Bazą dla naszych dzisiejszych rozważań jest pewna teza, głosząca, że przyciągamy do siebie tylko to, w co wierzymy. Bardziej poetycko rzecz ujmując - świat jest lustrem naszych przekonań.
Lustereczko, powiedz przecie...
Mowa tu o tych autentycznie naszych (a nie narzuconych z zewnątrz, lecz uznanych za własne), wewnętrznych, najbardziej skrywanych przekonaniach, z których istnienia wielu z nas często nie zdaje sobie sprawy.
- Proszę mi nie wmawiać, że ta banda idiotów, z którą muszę współpracować to efekt moich przekonań! - zżymał się pewien szef firmy podczas kursu o szumnej nazwie „Magiczne drogi do sukcesu w biznesie”. - Czego lustrem mają być? Nie uważam się za idiotę, mam bardzo dobre zdanie o swoim intelekcie!
Fakt, ów człowiek był intelektualistą co się zowie. Swoim „ajkiu” popisywał się tak jak bicepsami popisują się młodzieńcy przerzucający w klubach fitness tony żelastwa i dopakowujący się anabolikami. Bardzo wysokie IQ, potwierdzone ponoć jakimś specjalnym certyfikatem Mensy, miało być dostatecznym dowodem na to, w co tak głęboko wierzył - w swoją mądrość..
A zatem skoro wierzył w swój wielki intelekt, to dlaczego zamiast zarządzać personelem dobranym na „wzór i podobieństwo swoje”, musiał męczyć się z „inteligentnymi inaczej”? No, właśnie - dlaczego?
Wypadkowa poglądów
Otóż to, co nas spotyka to wypadkowa wszystkich naszych przekonań, nie zaś jednego. Nasze wewnętrzne przekonania przybierają na sile, to tracą. Lub są niezmienne. Najistotniejsze jest jednak chyba to, że owe przeświadczenia pozostają często ze sobą w sprzeczności.
Gdybyśmy mogli monitorować nasze myśli (a tych ponoć produkujemy do 70 000 na dobę!), to z przerażeniem zauważylibyśmy, że w naszym umyśle (na bardzo głębokim poziomie) trwa nieustanna wojna.
Opinie typu „zasługuję na to, aby odnieść sukces jako menedżer”, „jestem świetnym szkoleniowcem”, „potrafię doskonale motywować ludzi” toczą zażarty bój z: „nigdy nic mi się nie udaje”, „zawsze znajdzie się ktoś, kto sobie przypisze wszystkie moje sukcesy”, „mam pecha do ludzi”. Nosząc taką mieszankę wybuchową w swoim wnętrzu, raczej trudno spodziewać się, aby kariera zawodowa była usłana różami...
Jak działają takie sprzeczne osądy o nas samych?
Menedżer jak kapitan
Załóżmy, że menedżer to kapitan żaglowca. Każde pozytywne przekonanie kapitana o sobie to rozpięte żagle, w które dmucha przychylny wiatr. Negatywne osądy - to zarzucone na dno kotwice (ile osądów, tyle kotwic). Nie trzeba być znawcą morskich otchłani, żeby móc przewidzieć jak owo płynięcie z wiatrem będzie wyglądać.
Biznesmen od wysokiego IQ i pracowników-idiotów był właśnie jak ten żaglowiec, rozdarty pomiędzy „całą naprzód!” i permanentnym zakotwiczeniem. Tym, co go powstrzymywało przed zatrudnianiem wartościowym pracowników* (a powodowało, że podświadomie wybierał tych mniej wartościowych) była wiara, którą - że tak to wyrażę - „wyssał z mlekiem ojca”.
„Ludzie to banda kretynów”, „X to idiota, a Y to kretyn”, „Jak ten świat ma wyglądać, skoro większość to debile?!” - takie opinie słyszał od ojca już od najmłodszych lat. Prawdy ojca stały się jego prawdami. Wiara w rodzicielski autorytet skutecznie oddalała od niego jakąkolwiek chęć, aby sprawdzić, czy to, w co uwierzył, jest faktycznie PRAWDĄ.
Prawdziwe kłamstwa
Widzimy tylko to, co chcemy dostrzec. A dostrzegamy jedynie to, w co wierzymy. Dla potwierdzenia - kilka lekkich, łatwych i przyjemnych doświadczeń. W wyszukiwarkę na popularnej stronie www.youtube.com należy wpisać „optical illusion”.
Kilka ćwiczeń wystarczy, aby przekonać się, że nie wszystko co widzimy, okazuje się tym, co spodziewaliśmy się zobaczyć. Jak choćby w owym eksperymencie z maską/twarzą - choć oglądamy rzecz wklęsłą, nasze oko/umysł uparcie uważają, że oglądają... wypukłości.
Identycznym złudzeniom ulegamy w życiu. Z powodu wewnętrznego przeświadczenia (czyli patrzenia na daną rzecz tylko z jednej, zawsze tej samej perspektywy) uznajemy ową rzecz za np. głupią, nudną, bezwartościową. I tym samym nie dajemy sobie nawet szansy dostrzeżenia jej w innych wymiarach.
W efekcie jesteśmy niewolnikami swoich własnych poglądów.
Rozpoznać wroga
Wspominany już w poprzednich odcinkach „silny zespół pod wezwaniem” (w składzie: 2 ubezpieczeniowe dziewice + aktywista ubezpieczeniowy 0,5/mies.) to także nic innego jak odbicie wewnętrznych przekonań szefa unitu. Bo skoro szef tak ma, to znaczy, że jakąś częścią siebie ową rzeczywistość do życia powołał.
Zanim menedżer nie zda sobie sprawy, jakie kody/wzorce rządzą jego zachowaniami, nie ma szans na zmianę swojej zawodowej rzeczywistości! Owe wzorce to tak naprawdę nasz wewnętrzny wróg. Ale dopóki wroga dobrze się nie rozpozna - to jak można podjąć z nim walkę?
Zmiana sposobu myślenia wpływa na jakość naszego życia. Ale żeby zmienić myślenie, najpierw trzeba zdać sobie sprawę z tego, jakie ono naprawdę jest.
Większość z nas zapytana, jak siebie ocenia - po krótszym lub dłuższym namyśle określa siebie takimi cechami jak: kreatywna, przedsiębiorcza, komunikatywna, itp. Kiedy jednak nie da nam się czasu na myślenie, za to poprosi o reagowanie natychmiastowe, to spontaniczne wtedy odpowiedzi pokażą zgoła inny nasz obraz. Okaże się wtedy, że to co chcemy myśleć na swój temat to jedno, a to co naprawdę myślimy o sobie - to drugie...