SĄSIEDZI w przeddzień holokaustu cz 13
ROZDZIAŁ 13
Deportacje cywilów
Najbardziej wzruszające ze wszystkich są świadectwa o deportacjach, najczęściej całych rodzin wypędzanych z ich domów w krótkim czasie i w trudnych warunkach, z kilkoma rzeczami które mogli nieść. Deportowanych zabierano wtedy do pobliskiej stacji kolejowej i ładowano do bydlęcych wagonów przeznaczonych do obozów pracy i odległych osad w najdalszych zakątkach Związku Sowieckiego. Victor Zaslavsky uważa, że chciwość sąsiadów była jednym z motywów donoszenia na Polaków. "Niewątpliwie bardzo motywowało ich to, że pozwalano im przywłaszczać własność deportowanych – fakt dobrze udokumentowany". [965]
Pierwsza duża fala deportacji do gułagu, w lutym 1940, miała miejsce prawie 2 lata zanim Niemcy rozpoczęli swoje "przesiedlenia" Zydów z gett. Ciężar wynikającego z tego nieszczęścia poniosła ludność polska, stanowiąca mniejszość w tej części Polski, choć Żydzi też, w większości uchodźcy ze strefy niemieckiej, i w mniejszym stopniu Ukraińcy, Białorusini i Litwini, byli uwzględnieni w późniejszych falach deportacji.
Wielu deportowanych sądzono in absentia na podstawie niesławnego Art. 48 i skazywano na długie lata więzienia. Deportacje mogły odbywać się tylko dzięki precyzyjnej, wcześniejszej identyfikacji ukierunkowanej na "politycznych" i "wrogów klasowych", zadanie powierzane lokalnym kolaborantom. Jak zauważył brytyjski historyk Keith Sword,
Stopień organizacji i planowania konieczny ze strony sowieckich władz był znaczny… należało sporządzić listy ofiar, ustalić ich dokładne miejsce pobytu i cele podróży. Przygotowanie było tak skrupulatne i precyzyjne, że odnotowano przypadki zabierania Polaków z więzienia by połączyć ich z rodzin na stacji kolejowej; także dzieci zabierane ze szkoły by spotkały się z rodzicami na stacji. Zaufany personel należało zmobilizować do przeprowadzenia operacji: zatrudniono NKWD, lokalna milicja, wojsko, a nawet zaufanych cywilów. Herschel Wajnrauch był obywatelem sowieckim - dziennikarzem sprowadzonym do pracy w żydowskiej gazecie w Białymstoku. Wspominał: 'Sowiecka milicja nie miała na tyle ludzi żeby dokonać masowych aresztowań, więc do pomocy wykorzystano zwykłych obywateli sowieckich [lokalnych]. Naszą gazetę poproszono o 2 osoby, i byłem jedną z nich. Dano nam broń i poszliśmy z milicją aresztować tych ludzi i wysłać ich na Syberię'. Całą operację [pierwsze masowe deportacje w lutym 1940, które objęły kilku nie-Polaków – MP] przeprowadzono w takiej tajemnicy, że dla większości ofiar były zupełnym zaskoczeniem. [966]
Historyk Grzegorz Mazur wyszczególnił mechanikę operacji. Na poziomie powiatu i miasteczka, trójki nadzorowane przez NKWD, i w których byli sekretarze partii komunistycznej, miały ostatnie słowo w kwestii kto miał być deportowany. Funkcjonariusze dokonujący aresztowań wyznaczali ludzi z lokalnej administracji i partii do pomocy. Tę akcję z kolei nadzorowały komitet partii i organy administracyjne na szczeblu regionalnym. [967]
__________
[ 965] Victor Zaslavsky, Czystka klasowa: rzeż katyńska / Class Cleansing: The Katyn Massacre (New York: Telos Press, 2009), 37–38.
[966] Keith Sword, Deportacje i wypędzenie: Polacy w Związku Sowieckim / Deportation and Exile: Poles in the Soviet Union, 1939–48 (London: St. Martin’s Press, 1994), 16–17.Cyt. z Wajnrauch pochodzi z Jan T. Gross, “Wywózki do Rosji,” Aneks (London), no. 51–52 (1998): 69, i oparty jest na jego świadectwie złożonym przed U.S. House Select Committee on Communist Aggression, 83rd Congress, 2nd Session, 8th Interim Report (Washington: Government Printing Office, 1954), 40.
[967] Grzegorz Mazur, “Polityka sowiecka na ‘Zachodniej Ukrainie’ 1939–1941 (zarys problematyki),” Zeszyty Historyczne, no. 130 (1999): 81. Podobny mechanizm panował na Litwie, opisany przez Geoffrey Swain, Między Stalinem i Hitlerem: wojna klasowa i rasowa nad Dwiną / Between Stalin and Hitler: Class War and Race War on the Dvina, 1940–46 (London and New York: RoutledgeCurzon, 2004), 40–41:
Deportacje z Daugavpils [Dyneborg] odbyły się w następujący sposób. Lokalnych komunistów poinformowano o operacji 5 dni wcześniej, i poinstruowano żeby zorganizowali 5-osobowy zespół planistyczny z sekretarzem miasta lub regionu i przedstawicielami ze służb bezpieczeństwa. Te zespoły miały zidentyfikować lokalne cele, zgodnie z liczbami przewodnimi wydanymi im z wysoka. Następny etap to identyfikacja 204 osób składających się z członków partii i komsomołu i nie-partyjnych sympatyków. Następnie utworzy się elitarną grupę 32 członków i kandydatów partii, którą wyśle się na wiejskie tereny regionu Daugavpils. 13 czerwca 1941, o 19:00, zespół wezwano na spotkanie i powiedziano o konieczności oczyszczenia miasta z elementów antyrewolucyjnych; wydano szczegółowe instrukcje o przeprowadzeniu operacji… decyzję przyjęto i nie było przypadków 'tchórzostwa' ludzi dających 'wymówki' dlaczego nie mieliby wziąć udziału.
_______
Rola lokalnych ludzi służących w milicji i administracji, w której Żydzi zajmowali bardzo ważne miejsce, była więc wszechstronna. Oni nie tylko sporządzali listy do deportacji, a aresztowali ich i pomagali wypędzać ich z domów, które często ograbiali. Eskortowali deportowanych do bydlęcych wagonów zebranych na stacjach kolejowych, pilnowali ich kiedy ładowano ich do pociągów, i wysyłali w długą trudną podróż do dalekich miejsc. [968] W pełni potwierdzają to cytowane poniżej liczne świadectwa.
Mniej znane są masowe proporcje przywłaszczania mienia skonfiskowanego od deportowanych i bezsporne kradzieże popełniane przez lokalnych urzędników podczas deportacji. Doprowadziło to nawet do ustanowienia specjalnych komisji do zbadania powszechnych nadużyć, odzyskania skradzionej własności i ukarania sprawców. Nie ma jednak dowodów na to, żeby przedsięwzięcie to zakończyło się sukcesem. [969]
Poniższy raport pochodzi z miasteczka Boremel na Wołyniu:
Miasteczko Boremel miało ok. 3.000 mieszkańców, z których ponad 2.000 stanowili Zydzi. Pozostali to Polacy, Rosjanie, Czesi i Ukraińcy. Po przejęciu władzy przez sowietów, ustanowiono lokalny komitet partii komunistycznej, którego skład narodowy był jednolity: żydowski. Dużo zależało od tej bezpośredniej władzy: kto miał być deportowany, kto dostanie przychylną opinię, kto w końcu zostanie sklasyfikowany tak czy inaczej. [970]
Podobne raporty pochodzą z wielu innych miejsc. W Beresteczku koło Horochowa, też na Wołyniu,
Do administracji weszli biedni Żydzi, i to oni przeprowadzali czystki i deportowali ludzi na Syberię dostarczając sowietom nazwiska członków polskich Legionów, rodzin oficerów, urzędników, sędziów i innych. Ukraińscy komuniści też dołączyli do administracji, ale swoją nienawiść okazywali w mniejszym stopniu, i niekiedy nawet ostrzegali ludzi o ich deportacji. [971]
Bardzo często polskie osady brutalnie deportowano w środku zimy:
Nagle, w środku nocy, zaskoczonej wiosce dawano pół godziny na przygotowanie, po którym, kiedy było bardzo zimno, całą ludność ładowano na sanie, dowożono do stacji kolejowej, i pakowano do pociągów. Nikogo nie oszczędzono. Zabierali starców i niemowlęta, kalekich i imbecyli. Rodzące matki wyrzucali z łóżek i kazali wchodzić na sanie. Wlekli tych, którzy ciągle leżeli w łóżkach i byli sparaliżowani. We wiosce czy osadzie przeznaczonej na zagładę nie miała zostać ani jedna zywa dusza. Bydło i inwentarz automatycznie stawały się własnością państwa… Przede wszystkim ofiarami stawały się czysto polskie wioski, kolonie i osiedla wojskowe.
Wtedy deportowali też całe rodziny gajowych i leśniczych i pozostałej polskiej inteligencji, którą wypędzono z posiadłości i ukrywali się po wioskach i leśniczówkach. Zatrudniona w celu przeprowadzania czystek milicja składała się wyłącznie z lokalnych Żydów, ukraińskich komunistów, i sowiecka milicja którą w tym celu potajemnie sprowadzono z Kijowa. [972]
[968] Polska historyk Ewa Kowalska ateż pokazuje kluczową rolę lokalnych kolaborantów, w tym członków komsomołu, w identyfikacji i deportacji polskiej ludności w lutym 1940. Zob. jej pracę Przeżyć, aby wrócić!, 85, 86, 88.
[969] Ibid., 89.
[970] Kiesz, Od Boremla do Chicago, 66. Szczęśliwie dla autora, jego ojciec był jedynym i powszechnie szanowanym lekarzem w miasteczku. Autor wspomina też jak pewien dobrze nastawiony do Polaków Żyd ostrzegł wielu z nich o ich nadchodzących aresztowaniach i deportacji. Ibid., 67. Żydzi też tłumnie wchodzili do komsomołu (komunistyczna organizacja młodzieżowa); autor wspomina, że w szkole średniej, w której językiem wykładowym był polski, z 60 uczniów w komsomole, tylko 3 było nie-Żydami. Ibid., 47.
[971] Świadectwo Haliny Wilczek z Karłowicz, Śladami ludobójstwa na Wołyniu, 39.
[972] Obertyńska, W domu niewoli, 288–89.
_______________
Wtedy we Włodzimierzu Wołyńskim krążyła wymowna piosenka. Pokazywała nastrój i dostrzegane codziennie nowe realia:
Wszystkie pójdą na urzędy,
Ukraińcy do kołchozu,
A Polaki do wywozu. [973]
Choć nagłe i szybkie, podejmowane w nocy by zaskoczyć deportowanych, i dobrze zorganizowane, deportacje nie były w żaden sposób kamuflowane. Najbliższe okolice natychmiast stały się tego świadome, i szerzyło się poruszenie kiedy konwoje Polaków w środku zimy wieziono przez wioski i miasteczka do pociągów. Kiedy deportowanych ładowano do bydlęcych wagonów, ich krzyki słychac było daleko. Zamarznięte ciała leżały wzdłuż dróg i torów kolejowych by wszyscy je widzieli. Poniżej opis z Ostrówka koło Iwacewiczów:
W środku nocy 10 lutego 1940, grupa uzbrojonych ludzi NKWD… razem z lokalną milicją, tłukła się do naszych drzwi. Pchali nas pod ścianę i przeszukali. Wszystkie święte ozdoby zerwali nam z szyj, rzucali na podłogę, deptali, i wrzucili do śmieci. Następnie przeszukali pokój w którym nas zebrano i pozostałe pomieszczenia. Po zakończeniu przeszukiwań, powiedzieli nam, że mam 15 minut na opuszczenie domu… Przed upływem tych 15 minut wypchnęli nas za drzwi…
Kiedy znaleźliśmy się na zaśnieżonym podwórku, czekały na nas 3 sanie , każde zaprzęgniete do 1 konia.
Za każdym koniem był człowiek z Wieraszek [sąsiednia ukraińska wioska – MP].
… ludzie NKWD… celowali karabinami w naszym kierunku. Moi rodzice, Sabina i Barbara musieli iść obok sań.
Zabrali nas do szkoły, gdzie spotkaliśmy niemal wszystkich z naszej społeczności. Całe boisko i droga do wioski Ostrówek pokryte były saniami. Po nas sprowadzono kilka więcej rodzin…
Wieczorem lokalny człowiek odczytywał alfabetycznie nasze nazwiska. Każda rodzina wychodziła jedna po drugiej, każdego członka sprawdzono,,, Kiedy wyszliśmy na zewnątrz, czekali nasi strażnicy i wozaki…
Od czasu opuszczenia naszych domów, wyły wszystkie psy w naszej małej społeczności. Krowy muczały i konie rżały. Brzmiało to jaky w ziemię uderzyło nieszczęście…
Było ok. 15 km do stacji kolejowej… Głodni, niemal zamarznięci i zupełnie wyczerpani, dotarliśmy do stacji. Kilka miesięcy ciężarna Sabina pieszo szła całą drogę.
Na bocznicy stał pociąg towarowy. Wpychano nas do środka. Niektórzy z sąsiadów byli w środku i płakali…
Drzwi wagonu zatrzaśnieto i zamknięto od zewnątrz na klucz…
Następnej nocy więcej ludzi wprowadzono do naszego wagonu. Byli z Michalina, ok. 7.5 km od nas…
Tej nocy usłyszeliśmy wstrząs, szarpnięcie, i wyruszyliśmy… Ktoś powiedział, że Rosjanie zamierzali zabrać nas do lasu i wszystkich zastrzelić. Po tego rodzaju wiadomości, natychmiast wybuchła panika. Kobiety zaczęły się modlić i płakać, a po nich dzieci. Powstał gigantyczny ul… Zaczęliśmy śpiewać wieczorną pieśń. [974]
Stanisław Milewski z osady Staniewicze koło Iwacewicz, wspominał:
10 lutego 1940, ok. 5:00, zostaliśmy obudzeni przez komunistów, Rosjan, Ukraińców i Żydów, którzy otoczyli nasz dom, i postawili nas pod ścianą. Myśleliśmy, że zamierzali nas wszystkich rozstrzelać. Zamiast tego powiedzieli nam, że mamy godzinę na spakowanie. Powiedzieli, że deportują nas do Rosji, ale nie dokładnie dokąd.
___________
[ 973] Edward Rosa, Wspomnienia lat przeżytych na Wołyniu (Toronto: Alliance of the Polish Eastern Provinces, 1997), 16.
[974] Niebuda, Mój Anioł Stróż / My Guardian Angel, 30–36.
__________
Przebywającej z nami rodzinie kazano pójść na górę, gdyż nie byli na liście. Mojej siostry też na niej nie było, więc jej nnie zabrano. Płakała i błagała by pozwolono jej dołączyć do nas, i następnego dnia wprowadzono ją do naszego wagonu.
Załadowano nas do bydlęcych wagonów, i tu zaczęła się tragedia. Staliśmy przez 3 dni w Iwacewiczach zanim odjechaliśmy w kierunku Moskwy. Niektórym młodym udało się otworzyć drzwi, i wyskakiwali z pociągu. To nie było opcją dla rodzin z dziećmi… Pociąg zatrzymywał się między stacjami; wyskakiwaliśmy i zbieraliśmy śnieg na wodę. Było strasznie zimno; pamietam , że 2 starsze kobiety zamarzły na śmierć.
Zabrano nas do Archangielska nad Morzem Białym. [975]
Jest wiele podobnych opisów deportacji 10 lutego 1940. Kolejarz w Smorgonie, w regionie Wilna, wspominał "niewyobrażalny płacz i krzyki matek i dzieci'. W kolonii Dobra Wola na Polesiu, kiedy ludzi odwożono, "tylko płacz, wycie psów i strzały tu i tam było słychać na stacji". Kiedy pociąg odjechał z Krzemieńca załadowany deportowanymi, "na stacji były głośne krzyki i płacz". [976]
Wagony z rodzinami, pilnowane przez milicjantów, dotarły do stacji kolejowej w Husiatyn koło sowieckiej granicy. Stację otaczali milicjanci i NKWD. "Widok był przerażający. Wiele dzieci zamarzło w drodze do stacji. Wrzaski kobiet były tak przenikliwe, że można było zwariować… Matkom które chciały zabrać swoje zamarzniete dzieci do wagonów, odbierano je i rzucano prosto na śnieg". [977]
Ciała dzieci zamarznietych po drodze do stacji kolejowej w Przemyślu znajdowano na poboczach drogi. [978] Tory łączące się w Równe i Szepietówka układały się w linii z zamarznietymi ciałami, w większości dzieci, strażnicy wrzucali do ciężarówek. Podobne sceny były w Białymstoku, Łomży i Drohobyczu. [979] Ludność polska która widziała te okrutne czyny była zszokowana.
Jak reagowali Żydzi kiedy ich polskich sąsiadów wyłapywano na widoku i deportowano do gułagu? Większość dzienników żydowskich milczy albo odrzuca te wydarzenia, jakby nie miały miejsca albo nie miały żadnego znaczenia. Tu mówi się o przypadku w Ejszyszkach wspomnianych w dalszej części. Kilka dzienników mówi o losie Polaków, ale nie potwierdza by Żydzi uczestniczyli w żaden sposób w deportacjach. Kiedy piszą o tym, jak w przypadku Michela Mielnickiego, wspomnianego wcześniej, to polskie ofiary deportacji się szkaluje.
Żyd z Antopola koło Kobrynia na Polesiu, racjonalizował los tych deportowanych do gułagu z perspektywy późniejszych wydarzeń:
Nowy reżim zabrał się za oczyszczenie atmosfery z reakcji, kułaków, opozycji ideologicznej i ekonomicznej itd. Między innymi, niedawnych polskich osadników wywożono w głąb Rosji. W nocy władze wojskowe informowały ofiary by ubrały się i spakowały, i ładowano ich do aut, by zabrać ich do ośrodka zbiórek… [Kiedy Niemcy zaatakowali Rosję w czerwcu 1941] władze sowieckie wrzucały wszystko co miały do aut i uciekały, obiecując że wrócą… Teraz zazdrościliśmy kułakom których siłą deportowano na tereny poza Wołgą. Byli pewni przeżycia. [980]
[975] Wojciechowska, Czekajć by być wysłuchaną / Waiting To Be Heard, 165.
[976] Gross, “Wywózki do Rosji,” Aneks (London), no. 51–52 (1988): 44.
[977] Ibid., 76.
[978] Ibid.
[979] Ibid., 79–80.
[980] Prof. P. Czerniak, Lata wojny w Antopolu, (1939-1941), z Pamiętnika / “War Years in Antopol, (1939–1944), From a Diary,” w Benzion H. Ayalon, red., Antopol (Antepolie): Sefer zikaron (Tel Aviv: Antopol Societies in Israel and America, 1972), przekład ang: www.jewishgen.org/yizkor/antopol/.
________________
Miriam Berger, świadek deportacji w Horochowie na Wołyniu, jest jednym z wyjątkowych kilku, którzy pokazali w swoich dziennikach, że byli naprawdę poruszeni sytuacją deportowanych Polaków:
To wtedy NKWD rozpoczęła swoje operacje. Z pobliskich wiosek zarekwirowano wiele pojazdów i wykorzystano je do transportu do stacji osiedlonych w miasteczku Polaków. Tym deportowanym zezwolono zabrać ze sobą tylko tyle z ich dobytku ile mogli spakować w pół godziny, i po dotarciu do stacji zapakowano ich do wagonów, które zabrały ich do pracy na Syberii… Kilka tygodni później ludzie NKWD pojawili się w swoich pojazdach, i tym razem zabrali rodziny polskich oficerów, którzy przybyli do miasteczka kiedy wycofywała się polska armia. Był środek zimy, i podróz na Syberię trwała kilka tygodni. Słyszeliśmy, że wiele dzieci i starców nie zniosło strasznych trudności i zmarło zanim dotarli do celu… Teraz przyszła kolej na kułaków, bogatych chłopów. Tysiące ich wraz z rodzinami wypędzono… Wśród nich byli starcy, którzy błagali żeby pozwolili im umrzeć w swoich domach, ale ich prośby spadały na głuche uszy. [981]
Podobne współczucie, tym razem dla ofiar, wykazała młoda Żydówka, deportowana z Wilna wraz z rodziną, bogatymi przemysłowcami, w czerwcu 1941. Poniżej jej wspomnienia tego co widziała po przybyciu na stację kolejową, skąd wysłano ją do gułagu:
Przed nami były wagony bydlęce czekające na ludzki ładunek… To co zobaczyłam tylko zwiększyło moje przerażenie. Nie widziałam nic bardziej nikczemnego niż wieśniacy – kobiety w chustach, mężczyźni w bawełnianych marynarkach i spodniach podobnych do bryczesów. Widziałam polskich chłopów, nie bogatych kapitalistów pośród nich; oderwani od swojej ziemi, spakowali swoje rzeczy w worki, chusty, kartonowe pudła. W ich twarzach widziałam odbicie wspólnego szoku. [982]
Janusz Bardach był młodym żydowskim "idealistą" z Włodzimierza Wołyńskiego, dla którego aresztowanie polskich urzędników, personelu wojskowego i kleru było "logiczne i konieczne", z powodu ich "silnych antysowieckich i antykomunistycznych sentymentów". Ale zaczął się zastanawiać kiedy sowieci zaczęli dręczyć żydowskich przyjaciół i znajomych z "klasy średniej" jego rodziców.
Ale pod koniec listopada 1939, zaczęły niepokoić mnie historie o brutalnym traktowaniu lokalnych obywateli podczas nocnych przeszukiwań i aresztowań. Te operacje zwykle skupiały się na obszarnikach i kupcach, wielu z których znałem od dzieciństwa, i których uczciwości i prawości nigdy nie kwestionowano…
Nie zdawałem sobie sprawy z tego, że urzędnicy rady miejskiej, których wszystkich znałem i uważałem za przyjaciół, moich rodziców uważali za kapitalistów, a więc wragi naroda / wrogów narodu. Nie mogłem uwierzyć, żeby siłą odebrali ojcu majątek i kosztowności rodzicom…
Posłuchałem rady Dmitra, nie zadawać więcej pytań i nie prosić w imieniu rodziców i ich przyjaciół, i bardziej zanurzyłem się w działalność polityczną, oczekując, że moje oddanie uratuje rodziców od kłopotów. Stawałem na podium na spotkaniach i z entuzjazmem przemawiałem. Delegowano mnie bym uczestniczył w codziennych lokalnych spotkaniach, i w końcu nominowano mnie na mówcę na spotkaniach dla wszystkich obywateli. Na tych spotkaniach, przeznaczonych do "edukacji politycznej mas", przedstawiałem i analizowałem wydarzenia polityczne i wojskowe, i wyjaśniałem rolę Armii Czerwonej, która miała uratować polskie Kresy od kapitalistów poprzez włączenie ich do Ukrainy. [Bardach był wiceprzewodniczącym komitetu wyborczego miasta, który agitował za anektacją Kresów do Związku Sowieckiego.]…
W pierwszym tygodniu grudnia narzucono w mieście godzinę policyjną. Iększa liczba żołnierzy patrolowała ulice, i szerzyły się pogłoski, że na stację kolejową przyjeżdżały dziesiątki bydlęcych wagonów. Poszedłem z przyjaciółmi na stację by zobaczyć co się działo. Setki czerwonych wagonów ustawiły się i przyczepiły do lokomotyw węglowych. Ich obecność wskazywała, że planowano deportacje, ale nikt nie wiedział dokładnie kiedy ani kogo będzie się deportować…
Późnym popołudniem 5 grudnia do naszego domu przyszedł Yuro Savchenko, zadyszany, i powiedział mi, że późno tej nocy będą aresztowania i deportacje. Uważał, że na liście mogą być moi rodzice.
[981] Berger, Wojna / “The War,” w Księdze pamięci Horochowa / Horchiv Memorial Book, 40–41. Inny choć lakoniczny przykład jest w księdze pamiątkowej Lubomla: "Widzieliśmy w jakich warunkach wysyłano do Rosji polskich uchodźców: transportowano ich w wagonach towarowych, bez żadnych ułatwień sanitarnych, bez jedzenia i wody, i dlatego chcieliśmy się jakoś z tego wydostac". Zob. Kagan, Luboml (1997), 237. W księdze pamięci Tłumacza, Ephraim Schreier przypisuje pro forma sympatię społeczności żydowskiej ogólnie: "Pierwszy transport deporowanych w głąb Rosji obejmował chłopów z otaczających wiosek, rolników (kułaków), i nacjonalistów. Żydowską społeczność smucił widok wagonów kolejowych latem i sań zimą, wiozących rolników i ich rodziny". Zob. Shlomo Blond, Hoz-Katz Jzchak, Ephraim Schreier, Alexander Schwarzbard i Munio Wurman, reds, Księga pamięci Tłumacza: życie i zniszczenie wspólnoty żydowskiej / Memorial Book of Tlumacz: The Life and Destruction of a Jewish Community (Tel Aviv: The Tlumacz Societies in Israel and the U.S.A., 1976), cxx.
[982] Esther Hautzig, Bezkresny step: dorastanie na Syberii / The Endless Steppe: Growing Up in Siberia (New York: Thomas Y. Crowell, 1968), 21–23.
________
[Bardach natychmiast pobiegł by ostrzec rodziców, rodzinę i przyjaciół. Wtedy NKWD zabrała go jako portnoi, cywilnego świadka, by pomógł i był świadkiem przeszukiwań i aresztowań.]…
Andrei wręczył mi listę. Rozpoznałem wiele nazwisk – przyjaciół moich i rodziców. Przeleciałem do strony 2 i osłupiałem: "Shimon Stern – 4". Ojciec Taubcia. Na liście było też nazwisko mojego ojca, ale z jakiegoś powodu wykreślone. Może mógłbym skreślić inne nazwiska kiedy nikt nie patrzył…
Kiedy zbliżaliśmy się do stacji kolejowej, powietrze przeszywały krzyki, płacz i lament, przerywane burkliwymi rosyjskimi rozkazami. Na placu zgromadzono setki deportowanych, pilnowali ich żołnierze. Kilka ciężarówek zaparkowało na kręgu przed stacją, miejscu zwykle zarezerwowanym dlka powozów. Zatrzymaliśmy się za ostatnią ciężarówką i obserwowaliśmy rozładunek tych przed nami. Żołnierze z bagnetami otoczyli ciężarówki, korzystając z każdej okazji by zagrozić, kopnąć, popchnąć i przekląć złapanych. [983]
"Idealista" opisuje też jak zwykli Polacy ryzykowali życiem za żydowskich pracodawców wyznaczonych do deportacji i ginęli w gestapowskim stylu egzekucjach - wydarzenie dla którego nie znaleziono żydowskiego odpowiednika (choć później starannie odnotowano przykłady Żydów pomagających Polakom).
Jechaliśmy w połowie drogi ul. Kowelską i zatrzymaliśmy się przed jednym z najnowszych budynków, tego należącego do dr. Schechtera. Jego dzieci, Dalek i Marusia, byli moimi bliskimi przyjaciółmi. Gennady usta się otworzyły kiedy zobaczył wspaniałą fasadę…
Gennady nakazał Andrei wyłamać drzwi, i po kilku ciosach łomem pękła rączka… Był zdecydowany znaleźć rodzinę Schechtera.
Na podwórcu stała duża stodoła z cegły. Ogrodnik, jego małżonka i nocny stróż mieszkali tam w 3 połączonych pokojach, i Gennady myślał, że tam mogą się ukrywać Schechterowie. [Faktycznie ukrywali się w podziemnym schronie w pobliskim sadzie.] Walił w drewniane drzwi aż odpowiedział ogrodnik z żoną w nocnych ubraniach.
"Gdzie jest rodzina Schechter?"
"W domu" - mruknął ogrodnik.
Jego cicha, śpiąca odpowiedź jeszcze rozgniewała Gennadija. "Ty s…synu!" Złapał ogrodnika za koszulę nocną i go przyciągnął. "Znajdź ich albo cię zabiję!" Ślina opryskała twarz ogrodnika. Gennady wyciągnął go na zewnątrz i rzucił go na ziemię. Ten podniósł się, wytarł plwociny z twarzy i pobiegł w kierunku domu.
Żona ogrodnika zaczęła lamentować: "Maryjo Najświętsza! Świety Jezu! Proszę, błagam was, zostawcie nas w spokoju. O Boże! Maryjo Najświętsza! Ratujcie nas!" To było za dużo dla Gennadija. Choć ledwo rozumiał polski, zrozumiał jej religijne inwokacje.
Złapał ją za koszulę która się rozdarła, ukazując jej piersi. "Ty brudna k,,,o. Ja ci dam lekcję". Zaczął ją całować i obmacywać. Jej krzyki przebiły mi serce.
Ogrodnik przybiegł z powrotem do stodoły. "Proszę przestań. Zostaw moją żone w spokoju. Zrobię wszystko co chcesz, ale proszę, zostaw ją!"
"Przyprowadziłeś swojego pana i jego rodzine?' – krzyknął Gennady.
"Nie wiem gdzie jest rodzina Schechterów. Obszedłem cały dom i sprawdziłem podwórzec. Nigdzie nie mogłem ich znaleźć". [Oczywiście ogrodnik nie mógłby tego zrobić w tym krótkim czasie, co wazniejsze, nie ujawnił istnienie tajnej kryjówki. – MP] Ledwie zakończył zdanie kiedy Gennady walnął go w twarz.
Nos ogrodnika bardzo krwawił. Obie ręce położył na twarzy, dalej prosząc Gennadija by zostawił żonę w spokoju.
Gennady zostawił kobietę. "Kłamca!" – powiedział. Wycelował pistolet na twarz ogrodnika i wystrzelił. Żona ogrodnika skoczyła do Gennadija drapiąc go. Rzucił ją na ziemię i wyciągnął pistolet.
Pojawił się nocny stróż, i kiedy zobaczył wycelowany w kobietę pistolet, podbiegł do Gennadija i popchnął go, wytrącając go z równowagi. Kostia i Andrei odbezpieczyli pistolety, gotowi do strzału, kiedy Gennadij krzyknął: "Zostaw go dla mnie! Nauczę go co oznacza atak na oficera NKWD. Będzie lizał moje buty i błagał o szybką śmierć". Gennady walnął go pistoletem w twarz i próbował kopnąć go w genitalia, ale nie wyszło, lądując z jedną nogą na brzuchu strażnika. Strażnik pochylił się w pół. Gennady walnął go pistoletem w tył głowy…
Twarz strażnika spuchła. Miał zamknięte oczy, krwawił nos, a górna warga pękła na pół. Gennady wyprostował się i odszedł od niego o krok. Wyglądał wyczerpany, i myślałem, że to koniec, ale znowu rzucił się na strażnika, złapał go za oboje uszu i je wyrwał. Krew sikała na ziemię…
[983] Bardach i Gleeson, Człowiek człowiekowi wilkiem / Man Is Wolf to Man, 29–41. "Idealizm" Bardacha nie dał się łatwo wstrząsnąć. W sierpniu 1944 opublikował artykuł w moskiewskim czasopiśmie komunistycznym Nowe Widnokręgi krytykujący polski rząd jako wylęgarnię agitacji pronazistowskiej (“Hitlerowska agentura w łonie rządu sanacyjnego”).
__________
Gdy Giennady znów zaczął kopać stróża ... Kostia i Andrei ciąganęli żonę ogrodnika w kąt. Krzyczała i wykręcała się, próbując uwolnić kończyny. Andrei trzymał ręce, a Kostia rozkładał nogi. Wrzasnęła dziko, Kostia uderzył ją w twarz i zaklął. Kiedy Giennadij potknął się, Kostia wstał i podciągnął spodnie.
"Jak było?' – zapytał Gennadi. "Dałeś jej to po rosyjsku?". Ciężko oddychał. "Podobało się suce".
"Żyje jeszcze?"
"Chyba tak. Ty następny, szefie". Ale Andrei już był na niej.
Gennadi pociągnął 2 duże łyki wódki, i podał co zostało Kostii. Obaj śmiali się dziko i mruczeli wulgaryzmy kiedy Andrei gwałcił kobietę. Już nie krzyczała, i nie myślałem, że się rusza…
Wymknąłem się na zewnątrz i poszedłem. Było zimno. Kilka minut później usłyszałem 2 strzały. [984]
Żydowskiemu lekarzowi który sowiecką okupację spędził w miasteczku Podhajce i w pobliskim Tłuste, jakoś udało się przymknąć oko na los polskich urzędników i personelu wojskowego aresztowanych we wrześniu i październiku 1939, ale żal mu było polskich osadników deportowanych w lutym 1940, i niektórych później.
I kiedy rozpoczęły się deportacje do Rosji, najpierw deportowali polskich osadników, później rodziny urzędników i personelu wojskowego, a później bieżency [uchodźcy z zachodu], czyli z terenów Polski okupowanych przez Niemcy, a na końcu ukraińskich nacjonalistów. Powinni zacząć od ostatniej grupy, a nie od ciężko pracujących osadników, którzy nikomu nie przeszkadzali – a tylko ukraińskicm nacjonalistom, którzy chcieli dopilnować by ich deportowano żeby zwiększyć swoje szanse na niepodległą Ukrainę. Z największą brutalnością i nie biorąc pod uwagę pogody czy stanu zdrowia człowieka, nawet w środku zimy, transportowali tych nieszczęśników pod strażą. Wśród nich były ciężarne kobiety, albo czekające na poród, i te które właśnie urodziły. Pakowano je do pociągów towarowych jak bydło i wysyłano na uchodźstwo w obcym zimnym kraju. [985]
Ale w większości, jak pokazują liczne świadectwa, Żydzi byli przeważnie obojętni na los Polaków, a nawet robili zyski na ich nieszczęściu. Wielu Żydów stawało na chodnikach ulic by cieszyć się z widoku polskich sąsiadów zsyłanych do gułagu, i szydzili z tych nędznych mas. Takie "spektakle" staly się popularną formą rozrywki. [986]
[984] Ibid., 46–49.
[985] Milch, Testament, 91.
[986] Dla kontrastu, choć polskie reakcje nie były jednakowe na późniejszy los Żydów pod niemiecką okupacją, to były częste otwarte przejawy współczucia. Kiedy Niemcy przyszli by wyłapać Żydów w Opocznie koło Piotrkowa Trybunalskiego pod koniec 1942 pod przykrywką, że pojadą do Izraela, Aaron Carmi (Chmielnicki) widział scenę która przeczy często powtarzanemu zarzutowi wrogości, albo w najlepszym razie, obojętności polskich mas na trudną sytuację Żydów: "Lokalni polscy mieszkańcy stali po obu stronach drogi i żegnali się z nami pożegnalnymi okrzykami i spojrzeniami. Niektórzy z nich krzyczeli do znajomych by rzucić im pamiątkę, i kilku z nas to zrobiło. Od czasu do czasu patrzyliśmy na miasto w którym się urodziliśmy… Dzieci wyszły na ulicę, wpatrywały się i wskazywały palcami. Polacy zatrzymywali się na drodze. Przechodnie patrzyli na nas ze zdziwieniem i pytali: 'Dokąd?'" Zob.Yitshak Alfasi, red., Sefer Opots’nah: yad va-shem li-kehilah she-harvah [Opoczno Memorial Book] (Tel Aviv: Irgun yots’e Opts’nah veha-sevivah, 1989), 4. Irene Shapiro, deportowana z Białegostoku po nieudanym buncie, wspomina: "Otwarto ogrodzenie przy Fabrycznej i Niemcy wyprowadzili nas z getta na ulice pełne białostockich Gojów, którzy wyszli by popatrzeć na nas. Niektórzy mieli głupi uśmiech na twarzy, ale większość patrzy na nas ze współczuciem i ze łzami w oczach, i gdybym tylko mogła poprosić ich o ukrycie nas. Za mną słyszę dźwięczny jidysz Goldy:‘Zey veinen, die Peilen take veinen far uns! (Oni płaczą, Polacy naprawdę za nas płaczą!)'". Zob. Irene Shapiro, Powrót do cieni: dzienniki od rozdartej wojną Polski do Statuy Wolności / Revisiting the Shadows: Memoirs from War-torn Poland to the Statue of Liberty (Elk River, Minnesota: DeForest Press, 2004), 200. Polskie dzienniki i świadectwa z tego okresu potwierdzają powszechną sympatię Polaków wobec sytuacji Żydów deportowanych z gett. Zdecydowanie tradycjonalna i nacjonalistyczna katolicka autorka Zofia Kossak-Szczucka stanie się słynna z opublikowania apelu w podziemnej ulotce w sierpniu 1942 ("Protest"), w czasie kiedy pierwsza duża deportacja ("Aktion") bardzo zmniejszyła warszawskie getto. Niszczenie Żydów nazwała "najstraszniejszą zbrodnią jakiej w ogóle historia była świadkiem". W ulotce czytamy dalej: "W obliczu mordu źle jest być biernym. Każdy kto milczy będąc świadkiem mordu staje się w nim partnerem. Kto nie potępia – sprzyja… Nie mamy sposobu czynnego sprzeciwu niemieckim mordom; nie możemy pomóc, ani nie możemy nikogo ratować. Ale protestujemy z głębi serc pełnych litości, oburzenia i grozy. Tego sprzeciwu wymaga od nas Pan Bóg, który nie zezwala nam na zabijanie. Tego wymaga nasze chrześcijańskie sumienie. Każda istota nazywająca się człowiekiem ma prawo do miłości bliźniego. Krew bezbronnych ofiar woła o zemstę. Kto nie popiera naszego protestu, nie jest katolikiem. Protestujemy też jako Polacy. Nie uważamy żeby Polska mogła skorzystać ze strasznych nazistowskich czynów". Pełny tekst "Protestu" po angielsku i polsku w Nechama Tec, Kiedy światłość przeszyła ciemność: chrześcijanie ratują Żydów w okupowanej przez nazistów Polsce / When Light Pierced the Darkness: Christian Rescue of Jews in Nazi-Occupied Poland (New York: Oxford University Press, 1986), 110–12. "Protest" wywarł ogromne wrażenie na polskim społeczeństwie, i nie zakwestionował go żaden odłam, nawet skrajni nacjonaliści. Ten apel drobiazgowo "przeanalizowali" i szeroko skrytykowali eksperci ze względu na jego "antysemicki" kontekst, który rzekomo spowodował tłumienie wsparcia dla ciemiężonych Żydów. Ale młody idealista Władysław Bartoszewski wspomina to jako wezwanie, i jego autorkę jako latarnię morską. Zob.Witold Bereś i Jerzy Skoczylas, "Władysław Bartoszewski - świadek epoki", Gazeta Wyborcza, 16.02.2002. Krytykowano go również za zwrócenie się do chrześcijańskich przekonań Polaków, a nie ich obywatelskiego obowiązku udzielania pomocy współobywatelom (Żydom). Ten zarzut wydaje się szczególnie słaby, gdyż jego zamierzonym celem było nadanie pierwszeństwa uniwersalnym naukom chrześcijańskim nad wąskimi nacjonalistycznymi ambicjami, choć uzasadnionymi. Jednak biorąc pod uwagę osobisty udział autorki w ratowaniu Żydów, nigdy nie zakwestionowano skutecznie jej szczerości. Kossak-Szczucka skierowała też ostrą krytykę do tych katolików, którzy nie uznali, że przykazanie miłowania swego bliźniego tak samo dotyczyło Żydów w innych publikacjach, np. broszurze zatytułowanej "Jesteś katolikiem... Jakim?" Zob.Władysław Bartoszewski, “75 lat w XX wieku: Pamiętnik mówiony (6)”, Więź (Warsaw), lipiec 1997, 118–19. Kossak-Szczucka była też ogólnie ostrym krytykiem obyczajów społecznych. Kiedy była więźniem Auschwitz poddawano ją i była świadkiem cierpienia i upokorzenia wielu kobiet, w tym katolickich Polek jak ona. W powojennym dzienniku napisała opinię, że męczeństwo tych polskich kobiet było karą Bożą za rozrywkowe życie przed wojną, za używanie szminki i jedwabnych pończoch. Zob. Władysław T. Bartoszewski, Klasztor w Auschwitz / The Convent in Auschwitz (London: The Bowerdean Press, 1990), 19. W każdym razie nie ma żadnych dowodów na to żeby jej apelowi w imieniu Żydów sprzeciwiły się jakieś polskie kręgi, albo żeby była jakaś gwałtowna reakcja, jak zasugerowano w niedawno wydanej książce (omówionej poniżej). Faktycznie sentymenty antyżydowskie nie odegrały istotnej roli w prasie podziemnej. Na konferencji historycznej w Warszawie w sierpniu i wrześniu 199, Europa pod nazistowskim rządem i holokaust / Europe Under Nazi Rule and the Holocaust, historyk Andrzej Friszke przedstawił pracę w której podsumował, w oparciu o swoje badania szerokiego spektrum polskiej wojennej prasy podziemnej, że nie znalazł żadnej publikacji, w której akceptowano by holokaust. Bardziej szczegółowe badanie prawicowej prasy potwierdziło ten wniosek. Zob. Wojciech Jerzy Muszyński, W walce o Wielką Polskę: Propaganda zaplecza politycznego Narodowych Sił Zbrojnych (1939–1945) (Biała Podlaska: Rekonkwista, and Warsaw: Rachocki i S-ka, 2000), 288–311.
E. Thomas Wood i Stanisław M. Jankowski mocno sugerują, że organizację Kossak-Szczuckiej Front Odrodzenia Polski [FOP] atakował katolicki establishment za poparcie Żydów: "Ale w imię katolicyzmu członkowie Frontu ryzykowali swoje życie dla wspierania Żydów. Napotykali na wrogość nie tylko Niemców, ale i osób w establishmencie kościoła. Watykański urzędnik kontaktujący się z Polską w czasie wojny napisał o 'ostrej walce' toczonej przez tradycjonalistycznych księży z FOP. Członkowie grupy, napisał urzędnik, 'nie mieli żadnej podstawy dogmatycznej'. Ich publikacje 'były pełne fałszywych propozycji ideologicznych, których szczere herezje czyniły je bardzo niebezpiecznymi'. Ci ludzie nie mieli żadnej historii filosemityzmu, a jeszcze przyjęli na siebie sprawę żydostwa w obliczu wielkich przeszkód; coś musiało się zmienić w ich sercach". Zob. E. Thomas Wood i Stanisław M. Jankowski, Karski: Jak jeden człowiek próbował zatrzymać holokaust / Karski: How One Man Tried to Stop the Holocaust (New York: John Wiley & Sons, Inc., 1994), 106. Ale cytowane przez tych autorów źródła w żaden sposób nie potwierdzają opinii, że prożydowska działalność FOP była atakowana przez kościelny establiszment. Watykańskim "urzędnikiem" wspomnianym wcześniej była Luciana Frassati, małżonka polskiego dyplomaty, Jana Gawrońskiego, której książkę Los przechodzi przez Warszawę / Il destino passa per Varsavia (Bologna: Cappelli, 1949; Milano: Bompiani, 1985) szeroko cytuje Carlo Falconi, Milczenie Piusa XII / The Silence of Pius XII (Boston: Little, Brown and Company, 1970), 168–70. Frassati pisze: "Członkowie FOP, w dobrej czy złej wierze, nie mieli żadnej poważnej podstawy dogmatycznej. Ich broszury, całkowicie finansowane przez ZWZ [Związek Walki Zbrojnej], były pełne fałszywych propozycji ideologicznej, których szczere herezje uczyniły ich naprawdę niebezpiecznymi. Mój interlokutor zacytował kilka fragmentów, które uzasadniały brak zaufania do całego ruchu. [Falconi pomija kwestionowane fragmenty cyt. przez Frassati na s. 201–202 (wyd. 1985), które wszystkie mają charakter teologiczny, i zupełnie nie odnoszą się do sprawy żydowskiej: "Etyka naturalna nie istnieje w praktyce. Nie istnieje nawet tam gdzie nie ma cienia chrześcijaństwa czy katolicyzmu. Łaska odkupienia jest fontanną życia. Wszelkie dobro pochodzi od i jest z inspiracji Łaski. W życiu katolickim jest głównym elementem dla rozwoju życia; dlatego dla katolika naturalna etyka nie może istnieć w żaden sposób… Narodowy instynkt pochodzi z wewnętrznej natury człowieka; religijny z zewnętrznej'.] Ksiądz był bardzo przygnębiony i powiedział mi, że rozpoczął intensywną walkę z tymi twierdzeniami. Ale choć jego kampania wydawała się prosta i tylko z wyglądu, w praktyce była bardzo trudna z uwagi na dziwny sprzeciw, choć pośredni, ze strony różnych katolickich autorytetów, w tym biskupów i arcybiskupów, jak i przełożonych zakonów religijnych i wspólnot. Aktywnego księdza znanego z propapieskiej żarliwości i wytrwałego i nieugiętego sprzeciwu wobec tych pół-herezji, przeniesiono bez wyjaśnienia z Warszawy na wieś [jako prywatnego kapelana. Mimo że zwierzchnikowi przedstawił powody, które nie pozwoliły mu porzucić miasta w tak krytycznym momencie, nie zapewnił sobie unieważnienia zakazu i musiał odejść.] Ale się nie poddał: korzystając ze spokoju i samotności poza miastem, napisał ostrą w tonie broszurę broniącą Ojca Świętego. I skoro zamierzał wydrukować ją w 10.000 egzemplarzy, rozpaczliwie szukał potrzebnych funduszy". Tym sposobem, zdaniem Frassati, 1-osobowa kampania tego księdza, oparta na czysto teologicznych postawach, przeciwko jakimś opiniom FOP nie odnoszącym się do Żydów, została skutecznie uciszona poprzez wypędzenie go na wieś, kiedy napotkała na sprzeciw liderów kościoła. To jest dalekie od tego co Wood i Jankowski sugerowaliby o panującej sytuacji. Jeśli chodzi o to, że Kossak-Szczucka nie miała historii sympatii dla sytuacji Żydów, Wood i Jankowski oczywiście nie podjęli trudu by rozważyć jej przedwojenne prace, np. jej znane dzienniki Pożoga: Wspomnienia z Wołynia 1917–1919, w których dokładnie opisała ukraińskie pogromy Żydów w Płoskirów (Proskurov) na Wołyniu, których grozy była świadkiem w lutym 1919.
__________
Kiedy deportowano Polaków z Zambrowa koło Łomży, Żydzi zgromadzeni by oglądać spektakl wesoło się śmiali: "Polacy idą na pielgrzymkę do Częstochowy", szydzili. [987] (Sanktuarium Czarnej Madonny na Janej Gorze w Częstochowie było najbardziej czczonym w Polsce.)
W Lubieszowie na Polesiu Żydzi uczestniczyli w aresztowaniach i deportacji polskich osadników składających się z byłych żołnierzy i ich rodzin na Syberię w lutym 1940. Kiedy Polaków prowadzono na stację kolejową by załadować ich do bydlęcych wagonów w środku zimy, żydowscy mieszkańcy gromadzili się wokół i bili brawo. [988]
Kiedy później deportacje objęły również Żydów (w łagodniejszych warunkach wiosną i latem 1940), reakcja lokalnej ludności żydowskiej wyraźnie różniła się od żegnania ich przez polskich sąsiadów, wykazujących poczucie braterstwa. Przynosili jedzenie tym nieszczęśnikom Żydom, w większości uchodźcom ze strefy niemieckiej, których deportowano przy pomocy lokalnych żydowskich komunistów, [989] czasem próbowali nawet ukryć zagrożonych Żydów. [990] Według jednego świadka,
Setki Żydów z Lubomla przyszły na stację kolejową by pożegnać się z "uchodźcami", bo każdy przyzwyczaił się do swojego uchodźcy. Wtedy widoczna stała się życzliwość mieszkańców Lubomla, bo ci ludzie, pomimo własnych trudności, udzielali nam pomocy, albo dobrym słowem, albo łóżkiem dla bezdomnych i paczkami z żywnością. [991]
Litania polskich świadectw potwierdzających żydowski udział w deportacjach cywilnej ludności jest długa i smutna. Już w październiku 1939, który polski historyk Daniel Boćkowski uważa za pierwszą falę deportacji, nowo mianowane rada wiejska i milicja w Białozórce koło Krzemieńca, w której służyło wielu lokalnych Żydów, [992] nakazały i przeprowadziły deportację polskich osadników. W tym wczesnym okresie, osadnikom dano 3 dni wcześniej informację o wypędzeniu i pozwolono zabrać tylko 1 krowę i ten dobytek, który zmieści się w wagonie. [993]
[987] Józef Klimaszewski, W cieniu czerwonego boru, (typescript), 29.
[988] Świadectwo Zbigniewa Małyszczyckiego z 23.11.1997 (w posiadaniu autora). Lubieszów był małym i w większości żydowskim miasteczkiem w przeważająco ukraińskim regionie Kamienia Koszyrskiego. Polacy stanowili 6% ludności regionu, i 4% Żydzi. Małyszczycki wspomina jak w Niedzielę Wielkanocną przed wojną, kiedy był uczniem szkoły średniej, napotkał na gang żydowskich nastolatków, którzy chcieli go zaatakować. Na szczęście pojawili się jego przyjaciele i przepędzili atakujących. Po wycofaniu się sowietów z Lubieszowa pod koniec czerwca1941, żydowska rodzina Gopenfeld znalazła schronienie na strychu jego domu żeby uciec przed wędrującymi ukraińskimi gangami; ale ich histeryczne zachowanie niemal ich zdradziło. Dużą grupę Żydów ukrywających się w gospodarstwie znajomego w pobliskim Zamienie zdradził 13-letni Żyd, którego wahała się przyjąć grupa gdyż był biedny. Żydowski nastolatek opuścił kryjówkę i doniósł na nich SS stacjonującej w Lubieszowie. Żydów i ich polskich dobroczyńców poddano egzekucji, a gospodarstwo spalono. Młody Żyd działał jako sługa Niemców dotąd aż samego poddano egzekucji w kwietniu 1943, kiedy jednostkę przeniesiono do Lubomla.
[989] Kwapiński, 1939–1945, 16 (Złoczów).
[990] “Stanisławów” w Danuta Dabrowska, Abraham Wein, Aharon Weiss, reds., Pinkas hakehillot Polin, vol. 2 (Jerusalem: Yad Vashem, 1980), 359–76, at 368; przekład w Encyclopaedia of Jewish Communities in Poland, Internet: <http://www.jewishgen.org/yizkor/pinkas_poland/pol2_00359.html>.
[991] Kagan, Luboml, 238.
[992] Zagórski, Wschodnie losy Polaków, vol. 6, 60.
[993] Popek, Osadnictwo wojskowe na Wołyniu, 69.
_________
Na publicznym spotkaniu zorganizowanym przez NKWD na wiejskim placu targowym, podniecony tłum Żydów i Ukraińców zgromadził się wzywając do deportacji polskich "pijawek". W towarzystwie milicji, Żydzi chodzili od domu do domu sporządzając inwentarz produktów rolniczych i bydła do przejęcia przez radę. Pogarda jaką wykazywali ci Żydzi wobec polskich sąsiadów z którymi handlowali i żyli przyjaźnie przed okupacją zaskoczyła Polaków. Polscy uczniowie odczuli też gniew swojej nowej żydowskiej nauczycielki, Fejgi Baszer, która poddawała ich innemu traktowaniu, nieznanemu w ich szkole przed wojną. [994]
Polka której męża deportowano ze Stanisławowa w październiku 1939, wspominała jak w kwietniu następnego roku zabrano ją z domu w środku nocy razem z 4 małych dzieci i deportowano na Syberię. Sowieckiemu żołnierzowi który po nią przyszedł, jak w licznych innych przypadkach, towarzyszył miejscowy Żyd. Wcześniej na tę Polkę nalegała Żydówka by sprzedała jej swoje meble, gdyż wkrótce nie będzie już ich potrzebować. [995]
Dobrze pamiętam datę 26 października 1939, bo mojemu mężowi, skazanemu na śmierć, udało się krzyknąć z zadrutowanego okna wagonu: "Najdroższa żono, spodziewaj się najlepszego, wkrótce wrócę". Takie były ostatnie słowa usłyszane z ust mojego kochanego małżonka i ojca 4 dzieci (w wieku 10, 8, 4 lat i 18 miesięcy)… Zapytałam znajomego Żyda co powinnam zrobić, do kogo się zwrócić by wydostać męża z więzienia!... "Teraz my rządzimy, i chcesz ich uwolnić? Nie, ich się nie zwolni, zabrali ich do Tyśmienicy" - odpowiedział. "Co będą tam robić?" – zapytałam. Żyd odpowiedział: "Kula w czaszkę – nie chcesz tego?" Stałam przygwożdżona do ziemi. Widząc, że to mnie bardzo zraniło, zadrwił i odszedł…
Po deportowaniu męża, pewnego dnia przyszła do mnie Żydówka w średnim wieku i zapytała: "Masz do sprzedania meble?" "Nie, nie mam" – odpowiedziałam…. "Robisz poważny błąd, bo wkrótce nie będą ci potrzebne"… W końcu musiałam niektóre sprzedać … żonie sowieckiego prokuratora… [Po kilku tygodniach poszła do jego domu odebrać resztę pieniędzy za meble.]… Usiadł na stole i jego pierwsze słowa były dlaczego sprzedałam meble? Powiedziałam mu, że dlatego iż zabraliście mojego męża… Wysłuchał, a potem powiedział: "Nie obwiniaj nas. To wasi ludzie nalegali na to". "Nasi ludzie?" powiedziałam zdumionym głosem. "Tak, to wasi Żydzi nalegali. Jeśli mi nie wierzysz, idź do sądu i zobacz kto stoi przy drzwiach Pokoju Skarg"….
Trzeci transport był dla nas – kobiet i dzieci, żon tych mężczyzn których już deportowano. 13 kwietnia 1940, o 1:00 w nocy, przyszli 2 mężczyźni: sowiecki żołnierz z karabinem na ramieniu, i jakiś starszawy Żyd, jego tłumacz, którego kapelusz zakrywał mu oczy. "Więc nie masz broni?" – zapytał sowiet. "Nie, nie mam". Żeby się upewnić kazano stanąc mi pod ścianą i się nie ruszać. Najpierw przeszukali pokój gdzie spały dzieci. Obudziły się i zaczęły płakać… Zaglądali do wszystkich szuflad wyrzucająć wszystko z nich na podłogę… W końcu powiedzieli: "Chodźmy. Masz pół godziny na przygotowanie. Czekamy na ciebie". Moi rodzice nie mieszkali daleko i pomogli mi zebrać najbardziej potrzebne rzeczy… Sowiet i Żyd przyglądali się, i powiedzieli: "To co zostało należy do sowieckiego rządu". [966]
W Bybło i otaczających go wioskach, w regionie Rohatyń, lokalni Żydzi i Ukraińcy donosili na Polaków, których następnie aresztowało NKWD i deportowało. [997] Podobny los spotkał polskich mieszkańców wielu innych miasteczek we Wschodniej Galicji: Kosów Huculski, [998], Kuty, [999] Tyśmienica ,[1000] Stryj,1[001] Budzanów,[1002] Rudki,[1003] Komarno,[1004] Biłka Szlachecka, [1005] Załoziec,[1006] Podkamień,[1007] Sasów,[1008] Śniatyn, [1009] i Żurawno.[1010]
[994] Kołodziej, Ich życie i sny, 75–76.
[995] Janina Grygar, list, Głos Polski (Toronto), 4.10.1996. Temat żydowskich kupców zachęcających Polaków do sprzedaży konkretnej nieruchomości przed zbliżającą się - a nieznaną Polakom - deportacją lub tuż przed konfiskatą ich mienia przez władze pojawia się w innych świadectwach. Zob. też Grażyna Strumiłło-Miłosz, Znad Świtezi w głąb tajgi (Rozmowy z moją matką) (Olsztyn: Pojezierze, 1990), 32, opowiada jak nieznany żydowski handlarz zaproponował kupno pianina matki autora, ostrzegając ją kilka dni zanim je skonfiskowano. "Radzę ci je sprzedać… Kto wie co przyjdzie im do głów? Łatwiej jest ukryć gotówkę. Oni zabiorą pianino, a możesz dostac gotówkę. Oni mogą mieć powód do skargi dlaczego je sprzedałaś. Ale tym się nie martw. Postaram się byś nie musiała nic mówić".
[996] “A kulę w łeb wy nie chcecie?” Nasza Polska,15.09.1999.
[997] Stanisław Jastrzębski, Oko w oko z banderowcami: Wspomnienia małoletniego żołnierza Armii Krajowej, wyd. 2 poszerzone (Warsaw: Wydawnictwo Archidiecezji Warszawskiej, 1996), 62. Podobne warunki panowały znowu po powrocie sowietów w 1944, kiedy donosy na Polaków stały się codziennością. Ibid., 191. Wszystkie najważniejsze stanowiska administracyjne na tym terenie poszły dla Rosjan i Żydów z Rosji. Ibid., 196.
__________
Deportacje przeprowadzone w wyjątkowo trudnych warunkach w lutym 1940 wyróżniają się brutalnością. Poniższą scenę widziano w Deraźne koło Kostopola na Wołyniu:
Zima 1940 była bardzo mroźna… Ludność polska deportowana jest częściej: 'kułaki', byli polscy urzędnicy służby cywilnych, nauczyciele, inteligencja, leśniczy, koloniści, gajowi itd. Codziennie odwozi się ich do stacji kolejowej w niekończących się wozach. Ludzie marzną… mogą zabrać ze sobą tylko ubrania, mały worek, i trochę jedzenia. Transportu pilnują po obu stronach żołnierze NKWD. Nie da się podejść do tych ludzi czy przekazać im ciepłe jedzenie czy ubrania – Rosjanie traktują ich jak zarazę. Ukraińcy i Żydzi nie ukrywają swojej radości i donoszą na każdego kogo, według nich, powinno się deportować. Już wiemy, że niektórych zatrzymanych przez NKWD rozstrzelano, ale nikt nie wie gdzie. [1011]
W Hucie Stepańskiej koło Kostopola na Wołyniu, składająca się z ukraińskiej i żydowskiej hołoty milicja, aresztowała lokalnych urzędników i przekazała ich sowietom. Banda milicjantów napadła na plebanię kościoła katolickiego i złapała starych rodziców ks. Aleksandra Czabana, którzy mieli ok. 80 lat, pobożnych i szanowanych w społeczności. Popychano ich i z nich szydzono, a następnie załadowano na wóz. Zginęli na uchodźstwie na Kamczatce. [1012]
W Białozórce koło Krzemieńca, całe polskie rodziny wyłapano 10 lutego 1940, którym zezwolono zabrac tylko kilka rzeczy, zgromadzono w miejscowej szkole. Nadzorującemu operację oficerowi NKWD towarzyszyli Ukraińcy z lokalnej milicji i sekretarz w większości żydowskiej rady wioski. Stąd Polaków zabrano saniami po pokrytych śniegiem drogach do stacji kolejowej w Maksymówce, gdzie załadowano ich do zatłoczonych bydlęcych wagonów. [1013]
[998] Na Rubieży (Wrocław), no. 31 (1998): 34.
[999] Na Rubieży (Wrocław), no. 54 (2001): 44; Siekierka, Komański i Różański, Ludobójstwo dokonane przez nacjonalistów ukraińskich na Polakach w województwie stanisławowskim 1939–1946, 283.
[1000] Na Rubieży (Wrocław), no. 32 (1998): 36; Siekierka, Komański, and Różański, Ludobójstwo dokonane przez nacjonalistów ukraińskich na Polakach w województwie stanisławowskim 1939–1946, 711.
[1001] Na Rubieży (Wrocław), no. 35 (1999): 42.
[1002] Na Rubieży (Wrocław), no. 35 (1999): 48; Na Rubieży (Wrocław), no. 63 (2002): 52.
[1003] Na Rubieży (Wrocław), no. 42 (2000): 22.
[1004] Ibid.
[1005] Na Rubieży (Wrocław), no. 43 (2000): 5.
[1006] “Punkt 13,” awywiad z Edwardem Prusem, Głos Polski (Toronto), 9.07.995.
[1007] Na Rubieży (Wrocław), no. 60 (2002): 53.
[1008] Na Rubieży (Wrocław), no. 49 (2001): 30.
[1009] Na Rubieży (Wrocław), no. 61 (2002): 23.
[1010] Siekierka, Komański i Różański, Ludobójstwo dokonane przez nacjonalistów ukraińskich na Polakach w województwie stanisławowskim 1939–1946, 766.
[1011] Świadectwo Włodzimierza Drohomireckiego w Świadkowie mówią, 97.
[1012] Władysław Kobylański, W szponach trzech wrogów (Chicago: Wici, 1988), 12–13.
[1013] Kołodziej, Ich życie i sny, 80–81.
____________
W osadzie Bajonówka koło Tuczyna, woj. Równe, 10 lutego 1940 o 4:00, polskich osadników brutalnie obudziła NKWD i lokalni komuniści, i poinformowali ich o deportacji. Dano im godzinę na spakowanie części dobytku, dowieziono na stację kolejową w Zdołbunowie, i zapakowano do bydlęcych wagonów, których drzwi zamknięto na zasuwkę. Łóżka piętrowe w wagonach były zatłoczone pasażerami. Następnej nocy pociąg wyruszył w głąb sowietów. [1014]
W wiosce Wola Ostrowiecka koło Lubomla10 kwietnia 1940, NKWD i na jej służbie lokalni Żydzi otoczyli dom polskiego gajowego. Kiedy przeszukiwano dom, jego mieszkańców zmuszono pod ścianę z rękami do góry. Powiedziano im, że będą przesiedleni na inny teren i dano im 2 godziny na spakowanie wszystkiego co będą w stanie nieść. Wsadzono ich na sanie i zabrano do stacji kolejowej w Lubomlu, gdzie załadowano ich do wagonu towarowego. Stąd wyruszyli w 2-miesięczną podróż do nieznanego miejsca w rejonie Archangielska na północy Rosji. [1015]
Jan Chumko tak wspominał los jego rodziny w osadzie Kościuszków koło Łucka:
… z coraz większą regularnością zaczęły krążyć pogłoski o nadchodzących aresztowaniach i późniejszej deportacji na Syberię… Wydawało się, że takie deportacje dotyczyły tylko dorosłych mężczyzn , więc żeby być po bezpiecznej stronie, w nocy 9-10 lutego 1940, mój ojciec i 2 bliscy przyjaciele opuścili swoje domy i ukryli się w pobliskim młynie. Ale tuż po północy, nie wzbudzając podejrzeń, postanowili wrócić do swoich rodzin. Wkrótce usłyszeliśmy bardzo uporczywe pukanie do drzwi i zmaterializowały się nasze najgorsze obawy. Po wejściu do domu oficer NKWD w asyście lokalnych Ukraińców i żydowskiej milicji uzbrojeni po zęby, odczytali oświadczenie o deportacji. Kazał nam spakować rzeczy i zabrać wystarczająco jedzenia i koniecznych rzeczy na około miesięczną podróż. Wyjątkowo ostra zima 1940 bardziej nasiliła upiorność deportacji.
Po załadowaniu na sanie zabrano naszą rodzinę do stacji kolejowej w Nieświczu na linii Lwów-Łuck. Zaczęło świtać kiedy dotarliśmy do stacji, i dopiero wtedy zrozumieliśmy ogromną skalę deportacji, kiedy zobaczyliśmy naszych przyjaciół z osady i innych Polaków z regionu ładowanych do bydlęcych wagonów… Nazajutrz, kiedy patrzyliśmy przez metalową kratę, przyszedł strasznie mocno czujący moment kiedy pożegnaliśmy się z domem. Ze łzami w oczach śpiewaliśmy patriotyczne pieśni.
Nasza podróż trwała niemal pełny miesiąc zanim dotarliśmy do miejsca przeznaczone jako miejsce uchodźstwa na Syberii. Było to Kopytovo koło Kotłasu w regionie Archangielska. [1016]
Inny mieszkaniec Wołynia wspominał:
Pamiętnej nocy 10 grudnia 1940, oficer policji z NKWD w towarzystwie Żydów i Ukraińców przyszli do naszego domu. Eskortowano nas na stację kolejową i wepchnieto do wagonów. Po trwającej miesiąc podróży, znosząc głód i mrożące temperatury, dotarliśmy do syberyjskiego kraju Wologda, woj. Tocimsk i wioski Cholm. Deportowano nas do pracy przymusowej w lesie – skazanych na głód, pozostawiając nasz dobytek na Wołyniu. Pracowaliśmy tu do sierpnia 1941, kiedy pakt Majski-Sikorski dał amnestię Polakom. [1017]
Los uśmiechnął się do polskiej rodziny w Rożyszcze na Wołyniu, którą ostrzegli przyjaźni Żydzi, że wkrótce zostaną deportowani w głąb sowietów. Powiedziano im też nazwisko Żyda, który dopilnował żeby umieszczono ich na liście deportowanych. [1018]
[1014] Świadectwo Krystyny Ostrowskiej w Henryka Łappo, et al., red., Z Kresów Wschodnich Rzeczpospolitej: Wspomnienia z osad wojskowych 1921–1940, wyd. 2 poszerzone (London: Ognisko Osadników Kresowych, 1998), 152.
[1015] Świadectwo Stanisława Skibińskiego w Karłowicz, Śladami ludobójstwa na Wołyniu, 485.
[1016] Jeśmanowa, Stalinowskie czystki etniczne na Kresach / Stalin’s Ethnic Cleansing in Eastern Poland, 199–200.
[1017] Jan Kupriańczyk, Historia mojej rodziny / “History of My Family,” w Carolan, Masowa deportacja Polaków na Syberię / The Mass Deportation of Poles to Siberia, 188.
[1018] Świadectwo Krystyny Buholc, “I chwalący czerwoną armię …,” Nasza Polska,8.09.1999.
____________
W Gwoźdźcu, miasteczku koło Kołomyi:
Potem przyszła niezwykle śnieżna i sroga zima 1939-1940, i z nią tragiczny świt 10 lutego 1940, kiedy całe polskie rodziny, łącznie z dziećmi, załadowano do bydlęcych wagonów. Porządku pilnowali lokalni Żydzi i Ukraińcy, którzy nie tak dawno stanowili, lub tak się wydawało, przyjazny kontyngent społeczności naszego miateczka. [1019]
Poniżej długa lista polskich rodzin dotknietych deportacją.
W miasteczku Horodenka, też woj. Stanisławów, z którego deportowano ponad 220 Polaków – w większości kobiet i dzieci – w lutym 1949, lokalni Ukraińcy i Żydzi dalej donosili na pozostających w ukryciu polskich oficerów i policjantów. Jednym z nich był były komisarz policji, Bryl, który zginął na Syberii. [1020] 10 lutego Polaków z kolonii Terpin koło wioski Dmytrów, w powiecie Radziechów, woj. Tarnopol, wyłapali żołnierze NKWD z pomocą lokalnych Ukraińców. Polaków zmuszono do pozostawienia większości dobytku. Transportowano ich saniami do Chołojowa, gdzie załadowano ich do wagonów towarowych. Kiedy przejeżdżali przez Chołojów, Żydzi z czerwonymi opaskami jawnie z nich szydzili na korzyść prowadzącego Polaków konwoju żołnierzy. 42 osoby załadowano do jednego zatłoczonego, nieogrzewanego wagonu. [1021]
W Bogdanówce koło Zborowa, listę deportowanych sporządzali lokalni komunistyczni urzędnicy, każdy z nich oczywiście niedawny konwertyta na sprawę, spośród maleńkiej grupy ok. 10 Żydów mieszkających w tej polsko-ukraińskiej wiosce. Basia Szapiro szefowała Partii Komunistycznej, jej zięć o nazwisku Lipszyc został sekretarzem miasta, handlarz końmi Josz Pinkas dostał stanowisko w czerwonej milicji w ciągu kilku dni po wejściu sowietów, i 2 inni Żydzi byli w nowych organach władzy. 10 lutego 1940, 3 eosyjscy żołnierze w towarzystwie Josza Pinkasa, uzbrojonego milicjanta, napadli na domy rodzin Świrskiego i Gierca, prosperujących rolników, i aresztowali 8 członków tych 2 polskich rodzin. Rodzinę Świrskiego, składającą się z rodziców i 2 nastoletnich synów, obudzono o 3:00 i dano pół godziny na spakowanie. Zapytani o co ich oskarżano, pokazano i odczytano dokument: w 1920 pan Świrski walczył w armii gen. Józefa Hallera z sowiecką Rosją. Pani Świrska działała społecznie jako organizatorka kobiet, a synowie popełnili swoje przestępstwa polityczne. Krótko mówiąc, te fałszywe zarzuty mogli wymyślić tylko lokalni ludzie, którzy dość dobrze znali sprawy sąsiadów. Zapytany dokąd zostaną zesłani, Pinkas odpowiedział: "Do krainy niedźwiedzia polarnego". Dwie polskie rodziny dowieziono w ciągniętych przez bydło wozach do stacji kolejowej w Jeziernej, odległej o ok. 5 km. W sumie ok. 92 Polaków z pobliskich wiosek załadowano do wagonu bydlęcego, który odjechał ze stacji późno tej nocy. Kiedy dotarli do celu w Komi 29 marca, 6 pasażerów już zmarło. [1022]
[1019] J. Rokicka, “Było sobie takie miasteczko na Pokucie,” Semper Fidelis, no. 5 (22) wrzesień-październik 1994: 31. Pomimo zachowania lokalnych Żydów za okupacji sowieckiej, Polacy nie odmawiali pomocy Żydom w vzasie późniejszej niemieckiej okupacji. "Wśród nich była Stefania Krasnodębska, moja matka" – mówi J. Rokicka – "jak i Janina i Karol Krzeszowiczowie. Pod stajnią ukrywali 5 Żydów: Mendel, Moszek i Frydel Bergman oraz Preszel i Stella. Aniela i Piotr Nosal ukrywali żydowską rodzinę Neubarger, któr też przeżyła wojnę i emigrowała do USA". Rodziny Krzeszowiczów i Nosal teraz należą do "Sprawiedliwych wśród narodów". Ibid., 32.
[1020] Na Rubieży (Wrocław), no. 29 (1998): 13.
[1021] Maria Jańczak i Stanisław Lasek, “Wspomnienia Kresowiaków-Sybiraków,” Goniec (Mississauga), 29.05-4.06.2009. Jesienią 1939, Polaków mieszkających w koloniach koło Dmytrowa Ukraińcy atakowali i grabili. W listopadzie 1939 Ukraińcy zabili 2 polskich mieszkańców kolonii w Strachowie.
[1022] Świadectwo Władysława Świrskiego (w posiadaniu autora). Ta relacja, będąca przedmiotem pisanych wspomnień, nabiera kilku ironicznych zakrętów. Nowy dom Gierców zajmował Josz Pinkas, ale nie cieszył się nim długo. Do sowietów doszła wiadomość, że Pinkas był przed wojną handlarzem koni, i jego nowy burżuazyjny styl życia tylko wzmocnił zarzuty, że był kapitalistą. Aresztowano go i deportowano na Syberię. Ale odwrotnie do innych Żydów, którzy zostali, a później ginęli za okupacji nazistowskiej z rąk ukraińskiej milicji, Pinkas przeżył wojnę i wrócił do Polski, przynajmniej na chwilę. Powodem przejmowania dużych gruntów było podzielenie ich pomiędzy biednych ukraińskich chłopów, jako zachęta do wstępowania do partii komunistycznej. Ale kiedy przybyli Niemcy , ukraińska milicja mordowała tych ukraińskich "komunistów" wraz z lokalnymi Żydami, którzy byli bardzo umoczeni w sowiecki reżim. Tuż przed egzekucją, Vasia Szapiro zabrała swoją siostrzenicę do Katarzyny Olender, babki Władysława Świrskiego, z tej samej rodziny która była kluczowa w deportowaniu do gułagu, i prosiła panią Olender o ukrycie jej. Pani Olender udało się ukryć siostrzenicę na czas trwania wojny, i ona [siostrzenica] później osiedliła się w Toronto.
___________
W Hermanowie koło Biłki Szlacheckiej, niedaleko Lwowa, Maria Karpa wspominała jak ją i jej rodzinę wypędzono z domu:
W sobotę 10 lutego 1940, o 5:30, przyszło 7 sowietów uzbrojonych w karabiny, 2 z ukraińskiej milicji, i 5 Żydów, też uzbrojonych. Było nas sześcioro w rodzinie, oraz 15 uzbrojonych ludzi. Jeden z sowietów odczytał oficjalny nakaz, który był jak wyrok śmierci. Dano nam 15 minut na przygotowanie siebie i dzieci. Nie mieliśmy dużo czasu, i baliśmy się co nam się przydarzy, więc byliśmy tylko w połowie ubrani. Nie pozwolono nam zabrać niczego. Stacja kolejowa była tylko ok. kilometra od domu, a zabrali nas do stacji w Winnikach odległej od nas 14 km. Cały dzień staliśmy w środku wagonów towarowych – było to jak w szopie, była nieogrzewana. W nocy transportowali nas do Lwowa, gdzie staliśmy cały kolejny dzień. Kiedy nasza rodzina dowiedziała się, że zabrano nas z domu pod strażą bez pozwolenia zabrania z nami czegokolwiek, przynieśli nam trochę jedzenia. Sowieci i Żydzi nie chcieli pozwolić naszym rodzicom podejść do wagonu, więc zaczęliśmy krzyczeć i płakać i wyskakiwać z wagonu nie zwracając uwagi na strażników, bo nie było już dla nas ważne. Chcieliśmy tylko dostać jedzenie dla dzieci. Następnej nocy odjechaliśmy ze Lwowa. W wagonie było nas 58 osób. [1023]
Emilia Kot Chojnacka tak wspominała deportację swojej rodziny z wioski Miejsce Piastowe koło Lwowa:
Był wczesny ranek, sobota 10 lutego 1940, kiedy usłyszeliśmy walenie w drzwi. Otworzyliśmy, i stał tam rosyjski żołnierz z wycelowanym w nas rewolwerem, nakazał nam byśmy się spakowali. Towarzyszył mu lokalny polski Żyd. [1024]
Tego samego dnia kilku Żydów wpadło do domu 8-letniego Jerzego Biesiadowskiego we Lwowie i dali rodzinie 10 minut na spakowanie.
Założyłem płaszcz i futrzaną czapkę, ale udało mi się tylko założyć jeden but, kiedy kopnął mnie Żyd. Kiedy spadłem na brzuch na podłogę złapałem drugi but, ale Żyd wyrwał mi go z rąk i rzucił w róg. Byłem więc zmuszony, w jednym kapciu, wyjść na śnieg z moją matką. Zapakowano nas do bydlęcego wagonu do deportacji w temp. -40oC. Wielu ludzi zamarzło. Strażnicy otworzyli drzwi i zapytali: "Kto zarechotał?" [1025]
Właściciele majątku w Hurnowiczach koło Mołodeczno, zostali deportowani na Syberię w 1940 i 1941. NKWD pomagał Żyd o nazwisku Sejzer, który wynajmowł młyn należący do tej polskiej rodziny. [1026] W powiecie Nieśwież, "Niektórzy Żydzi założyli na rękawy czerwone opaski, i dołączając do NKWD, donosili sowietom na polskich patriotów". [1027] Po sporządzeniu list osadników i inwentaryzacji ich majątku, 10 lutego 1940, lokalni komuniści – Żydzi i Białorusini – w towarzystwie NKWD weszli do domu polskich osadników w Kuchczycach, ograbili ich z kosztowności, i dali 2 godziny na spakowanie tego co mogli unieść. Pod strażą, w temp. -23oC, całe rodziny zabierano do najbliższej stacji kolejowej, skąd deportowano je do obozów pracy w Archangielsku.
Aresztowania rozpoczęły się w pierwszym dniu inwazji przez Armię Czerwoną. Od drugiej połowy wrzesnia 1939, do lutego 1940, główna droga Brześć-Moskwa była zatłoczona ludźmi idącymi w obu kierunkach. Do Brześcia przyjeżdżały puste sowieckie ciężarówki, które były załadowane na drogę powrotną. Rosjanie kradli wszystko:" meble, maszyny, dzwony kościelne, materiały budowlane, działa sztuki, konie, świnie, owce i bydło.
Krótko mówiąc, zostawili swój 'wyzwolony' kraj nagi.
[1023] Gross i Grudzińska-Gross, W czterdziestym nas Matko na Sybir zesłali…, 307.
[1024] Wojciechowska, Czekanie by być wysłuchanym / Waiting To Be Heard, 133.
[1025] Grażyna Dziedzińska, “Jerzy Biesiadowski—wytrwały,” Nasza Polska, June 9.06.1999.
[1026] Świadectwo Marii Antonowicz (née Romanowski), “Polacy na Kresach w latach 1939–1941,” Nasza Polska, 8,.09.1999; cyt. też w J R Nowak, Przemilczane zbrodnie, 76.
[1027] Świadectwo Wacława Wierzbickiego w Łappo, Z Kresów Wschodnich RP na wygnanie, 582–83, i Jeśmanowa, Stalinowskie czystki etniczne na polskich Kresach / Stalin’s Ethnic Cleansing in Eastern Poland, 654–55.
____________
W późniejszych kontrolowanych wyborach powszechnych, Kresowianie musieli wyrazić zgodę na anektację ich terenów przez Związek Sowiecki. Później, pod koniec jesieni, po 'wyborach', NKWD z pomocą lokalnych komunistów przygotowała listę A-Z nazwisk kolonistów, ich majątku, bydła i sprzętu rolniczego. Nie mam żadnych wątpliwości, że już wtedy planowano deportacje.
Kiedy o 4:00 rano 10 lutego 1940 funkcjonariusze NKWD z pomocą lokalnych komunistów wtargnęli do domów osadników, mężczyznom w rodzinach nie wolno było się ruszać: żołnierz z karabinem krył każdego. Podczas tych nalotów gangsterzy z NKWD po prostu [sic] kradli – zrywali ze ścian zegary i wszystko wywracali w poszukiwaniu złota i wszelkich wartościowych rzeczy. Sugerowali, że zapasy na tydzień powinno się spakować, ale nie więcej niż mógł każdy nieść. Poinformowali nas, że na osobisty rozkaz Stalina mamy być przesiedleni w głąb Rosji, ale co do dokładnego miejsca, sami nie mieli pojęcia.
Duże rodziny z dziećmi mogły zabrać konia jako środka transportu osobistych rzeczy aż do najbliższej stacji kolejowej…
Kiedy dotarliśmy do stacji w Rejtanowie, załadowano nas do wagonów… Przedtem ludzi 'zachęcano' do podpisywania dokumentu mówiącego, że oni dobrowolnie wyjeżdżają do Związku Sowieckiego. Oczywiście ojciec odmówił podpisania go.
W Baranowiczach przeniesiono nas do wagonów szerokotorowych. Jak można było oczekiwać, były to wagony towarowe z pietrowymi łóżkami bez sanitariów, i do każdego wciskano tak wielu jak możliwe. Pośrodku dużego wagonu był piec przeznaczony do ogrzewania, ale nie był przydatny skoro nie mieliśmy drewna na ogień, więc było strasznie zimno. Nie dawano nam wody, choć niekiedy, jeśli był dobrą duszą, strażnik podawał nam wiaderko pełne zebranego śniegu. Za jedzenie służyły nam słone śledzie. Naszych zmarłych wyrzucano z jadącego pociągu na śnieg.
Na początku marca dotarliśmy na stację Wielsk w prowincji Archangielsk. Tylko małe dzieci, chorzy i nasz dobytek załadowano na sanie. Musiałam przejść 50 km do posiołka [osada] Piudla, gdzie w lesie stało kilka baraków-chat. Do każdego pokoju wtłaczano 3-5 rodzin.
W pierwszym tygodniu nie dano nam nic do jedzenia, ale NKWD przygotowała listy rodzin pokazujące kto z nich był lub nie był w stanie pracować. Wydano rodzinom kartki na chleb, zezwalając pracującym na zakup 800 g, i 200 g na każde dziecko i bezrobotnego. Skoro chleb był upieczony w połowie, dzielenie go było bardzo trudne. Naszą dietę uzupełnialiśmy zamrożonymi grzybami (były ich tysiące), które znajdowaliśmy pod śniegiem i po prostu gotując trawę.
Pracowaliśmy w lesie wycinając drzewa przez 10-12 godzin dziennie, 6 dni w tygodniu, i niekiedy w niedziele. [1028]
________
[1028] Ibid.
__________
Rodzinę Gieniewskich wypędzono z domu we wiosce koło Holszany, w powiecie Oszmiana, w środku zimy, z pomocą lokalnej milicji:
Zima 1939-1940 na Kresach była ostra: temperatury w nocy spadły do -35oC. Tak było nocą 10 lutego 1940. Nagle o 6:00 obudziło nas mocne walenie do drzwi.
"Otwierać!" – kazały głosy. Nasi przestraszeni rodzice wyskoczyli w pidżamach. "Kto tam?" – zapytał ojciec.
"Otwierać drzwi!" – powiedział głos. "Jesteśmy milicjantami z Holszanów (8 km od nas). Wasz dom jest otoczony przez rosyjskich żołnierzy!"
Mój ojciec Józef spojrzał przez mały niezamarznięty kawałek szyby w oknie i zobaczył żołnierza z długim bagnetem na karabinie. Otworzył drzwi i weszli 2 uzbrojeni Żydzi z lokalnej milicji, za nimi 2 w cywilnych ubraniach rosyjskie politruki, albo oficerowie polityczni.
Matka [Jadwiga] od razu zemdlała i upadła na podłogę. Dwoje rodzeństwa – 14-letni brat Benedykt i 9-letnia siostra Genowefa – i ja, Czesław, siedzieliśmy w Łózkach. Jeden z milicjantów polał twarz matki zimną wodą. Powoli odzyskała przytomność. Twarz ojca była jak kamień. Był pewien, że zostanie zabrany, ale nie myślał iż przyszli po całą rodzinę.
Żołnierze kazali nam pozostać na miejscu. Milicjanci i rosyjskie politruki przeszukiwali dom.
Jeden Bóg wie czego szukali. Starszy politruk wyciągnął z kieszeni kartkę.
"Jesteście ludźmi niepożądanymi i zostaniecie przesiedleni do innej prowincji" - przeczytał.
"Dlaczego nie powiesz, że deportujecie nas na Syberię?" –krzyknąłem. "Deportujecie nas bo jesteśmy Polakami patriotami?"
Nie odpowiedział na moje pytania. Zamiast tego kazał nam w 20 minut przygotowac się do długiej podróży.
"Weźcie tylko jedzenie i ubranie jakie możecie założyć na siebie" – powiedział. "Reszta zostaje".
Wyszedł z domu. Pierwsze rzeczy po jakie siegnęła matka były krucyfiks i obrazek Najświętszej Maryi.
Jeden z żydowskich milicjantów wyrwał te rzeczy z rąk matki i rzucił je n podłogę.
"Nie będziesz ich potrzebować" – powiedział.
Rodzice byli w stanie okropnego szoku, nie mogli mówić, trzęsły im się ręce. Czas 20 minut nie wystarczył by ubrac się na ostre warunki pogodowe nawet w normalnej sytuacji. Gdzie czas na zgromadzenie jedzenia? Rodzice ciężko pracowali przez 20 lat budując swój dom, i było im bardzo przykro, że zostanie im zabrany. Ale to trzeba było odsunąć żeby przetrwac.
Przede wszystkim zadbali byśmy wszyscy ubrali się w najcieplejsze rzeczy i spakowali dostępne jedzenie. Po ok. 25 minutach starszy politruk wrócił z człowiekiem powożącym konia i sanie. Dwaj żydowscy milicjanci i młodszy politruk usiedli za nami w ciągniętych przez konia saniach.
Obu moich przodków ze strony ojca i matki deportowano na Syberię po nieudanym powstaniu przeciwko rosyjskiej okupacji w 1863… Moja rodzina i ja uważaliśmy, że bylismy jedyną rodziną do deportacji, aż dotarliśmy do małej stacji kolejowej Bogdanów, odległej o ok. 8 km. Ku naszemu zaskoczeniu, na stacji były setki rodzin, tłumy wpychane do bydlęcych wagonów długiego pociągu – proces który trwał cały dzień.
Wagony miały wystające z dachów kominy. Każdy wagon miał tylko 2 okienka z każdej strony. Ojciec rozpoznał wielu kolegów z Armii Piłsudskiego, która walczyła o niepodległość Polski z bolszewikami w 1920…
Wpakowano nas w bydlęce wagony, 5-10 rodzin w każdym (ok. 30-40 osób) i zabrano do Bogdanowa w prowincji Nowogródek, a później do większej stacji Mołodeczno. Tam dodano dużo więcej polskich rodzin, i następnego dnia długi na milę [1.5 km] pociąg przyjechał do Mińska…
Wkrótce potem pociąg jechał na wschód w kierunku Smoleńska, następnie do Tuli i Riazania… Późnym wieczorem pociąg jechał dalej na wschód do Sarańska, i dalej dzień i noc przez Uljanowsk, Ufa, Czelabińsk, Pietropawłowsk, Omsk i Nowosybirsk… Cała "podróż" trwała 23 dni.
W środku nocy 3 marca 1940, mniej niż 10 wagonów odstawiono na bocznicę na stacji Zamzor, i kazano nam wyjść z wieszczami, z calym dobytkiem. Czekały na nas sanie z końmi. To był koniec deportacji pociągiem.
… Ciągnietymi przez konie saniami Rosjanie zabrali nas pod uzbrojoną eskortą przez lasy w tajdze ok. 12 km na północ od kolei transsyberyjskiej. Przed świtem dowieziono nas do ostatecznego celu: obóz 12 koło Zamzor, powiat Niezneudensk, prowincja Irkuck…
52 rodziny, łącznie z moją, "zakwaterowano" w 3 długich zapluskwionych drewnianych barakach. [1029]
Rodzinę Michała Scigały wypędzono z ich gospodarstwa w wiosce Piłatowicze koło Nowej Myszy.
Wieczorem 10 lutego 1940 poszliśmy spać jak zwykle. Zaszczekał nasz pies, i nas obudził. Ojciec podejrzewał, że wilki podeszły do gospodarstwa. Ale zanim włożył buty, usłyszeliśmy strzał i Mucek zaczął wyć. Ktoś walił do drzwi.
"Otworzyć!" – krzyknął człowiek.
Ojciec spokojnie podszedł do drzwi.
"Kto tam?"
"Milicja, otwierać!"
Ojciec otworzył drzwi.
"Ręce do góry, oddaj broń!" – powiedział zołnierz.
Ojciec wyjaśnił, że już zwrócił broń służbową. "Mam papiey by to wykazać" – powiedział.
Żołnierze patrzyli na niego tępo, ich zachowanie bez zmiany. Dwaj żydowscy znajomi, teraz milicjanci, weszli do frontowego pokoju. Po nich agent NKWD z opuszczonym w dół pistoletem, żołnierz Armii Czerwonej z karabinem z bagnetem. Wtłoczyli się do małego pokoiku.
Przeszukiwali szafki i szafy, zaglądali pod łózka, i nic nie znaleźli. Komendant schował pistolet do kabury, wyciągnął z torby kartkę.
"Wy polscy krwiopijcy" – odczytał z kartki. "Wrogowie narodu sowieckiego. Zostaniecie zabici". Uśmiechnął się i kontynuował: "Tylko 'Wuj Stalin' nie chce waszej śmierci, on życzy wam wszystkiego najlepszego w Związku Sowieckim".
Żołnierz spojrzał z nad kartki by się upewnić, że słuchaliśmy. "Zabierzcie swoje rzeczy" – powiedział. "Nie będziecie dużo potrzebować, wszystko będzie zapewnione. Macie pół godziny na spakowanie swoich rzeczy".
WNa zewnątrz w zimnym nocnym powietrzu czekały zaprzężone w konie sanie. Agent NKWD kazał matce i siostrze wejść na sanie. Ojcu, mojemu kuzynowi Tadeuszowi i mnie kazał iść za nimi. Tadeusz uciekał przed Niemcami i mieszkał z nami. Agent ostrzegł, że gdybyśmy próbowali uciec, to nas zastrzeli.
Nasz woźnica, lokalny Białorusin, zaczął powoli odjeżdżać. Szliśmy za nimi, na przemian chrupiąc po śniegu, i ślizgając się po lodzie. Dotarliśmy do stacji kolejowej w Baranowiczach, gdzie nasze rzeczy rzucono obok torów. Byliśmy wyczerpani. Rodziny siedziały z boku torów ze swoim bagażem.
[1029] Czesław Gieniewski, Do Monte Cassino poprzez Sybir i Środkowy Wschód (Washington, D.C.: U.S. Library of Congress, 1995), cyt. w Carolan, Masowa deportacja Polaków na Syberię / The Mass Deportation of Poles to Siberia, 99–102.
________
Polaków Rosjanie uważali za "niepożądany element", i tej nocy tysiące tysięcy usunęli z domów. Widzieliśmy wiele rodzin z małymi dziećmi, starców i chorych.
Ludzie owinęli się we wszystkie posiadane przez nich ubrania, chroniąc się przed szczypiącym porannym zimnem. Trzymali się swojego bagażu. Przyjaciele i mieszkańcy miasteczka zebrali się by zobaczyć niezwykłe wydarzenie. Słychać było ludzi płaczących i błagających w proteście, gdy odbierano im rodziny.
Po 2 godzinach czekania, na stację przyjechały wagony towarowe. Agenci nakazali ładować 65 osób do każdego wagonu. Zmarznięci i przerażeni, do brudnych bydlęcych wagonów wrzucaliśmy te kilka zabrane z domu rzeczy.
W środku był mały żelazny piecyk do ogrzewania, za którym była wyrwana w podłodze dziura służąca jako toaleta. Znaki w naszym wagonie jasno pokazują, że bardzo go używano. Dwa małe okratowane okienka bez szyb funkcjonowały jako główne źródło światła.
Deportowani pod baczną
obserwacją wrzucili do pieca 2 wiadra węgla i kawałek
drewna.
Następnie
z samochodu przywołano dwóch ochotników z kocami i wysłano po
jedzenie.
Nasi oprawcy dali nam 17 bochenków czarnego zamarznietego chleba i paczkę słonych ryb – wszystko to miało być dla 65 osób an 2-dniową podróż. Oni dali nam 3 wiadra przegotowanej wody jako dodatkowy przywilej. Nowy strażnik powiedział, że każda próba ucieczki będzie karana śmiercią.
Agenci zamknęli drzwi i zawiązali je drutem. Potem rozległ się stukot zderzaków i nagłe szarpnięcie. Pociąg odjechał wioząc nas w nieznane. [1030]
W Sopoćkinie koło Grodna, w ciagu dnia lokalnych Żydów "zaproszono by przyszli do NKWD (tajna policja)". Tej nocy, 10 lutego 1940, oni towarzyszyli sowieckim żołnierzom do domów chłopów by ogłosić "ich przymusowe uchodźstwo w głąb centralnej Rosji. Setki chłopskich rodzin zaprowadzono na wygnanie w strasznym mrozie razem z niemowlętami". [1031]
Jan Koniecko z wioski Netta Folwark koło Augustowa, wspomina jak 10 lutego 1940, żydowski milicjant z opaską, którego rodzina dobrze znała gdyż handlowała z nim przed wojną, przyprowadzili do jego domu sowietów. Kolbą karabinu uderzyli ojca w plecy, i zmusili go do uklęknięcia z podniesionymi rękami. Jego matka i siostra frenetycznie spakowały kilka rzeczy i rodzinę deportowano do Irkucka. Inni Zydzi których znali poszli do innych polskich domów. [1032]
W Brańsku deportacje opierały się na pomocy lokalnych kolaborantów i komunistów, głównie Żydów. "Zbrodnie" tych przeznaczonych do deportacji musiały być "potwierdzone" przez 2 mieszkańców. 85% deportowanych stanowili Polacy, pomimo że stanowili tylko połowę ludności miasteczka. [1033]
Pierwsza deportacja Polaków na Syberię miała miejsce 10 lutego 1940. Były 3 dalsze transporty. W sumie deportowano 114 osób, głównie Polaków. Wypędzono też mniej więcej 12 Żydów i członków innych narodowości. Los niektórych z tych aresztowanych jest nadal nieznany. Kiedy byłem w Izraelu powiedziano mi o tragicznym przypadku żydowskiego milicjanta, który przyszedł z sowietami by zabrać własnego brata, i uczestniczył w jego deportacji na Syberię. Nie ma ani jednego znanego przypadku Żyda, który w jakiś sposób pomógłby Polakowi ostrzegając go czy ukrywając przed łapanką. Wręcz odwrotnie, niektórzy z nich nawet brali udział w deportowaniu starych, kobiet i dzieci na Syberię. Dawało się odczuć różnice kulturowe i wcześniej niesnaski ekonomiczne. Po wojnie tylko 50 z pośród 114 wywiezionych na Syberię i do Kazachstanu wrócili do Brańska. [1034]
___________
[ 1030] Henryk Ścigała, Przeżyłeś, czego chcesz? /“You Survived, What More Do You Want?” w Carolan, Masowa deportacja Polaków na Syberię / The Mass Deportation of Poles to Siberia, 313–15.
[1031] Manor, Sopotkin, Rozdz. 6: Pod rosyjskim butem / “Under the Russian Boot.”
[1032] Michał Mońko, “Nóż w plecy,” Tygodnik Solidarność, 16.09.2005.
[1033] Romaniuk, 21 miesięcy władzy sowieckiej w Brańsku / “Twenty-One Months of Soviet Rule in Brańsk,” w Historia 2 sztetli / The Story of Two Shtetls, cz. 1, 61–63, 67–70.
[1034] Wyznania Zbigniewa Romaniuka / “Confessions of Zbigniew Romaniuk,” w ibid., 26. Jeszcze pomimo tego, nie było żadnego odwetu na Żydach kiedy do Brańska wkroczyli Niemcy w czerwcu 1941. W rzeczywistości księża katoliccy w mieście przyszli z pomocą Żydom. Lokalny ks. Bolesław Czarkowski, przedwojenny Narodowy Demokrata (“Endek”), otwarcie wzywał kongregację do pomocy Żydom. Jego asystent, ks. Józef Chwalko, szukał kryjówek u polskich rolników dla uciekających Żydów. Kilku miejscowych Polaków zostało zamordowanych za "zbrodnię" pomocy Żydom, w tym wikariusz ks. Henryk Opiatowski. Ibid., 15–16, 79, 80, 109, 111; Eva Hoffman, Sztetl: życie i śmierć miasteczka i świata polskich Żydów / Shtetl: The Life and Death of a Small Town and the World of Polish Jews (Boston and New York: Houghton Mifflin, 1997), 205–206, 208, 224, 232.
_________________
Całą rodzinę leśniczego z Miastkowa koło Łomży aresztowała NKWD 10 lutego 1940. Lokalny Żyd towarzyszył sowieckiej milicji do domu leśniczego. [1035]
Liczni świadkowie z Jedwabnego koło Łomży, zarówno Żydzi jak i Polacy, potwierdzają szczególnie karygodne zachowanie miejscowych Żydów. [1036] Aresztowania rozpoczęły się tuż po wejściu sowietów. Prosowieccy Żydzi nie tylko wskazywali i donosili na Polaków, ale i chętnie uczestniczyli w ich aresztowaniach, łapankach i deportacji do gułagu. Ks. Mariana Szumowskiego, katolickiego księdza, aresztował lokalny Żyd na usługach NKWD i wysłał do więzienia w Mińsku, Białoruś, gdzie 27 stycznia 1941 skazano go na śmierć. [1037] W sumie kilkuset Polaków, i być może 12 Żydów, deportowano w głąb sowietów z Jedwabnego i okolic.
Meir Grajewski (później Ronen), urodzony w Jedwabnem, zidentyfikował 5 "łotrów" – inaczej raczej zwykłych członków żydowskiej społeczności – którzy donosili na polskich sąsiadów, i, niekiedy, na braci Żydów.
Podczas okupacji sowieckiej w miasteczku dominowali 5 żydowskich łotrów.
Pierwszy, Eli [Eliasz] Krawiecki… miał warsztat naprawy butów… Był z nich najbardziej inteligentny… Za sowietów oficjalnie nie pełnił żadnej funkcji, a działał zakulisowo. Został zabity później [po wycofaniu się sowietów w czerwcu 1941]…
Chaim Kosacki, którego ojciec był rzeźnikiem… kiedy wkroczyli Niemcy, niektórzy Polacy zabrali go do siebie i Niemcy zastrzelili go tego samego dnia.
Abraham Dawid Kubrzański …
Szajn Binsztejn, który 3 lata siedział w więzieniu “Czerwoniak” przed wojną za gwałt na dziewczynie. Był prawdziwym bandytą. W synagodze mógł stać jedynie za piecem, i mógł być tylko częścią składającego się z 10 mężczyzn minyan potrzebnych w nabożeństwie kiedy nie było nikogo innego.
Mechajkał Wajnsztajn był jedynym z 5 który przeżył wojnę.
Oni rządzili miasteczkiem w pierwszych 5 tygodniach zanim ustabilizowała się sowiecka władza. Ich szefem był Polak Czesław Krystowczyk, prawdziwy komunista. Krystowczyk został przewodniczącym ratusza, a Binsztejn komendantem milicji.
… Prawdą jest, że oni donosili na Polaków…
Sowieci zaczęli sporządzać listy i aresztowania. W większości aresztowali Polaków.[1038]
Ojciec Meira Grajewskiego, Symcha Grajewski, który był polskim legionistą i walczył za Polskę w wojnie polsko-sowieckiej 1919-1920, został aresztowany 10 grudnia 1939. Siedział w więzieniu w Łomży i nigdy później o nim nie słyszano. W marcu 1940, 10-letniego Meir a z matką deportowano do Kazachstanu z 4 polskimi rodzinami z Jedwabnego, po doniesieniu Mechajkała Wajnsztajna (albo może innego Żyda). [1039]
______
[ 1035] Świadectwo Alexksndra J. Opalińskiego (o matce) z 8.02.2002 (w posiadaniu autora).
[1036] Gabriela Szczęsna, “Jedwabna krew,” Kontakty (Łomża), 4.05.2000. Typowo, rabini Julius L. Baker i Jacob L. Baker, którzy kompilowali księgę pamięci Jedwabnego, Jedwabne: historia i księga pamięci / Yedwabne: History and Memorial Book (Jerusalem and New York: Yedwabner Societies in Israel and the United States of America, 1980), i nawet historyk Jan Tomasz Gross w pracy Sąsiedzi: Historia zagłady żydowskiego miasteczka (Sejny: Fundacja “Pogranicze,” 2000), przekład jako Jan T. Gross, Neighbors: The Destruction of the Jewish Community in Jedwabne, Poland (Princeton and Oxford: Princeton University Press, 2001),pominęli żydowskie złe zachowanie wobec Polaków w czasie sowieckiej okupacji. Pierwsza jego książka zawiera tylko jedną wzmiankę, przelotem, że "Żydzi pracowali na różnych stanowiskach i instytucjach… panował spokój". Ibid., 92.
[1037] “Mord w Jedwabnem: Wyrok bez procesu i poznania prawdy,” Katolicka Agencja Informacyjna (Warsaw), 23.02.2001. Ks. Szumowski działał w polskim podziemiu antysowieckim.
[1038] Bikont, My z Jedwabnego, 168–69.
[1039] Ibid., 166–71.
_______________
Jest wiele wiarygodnych świadectw zapisanych przez Polaków wymieniających innych miejscowych "łotrów" – bracia Chilewscy Berek i Lejba, bracia Lewinowicz Socher i Szmul, Berek Czapnicki, Ajzyk Jedwabiński i jego synów, Lejb Guzowski, Jakow (Jankiel) Kac – i omawiających konsekwencje ich złych czynów dla polskiej ludności.
Żydzi witali sowietów kwiatami… Żydzi utworzyli milicję obywatelską i wielu z nich zatrudniała NKWD. Kiedy zorganizowała się już władza sowiecka, Żydzi sporządzali listy Polaków do deportacji na Sybir… Najpierw aresztowali wielu ludzi z inteligencji, czyli nauczycieli, urzędników, kupców, bogatszych rolników i ks. Mariana Szumowskiego… Kiedy do ich domów przychodziła NKWD, kilku osób nie było… Te osoby zaczęły ukrywac się i zorganizowały ruch oporu. Po jakimś czasie Żydzi ich wyśledzili i NKWD ich aresztowała. Wszelkie ślady po nich zaginęły. Wrócił jedynie dr Jerzy Kowalczyk. [1040]
Armię Czerwoną witali Żydzi, którzy wznosili dla nich bramy. Wcześniejsze władze zaSTĄPILI MIEJSCOWI Żydzi i komuniści. Aresztowano policjantów i nauczycieli… W domach najbogatszych rolników dokonywano przeszukiwań. Przejmowano ich meble, odzież i kosztowności, i kilka dni później przychodzono w nocy by ich aresztować. [1041]
Kiedy tylko do miasteczka dotarła armia sowiecka, spontanicznie powstał komitet miejski… jego członkami byli Żydzi. Milicja też składała się z żydowskich komuunistów. Początkowo nie było żadnych represji, gdyż oni [sowieci] nie znali ludności. Aresztowania rozpoczęły się dopiero kiedy miejscowi komuniści wszczęli donosy. Przeszukiwań [o broń] dokonywali lokalni milicjanci… [1042]
Władze sowieckie ustanowiły milicję składającą się w większości z żydowskich komunistów. Rozpoczęli aresztowania… tych na których milicja miała skargi… Lokalna polska ludność przeważnie bojkotowała głosowanie [22.10.1939]. Przez cały dzień milicjanci, wymachując swoimi karabinami, zmuszali ich do przyjścia do punktów wyborczych. Chorych i starców sprowadzano siłą. Wkrótce po wyborach organizowali naloty i aresztowali całe rodziny, które deportowali do Związku Sowieckiego. [1043]
Kiedy Rosjanie wkroczyli do Jedwabnego, Żydzi przekazali im listy wszystkich polskich intelektualistów. Rosjanie ich wyłapali, zabrali do Rosji, i zamordowali. [1044]
Kiedy weszli Rosjanie, nie musieli szukać kłopotliwych Polaków. Wielu ludzi Żydzi przekazali NKWD , których wtedy zesłano na Syberię. Żydzi informowali ich kto gdzie mieszkał i co robił. Na mojego ojca też doniesiono, i dokładnie wiem kto to zrobił. Ojciec pracował w należącym do Żyda tartaku. Żydzi przyszli szukać broni. Ojciec miał ją, aresztowali go i wysłali do Rosji, do Archangielska. Nigdy później go nie widziałem. [1045]
[1040] Świadectwo Jana Sokołowskiego z 12.05.2000 (w posiadaniu autora).
[1041] Świadectwo Józef aRybicki ego(no. 8356), Archives of the Polish Ministry of Information and Documentation, Hoover Institution on War, Revolution and Peace. Świadectwa z Hoover Institution cytuje Tomasz Strzembosz, “Prezmilczana kolaboracja,” Rzeczpospolita (Warsaw), 27.01.2001; niektóre z nich są w internecie, jak wskazuję poniżej.
[1042] Świadectwo Tadeusza Kiełczewskiego (no. 10708), Archives of the Polish Ministry of Information and Documentation, Hoover Institution on War, Revolution and Peace, <www.sfpol.com/zarchiwhoovera.html>.
[1043] Świadectwo Kazimierza Sokołowskiego (no. 1559), Archives of the Polish Ministry of Information and Documentation, Hoover Institution on War, Revolution, and Peace.
[1044] Świadectwo Jerzego Ramotowskiego, cyt. w Ryback, Ostatni ocalony / The Last Survivor, 154. Zob. też świadectwa Ramotowskiego i Eugeniusza Zyskowskiego w Tomasz Strzembosz, “Uroczysko Kobielno: Z dziejów konspiracji i partyzantki nad Biebrzą 1939–1940,” Karta (Warsaw), no. 5 (maj-czerwiec 1991): 8, 9, i 25 n. 23.
[1045] Alicja Zielińska, “W cieniu zbrodni,” Magazyn Poranny, Kurier Poranny (Białystok), 1.12.2000.
______
20 października 1939, jeden sowiet z 3 żydowskimi sąsiadami – Janowiczem (ich piekarz, Chilewskim, i trzecim Żydem, nie znam jego nazwiska – przyszli po Franciszka Ksawerego Wąsowskiego, emerytowanego oficera policji.
Przyjechali autem, aresztowali Wąsowskiego, i zabrali go do więzienia w Łomży. Kiedy funkcjonariusze przyszli zarejestrować pozostałych członków rodziny Wąsowskiego w marcu 1940, ostrzegła ich Żydówka, która słyszała (prawdopodobnie od innych Żydów na służbie sowietom), że zarejestrowane rodziny deportuje się na Syberię. Pani Wąsowska z córką Jadwigą ukrywały się przez ponad rok w okolicznych wioskach, i tym sposobem uniknęły aresztowania. O p. Wąsowskim nigdy później nie słyszano. [1046]
Pod koniec kwietnia 1940 lokalny Żyd przyszedł do naszego domu w mundurze rosyjskiego żołnierza, i kazał ojcu zgłosić się na NKWD… matka poszła za tym milicjantem by sprawdzić do kogo jeszcze poszedł, bo na jego liście było więcej niż 12 nazwisk. [1047]
Na początku wojny, kuzynka, żona policjanta z Krynek, przebywała z rodziną mojego męża wraz z 12 synem. Kiedy pojawili się Rosjanie, chodzili od domu do domu w poszukiwaniu Polaków do deportacji na Syberię. Kiedy zapytali kim był chłopiec, brat mojego męża powiedział, że był jego synem. Wtedy ich żydowski sąsiad, Chilewski, (którego brat biegał dookoła placu z czerwoną flagą), powiedział: "Zabierzcie go, on jest synem polskiego policjanta". [1048]
Przed wojną, kiedy policja aresztowała 4 synów Zelmana Lewinowicza, ich ojciec błagał mojego dziadka i ojca by wstawili się za nimi, że nie byli komunistami. I tak zrobili [nieświadomie złożyli fałszywe zeznanie – MP]. I w zamian, za sowieckiej okupacji, kiedy Polaków wysyłano na Syberię, żona Lewinowicza powiedziała memu ojcu: "Nie bój się, Bronek, nie zabierzemy cię". Dlaczego to powiedziała? Bo Żydzi towarzyszyli Rosjanom w wyłapywaniu Polaków. Byli uzbrojeni w karabiny i szukali Polaków we wioskach. [1049]
Franciszek Karwowski… był świadkiem pogoni za jego znajomym Szymborskim, który uciekał z Jedwabnego. Śsigali go 2 Żydzi z Jedwabnego na koniach. Mieli czerwone opaski na rękawach i karabiny w rękach. Dobrze wykorzystywali tę broń. [1050]
Po wejściu Armii Czerwonej… wielu ludzi aresztowano z inicjatywy żydowskich komunistów… Dzień po wyborach, 31 marca 1940, w czasie Wielkanocy, zadziałała NKWD. Nie wolno nam było pójść do kościoła zanim oddaliśmy głos. Wyczytywali nasze nazwiska kiedy przechodziliśmy i wręczano nam naznaczone kartki do wrzucenia do urny. Agitatorami i donosicielami byli lokalni Żydzi. Patrole uzbrojone w karabiny chodziły po ulicach. Ludność pozostała bierna w obliczu tego zagrożenia. Tak zakończyły się wybory deputowanych…
W większych gospodarstwach odbyły się przeszukiwania, i konfiskowano meble, odzież i kosztowności. Ludzi siłą zabierano na spotkania… Komitety składały się z wojskowych, Żydów i lokalnych komunistów. [1051]
[1046] Świadectwo Jadwigi Kordas née Wąsowska, cyt. w Małgorzata Rutkowska, “I z nami tak będzie,” Nasz Dziennik (Warsaw), 24–25.03.2001. Zob. też Jerzy Danilewicz, “Prawdy nie można zasypać,” Super Express (Warsaw), 25.05.2000; i Strzembosz, “Panu Prof. Gutmanowi do sztambucha,” Więź (Warsaw), czerwiec 2001: 96. Wąsowski odszedł z aktywnej służby w policji ok. 10 lat wcześniej, i służył z dystansu z Jedwabnego.
[1047] Świadectwo Kazimierza Odyniec, cyt. w Strzembosz, “Przemilczana kolaboracja,” Rzeczpospolita (Warsaw), 27.01.2001.
[1048] Świadectwo Heleny Kozłowskiej, cyt. w Krzysztof Różycki, “Sąsiad twój wróg,” Angora (Łódź), 17.09.2000.
[1049] Świadectwo Janiny Biedrzyckiej, cyt. w Krzysztof Różycki, “Sąsiad twój wróg,” Angora (Łódź), 17.09.2000.
[1050] Strzembosz, “Panu Prof. Gutmanowi do sztambucha,” Więź (Warsaw), czerwiec 2001: 96. Karwowski był z tych Polaków którzy ukrywali Szmula Wasersztajna, zwolennika książki Jana T. Grossa Sąsiedzi / Neighbors, zanim ukrył się u rodziny Wyrzykowskich.
[1051] Świadectwo Mariana Łojewskiego (no. 8455), Archives of the Polish Ministry of Information and Documentation, Hoover Institute on War, Revolution and Peace, <www.sfpol.com/zarchiwhoovera.html>.
____________
Żydzi zbroili się i en masse wchodzili do NKWD. Były aresztowania i deportacje polskiej ludności. Pierwszy transport był w grudniu 1939. Wśród aresztowanych byli księża, żołnierze i bogaci nazywani "kułakami" – polską burżuazją. Temperatura spadła do -40oC. W tym mrozie ludzi wsadzano na sanie i wieziono do pociągu w Łomży. Tam ładowano ich do wagonów towarowych jak bydło. Żydzi zaczęli walić ich kolbami by się przyspieszyć załadunek bo było im zimno… Stara Żydówka o nazwisku Kuropatwa przyszła do naszego domu i powiedziała, że żydowscy komuniści pomagali NKWD w transporcie polskich rodzin na Syberię. Córki p. Kuropatwy, Pesa i Chaja, stały i płakały na ten straszny widok zdziczenia w jakie wpadli Żydzi i NKWD… Polacy żyli w strachu. [1052]
Nikczemność tych czynów była widoczna dla każdego. Ciała dzieci zamarzniętych w drodze do stacji w Łomży wyrzucano na drogę. [1053] Ale deportacje kontynuowano .
Pamiętam kiedy Polaków wywożono na Syberię. Na każdym wozie był Żyd z karabinem. Matki, żony i dzieci klękały przed wozami błagając o litość i pomoc. Ostatni taki transport odjechał 21 czerwca 1941. [1054]
Według sowieckich źródeł, od 10 czerwca 1941, w więzieniu w Łomży było 2.128 więźniów, praktycznie wszyscy z nich etniczni Polacy, czekający na zajęcie się nimi… [1055]
Małżonka lokalnego polskiego komendanta policji, Wacława Wawerni, po powrocie do Jedwabnego z 2 córkami po wejściu sowietów, dowiedziała się, że ich dom i dobytek przejęła żydowska rodzina, która groziła im aresztowaniem, jeśli nie odejdą. W końcu 20 czerwca 1941 deportowano je do gułagu, po donosie przez miejscowych Żydów jako wrogowie ludu. [1056]
Rodzina Żelazny była też wśród ostatnich deportowanych polskich rodzin. Genowefa Malczyńska (née Żelazna) wspominała przyjście NKWD 20 czerwca 1941, i przeżycia jej rodziny: "Zapukali do drzwi o 1:30. Dwaj funkcjonariusze NKWD i 2 Żydzi z Jedwabnego [Żydzi stali na straży na zewnątrz domu]. Matka wstała i otworzyła drzwi, i wyjęli długą listę i powiedzieli: 'Przygotuj się, gospodyni'. Dziadkowi kazal przyprowadzić konia z łąki i założyć mu uprząż. Ja i siostra zaczęłyśmy płakać". Matka Genowefy, która znała rosyjski, zapytała funkcjonariusza NKWD skąd pochodził. Kiedy odpowiedział "koło Moskwy", zapytała go skąd miał takie dokładne informacje. Odpowiedział: "Wasi Żydzi na was donieśli". Rodzinę Żelazny dowieziono na plac targowy, gdzie czekali do południa na wozie pilnowanym przez Żyda z karabinem.
[1052] Świadectwo Teodora Eugeniusza Lusińskiego z 20.05.1995, w archiwach Żydowskiego Instytutu Historycznego w Warszawie. (Kopia tego świadectwa w posiadaniu autora.) Według innego raportu Janiny Biedrzyckiej (w posiadaniu autora), żydowska rodzina Kuropatwa dała cywilne ubranie poslkiemu żołnierzowi uciekającemu we wrześniu 1939, i może nawet ukrywała go na krótko, kiedy do Jedwabnego przybyli sowieci, donieśli na nich Żydzi za okazywanie polskiego patriotyzmu. Księga pamięci Jedwabnego mówi, ale nie wiąże faktu, że Michael Kuropatwa uratował życie polskiego pilota uciekającego przed Rosjanami i jego syna "zabieranego" przez Rosjan. Zob. Baker, Yedwabne, 103, 116. Inną Polką twierdzącą, że jej rodzina dostała ostrzeżenie od żydowskiego sąsiada i nadchodzącej deportacji ich, coś co miało rzekomo być bardzi strzeżoną tajemnicą, była Łucja Chojnowska. Zob. Strzembosz, “Przemilczana kolaboracja,” Rzeczpospolita (Warsaw), 27.01.2001. Lokalni Żydzi donieśli też na żydowską rodzinę Grajewski, która szydziła z komunistów przed wojną, a pani Cytrynowicz rzekomo doniosła na własnego męża, który przeszedł na katolicyzm. (Według księgi pamięci Jedwabnego, Israel Grondowski, Żyd który przeszedł na katolicyzm, ujawnił kryjówkę ok. 125 Żydów w czasie rzezi w lipcu 1941. Zob. Yedwabne, 103. Ten zarzut jest bardzo wątpliwy.)
[1053] Gross, “Wywózki do Rosji.” Aneks (London), no. 51–52 (1988): 79–80.
[1054] Świadectwo Jana Kazimierza S., cyt. w Danuta i Aleksander Wroniszewski, “…aby żyć,” Kontakty– Łomżyński Tygodnik Społeczny,10.07.1988.
[1055] Jan Skórzyński, “Z jednej okupacji pod drugą,: Kresy przed i po 22 czerwca 1941 roku―Dyskusja historyków,” Rzeczpospolita, 23.07.2001.
[1056] Irena Nocoń, “Za co mam przepraszać,” Nasz Dziennik (Warsaw), 10.05.2001.
_________
Wozy pełne Polaków z sąsiadujących wiosek, i zgromadzone, wyruszyły do Łomży pod strażą funkcjonariuszy NKWD i Żyda uzbrojonego w karabin, innego z sąsiadów z Jedwabnego. Tam czekały na nich bydlęce wagony. Rodzina Żelazny wróciła do Polski 5 lat później, w 1946, bez dziadka i brata Genowefy, obydwoje zmarli na uchodźstwie w wyniku chorób i głodu. [1057]
Podobne warunki panowały w całym regionie. Według raportu z okolic Jedwabnego,
Przed każdym aresztowaniem we wiosce Makowskie, odbywającym się tylko w nocy, przychodziło kilku żołnierzy i z lokalnej milicji, składającej się w większości z naszych Żydów. Oni otaczali dom osoby którą przyszli aresztować. Kilku z nich wchodziło do domu i nakazywali jej kłaść się na podłodze. Jeden z nich przystawiał pistolet do jej głowy, a pozostali prowadzili dokładne przeszukiwanie, zabierając wszystkie dokumenty, zdjęcia i papiery z pieczęciami. [1058]
Naoczny świadek z pobliskiej wioski Radziłów powiedział o podobnej sytuacji. Tam też Żydzi wychodzili w dużej liczbie by powitać sowieckich najeźdźców, dla których wznieśli 2 bramy triumfalne. Poza 2 sowieckimi komendantami, cała milicja i administracja była w rękach lokalnych Żydów. Miejscowi kolaboranci sporządzali listy "wrogów ludu", i żydowscy milicjanci, uzbrojeni w karabiny, przeprowadzali deportacje wraz z sowieckimi funkcjonariuszami. Całe polskie rodziny transportowano do pobliskich stacji kolejowych w środku zimy 1940. [1059] Kiedy Polak usiłował ratować 2 Polki od deportacjo w kwietniu 1940, młody żydowski kolaborant Dora Doregoj i żydowski funkcjonariusz z NKWD Milberg zapobiegł ich ucieczce i postarał się by Polaków aresztowano. [1060]
Druga duża fala deportacji była 13 kwietnia 1940, i jeszcze raz dotknęła w większości Polaków. Wcześnie rano grupy składające się z funkcjonariuszy i żołnierzy konwojujących NKWD, i członków lokalnej milicji szalały po Lwowie wyłapując ponad 7.000 osób, których nazwiska starannie wpisano na wcześniej przygotowane listy. Deportowanym dawano krótki czas na spakowanie wszystkiego co można było nieść przed załadowaniem na ciężarówki i dowiezieniem do stacji kolejowych, gdzie byli zamykani w wagonach towarowych. Członków rodzin którzy próbowali przynieść jedzenie i odzież do wagonów, brutalnie odpędzano. Podczas przeszukiwań domów deportowanych często kosztowności kradł personel NKWD i milicjanci. Co pozostało to wyprzedawano za psi grosz funkcjonariuszom i urzędnikom. [1061]
Poniżej typowe świadectwo ze Lwowa:
Nocą 13 kwietnia 1941 niespodziewanie przyszli do naszego domu intruzi: członek NKWD w czarnym mundurze, młody żołnierz Armii Czerwonej, i milicjant – polski Żyd który był najgorszy z nich wszystkich, bo natychmiast zaczął kraść. Po przeszukaniu domu ewakuowano nas. W ciągu 15 minut straciliśmy wszystko: własny dom, ładne meble, pianino, wspaniałą bibliotekę. Cenne obłożone skórą książki ze złotymi literami rzucali na podłogę i deptali lub kopali nasi oprawcy, którzy bezprawnie deportowali nas w głąb Związku Sowieckiego. [1062]
[1057] Małgorzata Rutkowska, “I z nami tak będzie,” Nasz Dziennik (Warsaw), 24–25.03.2001; “Mord w Jedwabnem: Wyrok bez procesu i poznania prawdy,” Katolicka Agencja Informacyjna (Warsaw), 23.02.2001; Strzembosz, “Panu Prof. Gutmanowi do sztambucha,” Więź (Warsaw), czerwiec 2001: 96. Strzembosz pokazuje, że Genowefa Malczyńska opowiedziała o tych incydentach Agnieszce Arnold, która wyprodukowała film o rzezi w Jedwabne, ale wycięto je z filmu.
[1058] Świadectwo Antoniego Śledziewskiego (no. 9990), Archives of the Polish Ministry of Information and Documentation, Hoover Institute on War, Revolution and Peace, <www.sfpol.com/zarchiwhoovera.html>.
[1059] Świadectwo Wacława Bagińskiego (w posiadaniu autora).
[1060] Tego Polaka, Antoniego Kosmaczewskiego, zwolniono z sowieckiego więzienia kiedy przybyli Niemcy w czerwcu 1941, i odszukali i zabili Dorę Dorogoj w zemście za jej nieprawości. Kosmaczewski miał proces za swoje czyny w 1948–49. Zob. Machcewicz i Persak, Wokół Jedwabnego, vol. 1, 235–36.
[1061] Hryciuk, Polacy we Lwowie 1939–1944, 38–40.
[1062] Stanisława W. Lubuska, “Byłam zesłana na Syberię,” list, Ojczyzna, no. 22 (80) (1.12.1994): 13, cyt. w Wysocki, Żydzi w Trzeciej Rzeczypospolitej, 9–10.
____________
Małżonkę i 3 małych dzieci Stanisława Pawulskiego, polskiego oficera więzionego w Starobielsku, też deportowano tej nocy (13.04.1940) z mieszkania przy ul. Ziemiałkowskiego we Lwowie. W ciągu danej nam pół godziny na spakowanie 1 z 8 prosowieckich żydowskich uchodźców z Łodzi, którzy przejęli część ich domu, "pomogli" strapionej p. Pawulskiej spakować przywłaszczając sobie dobytek, Żydówka zdecydowała, że Pawulscy nie potrzebują już: dywanów, butów, garnków, żywności itd. Żydówka "przeprosiła" też p. Pawulską za donos na nią jako małżonkę polskiego oficera, który prawdopodobnie miał broń ukrytą w jej domu. Oczywiście, przeszukanie nie ujawniło żadnej schowanej broni, ale fałszywe donosy tego rodzaju wystarczyły by przypieczętować los tej i wielu innych polskich rodzin. [1063]
Rodzinę Mieczysława Hampla też złapano po północy we Lwowie do deportacji. Dwaj sowieccy żołnierze przyszli wraz z 3 uzbrojonymi Żydami, którzy, typowo, byli bardziej brutalni wobec polskiej rodziny niż sowieccy okupanci. [1064]
W miejscowości Uściług, wczesnym rankiem 13 kwietnia 1940, oficer sowieckiej NKWD i 2 żołnierze uzbrojeni w karabiny przyszli po rodzinę kpt Jana Piotrowskiego, polskiego oficera złapanego przez Niemców, składającą się z małżonki i 3 dzieci. Towarzyszyli im Ukrainiec i Zyd, lokalni mieszkańcy znani im, którzy zabrali dobytek jaki rodzina musiała zostawić. Żyd powiedział im, że jechali na wycieczkę. Na stacji kolejowej sowieccy żołnierze uderzali kolbami płaczące kobiety w głowę, żeby popędzić je do czekających na nie 60 wagonów wiozących je na uchodźstwo do Kazachstanu. [1065]
W Kopyczyńcach, wczesnym rankiem 13 kwietnia 1940, sowiecki żołnierz w towarzystwie Krampfa, jednego z lokalnych Żydów pomagających sowieckim okupantom, przyszli do domu rodziny Chichłowskich, którym dano godzinę na spakowanie na 21-dniową podróż na Syberię. [1066]
Rankiem 13 kwietnia 1940 sowieccy żołnierze w towarzystwie młodego Żyda z czerwoną opaską zorganizowali nalot na dom Maryli Ławrowskiej w Buczaczu, i złapali jej krewnych i gości domu, Kazimierę Jarosławską i jej 2 dzieci. Płk Leona Jarosławskiego, męża Kazimiery, NKWD aresztowała we wrześniu 1939. (Później zamordowany w Katyniu.) Rodzinę Jarosławskich deportowano w głąb sowietów. [1067]
Rodzinę Walląg, którego głowę aresztowali sowieci we wrześniu 1939 jako polskiego oficera i zniknął, deportowano z ich domu w Tarnopolu:
13 kwietnia 1940, o 3:00-4:00 usłyszeliśmy uporczywe pukanie do naszych drzwi. Otworzyła je moja przerażona, zawsze czujna matka. Dzieci nie słyszały zamieszania, pogrążone były w głębokim śnie.
Otworzyliśmy oczy i zauważyliśmy kilku agentów NKWD z bagnetami na karabinach. Byli w towarzystwie miejscowego Żyda z czerwoną opaską na ramieniu. To on przyprowadził oficerów do ofiar. (Żeby to utrudnić… oficerowie NKWD wyrzucali wszystko z szaf, komód i półek…) Ze sterty dobytku porozrzucanego na podłodze, zdezorientowana matka 4 dzieci musiała wybrać, w ciągu godziny czy dwóch, istotne i najcenniejsze rzeczy na przyszłość – a będą to, być może, lata na syberyjskim uchodźstwie.
Wyraźnie był to nalot na nasz dom. Intruzi liczyli rzeczy które zostaną i zabrali je dla siebie. Usiłowali zapewnić nas, że przenosi się nas do Stanisławowa.
Nagle matka zdobyła się na odwagę i powiedziała: "Związek Sowiecki powinien być dumny z tego, że przysłał tak wielu agentów NKWD żeby aresztować matkę z 4 dzieci".
"Milcz, psie" – obruszył się jeden z "odważnych" oficerów.
Niemniej jednak słaba a naprawdę odważna kobieta wykonała swoje zadanie w tej tragicznej chwili. Pospiesznie spakowała tak dużo naszych rzeczy jak mogła w koce, i zdarła ze ściany nasze lepsze gobeliny by spakować więcej koniecznych rzeczy.
[1063] Świadectwo Marii Rasiej née Pawulska (w posiadaniu autora).
[1064] Świadectwo Mieczysława Hampla w Lwów i Kresy: Biuletyn Koła Lwowian (London), no. 88 (grudzień 2000), 26.
[1065] Wywiad Piotra Czartoryskiego-Szilera z Barbarą Piotrowską-Dubik, “Dzieliliśmy się ze sobą każdym kawałkiem chleba,” Nasz Dziennik, 4–5.10.2008. Dziennik Barbary Piotrowskiej-Dubik wydany jako Kwiaty na stepie: Pamiętnik z zesłania, wyd. 3 poszerzone (Warsaw: Wydawnictwo im. Stefana Kadynała Wyszyńskiego “Soli Deo”, 2007).
[1066] Świadectwo Juliusza Chichłowskiego, cyt. w Szewczyński, Nasze Kopyczyńce, 47, 115.
[1067] Piotr Szubarczyk, “A my śnimy sobie przyszłość Polski—dzieci…,” Biuletyn Instytutu Pamięci Narodowej, nos. 5–6 (maj - czerwiec 2005): 181–86, at 183.
_________
Po godzinie, z tobołkami na plecach, byliśmy przed domem, gdzie czekały auta przygotowane na nasz odjazd. Był niezwykły ruch na ulicy o tak wczesnej godzinie. Wypędzone rodziny załadowano na ciężarówki stojące przed ich domami.
5 do 10 rodzin zabrano z sąsiednich domów na stację, gdzie czekały na nas bydlęce wagony. Zapakowano nas do jednego z nich – brudnego, cuchnącego. W każdym wagonie było 70-80 zatrzymanych… Tylko 2 chłopcom z naszego wagonu pozwolono wrócić do domu. Byli pochodzenia żydowskiego. [1068]
Rodzina sierż. Józefa Ungara, zmarłego przedwojennego komendanta polskiej policji państwowej w Śniatyniu, była jedną z wielu polskich rodzin z doniesienia lokalnych Żydów. O 3:00 rano 13 kwietnia, Marię Ungar i jej 2 córki, Jadwigę i Marię, wyrwali z domu członek NKWD, 2 żołnierze Armii Czerwonej i lokalny Żyd, i deportowano do gułagu. [1069]
W Kołomyi, rodzina polskiego przemysłowca była jedną z licznych ofiar drugiej rundy deportacji cywilów z tego miasta.
Pierwszy transport deportowanych z Kołomyi był w lutym 1940. Wypędzono nas 13 kwietnia 1940. O 2:00 obudziło nas walenie kolbą karabinu w nasze drzwi. Poprzedniej nocy mojego ojca Karola Biskupskiego i brata aresztowano bez podania żadnego powodu. 12 kwietnia Krzysia i ja poszłyśmy do więzienia, ale nie odebrano naszej paczki ani nie pozwolono nam zobaczyć się z aresztowanymi… Więc kiedy usłyszeliśmy walenie w drzwi, wiedzieliśmy, że przyszła kolej na nas.
Weszli 4 politruków z karabinami i milicjant, Żyd, jako tłumacz. Dano nam 15 minut na spakowanie. Powiedziano nam, że wysyła się nas do innej republiki. Na liście była moja matka, młodsza siostra Krzysia, ja i moja 80-letnia babcia. Mieszkającego z nami wuja, ks. Leopolda Dallingera, nie było na liście…
Po 15 minutach kazano nam wejść na brudny wózek bagażowy… Romek, sierota którym opiekowała się rodzina i milicjanci pomagali się nam spakować. Babcia wyszła w tym co miała na sobie, bo nie rozumieliśmy do ostatniej chwili, że nie będzie łaski dla starej kobiety.
Jechaliśmy głównymi ulicami Kołomyi. Mój wuj, ksiądz, szedł za wozem. W drodze do stacji kolejowej minęliśmy rodzinną fabrykę. Byliśmy zdumieni widząc niemal wszystkich robotników stojących przed fabryką. Na twarzach jednych było przerażenie, inni dłońmi ocierali łzy. Jakby na rozkaz zdjęli czapki. Prawdopodobnie myśleli, że jedziemy na egzekucję.
Przed stacją kolejową był tłum ludzi i wozy którymi ich przywieziono. Zeszliśmy z wozu i czekaliśmy by ktoś zaniósł nasze tobołki do bydlęcych wagonów. Milicjant krzyknął: "Polscy panowie doszli do końca. Wy krwiopijcy macie zanieść swoje rzeczy!" Podstępnie pomógł nam zanieść nasze rzeczy do wagonów i szepnął do matki: "Kiedy wrócisz proszę pamiętać, że pomógł Goldberg".
Babci trudno było wejść do wagonu, więc politruk ją wepchnął. Niewiele myśląc splunęłam na jego mundur. Najpierw wyciągnął rewolwer, ale prawdopodobnie mieli rozkaz nie wywoływania niepokoju, więc po chwili powiedział: "Wyrównamy rachunki kiedy tam dojedziesz". Tymczasem wuj, który nie był na liście, wszedł do wagonu za pozostałymi.
W wagonie tego długiego pociągu towarowego było nas 50 osób. Drzwi zamknięte na zasuwkę i wyruszyliśmy. Podróż trwała 3 tygodnie. Raz dziennie dawano nam gęstą zupę. To wszystko. Jedzeniem dzieliliśmy się tym co zabraliśmy ze sobą z domu… Nie wiedzieliśmy dokąd jedziemy… Po wielu dniach podróży przekroczyliśmy Ural. [1070]
____________
[1068] Józefa Renata Dąmbska-Gedroyć i Tadeusz Józef Walląg, Podróż przez Syberię / Journey Through Siberia (Warsaw: n.p., 2001), 26–27; przekład Tadeusz Walląg i Jozefa Renata Dambska-Gedroyc, Drogą przez Sybir (Warsaw: Muzeum Niepodległosci, 1998), cyt. w Carolan, Masowe deportacje Polaków na Syberię / The Mass Deportation of Poles to Siberia, 353–54.
[1069] Marek Jan Chodakiewicz, “Taki polski Kowalski: Wspomnienie o Tadeuszu Ungarze,” Glaukopis (Warsaw), no. 4 (2006): 239; Jadwiga Ungar, “Straszne dla Polaków,” list Rzeczpospolita (Warsaw), 3.02.2001.
[1070] Świadectwo Ireny Hradyska w Irena Kostrowicka et al., Pamiętniki emigrantów: Zesłańczym szlakiem - Fragmenty pamiętników emigrantów nadesłanych na konkurs IGS SGH (Warsaw: Instytut Gospodarstwa Społecznego SGH [Szkoły Głównej Handlowej], 1994), 41–42. Stosując analityczną metodologię Martina Deana, którego naukowość omówię w dalszej części, można by wywnioskować, że żydowskie zachowanie było bez wątpienia znacznie utrudnione przez perspektywę zemsty w przypadku usunięcia sowieckiego reżimu (cf. Dean, Kolaboracja w holokauście / Collaboration in the Holocaust, 38).
____________
Inny Polak tak wspominał deportację z Kuty koło przedwojennej granicy z Rumunią:
Nocą 12-13 kwietnia 1940, do domu przyszło ich trzech żeby wypędzić matkę i mnie do Kazachstanu, gdzie spędziliśmy 6 lat. W tej trójce byli: członek rosyjskiej NKWD Konstantinov, i 2 lokalni milicjanci – Żyd Benek Szerl i Ukrainiec Hryhorii Kushernuk. Muszę być sprawiedliwa względem Rosjanina – on był najbardziej uprzejmy wobec nas, i nawet poradził matce co zabrać z rzeczy osobistych w pozwolonym 10 kg bagażu. Natomiast Szerl i Kushernuk, bez żadnego wstydu i na naszych oczach, ukradli dla siebie większość naszych kosztowności: futro matki, odzież ojca, srebrnego lisa, dywanu z wilczych skór, kasetkę ze złotą bizuterią itd. Wsadzili te rzeczy pod łóżka, nie wymieniając ich w rejestrze dobytku. Tym sposobem, po naszej deportacji, trójka musiała podzielić się łupem między sobą. [1071]
Polka wspominała jak jej matkę i młodszych brata i siostrę, resztki rodziny wcześniej zdziesiątkowanej aresztowaniami przez NKWD, deportowano z ich domu w Krzemieńcu na Wołyniu, z czynną pomocą jej sąsiadów:
13 kwietnia 1940, Ukrainiec i Żyd, obaj sąsiedzi, z sowieckim żołnierzem za nimi, wpadli do domu Sułkowskich. Mojej rodzinie dano 30 minut na spakowanie, i byliśmy zszokowani – od czego zacząć? Podobne sceny miały miejsce w całym mieście, kiedy żołnierze ii milicjanci wywlekali rodziny na zarekwirowane wozy z pomocą psów i bagnetów. Noc wypełniały wrzaski i płacz…
Mój brat Czesław szybko zaczął pakować rzeczy do walizki, i pokazał matce i siostrze jak robić tobołki z odzieżą. Za nim wszędzie chodził sowiecki żołnierz i nie zezwolił mu zabrać siekiery gdyż można ją użyć jako broń. Tymczasem Ukrainiec i Żyd szukali łupów… Większość naszego dobytku skradziono lub sprzedano po niskiej cenie na NKWD-owskiej aukcji… Z Syberii matka próbowała kontaktować się ze swoimi żydowskimi przyjaciółmi, ale według nich rodzinę Sułkowskich i wszystkie ich rzeczy zlikwidowano - zdjęcia rodzinne rzucali w ogień ci którzy chcieli mieć ramki…
Rodzinę załadowano na wozy i zawieziono do stacji kolejowej, gdzie inne wozy wyrzygiwały swój ludzki ładunek przy okrzykach "bystrej!" [szybciej!] kiedy żołnierze i lokalna żydowska i ukraińska milicja brutalnie zatrzymywała oszalałych krewnych. Ludzie, w większości kobiety i dzieci, wtłaczano po 60 osób i więcej do nieogrzewanego bydlęcego wagonu bez sanitariów i wody, a tylko z maleńkim okienkiem. Pociąg stał w Krzemieńcu przez kolejny dzień i noc zanim ruszył do celu, który wypełniał wszystkich Polaków przerażeniem…
Pociąg zabierał wiele innych ofiar po drodze i liczył ponad 100 wagonów, kiedy w końcu opuścił Polskę. Podróż trwała 2 tygodnie w takich brutalnych warunkach, że doświadczony sowiecki komendant pociągu (który wyraża smutek z powodu losu polskich dzieci) popełnił samobójstwo pod kołami lokomotywy, kiedy transport ostatecznie dotarł do Kazachstanu. [1072]
Stan umysłu młodszej siostry tej kobiety jest opisany w jej własnych dziennikach:
Punktem kulminacyjnym naszej tragedii była noc 13 kwietnia 1940, kiedy w nocy przyszli po całą naszą rodzinę. Wśród nich byli 2 cywile: Żyd i Ukrainiec. Przyprowadzili sowieckiego żołnierza z karabinem i nakazali nam pakowanie. Byłam zszokowana. Mój Boże, dlaczego wypędzają nas z własnego domu? Co się z nami stanie? Byłam zdumiona i nie wiedziałam co pakować. Matka też straciła głowę i tylko stała i płakała. [1073]
Inny Polak, którego rodzina przenosiła się by uniknąć odkrycia, zabrano z Krzemieńca tego samego dnia wraz z wielu innymi Polakami.
Około 3:00 w nocy usłyszeliśmy głośne walenie w tylne drzwi niedaleko od naszego pokoju. Wyskoczyliśmy z łóżek… Usłyszeliśmy wypowiadane nazwisko p. Basińskiej. Wszedł milicjant z ukraińskim przewodnikiem i kazał jej spakować się. Już nie myśleliśmy o spaniu, i zaczęliśmy się pakować… Pół godziny później było więcej walenia w drzwi. Tym razem przyszli po nas… W grupie nas zabierającej był Danilov z NKWD, 2 żołnierze i żydowski przewodnik Szmul Beniaminowicz Bezpojeśnik. …
[1071] Świadectwo Stanisława Szuwarta, cyt. w J R Nowak, Przemilczane zbrodnie, 133.
[1072] Dziennik z gułagu i holokaustu … / “A Gulag and Holocaust Memoir of Janina Sulkowska-Gladun,” w Gladun, Holokaust Polski: kronika rodzinna sowieckiego i nazistowskiego terroru / Poland’s Holocaust: A Family Chronicle of Soviet and Nazi Terror.
[1073] Wanda Sułkowska-Myśliwiec, “Szkolne czasy w Krzemieńcu w 1939–1940 roku,” Niepodległość i pamięć (Warsaw), no. 1 (1999): 129; oraz w Wołyń bliżej (Janów Lubelski), no. 4 (listopad 1996), 31. Zob. też Gladun, Holokaust Polski… / Poland’s Holocaust: A Family Chronicle of Soviet and Nazi Terror.
____________
Oprócz 2 chłopskich wózków, czekał na nas wóz… Całą drogę Bezpojeśnik cicho śpiewał po rosyjsku "kipuczaja, moguczaja" – aluzja do hasła polskiej armii "silni, zwarci, gotowi" , szydząc z naszej deportacji, że był to odwet za chęć wysłania Żydów z Polski do Palestyny [teoretyczny plan o którym dyskutowali syjoniści z przedwojennym polskim rządem… Robiło się jasno. Wiele innych wózków poruszało się powoli drogą w kierunku stacji kolejowej pełnej przygnębionych wypędzonych i ich dobytku. Przechodnie na ulicy patrzyli z sympatią na tę procesję poza młodymi Żydami, którzy radośnie klaskali na nasz widok. [1074]
W Łucku na Wołyniu, gdzie lokalna milicja składała się "w większości" z Żydów i Ukraińców, młody chłopak jaskrawo wspominał deportację swojej rodziny:
Po pierwszych masowych deportacjach do Rosji w lutym 1940, kiedy w temp. -30oC wojskowych osadników i ich rodziny deportowano w nieogrzewanych wagonach towarowych, wszyscy Polacy oczekiwali tego wcześniej czy później. I 13 kwietnia oficer "NKWD" pojawił się w naszym domu w towarzystwie 2 uzbrojonych milicjantów i 1 cywilnego agenta, który miał rzekomo być "świadkiem" naszej deportacji, tak żeby ten akt przemocy przynajmniej miał wygląd legalności. Była 4:00. Bolszewik zamknął drzwi, zarządził przeszukiwanie, po czym zadeklarował, że "sowiecki rząd przenosił nas do Dnepropetrowska", gdzie dołączymy do naszego ojca, dostaniemy karty tożsamości, i będziemy prowadzić spokojne beztroskie życie sowieckich obywateli… Kilka godzin później podjechała ciężarówka by zabrac nas do stacji… Na stacji były już bydlęce wagony i słychac było płacz i krzyk zamkniętych w nich ludzi. Wepchnęli nas do jednego z wagonów gdzie już było 40 osób i ich bagaże. Przez 3 dni pociąg stał na bocznicy i konna i piesza milicja przy pomocy armii trzymała ludzi z daleka od wagonów, którzy chcieli daqć coś krewnym, albo przynajmniej zobaczyć ich ostatni raz. W ciągu tych 3 dni oni tylko pozwolili nam 2 razy wyjść po wodę do miasta. Szliśmy środkiem drogi otoczeni przez strażników (z gotowymi bagnetami), a po bokach falujący tłum podekscytowany zrozpaczonymi ludźmi. Całkowicie obcy ludzie czasem dawali nam pieniądze albo chleb, ale milicja natychmiast to konfiskowała. Czwartego dnia w końcu pociąg wyruszył i rozpoczęła się nasza podróż. [1075]
W Prużanie na Polesiu,
W lutym 1940 zniknęło wielu ludzi z obrzeża Prużany. Wszysccy byli małymi ziemianami. Krązyły pogłoski, że komuuniści wysłali ich na Syberię. Skoro nie posiadaliśmy ziemi, uważaliśmy, że deportacja nas ominie, ale w pierwszym tygodniu marca, w środku nocy, NKWD (rosyjskie tajne służby) aresztowały mojego ojca [polskiego pracownika społecznego udekorowanego przez polski rząd, otrzymał wyrok 10 lat ciężkiej pracy na Syberii – MP]. Tej samej nocy aresztowano większość polskich pracowników rządowych, właścicieli sklepów i innych dobrze sytuowanych ludzi…
13 kwietnia 1940… o 2:00 obudziło mnie głośne walenie do drzwi. Kiedy tylko otworzyłem drzwi, wepchnęli się rosyjscy żołnierze. Niektórzy z nich weszli do domu i kazali nam wstać z łóżek, ubrać się i wejść do jednego pokoju.
Z niimi był mój kolega szkolny, Żyd, który okazał się być żarliwym komunistą, bardzo dobrze nas znał i nas wskazał (matkę autora i 3 rodzeństwa – MP]. Tym czynem skazał nas na deportację. Pozostali przeszukiwali dom polując na cokolwiek wartościowe, łącznie z bronią. Skonfiskowali albumy rodzinne, modlitewniki, jakieś dokumenty, i następnie zinwentaryzowali meble i rzeczy w domu.
Po zakończeniu przeszukiwań kazali nam spakować kilka rzeczy i opuścić dom…
Był wczesny ranek, ale kiedy nas załadowali do otwartej ciężarówki, całe miasto obudziło się i widziało naszą deportację… Pod ostrym nadzorem NKWD i żołnierzy ciężarówka ruszyła powoli przez główną ulicę poza miasto. Rozejrzałem się i twarze jakie widziałem były puste i pozbawione emocji. Matka i babcia zamknęły oczy żeby nie płakać. Były bardziej doświadczone w życiu i wiedziały, że nie będzie już powrotu.
Do najbliższej stacji kolejowej, Orańczyce, było 12 km, gdzie czekały na nas wagony… Przez następny dzień ludzi sprowadzano do pociągu i NKWD ładowała ich do wagonów, 50 do każdego. Cały pociąg był otoczony drutem kolczastym… Komuniści deportowali z nami moją babcię ze strony matki, Agnieszkę. [1076]
[1074] Zdzisław Jagodziński, “W Krzemieńcu pod sowiecką okupacją (oczami ucznia),” Życie Krzemienieckie (Poznań), no. 18 (maj 1999): 48–49.
[1075] Świadectwo Witolda T. w Grudzińska-Gross i Gross, Wojna oczami dzieci / War Through Children’s Eyes, 196.
[1076] Eugene Lachocki, Bez powrotu / No Return (New Smyrna Beach, Florida: Luthers, 1996), 25–27.
Rodzina Klary Rogalskiej, wtedy młodej dziewczyny, składającej się z rodziców, jej siostry i 2 braci, została obudzona nocą 13 kwietnia 1940, przez 5 mężczyzn którzy wpadli do ich domu w wiosce niedaleko od miasteczka Skidel koło Grodna. Trzej z intruzów byli żołnierzami ubranymi w wojskowe mundury, 2 pozostali Żydami, którzy byli członkami lokalnej milicji i mieli czerwone opaski na rękawach. Wskazując karabinami, żołnierze zmusili jej ojca i braci pod ścianę. Jeden z NKWD-owców ogłosił wyrok wypędzenia jej ojca na 8 lat w obozie koncentracyjnym i deportację rodziny do Kazachstanu. Dano im 15 minut na spakowanie. Matka wzięła 2 oprawione obrazy pokazujące Pana Jezusa i Maryję, zawinęła je w haftowaną chustę i położyła na krześle. Jeden z Żydów zauważył to, podszedł do krzesła i zrzucił je na podłogę. Spojrzał na święte obrazy z pogardą, i rozbił ramy i szkło. Wczesnym rankiem następnego dnia dluga kolumna wozów z rodzinami polskich deportowanych, pod strażą żołnierzy, jechała do odległej o 18 km stacji kolejowej w Skidel. Tam załadowano ich do wagonów towarowych, ponad 40 osób w każdym. [1077]
W wiosce Łyntupy na północ od Wilna, polską nauczycielkę i jej dzieci zaskoczyło szczekanie ich psa o 4:00 rano. Przez okno zauważyła 3 sowieckich żołnierzy i Żyda w cywilnym ubraniu, lokalnego komisarza, który krzyczał, że przyszedł z urzędowym dokumentem. Komisarz, który ochryple mówił po rosyjsku, przypominał jej żydowskiego sklepikarza ze Święcian, który zaraz po przybyciu sowietów ogłosił się komunistą. Żołnierze poturbowali polską rodzinę i dali im 30 minut na spakowanie. Komisarz zażądał od niej pieniędzy i ostrzegł, że wiedział jak uczyć szacunku "polskie suki" jak ona. Naciskał żołnierzy by nic nie opóźniali kiedy minął dany czas. Stał na straży na stacji kolejowej by zagwarantować, że wszyscy polscy deportowani weszli do wagonów. Wielu Polaków zostało pobitych przez obecnych tam żołnierzy i cywilów. [1078]
Rodzina byłego komendanta polskiej policji w Szarkowszczyźnie już została wypędzona z domu 10 lutego 1940. Ich sąsiad, "towarzysz" Shloma, dobrze znający rosyjski, przyszedł tego dnia, i z uśmiechem na twarzy wręczył im "rozkaz z Mińska", informujący ich, że ich dom zarekwirowały sowieckie władze. Natępnego ranka lokalni milicjanci przyszli by upewnić się, że rozkaz wykonano. Rodzinę zgromadzono razem z resztkami lokalnej polskiej inteligencji i kułaków 12 kwietnia 1940, i deportowano do gułagu z lokalnej stacji kolejowej. [1079]
Trzecia fala deportacji miała miejsce w czerwcu 1940, i objęła dużą liczbę żydowskich uchodźców ze strefy niemieckiej. Polski uchodźca z niemieckiej strefy tak opisał sytuację w Złoczowie, gdzie lokalna milicja składała się w większości z Żydów i Ukraińców:
Kiedy zbliżała się data 29 czerwca 1940, coraz bardziej zaniepokojeni byli nie tylko tzw. uchodźcy z zachodniej i środkowej Polski, a wszyscy mieszkańcy Złoczowa. Po południu tego dnia – 28 czerwca – nasz gospodarz, lekarz, przyszedł i powiedział nam, że na wzgórzu koło zamku, który służył jako więzienie, zebra ła się duża liczba wozów. Sprowadzono je z niemal całego województwa. Nasz gospodarz radził byśmy nie spali w naszym domu… Usiłował przekonać nas, że tej nocy może się coś wydarzyć, gdyż do miasta sprowadzono zbyt wielu komunistów, co było pewnym znakiem operacji NKWD… postanowiliśmy, troje z nas, że zaczekamy…
…. 14-letni syn naszego gospodarza, działający jako łącznik, przynosił z miasta nowe informacje… Około 1:30 wyraźnie słyszeliśmy przechodzące ulicą jednostki wojska i NKWD, i od czasu do czasu walenie karabinami do drzwi domów. Słyszeliśmy wyraźnie te dźwięki z sąsiedniego domu. Około 2:15 zaczęli walić w drzwi naszego domu. Gospodarz postanowił nie otwierać drzwi. Walenie stawało się coraz głośniejsze, aż rozbito je i jacyś ludzie wchodzili po schodach. Byłem niemal pewien, że wchodzili do naszego pokoju i czekałem z determinacją.
Faktycznie 2 członkowie NKWD weszli w towarzystwie 4 sowieckich żołnierzy i 2 cywilów. Wkrótce dowiedziałem się, że ci cywile byli mieszkańcami Złoczowa, lokalnymi komunistami którzy pomagali w tych ohydnych działaniach.
[1077] Marcin Górnikiewicz, “Kres normalności,” Magazyn Wileński (Vilnius), no. 2 (2002): 32–33.
[1078] Kazimierz Kaz-Ostaszewicz, Długie drogi Syberii (London: Oficyna Poetów i Malarzy, 1984), 16–21.
[1079] Zdzisława-Krystyna Kawecka, Do Anglii przez Syberię (Wrocław: Polskie Towarzystwo Ludoznawcze, 1994), 39–40, 54.
___________
Do pokoju wszedł przedstawiciel NKWD i zapytał jak mam na imię. Kiedy mu je podałem, kazał nam się ubrać… Wtedy ci ludzie zaczęli przeszukiwać dom, trwało to bardzo krótko… Po spakowaniu naszych rzeczy czekaliśmy na przyjazd ciężarówki, która miała nas zabrać. Ponieważ ciężarówki były już zajęte, sprowadzono jakiś wóz na który nas załadowano. Wieziono nas w kierunku stacji kolejowej…
Na stacji – wtedy już było prawie widno – stał długi pociąg składający się z wagonów towarowych. Wielu naszych przyjaciół wyglądało z wagonów. Wzyscy zastanawialiśmy się dokąd nas się wysyła… Byliśmy stłoczeni w wagonie, który był pełen ludzi. Zwykle wagon mógł mieć nie więcej niż 30 osób, a zapakowany był 64 osobami. Prawie cały wagon zajmowali Żydzi z różnych części kraju [tzn. uchodźcy ze strefy niemieckiej –MP]. [1080]
Inny Polak wspominał jak jego i jego rodzinę złapano z domu na wsi koło Pohostu Zahorodzkiego na Polesiu:
20 czerwca 1940 zamierzałem zabrać małą łódkę na jezioro… obudziło mnie głośne walenie do drzwi, potem do okna. Wyjrzałem, i zobaczyłem miejscowego Żyda, którego znałem, i obok niego oficera i żołnierza z NKWD. Od razu zrozumiałem powagę sytuacji. Przyszli nas aresztować i wysłać na Syberię.
Oficer kazał mi otworzyć drzwi. Kiedy wszedł odczytał taki rozkaz: "Na mocy dekretu Najwyższego Sowietu, jesteście skazani na uchodźstwo w głąb wiązku Sowieckiego na 5 lat jako niepewni obywatele wobec sowieckiego rządu".
Ogłosił, że będą przeszukiwać dom i cały nasz dobytek. Było nad czworo – moja matka, mała 6-letnia siostra i ojciec matki. Nasz ojciec już był w sowieckim łagrze, złapany kiedy próbował przejść granicę sowiecko-polską w 1940.
Przerazona tym co się działo, siostra zaczęła płakać. Po przeprowadzeniu przeszukiwań, oficer też miał łzy w oczach i szepnął cicho po rosyjsku: "w Rosji są żebracy którzy mają większy dobytek niż wy". Komunistycznej propagandy wpojonej im o bogactwie polskich "dżentelmenów" i burżuazji nie dało się pogodzić z tym co zobaczył. Powiedział nam, że mamy pół godziny na spakowanie…
Żyliśmy z dnia na dzień i nie mieliśmy żadnych zapasów żywności. Spakowaliśmy trochę ubrań i pościeli, co mogliśmy, w worki… Przyjechał wózek i załadowano nań nasze rzeczy…
Wsadzono nas na wózek razem z kierowcą i żołnierzem, a oficer i Żyd szli za nami… Nie było daleko do miasteczka Pohost-Zahorodzki , gdzie czekały 2 sowieckie ciężarówki, już częściowo załadowane innymi też skazanymi na uchodźstwo. Byłem zaskoczony widząc wśród nich wiele żydowskich rodzin – niektóre znałem… [1081]
Rodzinę Zelmana Dreznera, żydowskich uchodźców z Ostrołęki, którzy przenieśli się do Lidy, złapał patrol pod dowództwem żydowskiego oficera, który przyszedł do ich domu w nocy w czerwcu 1940. Zabrano ich do stacji kolejowej gdzie załadowano do wagonów towarowych pełnych Żydów i Polaków, i wysłano do Archangielska. [1082]
Żydowskiego uchodźcę z Warszawy, który znalazł zatrudnienie w Białymstoku jako inżynier techniczny, zwolniono kiedy odmówił przyjęcia sowieckiego paszportu. Próbował się ukryć wraz z żoną w domu przyjaciela, ale nie udało się kiedy przyszła NKWD i zatrzymała wszystkich mieszkańców. Skoro nie miał paszportu, jego z żoną zabrano na stację kolejową pod strażą młodego uzbrojonego Żyda z czerwoną opaską. W drodze zatrzymali się pod ich domem by spakować kilka rzeczy, które załadowano na wóz prowadzony przez innego młodego Żyda. [1083]
[1080] Kwapiński, 1939–1945, 14–16.
[1081] Świadectwo Jerzego Wróblewskiego w Nina i Janusz Smenda, red., Niezapomniane wspomnienia: dzienniki polskich uchodźców w Związku Sowieckim / Unforgettable Memories: Memoirs of Polish Exiles in the Soviet Union, 1940–1942 (Perth, Western Australia: Polish Siberian Group (WA), 1996), 121–22; też cyt. w Tadeusz Piotrowski, Deportowani Polacy w II wojnie światowej: wspomnienia o wywózce do Związku Sowieckiego i rozproszenie poświecie / The Polish Deportees of World War II: Recollections of Removal to the Soviet Union and Dispersal Throughout the World (Jefferson, North Carolina and London: McFarland, 2004), 27.
[1082] Janusz Gołota, “Losy Żydów ostrołęckich w czasie II wojny światowej,” Biuletyn Żydowskiego Instytutu Historycznego, no. 187 (1998): 30.
[1083] Leon Rzendowski, “Wspomnienia z okresu 1939–1941,” Biuletyn Żydowskiego Instytutu Historycznego, no. 185–186 (1998): 120–21. Co ciekawe, Rzendowski pisze, że w czasię oficjalnych łapanek mieszkał w małym hoteliku w Czyżewie nadal należącego do Żyda który miał też lewy burdel.
_____________
Maria Wanda Ciuman wraz z mężem Eustachym Stanisławem Ciumanem, oboje nauczyciele, i jej siostrą Aleksandrą Żywicką, byli 3 z 5 Polaków aresztowanych przez NKWD w ich domu przy ul. Bułgarskiej we Lwowie, późną nocą 29 czerwca 1940, i załadowanymi do pociągu towarowego. W wagonie były 52 osoby. Większość pasażerów stanowili żydowscy uchodźcy z centralnej Polski, którzy zarejestrowali się do powrotu do strefy niemieckiej wcześniej w tym roku. Wśród nich byli 2 młodzi Zydzi z Warszawy o prokomunistycznych sympatiach, którzy zapisali się do pracy w kopalniach w Donbasie w październiku 1939, ale wrócili do Lwowa dość rozczarowani życiem w Związku Sowieckim. Niektórzy Żydzi, drobni kupcy lub rzemieślnicy, zamiast skupiać się na swoich namacalnych wrogach – Niemcach i sowietach, dalej przejawiali swoje antypolskie sentymenty kierując na polskich pasażerów pociągu przeznaczonych do gułagu obelgi jak "Polska 'was panów' się skończyła". [1084]
Czwarta i ostatnia fala deportacji odbyła sięw czerwcu 1941, w przeddzień niemieckiej inwazji. Spektakl widziany w Wilnie był typowy. 13 czerwca 1941 Żydzi weszli na ciężarówki i prowadzili kierowców do domów Polaków, których nazwiska były na listach do deportacji. Całe polskie rodziny z małymi dziecmi i starcami bezceremonialnie wyciągano z domów i ładowano na ciężarówki. One dowoziły ich do stacji kolejowej, i wracały po kolejny ludzki ładunek. [1085]
W Nowych Święcianach na północ od Wilna, 12-letni chłopak wspominał jak 12 czerwca 1941, o 6:00, zaraz po powrocie matki z pracy, ich dom otoczyli bolszewicy.
Żyd o nazwisku Szerman wszedł do domu w towarzystwie członków NKWD. Kazali nam usiąść na kanapie. Po przeszukaniu kazali nam się pakować. Powiedziano nam, że przenosi się nas, gdyż do naszego domu wprowadzają się bolszewiccy żołnierze. Po chwili przyjechały jakieś wozy i zabrały nas na stację kolejową. Tam zobaczyłem sznur 70 wagonów. Okna były zakratowane. Od razu zrozumiałem, że nas oszukano… Zapakowano nas do wagonu… Było w nim około 60 ludzi. Było bardzo gorąco. Przez 3 dni nie mieliśmy wody. Starcy i dzieci mdleli z upału. Na większych stacjach dawano nam wiadro wody, które każdy chciał zabrać. Po 2 tygodniach takiej męczącej podróży przyjechaliśmy do miasta Nowosybirsk. [1086]
Yitzhak Arad (Rudnicki), historyk z Yad Vashem Institute, opisuje warunki których był świadkiem w pobliskim miasteczku Święciany:
W nocy 14 czerwca 1941, miasteczko było zszokowane kiedy członkowie NKWD i milicji zabrali setki ludzi z domów i aresztowali. Większość z aresztowanych to urzędnicy polskiego rządu, ziemianie, oficerowie polskiej armii – ludzi którzy byli bogaci lub aktywni w partiach politycznych (oprócz partii komunistycznej). Tej nocy podobne naloty miały miejsce na całej LItwie; blisko 30.000 ludzi, całe rodziny, aresztowano i deportowano na Syberię i do Kazachstanu…
Ta akcja wywołała strach we wszystkich kręgach ludności, i szerzyły się pogłoski, że miały być dodatkowe fale wypędzeń. Wśród większości litewskiej ludności wypędzenia tylko nasiliły ich niesmak do sowieckiego reżimu. Ale wypędzenia doprowadziły też do zwiększonego antysemityzmu, bo choć były wśród uchodźców tysiące Żydów, to Żydzi odegrali stosunkowo dużą rolę w aparacie partii komunistycznej stojącego za tymi działaniami. [1087]
________
[1084] Wanda Ciuman, “Sześć lat Syberii,” w Aleksandra Szemioth, et al., red., Tak było … Sybiracy, vol. 9: W tundrze w tajdze i na stepach (Kraków: Związek Sybiraków Oddział w Krakowie, 2003), 105–110.
[1085] Brzozowski, Litwa—Wilno 1910–1945, 56. Autor był świadkiem podobnych scen w Kaunas, stolicy Litwy, gdzie wtedy mieszkał. Ibid., 55. Region Wilna Związek Sowiecki przekazał Litwie w październiku 1939, tylko po to by przejąć go później, wraz z Litwą, w czerwcu 1940.
[1086] Świadectwo Jana A. w Gross i Grudzińska-Gross, W czterdziestym nas Matko na Sybir zesłali…, 82–83.
[1087] Arad, Partyzant / The Partisan, 26–27.
___________
W Ejszyszkach, żydowskie źródła potwierdzają polskie raporty, że, jak w innych miejscach, listy deportacyjne sporządzano "ze znaczną pomocą" miejscowych Żydów.
Deportacja na Syberię była innym zagrożeniem dla bogatych, i dla każdego innego uważanego za "stanowiącego zagrożenie dla komuunizmu". W samym Eishyshok, komuniści ze sztetla przygotowywali listę ludzi do deportacji, ale jako osobista przysługa dla Moshe Sonensona, Luba Ginunski usunął nazwiska rodziny Sonenson jak i ich przyjaciół Kiu-chefskich, bo Moshe pomógł rodzinie Ginunskich w trudnych czasach. [1088]
Ale ten historyk nie zauważa, że wśród ofiar deportacji przeprowadzonych w Ejszyszkach 12 czerwca 1941, było wielu Polaków, zwłaszcza rodzin byłych polskich oficerów policji. [1089]
Podobna sytuacja panowała w Szczuczynie koło Łomzy. Listy deportowanych sporządzano z pomocą lokalnych komunistów, w większości Żydów.
Nagle o 1:00 w czerwcu 1941, przyszła NKWD z nakazem przeszukiwania, według oficjalnej listy komunistycznego Komitetu Obywatelskiego… Po dokładnym przeszukaniu ludzie NKWD kazali nam ostrym tonem: "dajemy wam 15 minut na ubranie się i spakowanie rzeczy. Zostaniecie wysłani na Syberię. Auta już czekają"…
Z całego rejonu sprowadzali ludzi na stację kolejową [w Grajewie] żeby wysłać ich na Syberię. Ludzi wpychano do wagonów jak śledzie. Wśród nich było też wielu Polaków. Razem były 72 wagony dla dla około 300 nas. Przed ulokowaniem nas w wagonach NKWD przeszukiwała wszystkich ponownie i sprawdzała listę nazwisk. [1090]
W Orlej, miasteczku koło Bielska Podlaskiego, na Tadeusza Wróblewskiego doniósł na publicznym spotkaniu jego były uczeń, Żyd. Ten młody człowiek swoje uwagi zwrócił do nieumundurowanego funkcjonariusza NKWD, wychwalając udział jego polskiego nauczyciela w wojnie polsko-sowieckiej 1919-1920, i jego przedwojenną działalność patriotyczną. Wróblewskiego szybko aresztowano 20 czerwca 1941, i zabrano do więzienia w Białymstoku. Jego żonę, córkę, syna i teściową złapano i deportowano na Syberię. W wagonie pociągu, który odjechał z nimi z Bielska Podlaskiego, było ponad 40 Polaków. Kiedy dojechali do Ałtaju, ich odległego miejsca docelowego, zakwaterowano ich w budynku używanym do hodowli bydła. [1091]
Marię Niwińską zabrała z domu w Białymstoku nocą 20-21 czerwca razem z rodziną grupa milicjantów składająca się z Żydów i jednego Rosjanina. Żydzi przeszukali jej męża i go zabrali. Rosjanin pomógł im spakować dobytek. Pozostałych członków rodziny zabrano do stacji kolejowej na terenie przemysłowym i załadowano do wagonu towarowego. Ich pociąg nie odjechał aż do następnego dnia. Pasażerowie byli jeszcze bardziej przerażeni kiedy Niemcy zaczęli zrzucać bomby na wycofujących się sowietów. [1092]
Niektórzy z ostatniej grupy do deportacji nie dojechali do gułagu z powodu niemieckiego ataku na Związek Sowiecki. Polak który mieszkał z rodzicami w Grodnie wspominał:
W nocy 20-21 czerwca 1941, o 1:oo, obudziło nas nagłe i brutalne walenie w drzwi. Otwiera je matka. Do domu wchodzi 4 ludzi: 2 żołnierze NKWD z karabinami, oficer NKWD, i lokalny Żyd, którego rozpoznaliśmy. Oficer mówi do nas po rosyjsku: "Z rozkazu sowieckiego rządu jesteście aresztowani.. Macie godzinę na spakowanie…" Matka pyta: "Wysyłacie nas do Rosji?" Oficer odpowiada: "Tak. Na ulicy przed oknem stoi ciężarówka. Tam będziecie załadowani"….
Po załadowaniu, sowieci zamknęli i zapieczętowali nasz dom… Ale nie ujechaliśmy daleko. Po ok. 20 minutach auto się zatrzymuje i wychodzą niektórzy z sowietów. Po chwili wracają z p. Gawrońską i jej córką Maurą, które znamy. Maura jest moją przyjaciółką. Niosą tobołki i paczki. One też są deportowane. Pomagamy im załadować bagaż na kosz na ciężarówce…. Auto jedzie dalej przez miasto, które jest puste mimo że jest ranek. [1093]
[1088] Eliach, Kiedyś był tam świat / There Once Was a World, 572.
[1089] Witold Andruszkiewicz, wspomnienia (brak daty), 30–31.
[1090] Świadectwo Moyshe Farbarovits w Hurban kehilat Shtutsin.
[1091] Świadectwo Wiesława Wróblewskiego w Sybiracy Podkarpacia (Krosno: KaBe, 1998), 243–45.
[1092] Maria Niwińska, Bezdomne ptaki (Białystok, 1995), 37, cyt. w Adam Dobroński, “Los mieszkańców Białegostoku na przełomie czerwca i lipca 1941 roku,” w Jan Jerzy Milewski i Anna Pyżewska, red., Początek wojny niemiecko-sowieckiej i losy ludności cywilnej (Warsaw: Instytut Pamięci Narodowej–Komisja Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu, 2003), 94.
[1093] Henryk Dzierżek, “Przerwana deportacja,” Sybirak: Pismo Związku Sybiraków, no. 7 (1992): 26.
____________
W Łomży, Żydzi i sowieci rzekomo zachwycali się spektaklem wyłapywania Polaków 20-21 czerwca i ciągniętych na stację kolejową. Wykrzykiwali groźby, że wkrótce wszyscy Polacy zostaną deportowani. [1094] W większości żydowska milicja która odegrała kluczową rolę w finałowej deportacji Polaków w pobliskim Kolnie świętowała do późna i hałaśliwie wieczorem 21 czerwca, by celebrować sukces ich zadania. Byli zaskoczeni kiedy następnego ranka do miasta weszli naziści . [1095]
W Siemiatyczach do świętowania dołączyli nawet nazistowscy oficjele:
W noc przed niemieckim atakiem na Związek Sowiecki 20 czerwca 1941, w Siemiatyczach był bal. Uczestniczył w nim, jak zawsze w ostatnich czasach, niemiecki patrol z drugiej strony. [1096]
Dla wielu Żydów których czekał ten sam los, okoliczności ich deportacji były ostrym przebudzeniem:
W piątkową noc obudzili nas ludzie z NKWD. Nie pozwolili nam nic pakować, tylko żydowscy milicjanci którzy byli z nimi pozwolili nam zabrać kilka rzeczy. [1097]
Inne żydowskie świadectwo:
Pewnego dnia w naszym domu pojawił się Żyd z NKWD, i poprosił o pokazanie mu naszych dokumentów. Później w nocy weszli ludzie z NKWD z tym samym oficjelem, który wtedy nie chciał rozmawiać z nami w jidysz, i zabrali nas do stacji kolejowej. [1098]
Żyd z Wołożyna wspominał:
Wiosennego wieczora w marcu 1940… usłyszeliśmy walenie do drzwi. Były otwarte. Weszli agent NKWD i 2 miejscowi obywatele. Cała trójka przeszukiwała wszystkie szafy, szuflady i komody. Milicjanci kazali ojcu się ubrac… wyszedł w ciemność, eskortowany przez tę trójkę. Był to ostatni raz kiedy go widzieliśmy i słyszeliśmy. Miał 42 lata i był właścicielem młyna.
Matka chodziła od drzwi do drzwi. Błagała o pomoc nową elitę by zwolniła naszego ojca. Jeden z nagle potężnych obiecał, drugi stwierdził, że nie może pomóc, a trzeci odpowiedział z kpiną…
W piątek rano 13 kwietnia 1940… pojawili się: agent NKWD z 2 lokalnymi pomagierami. Przed nami agent odczytał oficjalny dokument. Jako jednostki niewiarygodne dla sowieckiego rządu, powinniśmy zostać wypędzeni z regionu przygranicznego i przeniesieni na centralne rejony Związku Sowieckiego… Zawieziono nas ciągniętym przez konia wozem do stacji kolejowej w Horod’k [Gródek]. [1099]
[1094] W oparciu o kronikę Sióstr Benedyktynek w Łomży (wyd. w 1995), cyt. w Strzembosz, “Przemilczana kolaboracja,” Rzeczpospolita (Warsaw), 27.01.2001.
[1095] Antoni Nadara, “Skończyć z oszczerstwami!” Nasza Polska, 13.03.2001.
[1096] Tas (Tur-Shalom), Społeczność Siemiatycz / The Community of Semiatych, ii–iii.
[1097] Grynberg, Dzieci Syjonu / Children of Zion, 72.
[1098] Ibid.
[1099] M. Perlman, Nadchpodzą Rosjanie / “The Russians Are Coming,” w E. Leoni, red., Wolozin: The Book of the City and of the Etz Hayyim Yeshiva, posted on the Internet at: <www.jewishgen.org/yizkor/volozhin/volozhin.html>.
_________________
Kiedy dotarli na miejsce uchodźstwa, deportowani często napotykali Żydów w swoich obozach, nie tylko jako współwięźniów, ale też w roli komendantów. Shmuel Kaninovitz wspominał:
Wysłano mnie do Kołymy nad Kołem Arktycznym, gdzie temperatura spada do -50oC. Dali nam pracę w kopalni złota na głębokości 20 m pod ziemią, na skąpych racjach żywnościowych, i w warunkach tak trudnych, że były nie do zniesienia…
Komendanci obozu, Iosif Bobrov, Kovalevsky, Tchlitzky i Shaklirsky byli Żydami. [1100]
Oczekując niemieckiej inwazji w czerwcu 1941, sowieci skupiali się na prawdziwych i postrzeganych przeciwnikach politycznych, i likwidowali tysiące więźniów, często niewyobrażalnym, sadystycznym okrucieństwem w Łomży, Oszmianie, Pińsku i wielu innych miejscach. [1101] W 13 więzieniach znajdujących się w byłych płd-wsch. województwach Lwów, Tarnopol i Stanisławów, 22-23 czerwca 1941 było 15.254 więźniów. Część więźniów ewakuowano, i kilka tysięcy zwolniono lub uciekli. Co najmniej 5.387 więźniów zabito; 2.464 we Lwowie i Złoczowie, 1.101 w Samborze i Stryju, ponad 1.000 w Stanisławowie, 560 w Tarnopolu, 174 w Brzeżanach i 88 w Czortkowie. [1102] Ponadto, setki Polaków zabito też w dzikich operacjach we wioskach w czasie ewakuacji wiezień. [1103]
Jest wiele prawdziwych raportów lokalnych Żydów na służbie sowietów uczestniczących w masowych egzekucjach więźniów przeprowadzonych przez sowieckie siły bezpieczeństwa. [1104]
Mykhailo Rosliak, ukraiński prawnik i działacz z Czortkowa, został zatrzymany na ulicy we Lwowie 22 czerwca 1941, kiedy zauważył go Jonas Buchberg, żydowski oficer NKWD z jego rodzinnego miasta. Buchberg kazał aresztować Rosliaka po rosyjsku i zabrał go do więzienia przy ul. Jachowicza. Następnego dnia Rosliaka przeniesiono do notorycznego więzienia znanego jako Brygidki, gdzie widział egzekucje dziesiątków więźniów politycznych zanim NKWD uciekła ze Lwowa 28 czerwca. [1105]
23 czerwca 1941, godziny przed wycofaniem się sowietów, NKWD w towarzystwie 2 żydowskich milicjantów z Brańska, Berko Brojde i zięcia Nisel Łowszyc, maszerowali około 12 Polaków z więzienia w Brańsku do Białegostoku. Więźniów brutalnie zamordowano w drodze koło wioski Folwarki Tylwickie koło Zabłudowa. Wśród ofiar byli: Zofia Marcinkowska (19 lat), Józef Wierciński, Stanisław Wójcik, Stanisław Stolarczyk, wszyscy z Ciechanowca, Stanisław Akacki ze Skórzec, Jan Koc, Bolesław Maksimczuk, Aleksander Kwiatkowski z wioski Olendy, Ignacy Płoński z Brańska (sąsiad tych 2 żydowskich milicjantów), Helena Zaziemska, an uczycielka ze Spieszyna. [1106]
Wielu Polaków i Ukraińców więzionych w Tarnopolu poddano egzekucji na krótko przed wycofaniem się sowietów. "Trzej Żydzi z Trembowla – kierowca taksówki - Kramer, Dawid Kümel i Dawid Rosenberg- uczestniczyli w mordzie więźniów w więzieniu w Tarnopolu". [1107]
[1100] Moorstein, Zelva Memorial Book, 80.
[1101] Wiele z tych rzezi bada Komisja Badająca Zbrodnie przeciwko Narodowi Polskiemu IPN: Białystok sygn. akt S 28/04/Zk (Łomża), Gdańsk sygn. akt S 106/01/Zk (Oszmiana), Poznań sygn. akt S 4/03/Zk (Pińsk).
[1102] Grzegorz Hryciuk, “Przemiany demograficzne w Galicji Wschodniej w latach 1939–1941,” w Chmielowiec, Okupacja sowiecka ziem polskich (1939–1941), 123.
[1103] Ibid. (Chmielowiec). Zob. też następujące artykuły w Milewski i Pyżewska, Początek wojny niemiecko-sowieckiej i losy ludności cywilnej: Zbigniew Romaniuk, “Zbrodnia w Folwarkach Tylwickich na tle wydarzeń w regionie w połowie 1941 roku” (pp. 78–80); Kazimierz Litwiejko, “Zbrodnie sowieckie w powiecie sokolskim w czerwcu 1941 roku” (pp. 81–84); i Tadeusz Krahel, “Los duchowieństwa archidiecezji wileńskiej na przełomie dwóch okupantów” (pp. 85–90).
[1104] Zob. np. Zbrodnicza ewakuacja więzień i aresztów NKWD na Kresach Wschodnich II Rzeczypospolitej w czerwcu–lipcu 1941 roku, 82 (Łuck), 102–103 (w Oszmiana—Karp, Krelensztejn, Mohylow; w Wołożynie - Szloma Szlut), 118 (Łuck—Blumenkranz, Spigl). Świadectwo Marii Antonowicz, cyt. w J R Nowak, Przemilczane zbrodnie, 64–65, wymienia Żydów służących w więzieniu w Berezwecz.
[1105] Milena Rudnytska, red., Zakhidnia Ukraina pid bolshevykamy, IX. 1939–VI. 1941: Zbirnyk (New York: Shevchenko Scientific Society in the USA, 1958), 441–44.
[1106] Romaniuk, 21 miesięcy pod sowiecką władzą w Brańsku / “Twenty-One Months of Soviet Rule in Brańsk,” w Historia 2 sztetli / The Story of Two Shtetls, cz. 1, 66; Wyznania Zbigniewa Romaniuka / “Confessions of Zbigniew Romaniuk,” ibid., 26; Zbigniew Romaniuk, “Zbrodnia w Folwarkach Tylwickich na tle wydarzeń w regionie w połowie 1941 roku,” w Milewski i Pyżewska, Początek wojny niemiecko-sowieckiej i losy ludności cywilnej, 78–80.
[1107] Szetelnicki, Trembowla, 213.
____________
Według kilku ukraińskich więźniów którzy przeżyli rzeź w więzieniu w Łucku "z mniej lub bardziej poważnymi ranami, Żydzi znowu odegrali decydującą rolę w aresztowaniach i strzelaninach". [1108] Uważa się, że tam zamordowano około 2.000 więźniów. Szacuje się, że z 5.000 więźniów trzymanych w wołyńskich więzieniach w przeddzień niemieckiej inwazji, większość z których to Ukraińcy, co najmniej 2.500 zginęło z rąk sowietów. [1109]
Wiezienie w Dubno nadzorował Żyd z NKWD, major Khaim Vinokur. Jego zastępcą i prywatną sekretarką była też Żydówka, Rakhil Geifler. W punkcie szczytowym w więzieniu było aż 3.000 więźniów. Po 3 dużych transportach w głąb ZSRR, około 600 więźniów pozostało w przeddzień niemieckiej inwazji, wśród nich tylko garstka Żydów. W nocy 24-25 major Vinokur z 2 asystentami
biegali od celi do celi opryskując więźniów kulami. Teresa Trautman, Bronek Rumel, Jerzy Bronikowski, Tadeusz Majewski, Ryszard Kasprzycki i wielu innych przyjaciół i członków podziemia zamordował Vinokur ze swoimi oprawcami. Większość z nich to młodzi uczniowie mający przed sobą całe życie. [1110]
Dwaj żydowscy członkowie NKWD przekłuwali bagnetami ofiary myśląc, że są jeszcze żywi. Polskie świadectwa z Dubna potwierdzają ukraińscy więźniowie którzy przeżyli rzeź i złożyli szczegółowe zeznania o swoich przejściach. [1111]
Sytuacja w Czortkowie była szczególnie tragiczna. Lokalni Zydzi na służbie NKWD odegrali kluczową rolę w strasznej egzekucji 8 księży dominikanów i zakonników w przeddzień wejścia Niemców. [1112]
Sytuacja w klasztorze Dominikanów zmieniła się drastycznie 22 czerwca 1941, kiedy wybuchła wojna sowiecko-niemiecka. Szybkie przyjście armii niemieckich na wschód wywołało powszechną panike. Jak było w zwyczaju w systemie stalinowskim, przede wszystkim zaczęli likwidować prawdziwych i podejrzanych wrogów komunistycznego rządu. W tej grupie znaleźli się członkowie kleru. Siły bezpieczeństwa wraz z jednostką wojskową skierowaną do Czortkowa, nagle przybyły i wywlekli ledwie ubranych zakonników, ojca Justyna Spyrłaka, opata, o. Jacka Misiutę i o. Anatola Znamierowskiego, oraz brata Andrzeja Bojanowskiego. Zawieziono ich nad brzeg rzeki w Starym Czortkowie, do tamy znanej jako Berda, gdzie zginęli od strzałów w tył głowy. Egzekucjonerami byli Żydzi którzy służyli w NKWD, co potwierdzają świadectwa mieszkańców Czortkowa…
Wiadomość o śmierci dominikanów szybko rozeszła się po mieście i okolicach. Tłumy zebrały się na miejscu gdzie leżeli zamordowani mnisi. Ludzie płakali. Jedni klękali, i z największym szacunkiem zanurzali chusteczki we krwi, inni zbierali do naczyń splamioną krwią ziemię i całowali miejsca gdzie leżały ciała.
Pomimo próśb władze sowieckie nie zezwoliły na pochowanie mnichów w zakonnym grobie na cmentarzu. Zakopano ich tam gdzie ich znaleziono. Trzeba było zakopać je 2 lipca do 14:00, bo jeśli nie, to wrzucono by je do pobliskiej rzeki…
[1108] Operational Situation Report ZSRR No. 24, z 16.07.1941, w Yitzhak Arad, Shmuel Krakowski i Shmuel Spector, red., Raporty Einsatzgruppen: fragmenty z przekazów o kampanii przeciwko Żydom nazistowskich szwadronów śmierci / The Einsatzgruppen Reports: Selections from the Dispatches of the Nazi Death Squads’ Campaign Against the Jews, July 1941–1943 (New York: Holocaust Library, 1989), 32.
[1109] Grzegorz Hryciuk, “Zmiany liczebności Wołynia podczas okupacji radzieckiej w latach 1939–1941,” w Konopka i Boćkowski, Polska i jej wschodni sąsiedzi w XX wieku, 378–79; Hryciuk, Przemiany narodowościowe i ludnościowe w Galicji Wschodniej i na Wołyniu w latach 1931–1948, 197.
[1110] Dziennik z gułagu i holokaustu… / “A Gulag and Holocaust Memoir of Janina Sulkowska-Gladun,” w Gladun, Holokaust Polski: kronika rodzinna… / Poland’s Holocaust: A Family Chronicle of Soviet and Nazi Terror. Zob. też Marco Carynnyk, Pałac na Ikwie – Dubno, 18.09.1939 i 24.06.1941 / The Palace on the Ikva—Dubne, September 18th, 1939 and June 24th, 1941,” w Barkan, Cole i Struve, Wspólna historia, inne wspomnienia / Shared History, Divided Memory.
[1111] “Dubno—drugi Katyń,” Nasza Polska (Warsaw), 17.07.2001. Reprodukcja z niemieckiego raportu o okrucieństwie i zeznania Totar Chirva, Petro Morosiuk i Valentyna Łepieszkiewicz, wszystkie z kolekcji Heinricha Himmlera zarchiwizowanych w Fort Alexandria, USA.
[1112] Zygmunt Mazur, “Męczeński klasztor dominikanów w Czortkowie,” Gazeta (Toronto), no. 45 (kwiecień 1992); Zygmunt Mazur, “Prawda o zbrodni w Czortkowie,” W Drodze, no. 11–12 (1989): 50–59. Kilka osób zidentyfikowało jednego z egzekucjonerów jako lokalnego Żyda Nusbauma, członka NKWD, który zastrzelił też podejrzanego świadka zbrodni. Zob. Andrzej Bazaliński, “Zbrodniczy czyn w Czortkowie,” My, Sybiracy, no. 2 (1992): 92–95.
_____________
Niczego nie można było dowiedzieć się o pozostałych mnichach, gdyż armia pilnowała wejścia do klasztoru i zamkniety był kościół. Pomimo tych przeszkód jeden uczeń mógł wejść do kościoła i stamtąd do cel na głównym Pietrze. Co zobaczył było przerażające. W łóżkach leżeli zamordowani bracia Reginald Czerwonka i Metody Iwaniszczów, i tercjanin Józef Wincentowicz. Wszyscy zginęli od strzału w głowę. Brakowało informacji o losie o. Hieronima Longwy, który mieszkał na II piętrze i nie można było do niego dotrzeć.
Sowieckie siły bezpieczeństwa splądrowały też kościół, w barbarzyński sposób niszcząc przedmioty kultu i bezczeszcząc Najświętszy Sakrament, wyciągnęli hostie z pojemników i porozrzucali je i celowo podeptali. Cały kościół pokazywał obraz celowego zniszczenia. Usiłując ukryć oznaki ich zbrodni, 4 lipca armia podpaliła klasztor…
W niedzielę rano 6 lipca wojska niemieckie wkroczyły do Czortkowa. Dopiero teraz możliwe było pochowanie zamordowanych mnichów w klasztornym grobie i odprawić mszę pogrzebową. W czasie przygotowań do pogrzebu tych dodatkowych ofiar, wyrwano drzwi na II piętrze klasztoru. Okazało się, że o. Longwę zabito w tym samym czasie jak pozostałych braci. Łóżko na którym leżał prawdopodobnie celowo podpalono i spaliło się razem z jego ciałem. Do zabrania zostało tylko kilka kości.
Pogrzeb o. Hieronima Longwy i zamordowanych braci odbył się 6 lipca o 14:00. Uczestniczyły w nim tłumy ludzi. Dzwony kościelne zadzwoniły po raz pierwszy od rozpoczęcia wojny. Formalną mszę pogrzebową odprawiono 8 lipca. W niedzielę 12 lipca po sumie, procesja poszła do grobowca księży. Niesiono wieniec z cierni przyozdobiony purpurowymi kwiatami jako symbol ich tragicznej śmierci…
Ta zbrodnia, dokonana tuż przed tchórzliwą ucieczką sowietów przed zbliżającą się niemiecką armią, nie była jedyną jaka dotknęła to małe miasteczko. W ostatnich kilku dniach przed opuszczeniem Czortkowa, setki ludzi, Ukraińców i Polaków zamordowano w więzieniu. [1113]
30 czerwca 1941, grupa sowieckich żołnierzy prowadzona przez lokalnego Żyda weszła do klasztoru Ojców Marianów w Druji, i złapała 3 księży, wśród nich opata ks. Eugeniusza Kuleszy. Dwóch księży później uwolniono, a ks. Kuleszę zabrano przez rzekę Dźwinę na Litwę, gdzie dokonano na nim egzekucji po bezlitosnym pobiciu go przez żołnierza Armii Czerwonej i Żyda. [1114] Ks. Czesław Matusiewicz, proboszcz w pobliskich Prozorokach, uniknął tego losu uciekając z miasta, kiedy lokalni Żydzi fałszywie oskarżyli go o strzelanie do sowieckich żołnierzy. Milicja sowiecka przyszła go szukać na plebanii kilka razy bez sukcesu. [1115] Po podłożeniu 3 karabinów na ambonie kościoła, Żydzi w Korycinie koło Sokółki fałszywie oskarżyli lokalnych księży o organizowanie antysowieckiej grupy partyzantów. Księżom udało się uciec, ale jeden księży, który ubrał się jako pasterz, został zdradzony przez Żydów, a sowieci pomylili się i aresztowali i zabili innego pasterza. [1116]
W obliczu takich okrucieństw, czy dziwi to, że wielu ludzi uważali przybycie Niemców za wytchnienie od dalszych rozlewów krwi i nieuchronnej deportacji do gułagu – przynajmniej chwilowo? Czy dziwi to, że ci którzy chcieli zemsty kiedy Niemcy otworzyli więzienia zapchane gnijącymi ciałami, które czasami były nie do poznania? A jeszcze, odwrotnie do tego co twierdziły żydowskie źródła omówione dalej, wyjście sowietów nie wywołało okresu masowych odwetów Polaków na Żydach?
Zakres żydowskiego współsprawstwa w sowieckich okrucieństwach można zmierzyć, do pewnego stopnia, biorąc pod uwagę liczbę i skład lokalnych władz, które uciekły wraz z wycofującą się sowiecką armią w czerwcu 1941. Z 2.926 osób które opuściły 5 powiatów w byłej polskiej prowincji Stanisławów, 2.438 – lub ok.. 85% - było Żydami. [1117] Według żydowskiego źródła, ok. 7.000-8.000 Zydów z miasta Wilno, większość z których aktywnie popierała sowiecki reżim, uciekli z Armią Czerwoną w czerwcu 1941. [1118]
[1113] Mazur, “Męczeński klasztor dominikanów w Czortkowie,” Gazeta (Toronto), no. 45 (kwiecień 1992).
[1114] Krahel, Doświadczeni zniewoleniem, 73–75.
[1115] Ibid., 84–85.
[1116] Ibid., 200–1.
[1117] Mazur, Pokucie w latach drugiej wojny światowej, 62.
[1118] Józef Krajewski, “Bestialstwa w ponarskim lesie,” Trybuna (Warsaw), 9.07.1999. Źródłem tej informacji jest Eugenija Biber z Gaon Jewish Museum in Vilnius. Polski historyk podaje liczbę 7.000 Żydów, którzy wyszli z sowietami. Zob. Lewandowska, Życie codzienne Wilna w latach II wojny światowej, 163. Co najmniej 3.000 Żydów, wielu z nich działających w Straży Robotniczej i podobnych organizacjach, wyszło z sowietami przez 25,10.1939, kiedy miasto oryginalnie przekazano Litwie w zamian za jej neutralność. Zob. Levin, Mniejsze zło / The Lesser of Two Evils, 181; Levin, Żydzi w Wilnie pod sowiecką władzą 19.09-28.10.1939 / “The Jews of Vilna under Soviet Rule, 19 September–28 October 1939,” w Polin, vol. 9 (1996): 131. Po tym wcześniejszym wyjściu w mieście wybuchły zamieszki w odwecie za liczne okrucieństwa dokonane przez żydowskich kolaborantów. Ibid., 109.
___________
Zwykli żydowscy obywatele rzadko podejmowali wtedy inicjatywę przeprowadzki, a jeśli to robili, to często zawracali ich sowieci. [1119] Ponieważ wskaźnik przeżycia tych którzy uciekli do Związku Sowieckiego był bardzo wysoki, i biorąc pod uwagę ich udział w okupacji sowieckiej 1939-1941, nie dziwi to, że wielu z nich pojawiało się w "Polsce Ludowej" jako komunistyczni funkcjonariusze. [1120]
______________
[1119] Dean, Kolaboracja w holokauście / Collaboration in the Holocaust, 22; Aryeh Wilner, “Mon retour de l’URSS,” i Yehuda Bauer, Kurzeniec – żydowski sztetl w holokauście / "Kurzeniec – A Jewish Shtetl in the Holocaust,” Yalkut Moreshet: Holocaust Documentation and Research, no. 1(zima 2003), 90, 138-39.
[1120] Np. podczas powojennych odwiedzin w Będzinie na nowym stanowisku kapitana bezpieczeństwa starostwa powiatowego w Katowicach, Guttmann, oryginalnie z Będzina, został rozpoznany jako funkcjonariusz uczestniczący w aresztowaniach i egzekucjach Polaków na ołyniu w 1940-1941. Zob. Zrzeszenie “Wolność i Niezawisłość” w dokumentach, vol. 1: Wrzesień 1945–czerwiec 1946 (Wrocław: Zarząd Główny WiN, 1997), 508.
____________
Cdn.