Konkurs?
- A co tu tak cicho? - Tata wszedł do mieszkania zdziwiony, że nikt nie hałasuje, nie biega, nie wita go radośnie. Maluchy zawsze na „dzień dobry” wieszały mu się na szyję a On łaskotał je tak długo aż nie pospadały na podłogę jak dojrzałe jabłka.
- Ci …- Mama wyszła z kuchni przykładając palec do ust - podobno przygotowują jakąś niespodziankę. Kuba przyniósł przed chwilą ogromną dynię i mają zrobić z niej kukłę na konkurs dla Maluchów do przedszkola.
- Hmmm, może zajrzę tam do nich? - Tata czasem, był ciekawy jak mały chłopczyk
Mama roześmiała się zabawnie marszcząc nos. Sama by chętnie też weszła do pokoju dzieci, ale dzieciaki powiedziały, ze to tajemnica.
Nagle drzwi się otworzyły i do salony wtargnęła rozbawiona gromadka. Na jej czele na grubym kiju chybotała się pomarańczowa dynia z dziurami na oczy, nos i usta. Wycięte nożykiem zęby szczerzyły groźny uśmiech podświetlony zapaloną od środka świeczką
- O Boże! - przestraszyła się Mama
- Surprise! Surprise! *- wykrzykiwały Maluchy zanosząc się od śmiechu.
- Co to ma być? - Tata nie wydawał się być zadowolony z tego pomysłu
-Nie wiesz? - Magda zapytała niepewnie - to taka maska naśladująca Ducha. Ale to tak tylko dla zabawy. Żeby było wesoło. I trochę strasznie.
- To przecież kukła na Halloween - oburzył się Tata - opowiadałem wam o tych pogańskich zwyczajach obchodzonych w Ameryce w wigilię wszystkich świętych. Ludzie przebierają się wtedy za upiory, przystrajają na czarno i pomarańczowo domy, tańczą, bawią się a dzieci chodzą po domach prosząc o słodycze. Chyba nie chcecie tak jak oni czcić naszych zmarłych?
- My nie będziemy chodzić po domach - rozpłakała się Małgosia - my tylko na konkurs do przedszkola.
- To nie ma znaczenie - powiedział surowo Tata - ja się na to nie zgadzam.
- To ja jutro nie idę do przedszkola - krzyknął Jaś - pani powiedziała, ze wszystkie dzieci mają przynieść dynie i już! A pani trzeba słuchać , no nie?
Tata podrapał się po głowie.
- Zadzwonię do pani i wszystko wyjaśnię - powiedział spokojnie i wyszedł do swojego gabinetu dokładnie zamykając drzwi. Posiadali dokoła stołu w milczeniu spuszczając smutnie ramiona.
- No to już wszystko wiem - Tata wyskoczył z pokoju jak z procy - pani po prostu nie zdawała sobie sprawy, że taki konkurs wcale nie jest zabawny. Przede mną już dzwoniła Mama Klaudii i Tata Roberta, i Babcia Agatki i powiedzieli, że też się nie zgadzają na taki konkurs, bo on uczy dzieci wiary w widma i upiory. Dlatego pani postanowiła, ze zamiast kukieł z dyni zrobicie lampiony.
- Przecież to nie adwent? - zamruczał Kuba
- To nic - odpowiedział Tata - w lampionach można ustawić znicze i pójść tam gdzie nasi zmarli czekają, żeby się za nich pomodlić.
- Na cmentarz? - Magda skinęła ze zrozumieniem głową.
- Właśnie - po raz pierwszy uśmiechnął się Tata - i wiecie, co? - Tata przytulił Maluchy - obiecałem pani, ze pójdę tam z wami. Może zapalimy świeczki też i na tych grobach o których nikt nie pamięta? Jak je zobaczą Anioły to od razu zaniosą nasze modlitwy do Nieba
Maluchy popatrzyły na Tatę z uwielbieniem. On zawsze umiał wymyślić coś mądrego i dobrego.
- No, co to? Nikt mi nie dziękuje? - Tata wyprostował się dumnie jak Indianin. Maluchy od razu rzuciły mu się w ramiona, zapiszczały z radości.
- No to chyba teraz możemy zjeść spokojnie kolację - powiedziała Mama zagarniając swoją gromadkę do kuchni. W pokoju zrobiło się nagle pusto i cicho. Tylko dynia ukryta gdzieś się w kącie leżała z przekrzywioną żałośnie głową i szczerzyła zęby.. Ale nikt nie zwracał już na nią żadnej uwagi…
*Surprise - niespodzianka