Zginął w tym samym lesie, co ojciec
Nasz Dziennik, 2011-01-30
W
ojciech
Seweryn był jedynym obywatelem amerykańskim, który zginął pod
Katyniem 10 kwietnia 2010 roku. - Do dziś nie odzyskaliśmy telefonu
komórkowego ani aparatu fotograficznego mojego ojca. Mogą być one
cenne dla Rosjan, gdyż utrzymywał stosunki z wieloma osobami z
pierwszych stron gazet - mówi jego córka Anna Wójtowicz z
Chicago.
Nie
umie opisać bólu, jaki przeżywa cała jej rodzina po tragedii
smoleńskiej. Matka, Maria Seweryn, wciąż zażywa leki
antydepresyjne. Dzieci Anny: Natalia (21 lat) i Daniel (16 lat), są
w stanie silnego napięcia emocjonalnego. Bogusława Seweryn, jedyna
jej siostra, mieszkająca w rodzinnym miasteczku Żabno pod Tarnowem,
też się załamała. Wszyscy obawiają się, że walka o prawdę o
katastrofie Tu-154M została już przegrana. Przytłumił ją raport
MAK, obarczający za tragedię smoleńską wyłącznie polską
załogę, bez uwzględnienia rażących błędów kontrolerów lotu w
Smoleńsku. To prawdę Rosji przyjął świat, gdyż ani prezydent
Bronisław Komorowski, ani premier Donald Tusk nie zaprotestowali od
razu przeciwko obrażaniu przez MAK polskiej załogi i
kompromitowaniu naszego kraju. Polska przestała być równoprawnym
partnerem w dochodzeniu do prawdy już 11 kwietnia 2010 r., kiedy
rząd RP nie podjął propozycji prezydenta Miedwiediewa, by
poprowadzić wspólne śledztwo, tylko oddał je całkowicie w ręce
Rosjan. Obecny rząd - bierny, uległy, skazał się na rolę
petenta. Zdaniem Anny Wójtowicz, rządząca dziś nad Wisłą
formacja wyraźnie i bezkrytycznie sprzyja interesom Rosji. Stąd
bolesna bezsilność. To ona rani najbardziej rodzinę Sewerynów po
obydwu stronach oceanu, nie pozwalając na godne przeżycie żałoby.
-
Błędy i zaniedbania mnożyły się od samego początku
przygotowywania obchodów 70. rocznicy zbrodni katyńskiej, począwszy
od udanej rozgrywki Moskwy, aby w kwietniu 2010 roku odbyły się do
Katynia dwie wizyty, premiera i prezydenta - Anna Wójtowicz może
długo wyliczać uchybienia polskich władz. Po katastrofie tupolewa
nie umiała zrozumieć wielu decyzji, choćby dlaczego ciało jej
ojca pojechało do Moskwy, a nie do Warszawy. - Nikt z mojej rodziny
nie pojechał tam w celu identyfikacji zwłok. Ojca rozpoznano po
dokumentach. Ja, przez chmurę wulkaniczną, mogłam przybyć dopiero
po dziesięciu dniach.
Nie
poznał nigdy ojca
Wojciech
Seweryn pochodził z Żabna w Małopolsce, z osiadłej tam od wieków
zamożnej, zasłużonej i utalentowanej artystycznie rodziny
Sewerynów. Jego pradziadek był burmistrzem Żabna, dziadek (też
Wojciech Seweryn) przysłużył się do rozwoju oświaty i kierował
miejscową szkołą powszechną, a w dziesiątą rocznicę odzyskania
przez Polskę niepodległości posadził na żabieńskim rynku Dąb
Wolności - dziś piękną, rosłą ikonę miasta. Z kolei ojciec
polskiego Amerykanina, Mieczysław Seweryn, uczył w Żabnie języka
polskiego, miał zdolności plastyczne i angażował się w życie
społeczne. Należał do harcerstwa, Związku Strzeleckiego, udzielał
się w teatrze. Zmobilizowany latem 1939 roku do obrony Ojczyzny,
walczył z Niemcami i Rosjanami w kampanii wrześniowej, trafił do
jenieckiego obozu w Kozielsku i wiosną 1940 roku został
rozstrzelany przez sowieckie NKWD w lesie w Katyniu.
- Mój tata
nie zdążył poznać swego ojca - opowiada jego najmłodsza córka
Anna Wójtowicz. - Urodził się dokładnie 1 września 1939 r. w
Tarnowie, podczas bombardowania szpitala. Co prawda w metryce ma
wpisane 31 sierpnia 1939 r., ale ubłagała o wpisanie tej daty
matka, nie chcąc, aby dzień urodzin pierworodnego syna kojarzył
się z wybuchem wojny. Jej mąż, 29-letni wówczas oficer,
Mieczysław Seweryn, przechodził akurat ze swoim 16. Pułkiem
Piechoty przez Tarnów i zdołał jeszcze zobaczyć syna w szpitalu.
Życie ojca Anny rozpoczęło się więc wśród świstu kul i
ucieczki na ręku matki ze zrujnowanego szpitala. Wojnę przetrwali w
ich nowym domu w Żabnie, choć większą jego część zajęli
Niemcy. Budynek zbudował trzy miesiące przed wybuchem wojny
Mieczysław Seweryn, który od września 1939 r. miał zostać
dyrektorem szkoły. Z obozu w Kozielsku przysłał jedyny list.
Dzielna wdowa katyńska zdołała także ocalić Żydówkę,
przechowując ją przez dwa lata w piwnicy. Kiedy po Niemcach
przyszli do Żabna Rosjanie, cudem ocaliła siebie i synka przed
wywózką na Syberię. Wychowywała go w atmosferze kultu ojca.
-
Mój obraz z dzieciństwa to siedząca w żałobie babcia Janina i
płonące świece przy fotografii męża Mieczysława, który zginął
w Katyniu. Całe życie wracała do swojej pięknej, a tak
dramatycznie przerwanej miłości. Zmarła w 1996 roku - opowiada w
Chicago Anna. Pokazuje rodzinne zdjęcia, także razem z aktorem
Andrzejem Sewerynem. Ostatnie wspólne, z Thanksgiving - Święta
Dziękczynienia.
Jej ojciec, Wojciech Seweryn, od dziecka
malował, rzeźbił, uwielbiał też robić zdjęcia. Ukończył
Liceum Sztuk Plastycznych w Tarnowie, ale studia na krakowskiej ASP
przerwał, bo matka zachorowała na raka. W 1960 roku poślubił
Marię, kadrową w oświacie. Zamieszkali w rodzinnym domu, gdzie
pielęgnował pamięć ojca. Nie pozwalał w domu nic zmieniać,
wszystkie pamiątki po rodzicu - a ocalał cały kufer - traktował
jak relikwie. Całe życie głosił prawdę o zbrodni katyńskiej. I
przeszedł w kraju gehennę.
- Ojciec był prześladowany za
ojca oficera zamordowanego w Katyniu. Dręczono go, straszono,
zatrzymywano w areszcie. Miał też problemy z pracą, bo nie umiał
kłamać, nie dał się wciągnąć do PZPR. Aby przeżyć, imał się
różnych zajęć. Pracował w instytucjach kultury, założył swój
warsztat szyldów, hodował nawet barany. W końcu, w 1976 r.,
wyjechał z kraju - opowiada Anna.
Pomnik
katyński
W
Chicago Wojciech Seweryn przeszedł kolejną gehennę. Zaczynał od
dorywczych prac i mieszkania w piwnicach. Chorował. Ale poczuł się
nareszcie wolny. Zaczął uczestniczyć w uroczystościach
katyńskich, demonstracjach Polonii, paradach trzeciomajowych. W
szkołach polskich opowiadał historię kraju i Katynia. Jak tylko
stanął nieco na nogi, starał się ściągnąć rodzinę. Słał
paczki. Anna pamięta, jak przez dziesięć lat tęskniła za ojcem,
jak podpisane "Dla Aniutki" zabawki były oczekiwane i
pieszczone... - Zawsze byłam ukochaną jego córeczką, a on moim
wspaniałym ojcem - uśmiecha się. Zresztą Wojciech Seweryn wysyłał
co miesiąc aż około 20 paczek, nie tylko dla całej rodziny, ale i
dla sąsiadów z Żabna.
- Miał wielkie serce, potrafił zdjąć
ostatnią koszulę, aby pomóc biednym - wzrusza się Anna. - Mama
nie chciała opuszczać Polski. Zresztą miała kłopoty z uzyskaniem
paszportu, który dwukrotnie jej dawano i dwukrotnie zabierano.
Kochała jednak ojca i wreszcie po ośmiu latach, kiedy starszą
córkę wydała za mąż, przyjechała do Chicago. Nie mogła się w
USA odnaleźć, ale trwała przy kochanym mężu i znosiła jego
zaangażowanie dla sprawy Katynia, gdyż on nie wyobrażał sobie
życia w Polsce. Ja przyjechałam do Chicago rok później, po zdaniu
matury - wspomina Anna. Jej ojciec był wtedy lakiernikiem
samochodowym, dobrze zarabiał. W warsztacie mercedesa przepracował
16 lat, aż do emerytury.
Przez ostatnich dziesięć lat
Wojciech Seweryn żył budową Pomnika Katyńskiego. Zainicjował
Komitet Budowy, sam zaprojektował monument, zbierał pieniądze,
angażując do tej idei przyjaciół, znajomych i całą swoją
rodzinę. Jego dwoje wnucząt, Natalia i Daniel, dużą część
dzieciństwa spędzili z puszkami w ręku. Szczególnie Daniel, który
towarzyszył dziadkowi od najmłodszych lat, gdyż do siódmego roku
życia go "wyniańczył". Mimo wielu wrogów tej idei
(przeciwni byli nawet niektórzy z Rodziny Katyńskiej w Chicago)
Wojciech Seweryn dopiął swego. Pomnik Katyński stanął 16 maja
2009 roku na cmentarzu Niles, nieopodal jego ogrodzenia. Jest więc
doskonale widoczny z okien aut, zwłaszcza że przy nekropolii
biegnie jedna z głównych ulic miasta. Pomnik składa się z głównej
rzeźby - Matki Bożej Katyńskiej, trzymającej martwego żołnierza
z raną w tyle czaszki. Pietę wykonał Wojciech Seweryn. Góruje nad
nią duży krzyż na tle białego granitu, który symbolizuje orła
bez głowy. Anna jeszcze niedawno widywała ojca, jak siedział przy
pomniku i patrzył na dzieło swego życia.
- Te dziesięć
lat, mimo ciężkiej pracy i wielu trudności, było najszczęśliwszym
okresem w jego życiu - mówi córka. Przypłacił to jednak zdrowiem
- trzema stanami przedzawałowymi, kilkoma pobytami w szpitalu i
wrogością niektórych środowisk.
Dzień odsłonięcia
pomnika był dla niego wielkim szczęściem. W uroczystości
uczestniczyło wielu gości, w tym prezes Stowarzyszenia "Wspólnota
Polska" Andrzej Płażyński i przewodniczący Rady Ochrony
Pamięci Walk i Męczeństwa Andrzej Przewoźnik. Razem z budowniczym
pomnika zginęli w katastrofie pod Smoleńskiem... Zaplanowano, że
po powrocie z uroczystości rocznicowych w Katyniu obchody 70-lecia
zbrodni katyńskiej w Chicago odbędą się właśnie przy nowym
pięknym monumencie...
- Tata opowiadał wszystkim, że po
dziesięciu latach zmagań postawił w Chicago pomnik Katynia, więc
może umrzeć... - wspomina Anna, która też mnóstwo czasu spędziła
w Ameryce na zbieraniu pieniędzy i katyńskich akademiach.
Zostały
okulary
Z
związku z uroczystościami w Katyniu polscy Amerykanie wyjechali do
Polski już w marcu 2010 roku. Chcieli spędzić Święta Wielkanocne
u starszej córki Bogusławy w Żabnie. Do Katynia na 70. rocznicę
zbrodni wybierał się 10 kwietnia tylko Wojciech Seweryn (już po
raz trzeci), bo jego żona Maria Seweryn, mająca problemy z sercem,
zapowiedziała, że jej noga nigdy nie stanie na "nieludzkiej
ziemi". Ojciec Anny - dzięki mieszkańcom Żabna - zdążył
jeszcze w rodzinnym mieście przeżyć jedne z najszczęśliwszych
chwil swojego życia. W 70. rocznicę zbrodni katyńskiej na boisku
szkoły, którą kierował jego dziadek Wojciech Seweryn, polski
Amerykanin posadził Dąb Pamięci - obsypany ziemią z Katynia,
poświęcony Mieczysławowi Sewerynowi.
- Był wzruszony i
szczęśliwy! Dumny z wnucząt, ale przede wszystkim z tego, że w
Żabnie nareszcie uznano jego ojca za bohatera - Anna rozmawiała z
rodzicem 9 kwietnia 2010 roku, o dziesiątej wieczorem. Przed odlotem
do Smoleńska nocował w hotelu Belweder w Warszawie. W przeddzień
wyjazdu z USA przekazał jej wiele sekretów rodzinnych, różne
klucze - od domu, samochodów, a nawet od sklepu z antykami, który
prowadził nieco potajemnie od 1992 roku (uwielbiał dzieła sztuki).
Z wszystkimi żegnał się po kilka razy, najczulej z wnukiem
Danielem. Obiecał mu, że po powrocie pójdzie z nim popatrzeć, jak
gra w golfa...
Po tej długiej ostatniej rozmowie telefonicznej
przez ocean Anna Seweryn dziwnie nie mogła spać. Podświadomie
czegoś się obawiała. Jeszcze w lutym prosiła ojca, aby nie jechał
do Katynia z prezydentem Lechem Kaczyńskim - ze względu na stan
zdrowia i na bezpieczeństwo. Odpowiedział, że z prezydentem jest
najbezpieczniej. Znał go osobiście, spotkał się z nim kilka razy,
dwukrotnie został przez niego uhonorowany najwyższymi odznaczeniami
RP.
Kiedy nagle zadzwonił telefon komórkowy jej siostry z
Polski i usłyszała głos matki, wiedziała wszystko... Szalała z
rozpaczy. Wołała, dlaczego jej ojciec musiał zginąć w tym samym
miejscu co jej dziadek. Dlaczego katyński las jest taki przeklęty?
- Od pierwszej chwili nie wierzę, że to był wypadek. To katyńska
śmierć... - płacze. Jej mąż, Krzysztof, uspokajał ją: - Ojciec
osiągnął swój cel i po 70 latach połączył się z ojcem.
Przez
chmurę wulkaniczną Anna ledwo zdążyła na pogrzeb. Jedyny
obywatel amerykański na pokładzie rozbitego tupolewa został
pochowany w Żabnie, w rodzinnym grobie, obok matki, dziadków i
pradziadków oraz urny z ziemią katyńską. Miał królewski
pogrzeb. - Ale zakazano nam odkrycia trumny, a ja tak pragnęłam go
zobaczyć po raz ostatni! - żali się.
Po ojcu ocalało sporo
rzeczy: torba podręczna, kurtka, karta pokładowa, okulary (nawet
nie wypadły szkła), pieniądze, lekarstwa na serce, spinki i inne.
Każdy element w osobnym woreczku. Część ubłocona. Zaginął
jeden order, telefon komórkowy, aparat fotograficzny.
Anna
była już na mogile ojca w Żabnie 1 listopada. Spotkała się też
w listopadzie z prokuratorem w Warszawie i swoim adwokatem Bartoszem
Kownackim. Przeczytała tysiące stron akt. Ocenia: - Same bzdury. To
parodia śledztwa. Zresztą na co można liczyć, jeśli wszystkie
materiały dowodowe, oryginały czarnych skrzynek czy wrak są w
Rosji? - pyta retorycznie. Ubolewa, że członków rodzin ofiar
Smoleńska władze w Polsce traktują instrumentalnie, manipulują
nimi, wręcz wyśmiewają. Zachowania te docierają i za ocean.
Polonia jest podzielona, nie może doprosić się o pomoc Ameryki w
ustaleniu rzeczywistych przyczyn katastrofy. Anna Wójtowicz, choć
reprezentuje w USA tylko jedną rodzinę poszkodowaną, zapowiada
jednak, że nie ustanie w wysiłkach o umiędzynarodowienie śledztwa.
- Nie spocznę w dochodzeniu do prawdy o tragedii smoleńskiej,
podobnie jak mój tata przez całe życie walczył o prawdę o
zbrodni katyńskiej. To moja misja i obowiązek, wobec ojca, dziadka
i Polski. Historia katyńska w naszej rodzinie Sewerynów zatoczyła
koło.
Teresa
Kaczorowska