W poprzednim odcinku Czytelnicy niniejszej rubryki mogli przeczytać o tym, jak ważnym czynnikiem w procesie twórczej wizualizacji jest cierpliwość. Zresztą, nie o samą cierpliwość tu chodzi, a o... zaufanie do metody.
Ciężko będzie z tym zaufaniem, bo w ludzkiej naturze leży ostrożność i nawet temu, co przez innych sprawdzone, często się nie dowierza. A co dopiero czemuś zupełnie nowemu, ledwie co poznanemu!
Błąd pierwszy: niecierpliwość
Większość osób rozpoczynających swoją przygodę z TW popełnia ten sam błąd: praktycznie już w pierwszych dniach stosowania tej techniki, zaczynają wyglądać efektów! O ile drugiego czy trzeciego dnia zachowują jeszcze względny spokój, o tyle czwartego - powoli zaczynają odczuwać niepokój, aby pod koniec tygodnia poddać się całkowitej frustracji. Frustracji związanej z brakiem jakichkolwiek efektów.
Pomimo świadomości, że pierwsze skutki TW dają się zauważyć dopiero po 6 tygodniach regularnego stosowania TW, niecierpliwi ćwiczący już po tygodniu domagają się, aby ich wysiłek przyniósł spektakularne wyniki.
Bardzo przypominają w tym wszystkim dzieci, które po raz pierwszy obserwują... pieczenie ciasta. Dzieciaki, od momentu kiedy ciasto „wyląduje” w piekarniku, dosłownie co chwilę zaglądają do pieca, by sprawdzać „Czy już? Upiekło się? Już jest gotowe?”. Informacja dorosłego, że na efekty trzeba poczekać przez określony czas - na nic się zdaje. Dzieciątko co i rusz otwiera piekarnik.
Jakie są tego skutki - wiadomo. Zamiast dobrze wypieczonego ciasta trafia się - na przykład - zakalec.
Również takim samym zakalcem może okazać się Twórcza Wizualizacja okraszona intensywną dawką zniecierpliwienia. Wiele osób po tygodniu stwierdza „to nie działa!”, inni jeszcze - rezygnują na półmetku.
Wizualizują i rozglądają się wokół, czy już dają się zauważyć pierwsze efekty. Zamiast skupienia - rozpraszają się. I tak każdego dnia, przez tydzień, dwa, nawet trzy. Aż wreszcie przestają.
A szkoda...
Błąd drugi: euforia początkującego
Zniecierpliwienie może być ogromną pułapką dla osób stosujących TW. Ale równie dużą pułapką może być to, o czym na kursach Twórczej Wizualizacji się na ogół nie informuje - o „detoksie”.
Co oznacza ów termin w przypadku TW - o tym za chwilę. Najpierw odpowiem na pytanie, dlaczego większość z organizujących kursy TW ani słowem nie wspomina o cieniach tej techniki, za to przedstawia tylko same blaski.
Dzieje się tak dlatego, że większość osób usłyszawszy co je czeka, kiedy zajmą się TW, zrezygnowałaby ze strachu przez ewentualnymi problemami. A taka rezygnacja dla organizującego kurs to strata zarobku. Często bardzo pokaźnego.
Historia w większości wypadków wygląda identycznie: osoba trafia na kurs, zachłystuje się metodą i możliwościami. Kurs na ogół bywa fantastyczny i daje niesamowitego kopa! Zapał do pracy nad sobą sprawia, że TW stosowana jest bardzo intensywnie. Po tygodniu, dwóch - zauważalne są pierwsze efekty. To co wizualizowano, materializuje się! Może nie dokładnie tak jak sobie wizualizowano, ale jest to „coś w tym stylu”. Radość z sukcesu jest przeogromna, endorfiny wydzielają się w całym organizmie, żyje się wprost jak w bajce.
Albo jak... po zażyciu narkotyku.
Po kilku dniach, kiedy tak zalicza się „wyższe stany górne” i zaczyna się wierzyć, że owo bujanie w obłokach będzie teraz już normą - nagle zaczyna się dołek.
I nie jest to bynajmniej powrót do szarej rzeczywistości, tylko konfrontacja z tym, co było powodem wizualizacji. Skomplikowanie to napisałam. Już prostuję...
Dlaczego tak się dzieje?
Załóżmy, że wizualizujemy sobie wysokie zarobki. Afirmujemy „jestem bogaty”. Tworzymy obraz nas samych jako BOGATYCH, ponieważ chcemy nim zastąpić inny obraz/kod, jaki w nas siedzi: „nic mi się od życia nie należy, nie zasługuję na dostatek”.
Początki wizualizowania są miłe, bo oto doświadczamy czegoś nowego, zupełnie nam nieznanego. Ledwo przez tydzień, dwa trenowaliśmy TW i już mamy pierwsze oznaki! Np. koleżanka zadzwoniła do nas, że ma dla nas nową pracę. Za bardzo dobre pieniądze. Albo od kolegi dowiedzieliśmy się, że warto teraz zainwestować w pewne akcje, bo na mur-beton w krótkim czasie uczynią nas bogatymi ludźmi. Te przykłady można by mnożyć.
Wizualizujący ewidentnie czuje, że jego marzenia zaczynają się materializować. „Życie jest piękne” - ma ochotę wykrzyczeć na całe gardło świeży adept TW.
„Życie jest brutalne” - powie kilka dni później, kiedy koleżanka wycofa się z obietnicy, a zakup akcji okaże się niemożliwy, z braku potrzebnych funduszy chociażby. Na dodatek - jak grzyby po deszczu - zaczną się mnożyć problemy finansowe, nieprzewidziane wydatki.
Dlaczego tak się dzieje?
Dlatego, że obraz biedaka, jaki w sobie nosimy, tak łatwo wygonić się z nas nie da. „Bez walki się nie poddam” - mówi stara część nas, pokodowana na niedostatek. I chcąc udowodnić swoją przewagę, zaczyna nam fundować rozmaite zbiegi okoliczności, które skutecznie przekonają nas, że cała ta Twórcza Wizualizacja to bzdura i lepiej dla własnego bezpieczeństwa dać sobie spokój.
Im więcej pakujemy w naszą podświadomość obrazów pozytywnych, tym ona coraz silniej konfrontuje nas z obrazami negatywnymi. W zasadzie następuje lawinowe wyrzucanie na zewnątrz tego, co się działo w nas głęboko i truło.
Stąd nazwa „detoks”, bo ów detoks TW bardzo przypomina detoks, jaki przechodzą ludzie próbujący uwolnić się od narkotyku czy alkoholu.