Jesteśmy dokładnie tym, w co wierzymy. I dlatego świat ciągle zadziwia nas przypadkami, kiedy to ktoś pozbawiony talentu, inteligencji, urody i wdzięku (oczywiście, pozbawiony tych przymiotów w naszej opinii) - robi oszołamiającą karierę, zarabia równie oszałamiające pieniądze lub/i bierze ślub/ma romans z jakimś bóstwem z pierwszych stron kolorowych gazet.
W tym samym czasie obserwujemy również sytuacje odwrotne, w których ktoś utalentowany, inteligentny, pełen uroku i, wydawać by się mogło, że świat przed nim stoi otworem - wiedzie niezbyt szczęśliwy żywot, angażując się w mało interesujące układy zawodowe i prywatne.
I wtedy zawsze zadajemy sobie to pytanie: dlaczego świat jest urządzony tak niesprawiedliwie?
Sprawiedliwa „niesprawiedliwość”
Tymczasem świat urządzony jest... sprawiedliwie. Opinia ta może szokować, wiem. Owa sprawiedliwość polega jednak na tym, że dostajemy dokładnie to, co chcemy dostać! „Jak sobie pościelesz, tak się wyśpisz” - to proste ludowe przysłowie chyba najlepiej ilustruje skomplikowane procesy psychocybernetyczne zachodzące w naszych umysłach.
Sztaby naukowców wszelkiej maści - od psychologów po fizyków kwantowych - od pewnego czasu próbują odkrywać właściwości ludzkiego umysłu. I, jak na razie, wychodzi im na to, że są to właściwości nieograniczone.
W bliżej niesprecyzowany sposób potrafimy zamieniać energię mentalną w materialną. Im więcej energii mentalnej naprodukujemy, tym szybciej rzecz/sytuację, o której myślimy - powołamy do istnienia w świecie rzeczywistym.
Ubezpieczeniowe piekło
Piękne i przerażające jednocześnie! Piękne, bo daje nadzieję na realizację naszych marzeń. Przerażające, bo pozwalając sobie na produkcję negatywnych myśli, powołujemy do życia negatywne sytuacje. Wygląda więc na to, że sami możemy sobie stworzyć na Ziemi albo Niebo, albo Piekło.
Chcąc uniknąć czysto filozoficznych rozważań, skupmy się teraz na tym, czym owo Piekło lub Niebo na Ziemi może być dla... menedżera zajmującego się branżą ubezpieczeń?
Piekło to mała liczba agentów w unicie. Piekło to również duża liczba agentów, ale takich którzy nic nie robią. Piekłem jest mała lub żadna liczba spotkań. Zerowa sprzedaż. Albo sprzedaż niezerowa, ale kończąca się na ogół tym samym: upadkiem polisy (często już po trzech miesiącach jej trwania). Piekłem jest chaos panujący we własnej agencji i/albo w centrali, gdzie nie można z nikim niczego konkretnego ustalić, bo każdy odsyła w „danej sprawie” do kogo innego.
Tych piekieł może być nieskończona liczba.
Nieznana technologia
Zważywszy na zaprezentowaną wcześniej opinię, każde piekiełko majstrujemy sobie sami i to na własne życzenie. Tylko JAK?
Zanim odpowiem na to pytanie, pozwolę sobie na pewną dygresję. Otóż pewien światowej sławy fizyk kwantowy, Martyn Carruthers, zajmujący się na co dzień również Huną (o niej była mowa w odcinku poprzednim), rzekł kiedyś na jednym ze swoich kursów:
Magia to nic innego jak technologia, której działania w chwili obecnej nie jesteśmy w stanie wytłumaczyć.
Jak to możliwe?
Gdyby lat temu dajmy na to pięćset, jakiś jasnowidz ujrzał w swoim widzeniu ludzi żyjących w wieku XXI, namiętnie korzystających z telefonii komórkowej - nie umiałby opisać tego, co widzi, ponieważ nie miałby zupełnie pojęcia, co ogląda!
My, żyjący tu i teraz jesteśmy dokładnie na tym samym etapie co ów jasnowidz sprzed kilkuset lat: widzimy efekty, lecz nie wiemy jak TO działa. To - czyli owa „magia”, umożliwiająca zamianę naszej energii mentalnej na materialną.
Wszyscy domorośli jasnowidze muszą teraz podkulić ogony, bo to wychodzi na jaw prawda, że wcale nie mają żadnych zdolności proroczych, lecz zdolność... zamiany myśli na materię. Tyle, że robią to dużo intensywniej niż zwykły zjadacz chleba. Ich postępowanie ilustruje doskonale inna mądrość ludowa, mówiąca, że „krakał, krakał, aż wykrakał”.
Menedżer już nie-jasnowidz
Teraz możemy popatrzeć z zupełnie innej perspektywy na menedżerów czujących, że np. „ich unit i tak się rozleci, bo nie będzie żadnej sprzedaży”. Wcześniej, pełni szacunku dla talentów jasnowidczych kolegi/koleżanki, zastanawialiśmy się: Skąd on to wiedział? Jak on to czuł? Miał przecież taki wspaniały zespół i nic nie zapowiadało porażki!
Teraz wiemy, że nic nie czuł i niczego nie przewidział, tylko zwyczajnie wykrakał sobie to, co było zgodne z jego wewnętrznymi przekonaniami.
No właśnie, jakież to wewnętrzne przekonania skutecznie uniemożliwiają nam realizacje ambicji zawodowych?
Tu znów dygresja. Ustalono już - po licznych debatach - że kluczowym okresem dla rozwoju człowieka jest jego pierwsze siedem lat życia. Najistotniejszym z owej siódemki jest zaś rok pierwszy. To wtedy mały człowiek chłonie jak gąbka każdy sygnał z otoczenia. I „programuje się” na przyszłość.
Czy zdajesz sobie, Czytelniku, sprawę, jak istotną dla Twojej obecnej zdolności podnoszenia się po rozmaitych porażkach i upadkach była np. reakcja rodzica/opiekuna na Twoje pierwsze nieudolne próby chodzenia?
Jeśli na Twoje pacnięcie pupą o podłoże reagowano z humorem „O, jej! A cio to sie stalo? A kto to telas tak ladnie samiuśki wstanie?” - bardzo prawdopodobnym jest, że dzisiaj tzw. upadki są dla Ciebie naturalną koleją rzeczy i równie naturalnym jest, że skoro Ci się upadło, to zaraz powstaniesz. Sam. Bez oglądania się na pomoc innych. Na dodatek bez żadnych „blizn emocjonalnych”. Tamte reakcje nauczyły Cię spokojnego reagowania na to, co się z Tobą dzieje. A przede wszystkim zaufania do siebie, wiary we własne siły.