Potęga umysłu cz. 9
„Sukces i porażka. Myślimy o nich jak o przeciwieństwach, choć nimi nie są. W rzeczywistości są one towarzyszami: bohaterem i jego kompanem”
Laurence Shames „Esquire”
Zmagania z porażką rozpoczynamy już w bardzo wczesnym wieku. Pozornie odległe czasy, kiedy stawialiśmy swoje samodzielne, pierwsze kroki - silnie zapadają nam w psychikę. Równie mocno tkwią w naszej podświadomości emocje, jakie towarzyszyły próbom chodzenia. I to emocje nie tylko nasze, ale - w zasadzie, a może przede wszystkim - osób, które wtedy przy nas były. W dwóch poprzednich odcinkach „Gazety Ubezpieczeniowej” omówione zostały typy zachowań: nadtroskliwy, obojętny, tragizujący, wrogi, wyręczający, oddalający. Do omówienia pozostał typ ostatni - „fałszywie wychwalający”.
(W tym miejscu należy nadmienić, że powyżej wymienione typy stanowią negatywne wzorce zachowań. O pozytywnych mowa będzie w późniejszej części artykułu).
Fałszywie wychwalający
Typ fałszywie wychwalający w znacznej mierze przypomina typ nadtroskliwy. Cechą wspólną jest nadmierne kierowanie uwagi na dziecko. Nadtroskliwcy starają się usuwać z otoczenia dziecka wszelkie przedmioty (osoby), które mogłyby mu w jakikolwiek sposób zaszkodzić. Czyli sprawić ból.
Osoby fałszywie wychwalające z każdego dziecięcego posunięcia czynią sukces, nadając mu ogromną rangę:
- A kto to macha nóziami? Kto to tak pięknie poleciał na pupeńkę kochaną? A kto to taki mądly i kochany? Ach, no kto?
Obojętnie, co dziecko zrobi - czy samodzielnie przejdzie jeden krok, czy może „samodzielnie” się przewróci - wzbudza tym nieopisany zachwyt. Maluch rośnie w poczuciu wyjątkowości, przeświadczony o byciu pępkiem świata. Na dodatek rośnie kompletnie nieobeznany z czymś takim jak porażka, ponieważ skutecznie wbija mu się do głowy, że KAŻDY jego krok to sukces.
Dziecko fałszywie wychwalane w wieku dorosłym będzie skupione przede wszystkim na sobie. Od otoczenia wymagać będzie nieustannych pochwał dla wszystkiego, co zrobi. Jeśli otoczenie uparcie będzie odmawiać chwalenia, dorosły fałszywie wychwalany sam zacznie to robić, zamęczając ustawiczną autoreklamą wszystkich wokół.
Również: ufny w swoją nieomylność - nie przyzna się do błędu, nie przyjmie słów krytyki. Każdą, największą nawet swoją klęskę, będzie przedstawiał w doskonałym świetle i takiego potraktowania sprawy będzie domagał się od innych.
I to na razie tyle o przykładach negatywnych wzorców zachowań.
Wzorce pozytywne
Nadszedł czas na zachowania pozytywne. Jak na ironię - wszelkie możliwe typy, jakie można tu wyodrębnić i tak sprowadzają się tu do jednego: wzorca zachowań wynikającego z rodzicielskiej miłości. Miłości mądrej, przejawiającej się w akceptacji, motywowaniu, poszanowaniu dziecka oraz tego, że pewnych rzeczy musi ono doświadczyć samo, wcześniej czy później. Bólu porażki - również.
Rodzic/opiekun kochająco-motywująco-akceptujący (k-m-a) towarzyszy dziecku w jego samodzielnych próbach (m.in. chodzenia). Zachęca do każdego następnego kroku, a po upadkach - jeśli malec wpada w płacz, złość czy nawet histerię - wycisza go, dając mu jednak przez moment czas na zapoznanie się z własnymi emocjami. Potem pomaga w zdystansowaniu się do problemu i zachęca do kolejnej próby.
Wszelkim działaniom rodzica/opiekuna towarzyszy poczucie spokoju oraz niczym nie zachwianej wiary, że dziecko da sobie ze wszystkim doskonale radę. „Wystarczy” je tylko wspierać, zamiast wyręczać.
Dziecko rodzica k-m-a, już jako osoba dorosła, będzie przede wszystkim czuło się bezpiecznie. Wszelkie życiowe doświadczenia będzie przyjmowało jako naturalny przejaw procesu uczenia się, poznawania kolejnych dziedzin. Będzie świadome, że poznając NOWE - może również poznać niemiłe przejawy tego „nowego”. Będzie dawać sobie również prawo do wyrażania emocji, jednak w sposób kontrolowany.
Akceptując swoje wybory, będzie również odpowiedzialnym za konsekwencje swoich decyzji.
Życiowe problemy postrzegać będzie jako zadania i - pełen wiary we własne możliwości - zawsze znajdzie skuteczne rozwiązania. Co najważniejsze, dokona tego samodzielnie.
Idealne dzieciństwo menedżera?
Ideałem byłoby, gdyby wszyscy menedżerowie mieli za sobą dzieciństwo spędzone w towarzystwie rodziców/opiekunów k-m-a. Tak jednak nie jest.
Znakomita większość, nie tylko pośród menedżerów, ale pośród ludzi w ogóle - ma za sobą „uczulanie na porażkę” i kodowanie przez wzorce negatywne. W efekcie w wieku dorosłym samo już słowo porażka budzi strach i... poraża.
Wielu rzeczy WIELKICH nie dokonano ze strachu przed porażką. Ze strachu przed porażką nie budowano też większych unitów, nie rekrutowano nowych ludzi. Nie motywowano, nie organizowano spotkań, szkoleń. Tych „nie” jest dużo więcej.
Każdy z nas ma za sobą co najmniej kilka, jeśli nie kilkanaście takich sytuacji, gdzie z obawy przed ewentualną porażką wolał tkwić w bezpiecznym status quo. Czy wyszło mu to na zdrowie? Raczej nie. Frustracje związane z niezrealizowanymi życiowymi planami bywają bardziej bolesne od niejednej porażki.
cdn.
Hanna
Wieklińska-Kustosz