Wyniki analiz po zbadaniu oryginałów
Nasz Dziennik, 2011-01-20
B
iegli
pracujący na zlecenie Wojskowej Prokuratury Okręgowej w Warszawie
wciąż nie dostarczyli wyników badań czarnych skrzynek z pokładu
Tu-154M. Dotyczy to zarówno analiz kopii rejestratora głosu, jak i
tzw. skrzynki szybkiego dostępu. Jak ustaliliśmy, analizy rozmów z
kokpitu będą sporządzone dopiero po dokonaniu badania oryginalnego
rejestratora dźwięku. Nieco lepiej wygląda kwestia pozyskania
danych z rejestratora firmy ATM, bo z informacji zapisanych na tym
urządzeniu od dawna korzysta Komisja Badania Wypadków Lotniczych
Lotnictwa Państwowego, działająca pod egidą ministra Jerzego
Millera. Przekazanie danych prokuraturze jest jedynie kwestią
proceduralną.
Wojskowa
Prokuratura Okręgowa w Warszawie wciąż oczekuje na wynik prac
ekspertów z Instytutu Ekspertyz Sądowych, którzy pracują nad
odczytaniem zapisów rozmów z kokpitu Tu-154M z kopii czarnej
skrzynki samolotu. Jak poinformował nas płk Zbigniew Rzepa,
rzecznik prasowy Naczelnej Prokuratury Wojskowej, biegli z zakresu
fonoskopii nie zakończyli jeszcze tych prac. Prokuratura nie wie
też, kiedy wydana zostanie końcowa opinia, ponieważ biegli przed
tym mają przebadać jeszcze oryginalny zapis, który obecnie jest
dowodem w postępowaniu prokuratury Federacji Rosyjskiej. - Data
wydania ostatecznej opinii fonoskopijnej jest trudna do określenia,
jest bowiem uzależniona od zbadania przez biegłych oryginalnego
rejestratora dźwięku z kabiny samolotu Tu-154M nr 101 - zaznaczył
rzecznik.
Kopia nagrań głosu z kabiny Tu-154M do IES w
Krakowie trafiła na początku czerwca ubiegłego roku. Już pierwsze
analizy wzbudziły podejrzenia ekspertów, że otrzymana kopia nie
jest wiernym odzwierciedleniem zawartości oryginalnego rejestratora.
Jak ustalono, w zapisie zabrakło ok. 17 s nagrania. Niezbędne było
wykonanie w Moskwie kolejnej kopii. Jej zgodność z oryginałem
potwierdził wówczas minister Jerzy Miller. Wkrótce jednak okazało
się, że analizę nowej kopii utrudniają zakłócenia z sieci
zasilającej, powstałe w chwili tworzenia nagrania. Prokuratura
zwróciła się więc do strony rosyjskiej z wnioskiem o ustalenie
częstotliwości sieci elektroenergetycznej w czasie wykonywania
kopii. Wniosek czeka na realizację. W tym czasie Międzypaństwowy
Komitet Lotniczy (MAK) ogłosił raport końcowy i przekazał
oryginalne nagrania czarnych skrzynek do prokuratury FR. Polscy
śledczy uznali więc, że w tej sytuacji, we współpracy z
rosyjskimi śledczymi, możliwe będzie dokonanie badań oryginalnych
zapisów skrzynki przez krakowskich ekspertów.
Biegli
z ATM
jeszcze pracują
Jak
ustaliliśmy, prokuratura wojskowa czeka także na wyniki prac
ekspertów z firmy ATM, producenta tzw. skrzynki szybkiego dostępu.
- Biegli, powołani przez Wojskową Prokuraturę Okręgową w
Warszawie, nie przedstawili dotychczas efektów badania rejestratora
szybkiego dostępu - poinformował nas płk Rzepa. Jak dodał,
"ustalenia powołanych do tej pory specjalistów będą dopiero
punktem wyjścia do pogłębionych badań zespołu biegłych".
Taki zespół prokuratura zamierza jednak powołać "w
przyszłości". Jak zaznaczył rzecznik NPW, stanie się to, gdy
zespół "będzie miał do dyspozycji zapisy ze wszystkich
rejestratorów pokładowych" Tu-154M. Jak wyjaśnił płk Rzepa,
dopiero taki zbiór informacji pozwoli powołanym ekspertom na
dokonanie rzetelnych analiz, porównanie zapisów i wyciągnięcie
właściwych wniosków. W rozmowie z "Naszym Dziennikiem"
Paweł Jajkowski, przedstawiciel firmy ATM, producenta skrzynki
szybkiego dostępu, potwierdził, że eksperci wciąż realizują
prace na zlecenie prokuratury wojskowej oraz że z danych zapisanych
na skrzynce "od dawna" mogli korzystać przedstawiciele
tzw. komisji Millera. Skąd zatem opóźnienie w przekazaniu
materiału prokuraturze? Jak usłyszeliśmy, taka sytuacja nie jest
spowodowana trudnościami technicznymi, ale stanowi wynik pewnych
wymogów proceduralnych.
Prokuratura
chce wyjaśnień
Prokuratura
potwierdziła też doniesienia "Naszego Dziennika" o
nieprawidłowościach wykazanych przez biegłych z krakowskiego IES
przy przyjęciu próbek materiału biologicznego pobranych od ofiar
katastrofy smoleńskiej. Opisywana sprawa miała miejsce na początku
lipca 2010 r., kiedy krakowscy eksperci otrzymali do badań próbki
przekazane stronie polskiej w Smoleńsku jeszcze w kwietniu ubiegłego
roku. Biegli w sporządzonym protokole rozbieżności wyszczególnili
kilkanaście pozycji niezgodnych z załączoną dokumentacją. Mylono
nie tylko numery próbek, ale i m.in. próbki włosów z fragmentami
mięśnia czy tkankę miękką z krwią. Brakowało też figurującej
w spisie rosyjskim próbki opisanej "Kaczyński Lech, mięsień
piersiowy, tkanki miękkie". Jak ustaliliśmy, szacunkowa liczba
popełnionych pomyłek kształtowała się na poziomie ok. 5 procent
w odniesieniu do całej dokumentacji przekazanej z próbkami.
-
Wojskowa Prokuratura Okręgowa w Warszawie potwierdza, że w toku
badań drugich egzemplarzy próbek, pobranych z ciał ofiar
katastrofy samolotu Tu-154M nr 101, powołani przez prokuraturę
biegli sygnalizują pewne niejasności dotyczące braku czytelności
bądź też nieprawidłowości w oznaczeniach tych próbek -
zaznaczył płk Rzepa. Jak zapewnił, polscy prokuratorzy po
skompletowaniu pełnej listy stwierdzonych niezgodności wystąpią
do strony rosyjskiej z żądaniem ich jednoznacznego wyjaśnienia.
Rzecznik nie ustosunkował się do pytań dotyczących oceny skali
popełnionych pomyłek. Nie otrzymaliśmy też jednoznacznej
odpowiedzi, czy w dokumentowaniu tego materiału na terenie Federacji
Rosyjskiej brali udział polscy eksperci lub prokuratorzy, a jeśli
tak, to w jakim charakterze. Rzecznik nie odpowiedział również,
czy wskazane błędy rodzą obawy WPO co do rzetelności innych
działań związanych z procesem identyfikacji ofiar katastrofy, i
jak w tym świetle prokuratura odnosi się do kwestii przeprowadzenia
ekshumacji. W odpowiedzi na nasze pytania płk Rzepa przyznał
jedynie, że z zebranego materiału nie wynika, by nieprawidłowości
stwierdzono już w momencie przejmowania wspomnianych próbek przez
stronę polską. Zatem na końcowe wnioski trzeba jeszcze poczekać.
- Dopiero po uzyskaniu wyjaśnień strony rosyjskiej możliwe będzie
dokonanie ocen czy też rozstrzygnięć związanych z podnoszonymi
przez pana redaktora okolicznościami - dodał płk Rzepa.
Marcin Austyn