.
Emily rozdziawiła usta. Nie słyszała o żadnym z tych kuzynóww.
- Ile oni mają lat?
- Cóż, Karen ma sześć miesięcy, Sarah ma dwa latka, a Elizabeth cztery. Są teraz u babci.
Emily starała się ukryć uśmiech. Jak na ludzi odrzucających seks mieli sporo potomstwa.
Helene zaprowadziła Emily do niemal pustego pokoju i wskazała łóżko polowe w narożniku. Abby usadowiła się na własnym łóżku z ułożonymi na kolanach dłońmi. Emily ciężko było uwierzyć, że ktokolwiek tu mieszka - jedynymi meblami były dwa łóżka, prosta komoda, mały okrągły dywanik i prawie pusta półka na książki. W domu jej własny pokój oklejony był plakatami i zdjęciami, biurko zarzucone było buteleczkami perfum, wycinkami z gazet, płytami CD i książkami. A przecież kiedy Emily była tutaj ostatnio, Abby powiedziała jej, że planuje zostać zakonnicą, więc może takie podstawowe wyposażenie było częścią jej zakonnego treningu. Emily spojrzała przez duże panoramiczne okno na końcu pokoju i zobaczyła ogromne pole Weaver'ów, włączając w to rozległą stajnię i silos. Jej dwóch starszych kuzynów, John i Matt, wyciągało ze stajni bele siana i ładowało je na naczepę furgonetki. Horyzont był pusty. Absolutnie.
- Na jakim etapie jesteś w szkole? - Emily zapytała Abby.
Twarz Abby rozjaśniła się.
- Mama ci nie powiedziała? Uczymy się w domu.
- Ochhhh… - wola życia Emily powoli wysączała się przez jej gruczoły potowe stóp.
- Jutro dam ci plan lekcji. - Helene niedbale położyła na łóżku Emily kilka szarawych ręczników. - Będziesz też musiała zrobić kilka sprawdzianów, żebym wiedziała gdzie cię umieścić.
- Jestem w przedostatniej klasie szkoły średniej. - poinformowała Emily. - Z niektórych przedmiotów jestem zaawansowana.
- Zobaczymy, gdzie cię umieszczę. - Helene spojrzała na nią surowo.
Abby wstała z łóżka i zniknęła w korytarzu. Emily rozpaczliwie wyglądała przez okno. Jeśli w ciągu najbliższych pięciu sekund przeleci ptak, to do przyszłego tygodnia wrócę do Rosewood. W chwili, kiedy drobny wróbelek przeleciał z trzepotem skrzydeł, Emily przypomniała sobie, że już nie bawi się w gierki w przesądy. Wydarzenia ostatnich kilku miesięcy - odnalezienie ciała Ali w dziurze po altance, samobójstwo Toby'ego, „A” - sprawiły, że straciła wiarę w ukrytą przyczynę wszystkiego, co się działo.
Jej komórka wybiła kurant. Emily wyciągnęła ją i zobaczyła, że Maya przysłała jej sms-a. Naprawdę jesteś w Iowa? Proszę, zadzwoń, kiedy będziesz mogła.
Emily zaczęła pisać Pomóż mi, kiedy Helen wyrwała jej telefon z rąk.
- Komórki są w tym domu zakazane. - Helene wyłączyła telefon.
- Ale… - zaprotestowała Emily. - A jeśli będę chciała zadzwonić do rodziców?
- Mogę to zrobić za ciebie. - powiedziała śpiewnie Helene. Zbliżyła swoją twarz do Emily. - Twoja matka opowiedziała mi parę rzeczy o tobie. Nie wiem, jak robi się w Rosewood, ale tutaj żyjemy według moich zasad. Zrozumiano?
Emily wzdyrgnęła się. Helene podczas mówienia pluła i Emily czuła na policzku wilgoć.
- Zrozumiałam. - powiedziała roztrzęsionym głosem.
- Dobrze.- Helene wyszła na korytarz i wrzuciła telefon do dużego, pustego słoika na drewnianym krańcu stołu. - Przechowamy to tutaj. - na pokrywce ktoś napisła SŁOIK PRZEKLEŃSTW, ale pomijając telefon Emily, słoik był kompletnie pusty.
Komórka Emily wyglądała na samotną w słoiku przekleństw, ale nie odważyła się odkręcić pokrywki - Helene pewnie podłączyła ją do alarmu. Weszła z powrotem do pustej sypialni i rzuciła się na łóżko polowe. Na środku materaca była ostra sprężyna, a poduszka miała konsystencję bryły cementu. Niebo Iowy zmieniało się z rudobrunatnego w purpurowe, a potem granatowe i czarne, a po twarzy Emily płynęły łzy. Jeśli tak miał wyglądać pierwszy dzień reszty jej życia, to chyba wolałaby umrzeć.
Kilka godzin później drzwi otworzyły się z powolnym skrzypieniem. Na podłogę padł wydłużony cień. Emily usiadła na polówce z mocno bijącym sercem. Pomyślała o wiadomości od „A”. Za dużo wiedziała. I o ciele Hanny, roztrzaskującym się na chodniku.
Ale to była tylko Abby. Włączyła małą nocną lampkę na stoliku obok łóżka i padła na nie brzuchem w dół. Emily zagryzła wnętrze policzka i udawała, że niczego nie zauważyła. Czy to miała być jakaś dziwaczna modlitwa mieszkańców Iowy?
Abby usiadła, w dłoniach miała kłąb tkanin. Ściągnęła przez głowę bezrękawnik khaki, rozpięła beżowy stanik, włożyła dżinsową minispódniczkę i wcisnęła się w czerwony obcisły top bez rękawów. Potem znowu sięgnęła pod łóżko, wymacała różowo-białą kosmetyczkę i przeciągnęła po rzęsach tuszem, i czerwonym błyszczykiem do ust po wargach. W końcu uwolniła włosy z kucyka, opuściła głowę w dół i przeczesała włosy palcami. Kiedy uniosła głowę, tworzyły dziki nieład wokół jej twarzy.
Abby napotkała wzrok Emily. Uśmiechnęła się szeroko, jakby chciała powiedzieć: Zamknij usta, bo ci mucha wleci.
- Idziesz z nami, prawda?
- G-gdzie? - wyjąkała Emily, kiedy już wrócił jej głos.
- Zobaczysz. - Abby podeszła do Emily i wzięła ją za rękę. - Emily Fields, twoja pierwsza noc w Iowa dopiero się zaczyna.
American Gothic to obraz autorstwa Granta Wooda, powstały w roku 1930. Przedstawia on trzymającego widły farmera z młodszą od niego kobietą, prawdopodobnie jego żoną lub córką, stojących przed zbudowanym w stylu neogotyckim domem. Dzieło uznaje się za jeden z najbardziej rozpoznawalnych obrazów amerykańskich dwudziestego wieku
Miejsce Obsługi Podróżnych (MOP) to wydzielony w pasie drogowym - poza koroną drogi - teren, wyposażony w miejsca postojowe dla pojazdów oraz w urządzenia służące zaspokajaniu potrzeb podróżnych.
Storper trzody - rodzaj przeszkody na drodze, zapobiegający przekraczaniu jej przez zwierzęta hodowlane, zwłaszcza owce, krowy, świnie, konie, muły
Kochaj zwierzaka, obejmij pływaka
Pretty Little Liars - Unbelievable Nie do wiary
5