Panie premierze, ilu agentów organizowało wizytę?
Nasz Dziennik, 2011-01-20
P
remier
Donald Tusk przekonywał posłów, że rząd zadbał, aby prawda w
sprawie katastrofy rządowego Tu-154M pod Smoleńskiem była
kompletna. Ogłosił, iż do końca lutego ogłoszone zostaną
rezultaty prac polskiej komisji badającej przyczyny tego zdarzenia.
Sejm wysłuchał wczoraj informacji premiera o działaniach rządu w
sprawie katastrofy.
Tak
jak można się było spodziewać, debata w sprawie informacji rządu
o działaniach podjętych po katastrofie smoleńskiej była burzliwa.
Wiele dowiedzieć się jednak nie było można. Oprócz tego,
że nikt do żadnej winy się nie poczuwa, mimo iż Rosjanie przyjęli
własną wersję tego, co wydarzyło się 10 kwietnia, i że "rząd
uczynił maksymalnie wiele, by prawdę o katastrofie ujawnić".
Donald Tusk, który przedstawiał Sejmowi informację, ogłosił,
że rząd dopilnował, by wiedza w sprawie katastrofy smoleńskiej
była kompletna. - Po materiale, jaki udało się skompletować, mogę
powiedzieć, że niezależnie od tego, ile to będzie kogo
kosztowało, rząd polski zadbał o to, żeby prawda była kompletna
i widzimy dzisiaj, że jest niewygodna - mówił premier.
- Nam
nie wystarczy część prawdy. Rząd miał świadomość, że prawda
o tej katastrofie musi być niewygodna i dla Rosjan, i dla Polski -
zaznaczył.
Zdanie
odmienne
Gdy
premier mówił o swoim rządzie, że jest przekonany, że
"sprostaliśmy oczekiwaniom", z sali sejmowej rozległy się
głosy: "hańba", "zdrajca" - także z galerii
przeznaczonej dla osób obserwujących obrady Sejmu, gdzie wczoraj
zasiadali członkowie rodzin ofiar katastrofy.
Według premiera
na katastrofę wpłynął cały kompleks przyczyn. - Nie będzie dla
nikogo wygodnej prawdy. Będzie taka prawda, jaką udokumentują
prace naszej komisji - mówił Donald Tusk.
Komisja pod
kierunkiem ministra spraw wewnętrznych i administracji Jerzego
Millera ma być gotowa do przedstawienia swojego raportu nawet w
ciągu miesiąca. - Liczymy na to, że efekt końcowy komisji poznamy
jeszcze w lutym, z końcem lutego. Jeśli potrwa to trochę dłużej,
to proszę o wyrozumiałość, ale na pewno nie będzie to wyraźnie
później - powiedział premier.
Tusk przekonywał, że badanie
sprawy na podstawie konwencji chicagowskiej dało, zwłaszcza w
pierwszym okresie po katastrofie, możliwość pełnego dostępu do
wszystkich interesujących nas materiałów. Według premiera, dzięki
zastosowaniu "takich, a nie innych procedur" udało się
polskiej stronie skompletować dokumentację pozwalającą na
pokazanie całościowego obrazu okoliczności, w jakich doszło do
katastrofy. Przeczy temu jednak obszerny wykaz dokumentów, których
strona polska nie dostała.
Szef rządu stwierdził, iż
katastrofa smoleńska mimo "życzeń niektórych polityków"
nie miała być wstępem do rozpętania z Rosją zimnej wojny. -
Wyjaśnianie katastrofy smoleńskiej nie może być pretekstem do
politycznej awantury tych, którzy wokół katastrofy smoleńskiej
głównie awanturą się zajmują - mówił.
Premier oceniał,
że "od pierwszych godzin po katastrofie potęgowało się
wrażenie, że nie wszyscy byli zainteresowani tym, aby katastrofa
smoleńska nie przerodziła się także w katastrofę w relacjach
pomiędzy Polską a Rosją".
- Wówczas i dzisiaj nie mam
wątpliwości, że dla Polski lepiej znać prawdę i nie mieć wojny,
niż nie znać prawdy i mieć wojnę - mówił premier.
Tusk
tłumaczył, że po katastrofie rząd miał obowiązek zadbania, aby
nie doszło do wstrząsu naszej demokracji i aby państwo polskie
przetrwało krytyczny moment, choć - jak zaznaczył - "niektórzy
liczyli, że katastrofa będzie kluczem do radykalnej zmiany
politycznej".
Donald Tusk poskarżył się, iż
wyjaśnianie katastrofy opozycja zamieniła w "gonitwę za
premierem".
Nie
straszcie nas wojną
Prezes
Prawa i Sprawiedliwości Jarosław Kaczyński podczas debaty ogłosił,
iż jego ugrupowanie chciałoby pomóc rządowi wyjść z pułapki, w
którą wpadł, i dlatego zaproponowało odpowiednią uchwałę
sejmową w sprawie raportu MAK. Kolejny raz z dezaprobatą odniósł
się do działań rządu w kwestii wyjaśniania okoliczności i
przyczyn katastrofy.
- Nie straszcie nas wojną. To nie jest w
polityce tak, że jeśli ktoś jest zdecydowany i twardy, to na tym
przegrywa. Na tym się wygrywa. Żadne wojny nam tutaj nie grożą.
Rosjanie są dzisiaj słabnącym państwem, które musi się liczyć
także z opinią międzynarodową - mówił Kaczyński.
-
Bywało, że traciliśmy wolność, ale nie traciliśmy godności.
Pod kierownictwem premiera Donalda Tuska idzie ku temu, że stracimy
godność, a wolność też będzie zagrożona - dodał prezes PiS.
Kaczyński zauważył, iż choć rząd przekonuje, że polskie uwagi
do raportu MAK raport ten uzupełniają, to faktycznie całkowicie go
dezawuują. - Załoga samolotu podjęła rutynową procedurę.
Została wprowadzona w błąd, nieostrzeżona i to była przyczyna
wypadku. Jeżeli chodzi o przyczyny bezpośrednie, to one leżą po
stronie rosyjskiej - mówił. Prezes PiS zaznaczył, iż tę sprawę
należy umiędzynarodowić.
Kaczyński dopytywał, dlaczego
jeszcze w czerwcu rząd nie ujawnił zapisów z czarnych skrzynek
Tu-154M i sam sobie odpowiedział: bo było niespełna dwa tygodnie
do pierwszej rundy wyborów prezydenckich. - Jeżeli ktoś mówi o
politycznym wykorzystywaniu, to pan jest ostatnim, który może coś
takiego powiedzieć - zwrócił się do premiera.
Bezpośrednio
po prezesie PiS głos zabrał poseł Mariusz Kamiński, rozpoczynając
od uwagi: "W tym samym czasie, kiedy Rosjanie kompromitowali
Polskę w oczach świata, premier polskiego rządu relaksował się
na nartach w Dolomitach".
- Panie premierze, wie pan, co
mnie najbardziej w tym wszystkim bulwersuje, tak, że burzy się we
mnie krew? To, że dziewięć miesięcy temu w pewnym szczególnym
momencie, a staliśmy wtedy obok siebie, widziałem w pana oczach
łzy, i to były prawdziwe łzy. To było na pogrzebie Sebastiana
Karpiniuka. A dziś pozwala pan Rosjanom szargać prawdę o ostatnim
locie Sebastiana Karpiniuka - kontynuował, przypominając nazwiska
również innych parlamentarzystów PO, którzy zginęli pod
Smoleńskiem.
- Odwrócił się pan plecami do własnych
przyjaciół, i dlatego zadedykuję panu na końcu jeden cytat:
"Człowiek bez honoru, to gorsze niż śmierć" -
konkludował Kamiński.
Wyrachowany
rechot Niesiołowskiego
Zainteresowanie
przepytaniem premiera Donalda Tuska było ogromne. Do głosu zapisało
się ponad 80 posłów. Był wśród nich Marek Suski (PiS), który
pytał, czy oprócz agenta PRL-owskich służb specjalnych Tomasza
Turowskiego, także inni agenci odpowiadali za organizację wizyty 10
kwietnia prezydenta Lecha Kaczyńskiego w Katyniu.
Premier
odpowiedział tylko na niewielką część pytań, do zapytań posłów
odnosząc się bardziej ogólnie. Do bardziej szczegółowych
odpowiedzi wydelegowani zostali poszczególni ministrowie.
Zapytany
o to, kto podjął decyzję o kontynuowaniu lądowania polskiej
maszyny rządowej po komendzie pilotów "Odchodzimy!",
minister Jerzy Miller powiedział, że reakcja samolotu była
spóźniona. - Nie mogę państwu w dniu dzisiejszym wyjaśnić
wszystkich okoliczności tego zdarzenia. Jest to przedmiotem dalszych
analiz. Hipoteza jest postawiona, ale nie jest to hipoteza, która
musi być ostateczną - zasygnalizował.
Już jednak samo
zadanie pytania premierowi nie było takie proste - gdy na fotelu
marszałka zasiadł wicemarszałek Stefan Niesiołowski. Najpierw
chichotał, siedząc w ławach sejmowych, gdy inni pytania zadawali,
później z wielką gorliwością - jako prowadzący obrady -
utrudniał zadawanie pytań członkom opozycji. "Proszę zejść
z trybuny", "nikt pana nie słucha", "to może
wyjdzie pan na korytarz" - tymi słowy "zachęcał" do
jak najszybszego opuszczenia mównicy przez pytających. W kilku
przypadkach posłom została przerwana wypowiedź w pół zdania,
zanim nawet wybrzmiał ostatni sygnał wskazujący, że zakończył
się czas na zadanie pytania.
Artur Kowalski